Swarm Intelligence: „Im więcej się uczę, tym wyżej podnoszę sobie poprzeczkę” – wywiad
Irlandczyk z pochodzenia od 10 lat kształtujący swoją muzyczną tożsamość w Berlinie. Chętnie opowiada o sobie, swoich słabościach i dotychczasowych doświadczeniach. Nie unika ciężkich tematów, a rozmowy wykraczające poza sferę muzyczną nie są mu obce. W obszernym wywiadzie pokrywającym się z nachodzącą imprezą Lost In Ether na Jasnej 1 z jego udziałem Swarm Intelligence podzielił się z nami nie tylko swoją byłą i obecną działalnością, ale również przemyśleniami na temat kryzysu klimatycznego, ciągłym podnoszeniu poprzeczki, powodach przejścia na weganizm, wpływie technologi na kreatywność, docenianiu własnych dokonań czy pierwszej EP-ce własnej wytwórni. Życzymy przyjemnej lektury.
Przeczytaj również: Sztuczna inteligencja irlandzkiego inżyniera. Swarm Intelligence po roku przerwy wraca do Polski
Swarm Intelligence. Irlandzki inżynier w świecie pełnym zagrożeń – wywiad
Damian Badziąg: Jak dobrze wiesz, scena w Irlandii, pomimo swoich problemów – nazwijmy to organizacyjnych (wczesny koniec imprez) – żyje, kwitnie, rozwija się. Nie na taką skalę, jak chociażby inne wyspiarskie kraje, ale jednak. Ty, obok Sunil Sharpe’a czy Tommy’ego Holohana dajecie przykład, że nawet pochodząc z „peryferii” sceny techno można zrobić międzynarodową karierę. Jak zdążyłeś kiedyś wspomnieć nikt z Twojej klasy na uniwersytecie (ani w liceum) nie interesował się muzyką, którą lubiłeś. W jaki zatem sposób zrodziła się u Ciebie sympatia do „Twojej muzyki” i jak poszerzałeś u siebie wiedzę z zakresu produkcji, DJ-ingu itd.?
Swarm Intelligence: Nie nazwałbym Irlandii peryferiami sceny techno. Myślę, że drzemie w niej wielki apetyt i talent. Wielu dobrych artystów i wytwórni pochodzi z tego kraju. Z drugiej strony masz trochę racji, gdyż pogląd rządu na życie nocne jest bardzo przestarzały i tłumi bogatą kulturę i rynek pracy, którego zdaje się nie rozumieć i nie doceniać. W rezultacie wielu utalentowanych i kreatywnych młodych ludzi po prostu emigruje. Był to z pewnością jeden z powodów, dla których zdecydowałem się wyjechać. Na szczęście postępy poczynione przez kampanię Give Us the Night, której przewodzi Sunil Sharpe, dają powody do optymizmu. Reforma jest potrzebna od dawna, a dzięki ich pracy, wydaje się coraz bardziej możliwa.
To prawda, że jako nastolatek nie znałem wielu ludzi, którzy interesowali się moją muzyką. Czułem się z tego powodu jak outsider, ale nie w zły sposób. W pewnym sensie, chyba byłem dumny z bycia nonkonformistycznym dziwakiem. Muzyka, której słuchałem, pomogła mi również zrozumieć, kim jestem jako osoba. Uwielbiałem gubić się w nowych muzycznych odkryciach. W wieku kilkunastu lat zaoszczędziłem i kupiłem zestaw 1210s i mikser DJM 500. Pamiętam, że budziłem się szalenie wcześnie by puszczać sobie miksy w słuchawkach przed szkołą. Mniej więcej wtedy przeszedłem z bardziej komercyjnego trance’u, którego słuchałem we wczesnych latach młodzieńczych, na acid techno i trochę mroczniejsze progresywne rzeczy. Zacząłem też słuchać takich ludzi jak Orbital, Underworld i Aphex Twin. Mój umysł oszalał!
