’Będę robił muzykę niezależnie od tego czy będzie ona wydana, czy nie’ – Inigo Kennedy dla Muno.pl
Wywiad
Rozmawiamy z Inigo Kennedym przy okazji podcastu, który nagrał dla polskiej platformy Lost In Ether. Artysta opowiada w jaki sposób tworzy muzykę oraz zapowiada swój nowy album.
Inigo Kennedy jest szanowanym producentem muzyki techno i pionierem gatunku. Znany jest z tego, że zawsze wnosi do swojej pracy techniczną i twórczą oryginalność oraz szerokie umiejętności. Jest odpowiedzialny za prawie 100 wydań na winylach, CD i MP3. Prowadzi także własną innowacyjną i genialną wytwórnię Asymmetric. Przy okazji podcastu dla polskiej platformy Lost In Ether, opowiedział nam o swojej współpracy z Token, Oscarem Mulero, Sighą oraz Kr!zem, a także o swoich muzycznych doświadczeniach, procesie twórczym i #pozdroinigo!
INIGO KENNEDY – WYWIAD
Kim tak naprawdę jest Inigo Kennedy? Czym zajmujesz się, kiedy nie występujesz i nie tworzysz muzyki?
Jestem mężem i ojcem. Jestem programistą, pracuję w małej firmie w Londynie. Lubię podnosić ciężary, trenuję trójbój siłowy. Jest naprawdę dużo rzeczy, którymi się interesuję i na które chciałbym znaleźć czas, ale to staje się coraz trudniejsze.
Jesteś doświadczonym, czołowym artystą, który tworzy od wielu lat. Jak czas wpływa na Twoje podejście do sceny techno oraz samej muzyki?
Wydaje mi się, że zawsze działałem trochę jak outsider (sprawdź: „Inside The Outsider” wydany na Asymmetric) i zawsze byłem motywowany czymś bardziej osobistym, personalnym niż sama scena. To miłe, że działając w ten sposób, po wielu latach, udaje się odnieść sukces i być docenionym. Często mówiłem, że będę robił muzykę niezależnie od tego czy będzie ona wydana, czy nie. Tak to się zaczęło i w tym tkwi moja fundamentalna motywacja. Nigdy też nie polegałem na muzyce, zawsze była dla mnie czymś zupełnie „czystym”; twórczym nagradzaniem i intelektualnym wyzwaniem.
Bez wątpienia po wielu latach przychodzi pewna mądrość i pewność siebie, ale bardziej w kwestii wydawania płyt i koncertowania, niż procesu tworzenia. Teraz z pewnością mam mniej czasu i energii na tworzenie muzyki, więc pod pewnym względem jestem o wiele mniej płodny niż kiedyś, ale uważam, że jakość mojej pracy znacznie się poprawiła. To jest coś, co przychodzi wraz z doświadczeniem. Myślę, że nauczyłem się, jak ostrożnie przekraczać granicę między eksperymentowaniem a ryzykiem i emocjonalnym urokiem oraz chwytliwymi haczykami w muzyce. Naprawdę trudno jest stworzyć muzykę, która jest świeża, nieco trudna, wymagająca i wyróżniająca się, ale jednocześnie jest kojąca, ponieważ wydaję się znajoma i bliska, co w rezultacie czyni ją niezapomnianą. Wiem, że moja muzyka jest dobra, kiedy słucham jej podróżując komunikacją miejską w Londynie i dostaję gęsiej skórki, a potem jestem tego pewien, gdy następnego dnia nucę tę melodię. Nauczyłem się ufać tym instynktom.
Można powiedzieć, że współtworzysz Token od samego początku. Pierwsze wydanie, to płyta Twojego autorstwa. Jak traktujesz współpracę z tym labelem?
Nie powiedziałbym, że współtworzę label, to zasługa Kr!za, ale czuję się bardzo zaangażowany w jego działalność, zwłaszcza po stworzeniu pierwszej płyty. Byłem zaskoczony, gdy ostatnio usłyszałem, ile płyt wydałem na Token w ciągu 10 lat działalności wytwórni, to niesamowite! Ten label z pewnością stał się moim domem, czuję się z nim bardzo zżyty i lojalny wobec niego. Jestem częścią tej rodziny. Sposób, w jaki ewoluowała wytwórnia przez te lata, jest fantastyczny. W pewnym sensie jest teraz bardziej śmiała i odważna, a z drugiej strony bardziej skupiona, błyszcząca doskonałą jakością. To dowód na to, że Kr!z ma talent jako A&R manager i jest tak samo profesjonalny jak cała wytwórnia. Imponująca jest także lista utalentowanych osób, które tam wydają. To zaszczyt móc znajdować się wśród takich artystów.
Kompilacja na 10. urodziny Token zwiera dużo utworów skomponowanych w okazjonalnych duetach. Znajdziemy tam Twoje tracki „Minor Ascent” współtworzony z Sighą, „Catharsis” z Oscarem Mulero oraz „Amalgam” z Kr!zem. Jak Ci się współpracowało z tymi artystami?
