Disco sucks!
Artykuł
Dziś na łamach Muno.pl cofamy się do roztańczonego Chicago sprzed trzydziestu trzech lat i wspominamy wydarzenie, które na zawsze zmieniło bieg historii muzyki tanecznej. Opowiadamy wam o Disco Demolition Night.
Rok 1979. Grupa Led Zeppelin wydaje album „In Through the Out Door”, Ozzy Osbourne odchodzi z Black Sabath i rozpoczyna solową karierę, a Queen wyrusza w wielomiesięczną trasę koncertową po Europie i Japonii. W tym samym czasie złotymi literami na kartach historii muzyki zapisuje się Donna Summer, Chic, Sister Sledge… Podopieczna Giorgio Morodera wydaje album „Bad Girls”, który okaże się być najlepiej sprzedającym się krążkiem w jej karierze, zespół Chic nagrywa utwór „Good Times”, którym zapewni sobie status legendy, a siostry Sledge z Filadelfii podbijają listy przebojów piosenką „We’re Family”. Era disco trwa w najlepsze, a sukcesy reprezentujących ją artystów coraz bardziej podkopują popularność muzyki rockowej. Między tymi dwoma muzycznymi światami nie ma jednak dialogu, a ścieranie się interesów powoli prowadzi do wzajemnej niechęci i sporów. Finał konfliktu ma miejsce 12 lipca 1979 roku w Chicago, a jego prowodyrem jest amerykański dziennikarz radiowy- Steve Dahl.
Generalnie, muzyka disco narodziła się z potrzeby tańca. Pionierami nowego gatunku muzycznego byli Afroamerykanie, Latynosi oraz mniejszości seksualne, dla których pierwsze nowojorskie dyskoteki stały się miejscem do swobodnej i nieskrępowanej zabawy z dala od uprzedzeń i dyskryminacji. To ich kultura stała się elementem, który decydował o specyfice muzyki disco oraz zwyczajach panujących na klubowych parkietach. Z roku na rok disco zyskiwało coraz większą popularność również wśród białej klasy średniej, czego skutkiem było jego powolne przenikanie do komercyjnego nurtu muzyki rozrywkowej. Prawdziwa discomania zapanowała jednak dopiero pod koniec lat 70-tych, tuż po premierze filmu „Gorączka sobotniej nocy”. Od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża masowo zaczęły powstawać dyskoteki, które nierzadko miały charakter ekskluzywnych klubów nocnych dostępnych wyłącznie dla elit – wystarczy tu wspomnieć legendarne Studio 54. Sukces utrzymanych w stylistyce disco utworów zespołu Bee Gees zachęcił również innych popowych i rockowych twórców do eksperymentów z parkietowym brzmieniem, często wynosząc ich na szczyty list przebojów.
Chicago, choć miało bogatą tradycję muzyki rockowej, nie zdołało obronić się przed falą popularności disco. Sukces tego muzycznego gatunku stał się solą w oku wielu tamtejszych przedstawicieli branży muzycznej, a jednym z jego najbardziej zagorzałych przeciwników był dziennikarz radiowy Steve Dahl. Niechęć prezentera do disco znacznie wzrosła po tym, jak w 1978 roku został zwolniony ze stacji WDAI, które zmieniło swój profil muzyczny z progresywnego rocka na brzmienia serwowane na ówczesnych klubowych parkietach. Dahl przeniósł się do radia WLUP i zaczął prowadzić poranną audycję z Garrym Maierem, uskuteczniając swoją kampanię medialną przeciwko disco. Ukuł takie hasła, jak „Disco sucks”, czy „Disco Die”, regularnie kpił z artystów grających disco i ostentacyjnie niszczył na antenie płyty z ich muzyką. Uznał chyba, że to nie wystarczy i postanowił wyprowadzić ludzi na przysłowiową ulicę jednocząc ich pod hasłem nienawiści wobec tej muzyki.
Prezenterzy Steve Dahl i Garry Maier, kierownictwo stacji WLUP oraz Mike Veeck– gitarzysta i syn właściciela drużyny baseballowej White Sox postanowili wykorzystać rozgrywki ligowe do promocji swoich „ideałów”. 12 lipca 1979 roku miał odbyć się na Comiskey Park w Chicago mecz wspomnianego wyżej teamu z Detroit Tigers, który pewnie przeszedłby bez większego echa, gdyby nie plan Dahla i jego kolegów. W swojej audycji ogłosił, iż wstęp na rozgrywki wynosi 0,98 $, pod warunkiem że przyniesie się, z przeznaczeniem na zniszczenie, płytę z muzyką disco. Wieść obiegła niemal cały stan Illinois i na pięćdziesięciotysięcznym stadionie pojawiło się 90 tysięcy fanów muzyki rockowej, dla których to co działo się na boisku bynajmniej miało drugorzędne znaczenie.
Po zakończeniu pierwszej połowy na boisko wtargnął ubrany w wojskowy mundur Steve Dahl. W towarzystwie ochroniarzy oraz modelki Lorelei Shark wygłosił krótką mowę i wysadził w powietrze pudło z płytami disco. Z trybun zaczęły niczym fresbie lecieć kolejne winyle, tłum skandował hasło „Disco sucks”, a po chwili na płytę boiska zaczął wbiegać rozentuzjowany tłum, który chciał dokończyć dzieła zniszczenia zapoczątkowanego przez prezentera. Mecz został przerwany, a policja przez kilka kolejnych godzin próbowała rozpędzić zbiegowisko i zaprowadzić spokój. Wydarzenie to przeszło do historii pod nazwą „Disco Demolition Night” i znacznie wpłynęło na amerykańską muzykę drugiej połowy XX wieku.
Steve Dahl i jego przedsięwzięcie w oka mgnieniu było na ustach wszystkich Amerykanów, dzięki czemu z anonimowego prezentera audycji porannej stał się ogólnokrajową gwiazdą radiową. Największa fala oburzenia przeszła oczywiście w środowisku związanym z kulturą disco. Zdarzenia na Comiskey Park odebrano jako akt rasizmu i dyskryminacji porównując je do palenia książek przez Nazistów. Z biegiem lat ocena „Disco Demolition Night” ulegała jednak pewnym zmianom. Wielu uznało, że motorem do działań nie były uprzedzenia rasowe, ale pieniądze. Sukcesy na listach przebojów Glorii Gaynor czy Donny Summer bowiem znacznie podkopały sytuację finansową muzyków rockowych oraz sprawujących nad nimi opiekę wytwórni oraz agencji. To właśnie im zależało na szybkiej śmierci muzyki i kultury disco.
Po 12 lipca 1979 roku popularność muzyki disco gwałtownie spadła. Żaden z reprezentantów tego gatunku nie zdołał już wylansować hitu podbijającego krajowe listy przebojów, zamknięto wiele dyskotek i klubów, a media zaczęły upraszczać disco do wizerunku facetów obwieszonych złotem w białych garniturach. I choć zaczęto przypuszczać, że przesyt tą muzyką może doprowadził do odwrotu mody na klubowe brzmienia, to przedsięwzięcie Steve’a Dahla ostatecznie dobiło gwóźdź do trumny.
Na szczęście świat nie lubi próżni. Kilka lat później na gruzach dorobku kultury disco powstała muzyka House, a w Chicago znów zaczęły zapełniać się klubowe parkiety. – Oto zemsta Disco – miał powiedzieć Frankie Knuckles, prekursor muzyki House.
Tekst: Magda Nowicka Chomsk