Ciężko jest dokładnie prześledzić, co doprowadziło mnie do brzmienia, którym zajmuję się dzisiaj. Mniej więcej w czasie, kiedy zacząłem studiować na uniwersytecie, było kilka wydarzeń, które wywarły na mnie duże wrażenie – od zobaczenia Autechre po raz pierwszy na żywo, po pierwszą noc jungle (ten bas!). W początkowym okresie, nosiłem ze sobą torbę z płytami, mając nadzieję, że będę miał szansę zagrać na którymś z afterów. Mimo, iż kluby były zamykane dość wcześnie, scena after party w Dublinie była naprawdę spora. Czasami było to małe mieszkanie z laptopem i głośnikami komputerowymi, ale czasami przychodziłeś do ogromnego domu z deckami i porządnym nagłośnieniem. Kręciłem się irytująco wokół DJ-a, aż w końcu udało mi się wcisnąć na seta. Nie zajęło mi zbyt dużo czasu zanim dostałem kilka klubowych występów tu i tam w całym mieście.
Syncretism – Swarm Intelligence
Swarm Intelligence: Jeśli chodzi o rozpoczęcie produkcji muzyki, to był to i nadal jest w dużej mierze przypadek eksperymentowania i uczenia się metodą prób i błędów. Myślę, że zacząłem na poważnie zajmować się produkcją muzyki mniej więcej w czasie, gdy zacząłem studiować na uniwersytecie. Miałem około 19 lub 20 lat. Na początku mój sprzęt był niewielki – laptop, kopia Ableton Live, wtyczki i interfejs audio. Kilka lat później przyjaciel sprzedał mi Machinedrum i kupiłem kilka urządzeń MIDI, jak również kilka pedałów elektronicznych tu i tam.
Przez te lata nakupowałem trochę sprzętu, ale szczerze mówiąc, wciąż jestem szybszy i bardziej komfortowo się czuję z myszką i klawiaturą. Jeśli chodzi o naukę, to kiedy zaczynałem, tutoriale na YouTube nie istniały. Było kilka forów i magazynów, które śledziłem, ale szczerze mówiąc miałem problemy z poradami, które czytałem, a które dotyczyły „czyszczenia twojego miksu”. Mój materiał zawsze był hałaśliwy i chaotyczny. Próbowałem go oczyścić, ale w końcu poświęcałem zbyt wiele z jego charakteru i tożsamości.
Jeśli utwór ma klasycznie brzmiący kick, haty, trochę dudnienia i niewiele więcej, to jasne, miksowanie jest łatwiejsze i możesz go też mocno podkręcić podczas masteringu i sprawić, że będzie naprawdę głośny. Dźwięk, który mnie pociąga jest dużo gęstszy i bardziej złożony. Aby to osiągnąć, nakładam na siebie nagrania terenowe, hałaśliwe dysonansowe syntezatory, duże linie basu, zniekształconą perkusję i mocne stopy. Każdy dźwięk jest tworzony od podstaw i mocno przetwarzany. Próba osiągnięcia tego samego rezultatu przy tego rodzaju utworze jest delikatnym balansowaniem, które wymaga wielu umiejętności i koncentracji. Sprawianie, by moje wcześniejsze mixdowny wytrzymywały uderzenie i głośność innych utworów było naprawdę trudne i często stanowiło źródło rozczarowania i frustracji. Zdarzało się, że pracowałem tak ciężko nad utworem, że tracił on dla mnie całą wartość emocjonalną. Bywały momenty, kiedy czułem się z tego powodu dość przygnębiony, ale wytrwałem. Rezygnacja z tworzenia muzyki nie była dla mnie żadnym wyjściem, nawet wtedy.
Dużo czasu zajęło mi dojście do miejsca, w którym czułem, że zaczynam wyrażać muzyczne pomysły w mojej głowie z głośnością i mocą, którą sobie wyobrażałem. Po ponad dekadzie wciąż się uczę. Problem w tym, że im więcej się uczę, tym wyżej podnoszę sobie poprzeczkę!
Swarm Intelligence – Deepfake
Swarm Intelligence. Potrzebny reset
Co dla pochodzącego chłopaka z Irlandii wkręconego w muzykę elektroniczną było największym wyzwaniem? Stawiałeś sobie względem niego jakieś cele? Mówiłeś: „za 5 lat będę chciał zagrać w Berghain”?
