Muno.pl Podcast 37- Tobias Manou
Podcast
Odpowiednia muzyka pozwala przetrwać zimę. Tak twierdzą amerykańscy naukowcy. My z kolei potwierdzamy, iż o tej porze roku nie ma niczego bardziej odpowiedniego niż najnowszy Muno podcast nagrany przez Tobiasa Manou.
Tym kim jest Ata dla Frankufurtu nad Menem czy Marek Hemman dla Jeny, tym jest Tobias Manou dla Lublina. Promotor i animator sceny elektronicznej, rezydent klubu Soundbar, dla którego klubowicze potrafią przemierzyć setki kilometrów z różnych zachodnio-północno-południowych zakątków naszego kraju.
Zanim zjawił się w Lublinie, Tobias Manou był aktywnym uczestnikiem londyńskiej sceny klubowej. Przez rok pełnił rezydenturę cyklu Tres Risque w klubie Pacha grywając u boku prawdziwych osobistości dj’ingu. Sam D. Ramirez określił go mianem jednego z najlepszych i najbardziej inspirujących dj’ów ostatnich czasów.
W Londynie Tobias Manou doskonalił również swoje umiejętności producenckie. Jego pierwszym sukcesem było wydanie remiksu Nightcrawlers „Push The Feeling On” pod pseudnimem Hot To Tape. Dziś produkcje artysty oscylują wokół dzwięków deep/tech house.
Zachęcamy was do przeczytania wywiadu z Tobiasem Manou oraz przesłuchania Muno.pl Podcast 37 mixed by Tobias Manou!
ODSŁUCH:
Muno Podcast 37 – Tobias Manou by muno.fm
WYWIAD: TOBIAS MANOU (Lublin)
Zacznijmy od małego muzycznego podsumowania roku 2011… Czy był to według ciebie dobry rok dla polskiej i zagranicznej sceny muzyki elektronicznej? Kogo szczególnie byś wyróżnił? Jaki był mijający rok dla ciebie?
Nie wyróżniałbym nikogo za specjalnie, ponieważ według mnie każdy robi postępy z roku na rok, jeśli nie z miesiąca na miesiąc, adekwatnie do mniej lub bardziej naturalnego postępu muzyki i jej postrzegania. Z pewnością mogliśmy zauważyć małe, właściwie niszowe wytwórnie, które dzięki odpowiedniemu doborowi artystów i ich bieżącego stylu muzycznego były w stanie w ciągu kilku miesięcy uplasować swoje wydania w czołówkach sprzedaży i popularności. Cieszę się, że coraz więcej artystów z Polski jest docenianych również poza granicami naszego kraju i że my też potrafimy robić dobrą i ambitna muzykę. A skoro mowa o polskich artystach to i o polskich wytwórniach, bo i te w tym roku rewelacyjnie wypadły, chyba po raz pierwszy zrzeszając tak dużą grupę tak doskonałych zagranicznych artystów na swoich wydawnictwach. To był dobry rok, który kolejny raz udowodnił że wciąż jest miejsce na nowe gatunki, style i że wciąż jesteśmy w stanie zrobić coś nowego i nie komercyjnego.
Cofnijmy się jeszcze dalej w przeszłość. Czy było jakieś konkretne wydarzenie, które sprawiło że zainteresowałeś się muzyką elektroniczną?
Nie za specjalnie. Z pewnością pomogła w większym lub mniejszym stopniu szkoła muzyczna oraz godziny wygrane na wiośle w garażu z chłopakami. Czasy się zmieniały, a co za tym idzie gusta i guściki muzyczne. Była to raczej naturalna kolejność wydarzeń.
Pamiętasz swój pierwszy sprzęt?
Od małego uwielbiałem muzykę więc tym bardziej byłem szczęśliwy kiedy jednym z prezentów na komunie okazał się być ówczesny „a must have” piękny, czarny kaseciak Wilga, taki z przewijaniem co trzeba było trzymać… Radość jednak nie trwała długo, ponieważ już drugiego dnia spadł z szafy i się rozbił…co robił na szafie nie pamiętam, może siedział na koniu. Stratę opłakiwałem długo pedałując co sił pod wiatr na swoim czerwonym Domino… Z pomocą przyszedł wtedy sąsiad, który miał nie byle Wilge tylko Condora 820 z Unitry. Był nowy, duży, głośny i srebrny. Pożyczał czasami na kilka dni, wtedy słuchały całe podwórka…
Przez ponad 10 lat mieszkałeś w Londynie, gdzie doskonaliłeś swoje umiejętności w produkcji muzyki. Jaka była najlepsza rada, którą otrzymałeś w tamtym okresie?
