Podsumowanie 2013 – Łukasz Napora (Czwórka)
Artykuł
Dziennikarz radiowej Czwórki i rzecznik festiwalu Audioriver, Łukasz Napora, prezentuje albumy, utwory i zjawiska muzyczne, które zrobiły na nim największe wrażenie w 2013 roku.
Dawno nie było tak dobrego roku w muzyce. Nie był to jednak czas nowych brzmień, trendów i technologii. Nie wyłoniły się żadne nowe, godne uwagi gatunki czy podgatunki. Nic na miarę dubstepu, trapu czy bass house’u. Wszystko brzmiało po staremu, a jednak brzmiało najlepiej, bo zamiast na technikaliach skupiono się na pisaniu dobrych piosenek.
Dobre piosenki mogą być różne: bardzo rozbudowane zarówno pod względem kompozycji, jak i instrumentarium lub zupełnie proste, grane tylko na jednym instrumencie. Jest jednak element wspólny dla wszystkich takich utworów, czyli emocje, które ze sobą niosą. Emocje, z kolei, najlepiej wyraża ludzki głos i dlatego na mojej liście jedenastu ulubionych albumów mijającego roku tylko na dwóch z nich w ogóle nie słychać wokalu.
Pierwszą z takich płyt i jednocześnie jedną z najlepszych jest „Spaces” Nilsa Frahma – niemieckiego pianisty i kompozytora, który na albumie zebrał dwanaście koncertowych wykonań swoich starych i nowych utworów. To koronny dowód, że do wywoływania emocji może wystarczyć jeden instrument, bo niemal we wszystkich kompozycjach słychać wyłącznie fortepian. Kolejnym oszczędnym i kameralnym albumem jest „At Glade” autorstwa naszego młodego rodaka o pseudonimie Fismoll, gdzie główną rolę pełni wokal wspomagany przede wszystkim gitarą i smyczkami. Znów niewiele środków wyrazu, a moc potężna, bo stojąca na fundamentach dobrej kompozycji i emocji artysty. Dokładnie to samo mogę napisać o świetnej, drugiej płycie Jamesa Blake’a, czyli „Overgrown”.
Nils Frahm – Spaces
Najlepszy według mnie album 2013 roku nie jest już jednak ani kameralny, ani oszczędny instrumentalnie. To rock & roll najwyższej próby z mocą gitar i zaskakującymi aranżami. Mam na myśli absolutnie genialny „…Like Clockwork” Queens of The Stone Age, pod którego znakiem stały całe moje tegoroczne wakacje. Nie był to jednak jedyny świetny rockowy album wydany w 2013, bo również „Reflektor” Arcade Fire oraz „The Next Day” Davida Bowiego zrobiły na mnie wielkie wrażenie.
Queens of the Stone Age – The Vampyre of Time and Memory
Choć na początku napisałem o braku nowych gatunków i trendów, to w ostatnich miesiącach powstało kilka płyt, których genialność wynikała nie tylko z treści, ale i formy. Najodważniejszy i najciekawszy zarazem album stworzył Kanye West, którego „Yeezus” zaskakuje niemal wszystkim, od aranżacji, przez wokale, aż po zastosowane brzmienia. Mam wielki szacunek dla artystów, którzy obecność na szczycie wykorzystują do rozwijania muzyki i twórczego ryzykowania, a nie nagrywania tego, co na pewno spodoba się fanom.
Producentem, który regularnie zmienia swoje oblicze, pokazując naśladowcom środkowy palec, jest James Holden, który po latach wydawniczej przerwy powrócił z kolejnym przełomowym dziełem, czyli płytą „The Inheritors”. Po raz kolejny mogę napisać, że nikt inny nie brzmi jak on i zanosi się na to, że jeszcze przez jakiś czas ten stan się nie zmieni. Po pierwsze, kto chciałby podrabiać tak niełatwe piosenki? Fortuny z tego raczej przecież nie będzie. Po drugie: producenci, którzy potrafią tylko kraść prace innych, najpewniej nie będą w stanie skopiować skomplikowanego procesu twórczego Jamesa Holdena.