Swarm Intelligence: Nie wiem, jak moje doświadczenia mają się do doświadczeń innych Irlandczyków, ale kiedy zaczynałem swoją przygodę z muzyką, na pewno czułem się wspierany przez scenę w Dublinie. Zaprzyjaźniłem się z DJ-ami i promotorami. Zacząłem dostawać bookingi i w końcu organizowałem własne imprezy z grupą przyjaciół. Wymagało to dużo czasu i pracy, jednak wszystko wydawało się iść do przodu. Małe imprezy stały się większymi imprezami, a ja grałem coraz częściej.
Przeprowadzka do Berlina była trudna. To był swego rodzaju „reset”. Na miejscu nie miałem przyjaciół i w mieście, w którym wydawało się, że co druga osoba jest DJ-em, nie byłem wystarczająco sprofilowany, żeby od razu dostać swoją szasnę. Było to nie lada wyzwanie, które zajęło mi sporo czasu. Koniec końców wszystko się udało, a ja wciąż miałem wiele celów. Kiedy zaczynałem było to, by po raz pierwszy zagrać w klubie. Z czasem – granie po raz pierwszy dla 100, 500 lub 1000 osób i tak dalej i dalej. W kwestii mediów społecznościowych cele dotyczyły popularności – zdobyć 500 followersów, zdobyć 5000… Zajęło mi trochę czasu, aby nauczyć się, że wszystkie te cele, choć oznaczały kamienie milowe w mojej podróży, nie były tak naprawdę rzeczami, które czyniły mnie szczęśliwym.
Występy są ekscytującym doświadczeniem i czymś, co kocham robić. Prawda jest taka, że nie ma dla mnie znaczenia, czy gram przed ogromną publicznością w jakimś znanym klubie, czy w małej, ciemnej piwnicy dla garstki osób. Chodzi o połączenie z tłumem i energię, która z tego płynie. Jedynym minusem jest to, że ten przypływ energii jest bardzo krótkotrwały i powrót do normalności po występie może być dość szokujący. Jeśli chodzi o media społecznościowe, cóż, obecnie bardzo mało poświęcam uwagi temu, ilu mam followersów. Osobiście uważam, że cała ta sprawa jest trochę pułapką. Spowodowało to, że ciągle porównywałem się do innych, co doprowadziło mnie do nieszczęścia. Myślę, że jest to ważne narzędzie, aby pozostać w kontakcie z ludźmi, którzy lubią moje brzmienie, ale muszę oderwać się od tego na kilka tygodni, kiedy staje się to zbyt uciążliwe. Staram się znaleźć lepszą, zdrowszą równowagę.
Z biegiem lat doświadczenie nauczyło mnie, co jest naprawdę ważne. Tworzenie i wydawanie muzyki, w którą w pełni wierzę, prawdziwe reprezentowanie mojego brzmienia na imprezach i dobra zabawa podczas robienia tego – to wszystko są cele, które uważam za o wiele bardziej znaczące i długotrwałe niż te, z którymi zaczynałem.
Synoid Podcast 120 // Swarm Intelligence
Swarm Intelligence. Oczekiwania kontra rzeczywistość
Gdy ponad 10 lat temu wyjeżdżałeś do Berlina brałeś pod uwagę okoliczność ewentualnego powrotu do Irlandii za x lat? Czy po upływie dekady jesteś w stanie stwierdzić, że nie/wrócisz, ewentualnie czy widzisz siebie w innym miejscu, ale niekoniecznie w takim, w którym kontynuowałbyś swoją karierę muzyczną?
Swarm Intelligence: Kiedy przeprowadziłem się do Berlina, miałem wielkie oczekiwania, że zostanę katapultowany do wielkiego świata techno, a jednocześnie, że łatwo znajdę pracę w branży muzycznej. Te oczekiwania szybko się rozwiały, gdy nadeszła rzeczywistość! Pierwsze lata w mieście były dość ciężkie. Trudno było mi znaleźć pracę, a scena muzyczna w ogóle do mnie nie pasowała. Nie miałem zbyt wiele gigów (mogłem wtedy znaleźć tylko wydarzenia house i minimal). Nie czułem jednak potrzeby, żeby się spakować i wrócić. Oczywiście, tęskniłam za przyjaciółmi i rodziną, ale nie byłem gotów tak łatwo zrezygnować z moich marzeń. Poza tym, miasto naprawdę mi się podobało. Nie chodzi tylko o niesławne nocne życie, czy całą sztukę i kulturę, która je otacza, ale o poczucie wolności i otwartości. Była tu i nadal jest, energia, której nie znalazłem nigdzie indziej. Chociaż do postawy Berlińczyków trzeba było się trochę przyzwyczaić!
