Festiwal Tauron Nowa Muzyka – RELACJA
Zakończył się Festiwal Tauron Nowa Muzyka, który w tym roku obchodził swoje pięciolecie. Zapraszamy Was do przeczytania obszernej relacji z tego wydarzenia.
Przewodni śląski festiwal drugi raz z rzędu zawitał na tereny Muzeum Śląskiego i dawnej Kopalni Węgla Kamiennego Katowice. Impreza zdążyła już na stałe wpisać się w kalendarz nie tylko polskich, i co zakrawa na duże osiągnięcie organizatorów, także europejskich festiwali, tych spod znaku 'must be’.
Ponad 25 godzin muzyki na 3-ech scenach, warsztaty muzyczne, wykłady fotograficzne – to tylko niektóre z atrakcji, w których można było uczestniczyć. Porównanie tegorocznej edycji z poprzednią wydaje się być rzeczą nieuniknioną, bo o ile sierpień 2009 roku był sprawdzianem nowej lokalizacji, to w tym roku przestrzeń byłej KWK Katowice była już uczestnikom i organizatorom dobrze znana. Co więcej, elementem wyróżniającym festiwal na tle innych krajowych, jest właśnie lokalizacja, której klimatu może pozazdrościć nawet gdyński Open’er .
Lou Rhodes
W tym roku Festiwal Tauron Nowa Muzyka rozpoczął czwartkowy koncert wokalistki Lou Rhodes (dobrze znanej z reaktywowanej grupy Lamb). Dwa kolejne dni to szalona zabawa do białego rana, zaś w niedzielę odbył się koncert tyskiej AUKSO Orchestry w kolaboracji z Prefuse 73, który okazał się niekwestionowanym czarnym koniem eventu.
Pierwszego dnia po inauguracji w Akademii Muzycznej, rozpoczęła się najbardziej wyczekiwana część festiwalu. W piątek co bardziej niecierpliwi, po wymianie biletów na opaski, mogli pojawić się pod sceną już koło godziny 17.00. Znaczna ilość przedfestiwalowych komentarzy dotyczyła nie zwiastującej nic dobrego pogody, która w tym roku nas nie miała rozpieszczać. Drugi wątek dotyczył namiotów, które pierwszy raz od kilku edycji miały na festiwalu się nie pojawić. Organizatorzy postawili na 3 sceny pod gołym niebem – pierwszą, największą LIVE STAGE, drugą znajdującą się wysoko na piętrze podróżującego po kraju autobusu RED BULL’a oraz CLUB STAGE, której znaczna odległość od pozostałych dwóch wykluczyła jakiekolwiek 'przecieki’ dźwięków z pozostałych scen.
Piątkowy line up otwierali Polacy – Darek Makaruk & PBE (Polish Brass Ensemble) oraz Schemeboys. Dużym zaskoczeniem dla uczestników okazało się brytyjskie trio Three Trapped Tigers, porównywani stylistyką do występujących podczas jednej z poprzednich edycji FNM, The Battles z Tyondaiem Braxtonem na czele. Zagrali żywiołowy elektroniczno – instrumentalny hałas, melodyjnie rozwijające się partie gitarowe w akompaniamencie bębniarskich sztuczek, aż po taneczne rytmy uzupełnione wokalem. Nie sposób przewidzieć było, w której stylistyce zespół zakończy występ. Jedno jest pewne – panowie zasłużenie wylądowali na LIVE STAGE przed legendarnym już Jaga Jazzist. Końcówka występu Three Trapped Tigers, za sprawą lekkiego opóznienia, zdążyła się pokryć z występującymi na scenie CLUB – King Midas Sound i RED BULL – D4D z Loco Star.
