Orange Warsaw Festival 2009 – RELACJA + ZDJĘCIA
Drugą edycję Orange Warsaw Festival mamy juz za sobą. Koncerty na Placu Defilad obejrzało ponad 50 tys osób! Zapraszamy Was do przeczytania relacji i do obejrzenia zdjęć z tego wydarzenia.
W porównaniu z zeszłoroczną edycją festiwal rozrósł się do dwóch dni. Oprócz atrakcji muzycznych pojawił się szereg inicjatyw kulturalnych, mających na celu wypromowanie stolicy jako kandydata do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, wśród których były m.in. seanse filmowe i spektakle uliczne. Jednak najważniejszą częścią Orange Warsaw Festival jest muzyka. W tym roku pojawili się artyści należący do światowej elity. Zaproszeni wykonawcy prezentują nieszablonowe podejście do muzyki, ale to właśnie ta oryginalność była gwarancją dobrej zabawy.
ZOBACZ ZDJĘCIA Z ORANGE WARSAW FESTIVAL 2009.
„Ci którzy nie wierzyli, że w stołecznej przestrzeni miejskiej uda się zbudować solidną festiwalową markę grubo się mylili. Nie ma wątpliwości, że Orange Warsaw Festival swoją drugą odsłoną na stałe wpisał się do kalendarza największych letnich imprez. Mamy też nadzieję, że spełnił swoje zadanie jako jeden z wiodących projektów promujących Warszawę, która ubiega się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016” – mówi Ewa Czeszejko-Sochacka, pełnomocnik Prezydenta ds. przygotowań m. st. Warszawy do uzyskania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku
Festiwal otworzyła Maria Sadowska, która wraz z towarzyszącym zespołem rozruszała gromadzącą się publiczność. W niespełna godzinnym koncercie można było usłyszeć prawie wszystkie hity artystki. Kulminacją występu był utwór „Kiedy nie ma miłości”, w którym to część refrenu z wyraźnym entuzjazmem śpiewała coraz liczniejsza publiczność. Potem na scenie zainstalowała się duńska formacja Ja Confetti. Wyjątkowo energetyczna mieszanka popowych melodii z klubowymi dźwiękami nie pozwalała ustać w miejscu. Dwie urocze dziewczyny, piosenki o jedzeniu, kiczowate stroje, szalone tańce na scenie, wreszcie gościnna obecność Czesława Mozila sprawiły, że występ Ja Confetti dla wielu był jednym z jaśniejszych punktów wieczoru.
Kolejną atrakcją był przygotowany specjalnie na Orange Warsaw Festival występ bigbandowego projektu pod czujnym uchem Andrzeja Smolika. Prawie trzydzieści osób, w tym sekcja dęta i smyczkowa, zabrało publiczność na nieśpieszną wycieczkę po relaksujących klimatach. Andrzej Smolik – mózg całego przedsięwzięcia, rozpisał swoje najbardziej znane utwory na orkiestrę i udowodnił, że szeroko rozumiana muzyka chilloutowa sprawdza się wyśmienicie w warunkach plenerowych. Fantastyczny Sqbass, który ma tak czarny głos, że trudno uwierzyć, że jest Polakiem, zjawiskowe Kasia Kurzawska z zespołu Sofa i Marsija z Loco Star, pełna energii Mika Urbaniak, perfekcjonista Victor Davies, roześmiana Gaba Kulka i na początku nieco speszona, a może wzruszona Emmanuelle Seigner to goście, którzy byli głównymi aktorami tego, prawie półtoragodzinnego spektaklu. Nie można zapomnieć o Smoliku, który niczym reżyser filmu pilnował porządku na planie. Poziom występu, rozmach aranżacji, w końcu kapitalne wykonanie sprawiają, że bez jakichkolwiek kompleksów możemy chwalić się tym projektem na świecie.
Jeszcze emocje nie zdążyły opaść, kiedy na scenie pojawili się Londyńczycy z Razorlight i z miejsca kupili licznie zgromadzoną publiczność. Charyzmatyczny wokalista Johnny Borrell miotał się po scenie, a jego energia udzielała się tłumowi. Mimo siąpiącego deszczu nikt nie miał zamiaru odpuszczać sobie tego koncertu. Wrażenie robił gigantyczny napis „Razorlight” uformowany z reflektorów punktowych umieszczony na tyłach sceny. Wraz z pierwszymi taktami największego przeboju formacji „Wire To Wire” odgłos śpiewanych wspólnie z wokalistą słów niósł się po całym terenie festiwalowym. Pierwszy dzień skończył się grubo po północy i był idealną rozgrzewką przed sobotnim wieczorem.
W oczekiwaniu na koncerty wiele osób odwiedzało Strefę Orange – w rozstawionych przy Pałacu Kultury namiotach można było spróbować swoich sił jako didżej albo zgłębić tajniki beatboksu, nauczyć się podstawowych kroków hiphopowego tańca czy choćby namalować własne graffiti. Niemałym zainteresowaniem cieszył się namiot muzycznego sklepu internetowego Nokia Music Store, który ma w swojej ofercie ponad 4,5 miliona plików. Jednak nic nie mogło przebić tego, co działo się na scenie.