W ciągu ostatniej dekady miasto, podobnie jak ja, bardzo się zmieniło. Czuję się tu jak w domu. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żebym mógł mieszkać gdzieś indziej. Kocham naturę, więc czasami fantazjuję o ucieczce z miasta i zamieszkaniu w cichej wiosce nad morzem lub w górach otoczonych lasem. Prawda jest taka, że lubię wygodę i komfort życia w mieście! Może kiedy będę starszy, kto wie…
Niemalże w każdym wywiadzie z Tobą poruszany jest temat Twojego pseudonimu i wszystkiego co z nim związane. Wczytując się we wszystkie rozmowy dostrzegam człowieka z otwartym umysłem na wiele rzeczy. Zgrabnie opowiadasz o sztucznej inteligencji, swoim wykształceniu, czasach pandemii, procesie twórczym czy współczesnych, pobocznych problemach tego świata. W oko wpadł mi szczególnie jeden fragment, który teraz przytoczę: „Oczywistym jest, że technologia będzie stanowić „zagrożenie” dla cywilizacji jaką znamy. Nie wiadomo jednak, czy będzie to zmiana pozytywna, czy też zaprowadzi ludzkość na drogę autodestrukcji”. Idąc dalej w kierunku Twoich bogatych przemyśleń, jesteś w stanie wskazać podobne bądź inne zagrożenie dla naszej cywilizacji, dla gatunku ludzkiego, z którym jako ludzkość będziemy tudzież już się zmagamy i niekoniecznie zdajemy sobie z tego sprawę?
Swarm Intelligence: Dziękuję! Myślę, że największym zagrożeniem, przed którym obecnie stoimy, jest kryzys klimatyczny. W pewnym sensie ludzie nie do końca wierzą, że to naprawdę ich spotka. Mają wrażenie, że zagrożenie jest w jakiś sposób wyolbrzymiane, albo że wydaje się zbyt abstrakcyjne. Istnieje też opcja, że przekonano ich, iż cała ta sprawa to „lewicowa propaganda”.
Trudno jest mi zrozumieć ten punkt widzenia. Wystarczy tylko spojrzeć na aktualne wiadomości. Dramatyczne i przerażające ekstremalne zjawiska pogodowe zdarzają się coraz częściej – jak choćby ostatnie powodzie w Niemczech i Bangladeszu czy pożary lasów w Grecji, Turcji i Kalifornii. Najbardziej niepokojącą rzeczą, jaką ostatnio przeczytałem jest to, że naukowcy odkryli znaki ostrzegawcze, które wskazują na załamanie się Prądu Zatokowego. Byłby to kataklizm. Zegar zagłady wskazuje obecnie 100 sekund do północy, najbliżej zagłady, jak kiedykolwiek byliśmy. Kryzys klimatyczny jest wymieniany jako jedna z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy.
Fot. Yky Art
Swarm Intelligence: Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu przedstawiło właśnie swój najnowszy raport z najostrzejszym jak dotąd ostrzeżeniem. Nawet oni nie są w stanie nadążyć za rozwojem sytuacji, ponieważ wszystko potrzebuje czasu, aby zostać poddane wzajemnej weryfikacji. Innymi słowy, prawdopodobnie jest jeszcze gorzej, niż mówią, ponieważ ich raport jest już nieaktualny. Według nich, działalność człowieka była „jednoznacznie” przyczyną gwałtownych zmian w klimacie.
Jednym z największych wyzwań przed jakimi stoi ludzkość w walce z tym kryzysem jest sprzeciw wielkich, potężnych firm, które dla zysku opierają się na paliwach kopalnych i uprzemysłowionym rolnictwie. Mają one interes w „dotychczasowym scenariuszu działania”, pomimo kosztów humanitarnych. Przelewają pieniądze na lobbing rządów i prowadzą kampanie dezinformacyjne, aby osłabić zdolność społeczeństwa do działania. Na szczęście od niedawna wydaje się, że wiele rządów i firm uświadamia sobie powagę sytuacji i podejmuje działania, ale muszą one działać więcej i szybciej. Wygląda na to, że przyszłość ludzkości zależy od nadchodzącego szczytu Cop26 i działań, jakie podejmą nasze rządy.