Jaga Jazzist
Dużo większą frekwencją poszczycić się mogł występ – w wolnym tłumaczeniu – ’Dźwięku Króla Midasa’. Formacja angielskiego producenta The Bug’a, którego mieliśmy okazję słyszeć solo na poprzedniej edycji festiwalu, zaserwowała mroczne dubowe brzmienia w towarzystwie wokalnych uniesień wokalistki oraz mówionych hipnotycznych wręcz tekstów Rogera Robinsona. Kto nie miał okazji słyszeć ich na żywo lub przesiedział występ pod jednym z festiwalowych namiotów może tego żałować.
Kolejnym punktem piątkowej sceny u podnóża szybu Warszawa była wyczekiwana przez wielu formacja legenda – Jaga Jazzist. Niewątpliwie zespół zasługiwał na zainteresowanie nie tylko ze względu na swoje bogate doświadczenie sceniczne, ale też na niedawno wydaną płytę „One-armed bandit”. Norweski zespół zaczarował publikę, która licznie zgromadziła się na LIVE STAGE. Solowe partie trąbki, saksofonu, przeplatane z eklektyczną mieszanką dźwięków instrumentalistów i energicznym uderzaniem w bębny stanowiły o wyjątkowości występu, jednak przewidywalność i wierność odwzorowania kawałków kojarzonych z ich płyt były zauważalne.
Przed pojawieniem się jednego ze głównych punktów piątkowego line upu – Bonobo, na CLUB STAGE wystąpił Pantha Du Prince, stwarzając właściwy sobie klimat minimalowych uniesień i charakterystycznych dźwięków, znanych z albumu „Black Noise”. Scenę RED BULL zawojowali natomiast znani bardzo dobrze wielbicielom polskiego tanecznego grania – Novika i Lexus z kolektywu Beats Friendly. Pod sceną autobusu zebrała się pokaźna grupka osób spragnionych klubowych klimatów, którym artyści udowodnili, że dobra forma ich nie opuszcza.
Bonobo
Przed północą nastała szczęśliwa chwila dla wszystkich fanów Simona Greena znanego również jako Bonobo. Szczęśliwa, bo choć śląskie rejony brytyjczyk odwiedza nie za rzadko i nie za często, to 'upolowanie’ Simona z całym zespołem jest nie lada wyczynem. Tym razem organizatorom udało się zaspokoić pragnienia fanów i sprowadzić Bonobo do Katowic w asyście muzyków, m.in.: Andrea Triany, której występ był swoistym panaceum, z uwagi na odczuwalną temperaturę podczas występu.
Pojawiały się kawałki z nowej płyty jak np.: „Stay the same”, fenomenalny „The Keeper” i „Eyesdown”, nie zabrakło też starszych szlagierów jak „Noctuary” czy „Days to come”. Nie obyło się bez kilku numerów bisu w tym eksperymentów Simona za klawiszami, znakomitej solówki na perkusji i wokalu Andrei w kończącym „Between the Line”. Występ zakończył się przed 1 w nocy, zwiększając apetyt na więcej, a sam Bonobo po licznych owacjach zdradził plany grudniowego przyjazdu do Polski.
W międzyczasie scenę RED BULLA wojował Kidkanevil, którego trudna jednoznacznie do sklasyfikowania muzyka zauroczyła wielbicieli eksperymentu, w którym nie brak zmian tempa, 8bitowych akcentów, hiphopowych inspiracji, a ogólnie mówiąc wszystkiego po trochu. Sporą grupę słuchaczy zadowalał taki eklektyzm stylów w wykonaniu młodego Brytyjczyka, bo pod sceną było tłoczno.
Autychre
W tym samym niemal czasie przyszła pora na występ bardzo dobrze znanej i wyczekiwanej formacji. Wszyscy ci, którzy nie mogli pojawić się 2 lata temu podczas fenomenalnego występu duetu Autechre w Szybie Wilson, mieli okazję na nadrobienie zaległości. Zaskakujące spotkanie z mistyczną wręcz rzeczywistością stworzoną przez Roba Browna i Seana Bootha, mogła przyprawić o dreszcze. Faktem jest, że odsłuch materiału w domowym zaciszu nijak ma się do realnych wrażeń wyniesionych z osobistego spotkania z duetem.
