Gruvi nowym cyklem muzycznym na klubowej mapie Polski – Tomie Nevada na inaugurację
W najbliższy piątek we wrocławskim klubie Ciało odbędzie się inauguracja nowego cyklu - Gruvi. Zamysł całego zamieszania krążyć będzie wokół mocno zdefiniowanego brzmienia - muzyka ma być funky i ass shaking!
Gruvi – poligon doświadczalny
W napływie coraz większej masy nowych pomysłów na imprezy techno, idea Gruvi ma być powiewem świeżości na polskich parkietach z muzyką elektroniczną. Ta świeżość będzie miała jednak swoje korzenie w muzycznych brzmieniach i inspiracjach sprzed lat. Ideologicznym aspektem samych wydarzeń będzie „odkopywanie” i prezentowanie artystów w starym wydaniu, którzy miażdżyli kluby swoim soundem 20 lat temu. Dzisiaj albo nie grają albo poruszają się po zupełnie innych muzycznych płaszczyznach niż kiedyś.
Na inauguracyjnych mistrzostwach w operowaniu groove’m, wrocławskie Ciało odwiedzi szczególny gość, który jest niepodważalnym przykładem, że „Polak potrafi”. Jego utwory wydawane były w takich labelach jak Unleash, autorskim Memory Lane czy legendarnym Zenicie należącym do Marco Caroli. Wybrzmiewały na największych imprezach początku XXI wieku, podczas setów takich wykonawców, jak Sven Väth, Gaetano Parisio czy DJ Misjah. Po prawie 15 latach przerwy znowu wraca za decki, by „zagruvić” jak za starych czasów – Tomie Nevada we własnej osobie. W line-upie znaleźli się również wyborni wrocławscy selekcjonerzy – IWANN, Trans Timmermans oraz Pan Dżejdżej b2b Ravetoszyn.
Kulisy narodzenia pomysłu na taki booking zdradza nam Daniel Matoszyn (Ravetoszyn), ojciec założyciel całego przedsięwzięcia, od początku związany z kolektywem Zajezdnia oraz wrocławskim Transformatorem:
Jako, że Tomasz od zawsze był moim idolem, a jego twórczość prowodyrem mocnej zmiany kierunku w moich (i chyba nie tylko moich) muzycznych upodobaniach, to jego booking zawsze zalegał na liście „things to do before death”. Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby taka legenda nie zagrała na jakiejkolwiek imprezie we Wrocławiu, no ale przez długi czas była to rzecz niemożliwa do wykonania, z racji braku jakiegokolwiek kontaktu. Na szczęście, na Wisłoujściu zgadaliśmy się z Carla Roca, która zdradziła nam, że Tomie jednak nie rzucił kariery i chce wrócić za decki. Dostaliśmy do niego kontakt a potem to już wszystko poszło z górki.
Gruvi – marzenie o najlepszych oldschoolowcach
Organizatorzy na razie nie wychodzą poza piątkową imprezę, jednak udało nam się nieco wyciągnąć na temat przyszłości Gruvi. Na radarze artystów, którzy idealnie wkomponowaliby się w tę ideę jest stara włoska scena z Gaetano Parisio na czele. Kolejnym pomysłem jest otwarcie się na szwedzkie brzmienia w stylu Samuel L. Session czy rzeczy z UK. Marzeniem byłoby także ściągnięcie Marco Caroli czy Ben Simsa z oldschoolowym setem, jednak pomysłodawcy wolą na razie stąpać po ziemi.
Tomie Nevada – wywiad dla Muno.pl
Paweł Chałupa: Jesteś headlinerem zbliżającej się imprezy w jednym z najlepszych klubów w Polsce. Próbowałem odnaleźć ostatnią imprezę na której grałeś – bezskutecznie. Pamiętasz kiedy ostatni raz stałeś za deckami?
Tomie Nevada: Kilka razy w tym roku na pewno osobiście stałem za deckami. Generalnie staram się to robić regularnie ale to nie tak, że jest mi to jakoś wybitnie potrzebne.
Młodsza część publiki zainteresowana muzyką elektroniczną może nie znać Twojej twórczości. W wielu kręgach jednak Twoje dokonania uznawana są dziś za kultowe. Opowiedz proszę czym dzisiaj się zajmujesz oraz co było przyczynkiem Twojego zejścia ze sceny związanej stricte z aktywnością klubową.