Niektórzy ludzie zdają się myśleć, że uda nam się z tego wybrnąć za pomocą techniki. Technologia być może odegra rolę w łagodzeniu lub opóźnianiu niektórych skutków zmian klimatycznych. Mało jest jednak prawdopodobne, że sama w sobie będzie wystarczająca. Co do pomysłu porzucenia Ziemi dla Marsa… Jasne, to fajna historia sci-fi, ale kto przy zdrowych zmysłach zdecydowałby się zrezygnować z piękna naszej planety, by żyć na opustoszałym, niegościnnym kawałku skały, który zginął miliony lat temu?
Nie jestem pewien, czy osiągnęliśmy już punkt, z którego nie ma powrotu. Z natury jestem optymistą, więc wierzę, że wciąż mamy szansę wywrzeć pozytywny wpływ. Ale jest to możliwe pod warunkiem, że wszyscy podejmiemy działania i weźmiemy na siebie odpowiedzialność.
Najbardziej wpływową rzeczą, jaką każdy z nas może zrobić jako jednostka, aby zmniejszyć swój ślad węglowy jest przejście na dietę wegańską. Korzyść jest o wiele większa niż zakup samochodu elektrycznego czy rzadsze latanie samolotem. Kryzys klimatyczny jest jednym z powodów, dla których przeszedłem na weganizm (miłość do zwierząt była drugim powodem).
Poza tym, korzystanie z transportu publicznego, chodzenie pieszo lub jazda na rowerze zamiast jazdy samochodem, ograniczenie podróży samolotem, zmniejszenie ilości odpadów plastikowych, recykling, przejście na zieloną energię elektryczną, protesty i wykorzystywanie swojego głosu, aby twój głos został usłyszany, wykorzystywanie swojej siły jako konsumenta, aby naciskać na marki, by były bardziej zrównoważone, przekazywanie darowizn na rzecz organizacji pracujących na rzecz zapobiegania zmianom klimatycznym – każdy z nas może zrobić wiele. I jeśli te znaki mają być traktowane poważnie, wszyscy musimy zrobić tyle, ile możemy, już teraz.
Studiowałeś inżynierię i ciągle powtarzasz, że się uczysz, że chcesz być lepszy. Czy gdybyś nie studiował takiego, a nie innego kierunku, byłbyś muzycznie w tym samym miejscu, co teraz?
Swarm Intelligence: Wow, trudne pytanie! Naprawdę nie wiem, szczerze mówiąc. Myślę, że oświadczania, które zdobywałem przez całe swoje życie ukształtowały to, kim jestem dzisiaj. Dotyczy to zarówno mojej osoby, jak i mojej muzyki. Czasami zastanawiam się, co by było, gdybym całą energię, która była mi potrzebna do ukończenia studiów inżynierskich, włożył w moją muzykę. Ale nie żałuję tego. Zdobycie tego dyplomu było brutalne w sposób, który budował charakter. Studiowanie inżynierii dało mi również nową soczewkę, przez którą mogę patrzeć na świat. Odkryłem, że mój mózg naturalnie zacząłby rozbierać rzeczy na części, wyobrażając sobie funkcjonalne bloki konstrukcyjne danego elementu elektroniki. W ten sam sposób podchodziłem później do muzyki. Myślę więc, że przynajmniej moje podejście do muzyki byłoby dziś zupełnie inne.
Obscuur Label – Diasiva (LIVE)
Swarm Intelligence. Inspiracje, a technologia
Z jakimi problemami w trakcie kariery musiałeś się zmagać?
Swarm Intelligence: Mógłbym wymienić kilka okropnych problemów technicznych, które miałem, jak maszyny padające na scenie w środku koncertu, czy nieodwracalnie uszkodzony dysk twardy z jedynymi kopiami rocznych produkcji studyjnych. Szczerze mówiąc, myślę, że główne problemy, które miałem w trakcie mojej kariery były tymi, które pochodziły z wewnątrz. Odkąd pamiętam, staram się być jak najlepszy w tym, co robię, nawet jeśli kosztuje to moje zdrowie i szczęście. Popychałem siebie do granic wytrzymałości i nie tylko, w kółko i w kółko. Robiłem to nawet w rzeczach, których nie lubiłem i nie ceniłem.