Spośród dwóch opcji odbioru, pierwszej – stricte poznawczej i drugiej – poznawczo-kontemplacyjnej, której wydobywające się dźwięki nie tylko zapoznawały z materiałem, ale również skutecznie pozwoliły przenikać słuchacza, lepszą opcją był odbiór numer dwa. Co więcej – panowie podczas swoich występów stawiają na dźwięk, tylko albo aż. Pozbawienie słuchaczy wrażeń wizualnych wiąże się z jakże prostą i niezmienną filozofią – 100% dźwięku. Nie inaczej było i tym razem.
Po kontemplacji z Autechre przyszła pora na ożywienie pod sceną. Kobieta dynamit – tak można określić brytyjkę Mary Anne Hobbs. Legenda mroczno-tanecznych klimatów, autorka kultowych audycji w BBC Radio potwierdziła swoją klasę. Set obfitujący w przeplatające się dubstep i wolniejsze dubowe brzmienia doczekał się bisów. I choć mroczne wizualizacje nie robiły wielkiego wrażenia, to energia pani zza decków zdawała się nie mieć końca. Drugi dzień festiwalu na terenie KWK Katowice skończył bieg przed godziną 4 nad ranem.
Mary Anne Hobbs
Trzeci dzień festiwalu zdawał się mieć nieco mniejszą frekwencję. Z godzinnym prawie opóźnieniem na scenie pojawili się muzycy z obiecującego zespołu Kamp!. Od poprzedniego festiwalu minął rok, a chłopaki już zdążyli awansować na scenę LIVE (rok temu na tym samym festiwalu grali na scenie CLUB). Pierwsze kilkanaście minut występu nie powalało na kolana. Kilka melodyjnych numerów mogło zastanowić czy to aby na pewno ten sam zespół, który z wielkim impetem wkroczył na rodzimą scenę. Rozgrzanie atmosfery nastąpiło jednak szybciej niż się można było spodziewać, po wolniejszych numerach przyszedł czas na elektroniczne uderzenie znane z największych numerów formacji. Nie pominięto również najnowszego singla Heats. Występ zespołu Kamp! nie był jednak jedynym polskim akcentem. Na scenie RED BULL tymczasem trwał występ zespołu Muariolanza. Pięciu członków okazało się miłą niespodzianką dla tych, którzy nie mieli szansy wcześniej poznać twórczości zespołu. Frekwencja pod sceną nie była jednak powalająca i nawet bujająco jazzowe brzmienia słyszalne z promienia kilkuset metrów nie były w stanie tego zmienić.
W tym samym czasie na klubowej scenie rządził reprezentant londyńskiego Warpa. Organizatorzy postawili na produkt z najwyższej półki, nie po raz ostatni zresztą tego wieczoru. Niepozorny będący żywą reklamą Hudsona Mohawke (bluza i naklejki na laptopie), Bibio okazał się strzałem w dziesiątkę sądząc po frekwencji i zarazem spokojniejszą alternatywą do zespołu Kamp! ze sceny LIVE. Kunszt przenikających dźwięków zapodawanych przez Bibio nastręczył niezapomnianych wrażeń i stylistyki Warp rozpoznawalnej z daleka.
W późniejszych godzinach wystąpili również Nosaj Thing, którego występ uzupełniały tajemnicze kostki pojawiające się na ekranie. Było spokojnie, aczkolwiek bez szału. Na dużej scenie, królowała w tym czasie Dub Mafia i jeżeli nazwa formacji miała odnosić się do bezapelacyjnego podporządkowania się dźwiękom, to tak właśnie było. Gość z pomarańczowym piórkiem za deckami w asyście Eve Lazarus i kilku osobowego zespołu rozwiewał wszelką niepewność dotyczącą powodzenia występu. Jak bardzo pomylili się wszyscy, którzy myśleli, że bujające rytmy rodem z Bristolu nie mogą porwać do tańca.