Jest rzecz, którą powtarzają wszystkie tuzy muzyki elektronicznej choć dotyczy to chyba każdego gatunku…być oryginalnym, nie kopiować innych, po prostu być sobą i nie myśleć o pieniądzach robiąc muzykę o czym tak wiele osób dziś zapomina… a w szczególności i z innej perspektywy patrząc właściciele „pseudo klubów”. Nie dla psa kiełbasa, nie dla kota szpyrka…
Jednym z twoich ostatnich wydawnictw jest „Rhodes Island” dla polskiego labela In Deep Records…
To stary i dziwny utwór, po części inspirowany graniem live muzyki przez różnych artystów. Bardziej chyba do słuchania i tupania nogą. Coś co leci w tle w ciągu dnia i wypełnia powietrze optymizmem. Pomimo skromnego charakteru utwór spodobał się wielu osobom, a całość dopełniły remixy od In Deep We Trust oraz Jayden San’a.
Opowiedz nam o swojej rezydenturze w londyńskim klubie Pacha… Jak to się wszystko zaczęło? Czy rezydentura ta miała wpływ na twoje podejście do dj’ingu oraz produkcji muzyki?
W 2007 roku przyjaciel z jednej z dużych londyńskich rozgłośni radiowych zaproponował mi rezydenturę na rok dla cyklu Tres Risque w klubie Pacha w Londynie. Perspektywa grania u boku artystów jak Ian Carey, Eddie Thoneick, Seamus Haji czy Dons była bardzo ciekawa, tym bardziej że wszyscy oni mieli wtedy swoje przysłowiowe pięć minut. Regularne granie w takim klubie zobowiązuje do ciągłego szukania nowych płyt, przygotowań i traktowania rzeczy poważnie. Dzięki temu również poznałem wielu wspaniałych ludzi, artystów, którzy w różny sposób wspierali mnie i pomagali w rozwijaniu mojej pasji do dnia dzisiejszego. Jedne z nielicznych „zajęć”, na które się nie spóźniałem…
Czy jest płyta, która nigdy nie opuszcza twojej dj’skiej torby?
Z uwagi na sentyment, datę a może na szczęście…Podwójne wydawnictwo na wosku, oryginał z 1977 roku nagrany przez Filharmonię Londyńską. Soundtrack do filmu Star Wars znaleziony w kuchennej szafce w jednym z mieszkań, które wynajmowałem. W stanie idealnym, świetna rzecz do posłuchania, prawdziwe kompozycje, które powstawały w czasach gdzie domena cyfrowa była zupełnie obca. Jeśli chodzi o muzykę stricte klubową to nie mam takiego wyjątkowego utworu. Staram się słuchać absolutnie wszystkiego co dobre i mądre muzycznie.
Obecnie jesteś rezydentem klubu Soundbar w Lublinie, który w maju wystartował również z własnym labelem. Jest to dość precedensowa sprawa… polski klub startuje z własną wytwórnią. Czy możesz powiedzieć nam coś o tym projekcie oraz o waszej pierwszej kompilacji, na której pojawił się także twój utwór…
Wbrew pozorom to bardzo trudne zadanie, które udało nam się rozwiązać myślę całkiem dobrze. Założeniem było wydanie krążka, który zarówno będzie promował młodych artystów z kraju jak i zwróci uwagę na Soundbar na mapie Polski jako na klub działający również w kierunku promocji kultury muzyki elektronicznej. Nie było to łatwe, ponieważ jest ogromna konkurencja na rynku w czasach gdy „wytwórnie” zakłada się online klikając na klawiaturze komputera. Sam fakt zauważenia przez tak wiele osób naszej kompilacji był bardzo ważny i motywujący do dalszego działania. Dla nas ogromną satysfakcją jest to że wielu artystów, których produkcje znalazły się na krążku, dziś coraz częściej jest wymienianych przy okazji nowych wydań muzycznych nakładem Freerange Records, Pets, Connaisseur, Waymm, System Recordings czy Your Mama’s Friend.
Jakie masz plany na 2012 rok?
Końcówkę tego roku miałem bardzo pracowitą gdyż razem z przyjacielem Szymonem (Simon Mattson- przyp. red.) ponownie spotkaliśmy się w studio aby wspólnie popracować nad materiałem, który mam nadzieję można będzie usłyszeć już niedługo. Mam kilka własnych projektów, nad którymi wciąż siedzę i planuję zamknąć pod koniec stycznia, co nie jest łatwe mając mnóstwo zajęć dodatkowych. To będzie trudny lecz interesujący rok. Jako promotor pracuję na kilkoma dużymi imprezami, które z pewnością nie będą gorsze od tych z mijającego roku, na których zagrali Nick Curly, Gorge czy Noir.
Czy możesz powiedzieć nam coś o nagranym przez siebie miksie?
Mikstura zmieniona w ostatniej chwili na taką którą sobie słucham w domu czy samochodzie. Z założenia ma być prosto i przyjemnie za sprawą dobranych tych starszych jak i nowszych utworów, które nie wymagają zbyt dużo myślenia a nawet mogą poprawić humor kiedy pogoda za oknem rzuca żabami…
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Magda Nowicka Chomsk