Myślę, że wszyscy byliśmy pod sporą presją czasu oraz emocji, a także w złym położeniu geograficznym: ja w Londynie, Sigha w Berlinie, Oscar w Hiszpanii i Kr!z w Belgii. Fizycznie wspólna praca na utworami była niewykonalna. Ale to był tak ważny projekt, że finalnie bez większych trudności udało nam się go zrealizować. Wszystkie trzy współprace wyglądały podobnie. Otrzymałem pomysł i pojedyncze ścieżki, z których stworzyłem przybliżony szkic utworu. Po kilku przekształceniach stał się on gotowym trackiem. Myślę, że to zaszczyt pracować z innym artystą nad czymś tak osobistym jak muzyka, ale nie gwarantuje to sukcesu, więc sam proces jest trochę nerwowy. To także presja dostarczenia czegoś, co jest czymś więcej niż sumą ścieżek i słabym kompromisem. Jednak wydaje mi się, że współpraca przebiegała naprawdę dobrze. To było niesamowite usłyszeć, w jaki sposób Oscar łączy swoje charakterystyczne rytmy, jak Sigha manipuluje dźwiękiem i jak Kr!z, po długim czasie, był w stanie poświęcić niektóre swoje pomysły dla dobra sprawy.
Czy planujecie powtórzyć tę współpracę?
Myślę, że chciałabym, choć nie ma na to na razie żadnych konkretnych planów. Bardzo chciałbym usłyszeć więcej od Kr!za! Jeśli współpraca jest dobrym sposobem na to, żeby zachęcić go do wydawania, to powinniśmy o to zadbać!
Jak tworzysz swoją muzykę? Z jakiego setupu korzystasz w studio?
Prawie cały mój sprzęt studyjny jest obecnie w magazynie i pracuję w całości na oprogramowaniu komputerowym. Zajęło mi to dużo czasu, aby się z tym pogodzić. Moje główne narzędzia obecnie to Native Instruments Maschine i coraz bardziej Bitwig Studio. Czasami używam Ableton Live, ale uważam, że jest to dość skomplikowane i wydaje mi się, że potrzebuję naprawdę dużo czasu, aby nauczyć się, jak go używać w sposób dla mnie najlepszy. To jak pracuję, jest zorientowane na performance, ponieważ moje utwory nie są tak naprawdę zaprojektowane, ani powtarzalne.
Pracuję nad najważniejszymi pomysłami, a potem zwykle manipuluję rzeczami, reagując na moment, łapiąc wypadki i zasadniczo zgrywając wszystko w całość. To trochę blokuje wynik. Nie mogę wrócić i zmienić hi-hat’ów lub zrobić break down’u, ale mogę dużo edytować i mam mały arsenał sztuczek, na których polegam po zakończeniu nagrywania. Czasem nakładam dodatkowe części na górę lub przetwarzam intro lub outro, jeśli uważam, że jest to potrzebne i zadziała. Sporo pracy wykonuję post-recording w sofcie Reaper (używam tego jako zamiennik Sound Forge, na którym pracowałem od lat 90-tych). To dość długi proces, aby ponownie wyszkolić to, nad czym się pracowało przez lata, opracować nowe sztuczki i skróty; to jak nauka nowego instrumentu. Mój sposób tworzenia i nagrywania jest dość zwyczajnym sposobem pracy. Jest to podobne do tego, jak nauczyłem się pracować ze sprzętem, tj. tworzenie czegoś poprzez manipulowanie paternami, dźwiękami, zmienianie głośności i equalizerów, i sprawdzanie co się stanie, jaki będzie efekt, gdy nagram to na taśmę. Dla mnie jest to bardziej organiczny, natychmiastowy i czysty sposób pracy. Wadą jest to, że nie jest łatwo zmienić wynik lub podzielić części, na przykład na remiks.
Jakie są Twoje muzyczne plany na 2018 rok?
W przygotowaniu jest album dla Token, nie mogę się go doczekać. W kalendarzu jest już data jego masteringu, więc wkrótce zobaczymy, jak on wpłynie na nadchodzący rok!
Wielokrotnie występowałeś w Polsce. Czy śledzisz polską scenę?
Nie mogę powiedzieć, że śledzę polską scenę tak bardzo, jak bym chciał. To jedna z tych 1001 rzeczy, na które po prostu nie mogę mieć czasu. Bez wątpienia jest to bardzo interesująca scena i bardzo mi się podoba za każdym razem, gdy mam ten przywilej odwiedzić Polskę. Hmmm… pamiętam jedną z moich wizyt, wiele lat temu, kiedy byłem w Sopocie i trafiłem do niewłaściwego pociągu zmierzającego do Niemiec zamiast Warszawy, z biegaczem, który był w rozsypce, w środku bardzo mroźnej zimy… 😀
Wydaje się, że istnieje bardzo dobra równowaga pomiędzy kreatywnością i powagą na polskiej scenie, która jest naprawdę zdrowa. Estetyka wydarzeń zwykle wykracza poza samą muzykę i na przykład zachwyca projektami wnętrza. Bardzo podobała mi się także popularność niektórych haseł, takich jak #pozdrotechno – kiedy ostatnio grałem w Warszawie, miałem na sobie koszulkę z nadrukiem #pozdroinigo, co było zabawne – cóż, przynajmniej dla mnie. 🙂 Czekam z niecierpliwością, aby odwiedzić Polskę ponownie w 2018 roku, jeśli wszystko dobrze pójdzie!
Rozmawiała: Dorota Smyk