Tomie Nevada: Jeśli to fakt o czym mówisz to dziękuję, nie wiedziałem o tym. Dziś pochłania mnie stukanie w klawisze – jeden program piszę już chyba od dekady. Odkleiłem się od projektu Tomie Nevada, gdyż majstrowanie przy samym dźwięku zaczęło pochłaniać coraz więcej energii i czasu. Granie czy też robienie muzyki pośrednio o dziwnym tempie jakim jest 137bpm, naturalnie zostało zneutralizowane. Stało się to dla mnie za szybkie, chciałem bardziej oddychać dźwiękiem. Skupiłem się bardziej na opracowywaniu metod do studia – skupiając się na produkcji i realizacji. Później oddałem się światu pociętych i porozjeżdżanych kolaży, które definiowałem jak i przetwarzałem przez własne – ale tu podkreślę – cyfrowe rozwiązania do kreatywnego przetwarzania dźwięku. Nie używałem instrumentów ani gitarowych efektów, ciąłem zewsząd dźwięki w sample. Obecnie pracuje w firmie produkującej małe modularne, programowalne urządzonka generujące dźwięk.
Dałeś się poznać jako wybitny producent, digger oraz miłośnik czarnego wosku. Czy brzemię wieloletniej pracy w sklepie winylowym nosisz do dzisiaj i nadal słuchasz muzyki właśnie w takim formacie?
Tomie Nevada: Dziękuję, że tak myślisz. Ja rozumiem tą naszą miłość do płyt, jednak nie uważam ich brzmienia za tak arcydobre, jak się zwykle opowiada. Mam też teorię, że igła poprzez tarcie w ten plastik wytwarza spore spektrum szumu. Nie jest to szum biały rzecz jasna, lecz powiedziałbym czarny (śmiech), który to zawiera sporo energii w dolnych pasmach, co powoduje, że np. głośnik w jakimś procencie jest mniej efektywny. Na pewno zakłóca to bassdrumowi odegrać swojej dolnej charakterystyki we właściwy sposób. Dwa, że mastering winylowy i tak nie pozwoli odegrać ci kicka należycie. Dla elektronicznej muzyki mogłoby się wydawać to istotne. Są tacy, którzy robią z tego ezoterykę.
Obserwując na Discogsie labele w których wydawałeś muzykę, można mieć wrażenie, że obcujemy z ekstraligą producencką. Jakbyś ocenił swoją karierę – czujesz się spełnionym artystą?
Tomie Nevada: Tak myślisz? No tak, faktycznie (śmiech). Trudno mi ocenić swoja karierę, bo co to jest ta kariera? Robię głównie to, co zamierzam, zgadzam się z własnym zdaniem, czyli chyba musiałbym ocenić po prostu dobrze. Jako producent nigdy jej nie zakończyłem, mam inne projekty. Stworzyłem sobie wiele możliwości w tworzeniu jak i programowaniu, co pewnie wymusza na mnie aby powiedzieć, że to kariera rozwijająca.
Tomie Nevada – Next Exit
Niespotykaną dzisiaj rzeczą jest aby w Internecie o danym artyście znaleźć więcej jego muzyki niż informacji o nim samym. Jak definiujesz obecną kondycję sceny elektronicznej na świecie, jeśli w ogóle ją jeszcze śledzisz? Myślisz, że odnalazłbyś się w dzisiejszych realiach z całą otoczką, która w dużej mierze opiera się na marketingu i promocji w social mediach?
Tomie Nevada: No bo widzisz, tu nie o artystę chodzi a o to, co z niego wychodzi. Jeżeli artysta chce coś oddać, to robi to w sztuce na swoje 100%. Odbiorca musi natomiast jemu zaufać, że to wystarczająca forma ilości przekazu. Po co więcej. Jak definiuję obecną scenę ? Sama się definiuje. Umiera, odradza. Moja narracja nie ma tu nic do wniesienia. Mamy renesans i odrobioną pracę domową przez np. rumuńska scenę, która w zasadzie odwleka mnie od tego aby robić dalej muzykę, gdyż oni sami już spełniają moje oczekiwania na tyle, że czuje się przez nich absolutnie ukontentowany. A tak w sekrecie to słucham drum and bass od kiedy pamiętam. Jednak nie mam pojęcia co masz na myśli pytając o realia. Rzeczywistość to złudzenie.
Czego możemy spodziewać się po Twoim występie w Ciele? Jest szansa usłyszeć Twoje najnowsze inspiracje czy wracamy do korzeni, kiedy Tomie Nevada definiował groove na imprezach w całej Polsce i nie tylko ?
Zagram klasycznego seta na 3 CD playerach żonglując różnymi pomysłami, nad którymi wciąż pracuję.