James Holden – The Caterpillar’s Intervention
Moderat też kiedyś mieli brzmienie jedyne w swoim rodzaju, ale nie można już tego o nich napisać, skoro nawet taka postać, jak Jon Hopkins pożycza od nich produkcyjne patenty. Druga płyta połączonych sił Modeselektor i Apparata nie zachwyca już innowacyjnością, ale nie zmienia to faktu, że jest to bardzo solidny i spójny album pełen dobrych piosenek. I wszystko jest OK, bo przecież byłbym niepoczytalny, gdybym z każdą płytą Moderat oczekiwał dzieł epokowych. Niezmiennie świetnie i charakterystycznie dla siebie brzmieli w tym roku także Thom Yorke i jego nowa grupa Atoms For Peace oraz Killer Mike z EL-P, którzy po raz kolejny połączyli siły, tym razem jako Run The Jewels.
No dobra, a gdzie w tym wszystkim muzyka taneczna? Niestety ta nigdy nie sprawdzała się najlepiej w formie albumów. W tanecznej elektronice rządzą single, które największy sens mają w setach i z tego właśnie powodu chciałbym stanąć w obronie coraz bardziej lekceważonej profesji DJ-a. Za sprawą takich programów jak Traktor, każdy może zająć się miksowaniem płyt i coraz więcej osób z tego prawa korzysta, ale to wcale nie znaczy, że umiejętność grania staje się mniej wyjątkowa. Single z elektronicznej muzyki tanecznej są w przygniatającej większości tworzone w sposób przewidywalny – taki, aby stanowiły mniej lub bardziej proste klocki do budowania większych całości. Bez DJ-ów, czyli osób, które grają te elementy w określonym kontekście i właściwym czasie, muzyka klubowa w ogóle nie miałaby sensu. Dlatego zamiast wymieniać single, wskażę DJ-ów odpowiedzialnych za najlepsze sety, jakie w tym roku słyszałem. Byli to Terry Francis w Fabric, Maetrik i Maya Jane Coles na Amsterdam Dance Event, Tale of Us na Audioriver oraz Dixon i jego Essential Mix.
Z kolei najlepszy koncert, jaki miałem szczęście zobaczyć, to zdecydowanie The Knife na warszawskim Selectorze. Do dziś nie wiem, ile tam było playbacku, a ile grania na żywo. Nie wiem, czy na scenie śpiewało kilka wokalistek z głosami podobnymi do Fever Ray czy po prostu kilka kobiet umiejętnie poruszało ustami, podczas gdy oryginał leciał z „taśmy”. Celowo jednak nie czytam wywiadów z zespołem ani analiz recenzentów, bo nie chcę rozkładać tego spektaklu na części pierwsze. Do końca życia chcę pamiętać swoje osłupienie i emocje wynikające z tego, że nie miałem pojęcia, co tak właściwie oglądam. Po raz pierwszy od lat nie czułem się jak dziennikarz muzyczny, który z mniejszym lub większym entuzjazmem analizuje znane mu schematy. Na The Knife nic z tego co do tej pory widziałem, nie miało zastosowania. Czułem się jak nieobyty słuchacz i za to będę temu zespołowi dozgonnie wdzięczny.
The Knife – Raging Lung – Shaking The Habitual Show Live Video
Wdzięcznością chciałbym zresztą zakończyć to podsumowanie. W imieniu całego Audioriver i naszej agencji, Spółka Akcyjna, chciałbym ogromnie podziękować wszystkim fanom dobrej muzyki, którzy sprawili, że ósma edycja festiwalu została wyprzedana, a takie eventy, jak James Holden na Spokojnej czy Ben Klock x Scuba były frekwencyjnymi i imprezowymi sukcesami. 2013 rok był dla nas najlepszym w historii i dziękujemy za zaufanie oraz energię na kolejne 12 miesięcy.
Tekst: Łukasz Napora