Jeśli chodzi o muzykę, porównywałem się do artystów, którzy byli bardziej popularni niż ja, zastanawiając się, co robię źle. Porównywałem też swoje utwory do utworów innych ludzi i tylko w moich słyszałem wszystkie problemy. Wszystko było o tym, co robię źle i jak muszę się poprawić. Nigdy nie przestałem doceniać tego, co robiłem dobrze, co było dobre w mojej muzyce. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że jak na kogoś, kto najwyraźniej nie był „wystarczająco dobry”, zdobyłem całkiem sporą rzeszę fanów. Grałem coraz więcej i sporo podróżowałem.
Zdecydowanie czułem ekscytację i energię z parkietu kiedy grałem. Zdałem sobie sprawę, że całkiem sporo ludzi lubi i wspiera moje wydawnictwa. Spotykałem takich, którzy mówili mi, że moja muzyka ich zainspirowała… Krok po kroku zacząłem nabierać pewności siebie i wiary w to, co robię. Dziś staram się zrobić krok do tyłu i pozwolić sobie na docenienie tego, co udało mi się osiągnąć z moim brzmieniem i ogólnie z moją karierą. To ciężka praca próbować uspokoić te zbyt samokrytyczne, konkurencyjne tendencje, które mam. Powoli jednak mi się to udaje!
Mówisz, że nie chcesz być nigdy definiowany przez jeden gatunek. Potwierdza to poniekąd Twój drugi projekt, Diasiva, współtworzony z Monologiem. Widać, że nie są Tobie straszne nawet najbardziej połamane dźwięki, a tworzone z nich aranżacje – co potwierdziłeś – odzwierciedlają Twój wewnętrzny stan osobowości i zewnętrzną eksplorację. Jak to wszystko odnosi się nie do Swarm Intelligence’a, a Simona Hayesa? Gdy akurat nie siedzisz w studio, nie występujesz. Jakie i jak mocno oddziałują na Ciebie inne rzeczy – pozamuzyczne – w codziennym życiu?
Swarm Intelligence: Większość mojej muzyki pisana jest na tle wyobrażonej, dystopijnej przyszłości w klimacie noir. Jestem pod silnym wpływem science fiction. Lubię czytać książki, oglądać filmy i seriale. Ostatnio ponownie przeczytałem trylogię Sprawl Williama Gibsona, a obecnie oglądam Wychowanego przez wilki Ridleya Scotta.
Dzisiejsze wiadomości często dobitnie przypominają, jak bardzo te fikcyjne światy zbliżają się do naszej rzeczywistości. Od ostatniego skandalu z NSO Group, przez wykorzystanie rozpoznawania twarzy przez autorytarne rządy, masowe kampanie dezinformacyjne i głębokie fałszerstwa, po obecne wykorzystanie broni autonomicznej – technologia jest wykorzystywana w coraz bardziej odrażający sposób przez rządy, wielki biznes i całe społeczeństwo. Moja muzyka czerpie wiele inspiracji tematycznych z postępu technologicznego i ryzyka, jakie może on stanowić dla zepsutego społeczeństwa.
Poza technologią i science fiction, czerpię również inspirację z architektury, szczególnie z brutalizmu. W pewnym sensie trudno nie ulec temu wpływowi, ponieważ jest on dość powszechny w krajobrazie miejskim Berlina, zwłaszcza w okolicach mojego miejsca zamieszkania. Inspirują mnie również opuszczone przestrzenie przemysłowe. Lubię je eksplorować, często z mikrofonem w ręku. Miejsca te są naturalnym środowiskiem dla mojej muzyki – opuszczone i puste, z dużą dozą grozy!
Lubię też sztukę współczesną. Szczególnie lubię instalacje, które łączą dźwięk, światło, wideo i robotykę. Ostatnio byłem na wystawie Dark Matter Christophera Baudera w Berlinie. Była oszałamiająca i wyszedłem z niej pełen nowych pomysłów. Nie mogę się doczekać, kiedy w przyszłym tygodniu odwiedzę wystawę Berl-Berl Jakoba Kudsk Steensena.