Floating Points
Sobotniego wieczoru scenę LIVE ogarniał jeszcze Prefuse 73, który miał okazję pojawić się również w Cieszynie 2 lata temu. Charakterystyczny Guillermo Scott Herren nie schodzi z ust wielbicieli instrumentalnego hiphopu i pewnie wielu ucieszyła wiadomość podana kilka dni przed festiwalem, że oprócz występu w katowickim Szybie Wilson, zaszczyci festiwalowiczów obecnością również w sobotę. Stylistyka elektroniki w wykonaniu P73, od wielu lat nie ustępuje miejsca na półkach wytwórni Warp i zapewne jeszcze nie raz zawita w Polsce.
Dla fanów innych klimatów na CLUB stage w otoczce ciemności pogrywał DMX KREW, na RED BULL Stage natomiast Floating Points z Fatimą.
Pierwszy z wymienionych, posiadający spory dorobek muzyczny, łączył żywiołową i taneczną elektronikę z wizualizacjami, stanowiącymi o wyjątkowości występu. Drugi artysta w asyście wokalistki doskonale radził sobie z licznie zgromadzoną pod RED BULL STAGE publiką. Młoda krew katowickiego festiwalu, londyńczyk , miewał słabsze momenty jednak w odniesieniu do całego występu były to nic nie znaczące spadki.
Ostatnie godziny festiwalu na CLUB Stage należały do Gaslamp Killera i Gonjasufi, na RED BULL Stage do Maceo i Envee’go, w których secie słyszeć można było remixy Fisza czy Rootsa Manuvy.
Na uwagę jednak zasługuje jeszcze jeden występ. Obok długo wyczekiwanych niemieckich muzyków znanej już marki MODERAT, nie sposób było przejść obojętnie. Frekwencja pod sceną mówiła sama za siebie. Więzy wytworzone przez Apparata i Modeselektora musiały przynieść niesamowite wrażenia. Jedyna rzecz, do której można się przyczepić to zbyt wierne odwzorowanie materiału z płyty. Ale cóż to znaczy dla wielbicieli zeszłorocznego krążka wydanego nakładem Bpitch Control, która szybko zyskała zasłużony rozgłos. Niesamowita gra świateł uzupełniała dźwięki, a wśród numerów pojawiły się m.in. „Seamonkey”, „A New terror” czy niemożliwy „Rusty Nails” z wokalem Apparata. Zespół zakończył występ przed godziną 2, zamykając tym samym sobotni lineup na LIVE STAGE.
Moderat
Czwartego dnia festiwalu przyszedł czas na uspokojenie klimatu. W Szybie Wilson wystąpiła tyska orkiestra AUKSO w asyście Prefuse 73. Dlaczego nie P73 w asyście Orkiestry? Z tego powodu iż to orkiestra dołożyła wszelkich starań, aby muzyka klasyczna nie była nudna, co więcej aby dostarczyć publice niezapomnianych momentów zaskoczenia, zdumienia i doznań płynących z instrumentów. Można było odnieść wrażenie, że Scott Herren odgrywał tu zdecydowanie drugie skrzypce. Orkiestra zaprezentowała materiał z jednej płyty w występie trwającym ponad godzinę. Owacjom nie było końca, publika wywalczyła 2 bisy.
Miesiące wyczekiwania i 4 dni festiwalu. Nastał kolejny okres stagnacji i przygotowań do kolejnej, przyszłorocznej edycji. Tauron Festiwal Nowa Muzyka od dwóch lat zamyka sezon letnich festiwali w Polsce. Rozrastający się event, któremu towarzyszy wiele atrakcji nie tylko tych związanych z muzyką, rok rocznie oferuje uczestnikom niezapomniane wrażenia. Rok rocznie pojawia się też więcej uczestników i co niezwykle ważne, również tych z zagranicy. Z racji powstania nowej siedziby Muzeum Śląskiego na terenach byłej KWK Katowice, przyszłoroczna lokalizacja wydarzenia pozostaje pod znakiem zapytania, ale tę informację zapewne poznamy wkrótce.