Norweg, który przywrócił disco. Todd Terje i jego „Inspector Norse”
Historia pewnego pogodnego Norwega, który na zimnej północy Europy stworzył coś, co rozgrzało parkiety na całym świecie. Oto Todd Terje, fenomen Inspectora Norse'a oraz kultowego już debiutanckiego (i wciąż jedynego!) krążka.
Wielokrotnie powtarzam, że w muzyce najważniejsze są emocje, cała reszta jest nieistotna jeśli dany utwór ma to “coś”, co porusza – unosi nad ziemię, przygniata do niej, rozgrzewa serce, łamie je, sprawia, że nie potrafisz stać spokojnie w miejscu albo zastygasz bez ruchu.
Niezależnie od reakcji, to emocje są najistotniejszym kodem odbioru muzyki i sposobem dzięki któremu ją zapamiętujemy, a następnie utożsamiamy z danym stanem. I kiedy w 2012 roku EDM zainfekował cały świat, lecz jednocześnie światło dzienne ujrzały płyty Buriala, Four Teta, Andy’ego Stotta, Orbital czy Squarepushera, to rankingi podsumowujące rok pod kątem elektronicznych produkcji zdominował pewien uśmiechnięty Norweg i jego dziwaczne, lecz obezwładniająco chwytliwe disco. A była to jedynie przystawka przed tym, co miało wydarzyć się dwa lata później.
Todd Terje. Zimna północ, gorące disco
Urodzony w 1981 roku w norweskim Mjøndalen Terje Olsen od początku nie ukrywał swoich fascynacji muzyką elektroniczną, zwłaszcza tą z pogranicza house i disco. Wśród jego licznych aliasów znaleźć można takie kwiatki jak np. Duliatten Disco Dandia, New Mjøndalen Disco Swingers czy… Chuck Norris. Jednak w hołdzie słynnemu Toddowi Terry’emu, Norweg postanowił zaprezentować się szerzej światu jak Todd Terje. To właśnie pod tym pseudonimem zaczął wypuszczać autorskie produkcje w połowie lat 00. tego wieku. Wcześniej zajmował się głównie editami, które stawały się hitami lokalnych klubów, a on sam nazwany został ochrzczony mianem „jednego ze Świętej Trójcy norweskiego disco”, obok Prinsa Thomasa i Hansa-Petera Lindstrøma.
Kariera Todda zaczęła nabierać rozpędu na początku drugiej dekady obecnego stulecia. W 2011 roku bystre oko i ucho Gerda Jansona wyłowiło spośród tysięcy docierających do niego nagrań utwór Ragysh. Kawałek idealnie pasował do estetyki wytwórni Niemca, renomowanej Running Back. Progresywny numer narobił niemałego zamieszania w świecie muzyki elektronicznej trafiając do selekcji wielu czołowych wyjadaczy. Norwegowi nie pozostało nic innego, by udowodnić swój potencjał i przekonać wszystkich, że Gerd Janson (znów) miał rację dając szansę nowicjuszowi.
Ale że od razu wyjdzie z tego jeden z najbardziej znanych tracków dekady, a może i dalej?
Todd Terje – Ragysh
Rok później Todd Terje zaprezentował pierwszy pełnoprawny singiel. Inspector Norse, w całości zbudowany za pomocą jednej maszyny, a mianowicie ARP 2600 (podobnie jak wszystkie utwory z EP-ki It’s the Arps), stał się czymś więcej niż kolejnym hitem. Stał się utworem, który przedostał się w niemal każdy kąt ówczesnej blogosfery, rozpędzających się mediów społecznościowych i kultury klubowej wprowadzając wszędzie tam stan błogiej, nieskrępowanej niczym radości.
Todd Terje – Inspector Norse
Todd Terje. Inspektor ds. tańca
Pozornie banalnie, a wręcz brutalnie prosty kawałek, został skomponowany z największą starannością tak, by wszystkie melodie oraz każdy pojedynczy dźwięk składał się na całość tego niesamowitego, euforycznego dzieła. Z numeru brzmiącego niczym żart, Inspector Norse stał się hymnem roku 2012, co zresztą odzwierciedliły liczne rankingi, na czele z Mixmagiem przyznającym mu tytuł Utworu Roku. Earworm od pierwszego odsłuchu stał się instant klasykiem – już debiutancki singiel w karierze Todda Terje zagwarantował mu miejsce na liście “200 Greatest Dance Songs of All Time” autorstwa Rolling Stone.
Taneczna siła rażenia Inspectora Norse’a jest tak ogromna, że dla wielu wręcz frustrująca. To kawałek, który działa zawsze i wszędzie, który niezliczonej rzeszy DJów regularnie ratuje d*pę, gdy impreza zaczyna siadać, który wyciąga esencję ze stylistycznej prostoty disco i podaje na czarnym talerzu wszystko to, co jest jego największą mocą – obsesyjną chęć wprawienia ludzi w beztroski taniec i prawdziwy mentalny błogostan.
Todd Terje. Czas na album
W ciągu dwóch lat od premiery Inspectora Norse’a, Todd Terje zbudował sobie status ikony norweskiej sceny elektronicznej. Wydany w 2014 roku pierwszy (!) długogrający krążek artysty zatytułowany po prostu It’s Album Time nie był próbą zmierzenia się z sukcesem premierowego singla, który z niego pochodził. Był weryfikacją, a zarazem mistrzowskim wykorzystaniem uwagi skupionej wokół siebie za sprawą fenomenu jednego kawałka i udowodnieniem własnego kunsztu. It’s Album Time nie brzmi jak pierwsza, lecz co najmniej piąta płyta doświadczonego wyjadacza, który w znakomity sposób potrafi opowiedzieć słuchaczom każdą historię. Meandrujący wokół zróżnicowanej stylistyki, lecz zawsze znajdujący pierwiastek tej nieprawdopodobnej chwytliwości – krążek Todda Terje został obsypany pozytywnymi recenzjami jak internet długi i szeroki. Nikt nawet nie zwracał specjalnie uwagi na obecność doskonale już znanego Inspectora Norse’a jako utworu zamykającego cały album. Zamiast tego, słuchacze i krytycy docenili spójność i jednocześnie złożoność debiutanckiej płyty Norwega.
Todd Terje – Johnny & Mary
Fenomenalne Preben Goes To Acapulco, Delorean Dynamite czy w końcu Johnny & Mary z udziałem legendarnego Bryana Ferry’ego z Roxy Music – It’s Album Time wypełniony został po brzegi dowodami na to, że Todd Terje jest geniuszem w swojej dziedzinie, co potwierdził już na początku kariery i co zresztą potwierdza po dziś dzień, dekadę od premiery długogrającego debiutu.