MunoRadar: Octo Octa. Kultura klubowa, czyli wspólnota i szacunek
Octo Octa to ważna postać dla współczesnej sceny elektronicznej z kilku powodów, nie tylko muzycznych. Życiorys Amerykanki utożsamia wiele cech kultury klubowej i sporo mówi o jej obecnej kondycji i wartościach.
Octo Octa. Z Brooklynu do line-upów największych festiwali świata
Zacznijmy od końca. Mamy rok 2020. Od początku roku Maya Bouldry-Morrison odwiedziła już kluby w Detroit i Nowym Jorku. Lada moment czekają ją ponowne wizyty w Rotterdamie, Paryżu czy Glasgow. Pod koniec miesiąca zagra także w Panorama Bar, w miejscu, w którym dała swój pierwszy występ w Europie. Reszta roku w wykonaniu Octo Octy zapowiada się równie obiecująco. Na tę chwilę jej obecność w line-upie potwierdziły takie festiwale jak Movement Electronic Music, NOS Primavera, Mad Cool czy Lowlands.
Ostatnie lata dla Bouldry-Morrison to bycie na nieustającej fali. Muzycznie i życiowo. Producentka i didżejka stała się czołową reprezentantką pozytywnej, niczym nieskrępowanej muzyki house, czerpiącej pełnymi garściami z jej korzeni i dorobku klasyków z Detroit czy Chicago.
Z szacunku do muzyki i siebie samej
W pewnym sensie Amerykanka to przedstawicielka „starej szkoły”. Przygodę z muzyką zaczęła w wieku 14 lat. Rozwijała swoją pasję nie będąc częścią klubowego środowiska jej rodzinnego Brooklynu. Jej pierwsze nagrania powstały na długo zanim sama udała się na jakikolwiek set didżejski. Skupiała się wyłącznie na sobie i rozwijaniu własnego warsztatu. Choć do dziś mówi o swoich nagraniach, że brzmią amatorsko i prawie w ogóle nie grywa ich w czasie setów, to słynie z tytanicznej pracy producenckiej.
Przez długą część kariery w ogóle nie grała w formule setów. Liczyły się dla niej wyłącznie live acty.
Tworzyć tu i teraz
W rozmowie z Never Apart, a później podczas sympozjum zorganizowanego przez Boiler Room w Seulu, wspominała, że od zawsze fascynowała ją możliwość ewolucji muzyki tu i teraz, element niepewności i szansa na to, by w ciągu jednej chwili powstał zupełnie nowy dźwięk, będący zaskoczeniem zarówno dla niej, jak i publiczności. Dopiero w ostatnich latach Octo Octa zwróciła się w kierunku setów didżejskich, w których bez trudu łączy grę z winyli i cyfrowych kontrolerów.
Jej selekcja, a także autorska twórczość, pełna jest unoszącej energii i spontaniczności. To także ukłon w stronę młodzieńczych inspiracji. Zapytana o nie, jednym tchem wymienia muzykę jungle, garage, ale i rave’y z lat 90. Wszystko to słychać w Resonant Body, jej ostatnim, kapitalnym longplayu wydanym w 2019 roku.
Michael
Moment i miejsce, w którym obecnie znajduje się Octo Octa, nie byłoby możliwe do osiągnięcia, gdyby nie zwycięstwo nad własnymi demonami. Z kolei to zwycięstwo nie wydarzyłoby się, gdyby nie muzyka, która stała się dla Bouldry-Morrison sposobem komunikacji ze światem, a z czasem zapisem historii zmian w jej życiu.
Nastoletnia przygoda z muzyką zaczęła nabierać dojrzalszych kształtów w 2011 roku. Wtedy to ukazała się debiutancka epka Octo Octy, Let Me See You. Wydawnictwo ujrzało światło dzienne dzięki wytwórni 100% Silk z Los Angeles.
Michael Morrison, gdyż tak wówczas nazywała się bohaterka historii, łączył muzyczną pasję z pracą na pełny etat w magazynie firmy oświetleniowej. Będąc mężem miłości poznanej jeszcze w czasach szkoły średniej, czuł zachodzące w sobie zmiany. Mając łatkę outsidera, skromnego i małomównego chłopaka z wąsem, chował je głęboko w sobie, dzieląc się zaledwie ich częścią ze swoją żoną.
W 2012 roku, podczas przerwy w pracy, Michael natrafił na artykuł The Secret Life of Transgender Rocker Tom Gabel. Tekst dla magazynu Rolling Stone napisał Josh Eells. Czytając go, ówczesny 25-latek zaczął składać w głowie układankę myśli i doświadczeń, które towarzyszyły mu przez całe życie. Swoimi wnioskami postanowił podzielić się z żoną. Tym samym rozpoczęła się przemiana, której pierwszy akt można nazwać Between Two Selves, dokładnie tak, jak brzmi tytuł wydanej w 2013 roku płyty Octo Octy.
Maya
Powoli stając się Mayą, Morrison uświadomił sobie, iż jego dotychczasowe bycie nieco aspołecznym, wiecznie stojącym z boku odludkiem, spowodowane było brakiem pewności siebie, samoświadomości, a także zgodności ciała i umysłu.