Drugi dzień obfitował w atrakcje, bo prócz dużej sceny, od strony ulicy Świętokrzyskiej ruszyła mała, która momentami stawała się głównym miejscem wydarzeń. Orange Warsaw Festival daje możliwość młodym, niezależnym zespołom zaistnieć przed większą publicznością. I tak koncerty zaczęły się od występu warszawskiej grupy Out Of Tune. Całkiem udane połączenie gitarowego grania z klubowymi akcentami, mimo siąpiącego deszczu, skutecznie rozgrzało zebranych, a dowcipne zagajenia wokalisty dodawały całości wyrazu. W tym samym czasie na dużej scenie krótki, ale bardzo energetyczny koncert zagrała inna stołeczna formacja Afromental. Tu z kolei królowały czarne brzmienia z pogranicza r’n’b, soulu i funku podlane gitarowym graniem. W bardzo zbliżonym klimacie przebiegał występ kolejnej polskiej grupy June. Trio zdolnych i rozchwytywanych muzyków sesyjnych, w których pierwsze skrzypce gra gitarzysta Smolika – Robert Cichy, pokazało jak można czerpać z soulowej tradycji korzystając ze współczesnych patentów. Kiedy duża scena emanowała pozytywnym, ciepłym brzmieniem, na małej królowały dźwięki electro. Nieco ekscentryczne trójmiejskie duo Skinny Patrini, to jedna z najważniejszych formacji polskiej sceny niezależnej. Ich występ graniczący z performance’em robił wrażenie. Ściana brudnych, elektronicznych dźwięków idealnie współgrała z momentami szaleńczym śpiewem, czasem wyciem, innym razem dzikim szeptem wokalistki Anny Patrini. Mniej drapieżnie, ale za to bardzo tanecznie zrobiło się podczas koncertu warszawskiego duetu Plastic. Retro pop z sentymentem za latami 80. idealnie przygotował małą scenę na szaleństwo, które miało się tam za chwilę zacząć.
Ale wcześniej na „main stage” zainstalował się amerykański duet Crystal Method. Perfekcyjne show – klubowe brzmienia w prawie wszystkich odcieniach poprzetykane międzygatunkowymi smaczkami idealnie komponowały się z wizualizacjami i efektami świetlnymi. Mimo skupionych twarzy głównych wykonawców, zabawa, za sprawą osób towarzyszących na scenie, była przednia. Od tego momentu Plac Defilad był pełen. Tysiące młodych ludzi z całej Polski, ale nie tylko – słychać było szczególnie mocno język angielski oraz niemiecki, przyjechało, żeby uczestniczyć w tej wielkiej muzycznej imprezie. Dopchanie się na „young stage” podczas występu Calvina Harrisa graniczyło z cudem. Młody Szkot, który jest aktualnym tryumfatorem prawie wszystkich europejskich list przebojów zachwycił swoją naturalnością i otwartością. Swój występ rozpoczął od utworów z debiutanckiej płyty, bo te hitowe, jak „Ready For The Weekend” czy „I’m Not Alone” zostawił na deser. Syntetyczne brzmienia przełożone na koncertowy skład z gitarami i perkusją okazały się strzałem w dziesiątkę. Do tego stopnia, że publiczność nie chciała wypuścić wyraźnie zadowolonego Harrisa.
Mniej więcej w tym samym czasie dobre kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadziło się przy scenie głównej, na której swój więcej niż porywający występ dawała amerykańska grupa N.E.R.D. Oczywiście postacią pierwszoplanową był Pharrell Williams, którego każdy gest i słowo były żywiołowo odbierane przez publiczność. Muzycy byli wyraźnie zaskoczeni przyjęciem, a ich zadowolenie rosło z każdym kolejnym utworem. Piorunująca mieszanka bazująca na hiphopowej rytmice, wzbogacona o gitarowe motywy i mnóstwo funkującego grania poruszała nawet ludzi stojących daleko od sceny. Tymczasem na drugiej przestrzeni festiwalowej równie nieprzebrany tłum szykował się do występu, chyba jednej z najbardziej oczekiwanych gwiazd Orange Warsaw Festival – brooklińskiej formacji MGMT – autorów spektakularnego debiutu płytowego 2008 roku. Duet przygotował prawdziwe misterium. Już pierwsze takty wprowadziły publiczność w trans, a szamańskie zachowania Bena i Andy’ego skutecznie hipnotyzowały zgromadzonych.
Kulminacją występu był oczywiście największy hit grupy „Kids” – euforię, która wtedy zapanowała trudno opisać. Zespołem, który zamknął Orange Warsaw Festival był angielski duet Groove Armada, który słynie z występów na żywo. W poszerzonym koncertowym składzie (wspomagani przez ekspresyjną wokalistkę i nawijacza), w którym od jakiegoś czasu Andy Cato gra na gitarze basowej, a Tom Findlay dogląda wszystkiego zza didżejki, nadają muzyce tanecznej zupełnie inny wymiar. Duet przygotowuje się do wydania nowej płyty i podczas występu do swojego klasycznego zestawienia utworów (rewelacyjne „Superstylin”) wmieszał premierowe kawałki, wśród których znalazła się kompozycja „Warsaw”. Występ zakończył się niekończącą się owacją, a mały paraliż centrum miasta w środku nocy dowodzi, że tegoroczna edycja Orange Warsaw Festival okazała się sukcesem.
„Jesteśmy zadowoleni przede wszystkim z frekwencji, pojawiło się mnóstwo fajnych, młodych ludzi, fanów muzyki, którzy przychodząc na ten festiwal dokonali świadomego wyboru!. Dopisali również inni artyści, którzy nie kryli swojego zadowolenia. Już wiemy, że kolejne edycje będę przygotowane z większym rozmachem i większą ilością atrakcji” – skomentowała na gorąco, tuż po zakończeniu festiwalu Ewelina Krysiak – dyrektor zarządzająca firmy SNAP.
Źródło: materiały organizatora
Zdjęcia: Michał ’Meehas’ Piaskowski