Swarm Intelligence – Locust
Swarm Intelligence. Kierunek zgodny z wizją
Znam wielu artystów, którzy na co dzień (kiedy np. nie produkują) nie słuchają w ogóle elektroniki, oddając się zupełnie innym brzmieniom. Pozwala im to nabrać świeżości, oddechu, nawet kolejnych inspiracji. A jak jest z Tobą?
Swarm Intelligence: Jestem zdecydowanie przeciwieństwem. Słucham głównie muzyki elektronicznej, od ambientu i noise, aż po breakcore. Dużo słucham techno, prawdopodobnie codziennie. Lubię też współczesną muzykę klasyczną, post rock, a także nieco dziwniejszą stronę popu. Po kilku (zbyt wielu) drinkach, jestem również znany z tego, że wchodzę na YouTube i entuzjastycznie wyskakuję z hitami list przebojów z przeszłości.
Wydawałeś u wielu mających wpływ na Twoją twórczość artystów – w Earwiggle u Sunila Sharpe czy 47 u Tommy’ego Four Seven. Wspominasz, że obaj nakierowywali Ciebie w odpowiednią stronę, dzięki którym wyszedłeś trochę poza swoje brzmienie. Zdajesz się być mega perfekcjonistą w tym co robisz. Nie uwiera Ciebie trochę fakt, że nie jesteś w stanie przygotować od razu gotowego materiału, tylko wciąż jesteś nakierowywany na tę „właściwą drogę”? Wciąż szukasz „tego czegoś”?
Swarm Intelligence: Lubię stawiać sobie kreatywne wyzwania, kiedy podchodzę do każdej nowej EP-ki. Jedną z najtrudniejszych rzeczy do napisania jest dla mnie banger typu „four-to-the-floor”. Z natury preferuję połamane bity i naprawdę ciężko mi się pracuje z prostym kick patternem. Zarówno Tommy jak i Sunil bardzo pomogli mi dopasować moje brzmienie do ram tego typu utworów. Myślę, że w szczególności Tommy poświęcił dużo czasu, aby wesprzeć mnie w tworzeniu bardziej parkietowych utworów dla 47.
Tak, oczywiście było to czasem frustrujące, ale nie dlatego, że czułem, że ktoś ingeruje w moją muzyczną wizję czy coś w tym stylu. Bardziej dlatego, że wypychało mnie to poza moją strefę komfortu i była to ciężka praca, żeby to dobrze zrobić. Informacje zwrotne były na tyle wysokie, że mogłem je interpretować na swój własny sposób. Takie rzeczy jak „potrzeba więcej uderzenia na drop”, albo „tej sekcji brakuje haka”.
Porównując oryginalne demówki z gotowymi wersjami stwierdzam, że potrzebna im była jednak rekonstrukcja. Było w tym sporo potu i bólu serca. Dla przykładu mam ponad sto wersji Murmur i minie trochę czasu zanim będę mógł znowu je przesłuchać! Były też inne sytuacje, kiedy wytwórnie próbowały popchnąć mnie w kierunku, który wydawał mi się niezgodny z moją wizją. W takich przypadkach nie ustępowałem. Wolałbym nie wydać płyty, niż wydać coś, co nie jest prawdą o mnie samym.
W rozmowie z tego roku mówiłeś, że obecnie dochodzisz do punktu, w którym zbliżasz się do tożsamości, którą czujesz jako Swarm Intelligence i może to być czas na stworzenie własnej platformy. Masz już pierwsze zarysy „czegoś swojego”, pierwsze plany, zamysł, rozmawiałeś z kimś na ten temat?
Swarm Intelligence: Tak, to prawda. Już od dłuższego czasu rozważałem założenie własnej wytwórni i w tym roku zdecydowałem się na to. Chciałem przejąć pełną kontrolę nad wydawnictwem, od brzmienia po oprawę graficzną i merch. Pierwsza EP-ka jest już gotowa i została poddana masteringowi. Teraz znajduje się w tłoczni. Spodziewam się, że testowe tłoczenia zostaną wysłane pocztą lada dzień. Premiera jesienią tego roku (zakładając, że nie będzie żadnych opóźnień w produkcji). Będzie to bardzo limitowany nakład i nie planuję robić repressu.