Początek procesu przemiany, pełny był momentów załamania. W tym roku, w którym ukazał się album Between Two Selves, żona Michaela zostawia go. On zaś przeżywa kolejne upadki. Stany lękowe i depresja pogłębiają się. To była ta dziwna pętla: jesteś coraz bardziej niespokojny, a więc próbujesz się uspokoić. Wtedy zauważasz, że nie możesz i to narasta jeszcze bardziej – mówi Maya w wywiadzie dla Resident Advisor w 2016 roku.
Michael decyduje się na coraz odważniejsze kroki w drodze swojej przemiany. Jak sam przyznaje, z każdym kolejnym jest coraz lepiej. Możliwość identyfikowania siebie jako kobiety, dodaje mu sił i pewności siebie. Amerykanin porzuca pracę i skupia się wyłącznie na muzyce. Na pozytywne efekty tej decyzji nie trzeba długo czekać.
W 2015 roku Octo Octa debiutuje w katalogu wytwórni Running Back epką More Times. Jeszcze w tym samym roku zalicza pierwszy występ w Europie, we wspomnianym Panorama Bar. Kolejne sukcesy, możliwość wyrażania siebie stopniowo pomagają wydobyć się z psychicznego dołka. Michael w coraz bardziej otwarty sposób zaczyna mówić o sobie jako kobiecie. W 2016 roku oficjalnie przedstawia się światu jako Maya Bouldry-Morrison. Rok później wydaje płytę Where Are We Going?. Octo Octa jest na ustach wszystkich.
No More Pain
Wspomniany krążek, który ukazał się nakładem Honey Soundsystem Records, pełny jest autobiograficznych klisz. Na albumie pobrzmiewają nie tylko młodzieńcze inspiracje. House przeplata się z breakbeatem i lżejszą elektroniką, momentami przypominającą dokonania Polo & Pan. Tracklistę płyty wyznaczają wymowne tytuły piosenek. Przykłady? Fleeting Moments Of Freedom (Wooo) lub No More Pain (Promises To A Younger Self). W tym samym roku Maya poznaje Eris Drew, swoją przyszłą partnerkę w życiu i za deckami. Ich wspólne występy to esencja radości i wolności, jakie powinna dawać muzyka house.
Im dłużej trwa kariera Octo Octy, tym dostarcza ona słuchaczom coraz lepszych nagrań. W 2019 roku swoje premiery miały dwa istotne dla dorobku Bouldry-Morrison wydawnictwa. Pierwszym z nich jest składająca się z trzech pozycji epka For Lovers. Każdy utwór zawarty na niej stał się obowiązkową pozycją w setach najważniejszych didżejów i didżejek na świecie.
Następnym wydawnictwem był kolejny longplay w karierze Octo Octy, płyta Resonant Body. Jak mówi sama autorka, jest to deklaracja wolności i siły, o czym zresztą kolejny raz przekonują tytuły piosenek. Wystarczy wymienić Power To The People czy My Body Is Powerful. Ten drugi zwrot widnieje również na ciele Mai jako tatuaż.
Kultura klubowa, czyli wspólnota
We wstępie do artykułu napisałem, iż postać Octo Octy mówi wiele o obecnej kondycji kultury klubowej i jej wartościach. I nie ma w tym nic na temat postawy samej artystki. Maya Bouldry-Morrison zachowała w sobie pierwiastek Michaela. W wywiadach stroni od używania mocnych słów, eksponowania i przekonywania ludzi do swoich poglądów, manifestowania wyznawanych przez siebie wartości. Od samego początku robi to za pomocą muzyki. To ona jest dla niej sposobem wyrażania siebie i komunikacji ze światem.
Kultura klubowa, czyli szacunek
Co więcej, twórczość Octo Octy, prócz artystycznej wartości, niesie za sobą to, co leży u podstaw kultury klubowej. Szacunek dla siebie oraz drugiej osoby, a także radość wynikającą z solidaryzującej mocy muzyki, która sprawia, iż dzięki niej ludzie tworzą społeczność chcącą bawić się w tym samym czasie i miejscu. W rozpoczynającej się trzeciej dekadzie XXI wieku, mam wrażenie, że wiele osób biorących udział w zjawisku nazywanym kulturą klubową, zapomina o tym. Mowa tu zarówno o uczestnikach imprez, jak i ich organizatorach. Angażowanie się w tworzenie kultury klubowej powinno odbywać się z poszanowaniem wartości, na których została zbudowana – chęci tworzenia bezpiecznych przestrzeni, w których prócz muzyki, jest miejsce dla każdego, niezależnie od płci, orientacji, pochodzenia, wiary czy koloru skóry.
Chcesz tworzyć? Nie dziel
Brak respektowania tych zasad oznacza brak fundamentalnej wiedzy na temat zjawiska, którego chce się być uczestnikiem, a czasem też (co gorsza) współtwórcą. Bez tego nie jest możliwe rozwijanie kultury klubowej, jednej z najpiękniejszych form społecznej integracji. To ostatnie słowo jest tu kluczowe – integracja oznacza bowiem wspólnotę, jedność. Oznacza brak podziałów. A zatem jeśli chcesz tworzyć kulturę klubową, nie dziel nikogo, bez względu cokolwiek. Dziel za to miłość do muzyki i ludzi, którzy słuchają ją razem z Tobą.