DJ Shadow w Krakowie – RELACJA MUNO.PL
W miniony wtorek w krakowskim klubie Rotunda wystapił legendarny DJ Shadow. Na tym niecodziennym wydarzeniu nie mogło zabraknąć redaktora Muno.pl!
Są artyści, których przedstawiać nie trzeba albo wręcz nie wypada. Do takich należy oczywiście DJ Shadow – zasłużony weteran sceny elektronicznej lat ’90. Amerykanin wymyka się co prawda jednoznacznej kategoryzacji, ale kojarzony jest głównie jako guru turntablistów, kolekcjoner winyli i jeden z ważniejszych twórców trip hopu.
Producent odbywa właśnie trasę koncertową po Europie w związku z planowanym na jesień wydaniem nowego albumu „The Less You Know The Better”. Najwidoczniej Josh Davis wziął sobie tytuł krążka do serca, bo konsekwentnie odmawia udzielania wywiadów. Longplay jest już podobno dopięty na ostatni guzik, ale ukaże się za kilka miesięcy. Artysta doszedł chyba do wniosku, że dodatkowa agitacja na rzecz już tak oczekiwanego albumu jest po prostu zbędna. DJ Shadow wystąpił w Polsce na dwóch koncertach – w Warszawie i Krakowie.
Pod Wawelem na ten występ oczekiwano z niecierpliwością. Położony niedaleko Błoni krakowski klub Rotunda zgromadził spory tłum entuzjastów głównie hip hopu. Nie było wyjątkowego ścisku, ale biorąc pod uwagę wysokie ceny biletów, gremium było naprawdę liczne. Na początek towarzystwo zaczął rozkręcać DJ Krime – cieszący się opinią najzdolniejszego turntablisty w Polsce. Takie miano i liczba zdobytych przez niego tytułów zobowiązują. Opinie na temat jego występu były jednak mocno rozbieżne. Niektórzy twierdzili, że zagrał zupełnie bez zaangażowania. Inni nie widzieli w jego secie większych nieprawidłowości. Może Krime’owi trochę zabrakło motywacji. Kiedy zaczął grać, parkiet świecił jeszcze pustkami. Potem była długa przerwa, kiedy technicy ustawiali sprzęt AV dla gwiazdy wieczoru. Z głośników dobiegały rozmaite brzmienia hip hopu, a widownia kiwała się i wyczekiwała na główną gwiazdę wieczoru, migrując co jakiś czas po kolejne kubki z piwem.
Po dłuższej chwili nadszedł ten moment, na który wszyscy czekali. Na scenę wkroczył DJ Shadow we własnej osobie – ubrany jak zawsze w luźne spodnie i charakterystyczną czapeczkę z daszkiem. Mężczyzna przywitał się bez słowa z publicznością, po czym zniknął w wielkiej kuli o mlecznym kolorze. Dokładnie tak. Na środku sceny ustawiono wielki przedmiot trochę przypominający igloo. W kierunku kuli ustawiono dwa rzutniki. Kiedy na ścianie konstrukcji pojawiły się zdjęcia znanych krakowskich miejsc takich jak Barbakan czy Rynek Główny, reakcja widowni była niezwykle pozytywna. Jak się później miało okazać, wizualizacje były kluczowe dla całościowej impresji z tego występu. Za wspomnianą kulą, w której zamknął się DJ Shadow, VJ wyświetlał swój kalejdoskop obrazów. Przed oczami widzów pojawiały się krajobrazy, sceny z życia miast jak i motywy zupełnie kosmiczne. Pierwszy kawałek uderzył falą mocnych bitów – uzupełnianych bezbłędnym skreczem Davis’a. Z upływem czasu Shadow uderzał w coraz bardziej 'drummowe’ tony. Po jednym z numerów kula zaczęła się kręcić, po czym w okienku pojawił się muzyk stojący nad swoją konsoletą.
Podczas koncertu Davis często przemawiał do zgromadzonych fanów, urzekając zwyczajną skromnością i dystansem do własnej osoby. Niestety w samym środku występu doszło do poważniej awarii zarówno dźwięku jak i obrazu. Davis nie był w stanie odpalić sprzętu, a na domiar złego na ekranach coraz częsciej pojawiał się 'blue screen’. Shadow zarządził więc przerwę techniczną i przepraszał za te niedogodności. Po kilku minutach DJ Shadow ponownie rozkręcił swój show. Sporą niespodzianką był sposób, w jaki poleciał legendarny „Six Days” – rozpędzony do okolic 170 BPM. Fani z radością odśpiewali refren. Wśród znanych utworów były też „This Time (I’m Gonna Try It My Ways)” czy „Organ Donor”. Do widzów mocno przemówił nafaszerowany samplami „Def Surrounds Us”. Jak można było przewidzieć, muzyk zagrał kawałek „I Wanna Rokk” z wydanej właśnie EP. Podczas koncertu można było wyczuć, że Davis improwizuje na żywo, wstrzymując i uruchamiając decki. Całość okraszał fachowym skreczem.
Koncert był raczej udany, chociaż wciąż pozostaje pewien niesmak. Liczne usterki były irytujące, a wszystko wskazywało na to, że wina nie leży wcale po stronie organizatora. Od profesjonalisty oczekujemy profesjonalizmu. Podczas występu technicy długo szperali przy rzutnikach, co w dużej mierze psuje atmosferę i wizualny trans. Jednak trzeba przyznać, że Shadow starał się zrehabilitować za te błędy naprawdę solidnym bisem. Występ był urozmaicony zarówno muzycznie jak i wizualnie. Gość z Los Angeles zaskoczył dominacją elektroniki, bo spodziewałem się raczej klasycznego trip hopu. Nic z tych rzeczy – było szybko i głośno. Chwilami wręcz za bardzo.
Teskt: Mateusz Mondalski