Starzy wyjadacze i obiecujący gracze. Za nami Tauron Nowa Muzyka 2021

fot. Zosia Paśnik
Relacja Muzyka Galeria
Tauron Nowa Muzyka odsłania kolejne karty

Po roku przerwy Tauron Nowa Muzyka powrócił do Katowic jako czterodniowe wydarzenie. Chociaż jego line-up był uboższy i nie obyło się bez drobnych niedociągnięć, w miniony weekend Śląsk był bezsprzecznie stolicą klubowych brzmień.

Tak wyglądał Tauron Nowa Muzyka 2021. Zobacz naszą fotorelację

Niełatwo powołać do życia festiwal w dobie pandemii koronawirusa COVID-19. Kłody pod nogi organizatorów są rzucane ze wszystkich stron. Zagraniczni artyści rezygnują z przylotów ze względu na przymusową kwarantannę, a rządowe rozporządzenia bynajmniej nie pomagają branży koncertowej. To tajemnice poliszynela, o których teoretycznie nie trzeba już przypominać.  Gdy przychodzi jednak do oceny konkretnego wydarzenia, warto mieć je z tyłu głowy. Włodarze Tauron Nowej Muzyki, w odróżnieniu od innych dużych graczy na rynku, zaryzykowali i przygotowali czterodniowy event z setami do białego rana. Po ubiegłorocznym eksperymencie ze streamingami i imprezie w industrialnej Walcowni, katowicka Strefa Kultury znów wypełniła się dźwiękami. Klasycznie dominowała wśród nich szeroko rozumiana elektronika, choć do głosu odważniej dochodził też hip-hop i jazz.

Tauron Nowa Muzyka 2021 – sprawdzeni gracze

Underworld, The Streets, Cigarettes After Sex – początkowo to oni mieli być headlinerami festiwalu. Zwyciężyła jednak epidemiologiczna niepewność i występy międzynarodowych gwiazd zostały przesunięte na następny rok. Ich godnym zastępstwem okazał się wybór trafiony, choć zachowawczy, czyli Islandczycy z GusGus. Uwielbiany nad Wisłą zespół wypełnił salę w Międzynarodowym Centrum Kongresowym aż po brzegi. Trzyosobowy skład zagrał głównie piosenki z najnowszego albumu Mobile Home, przeplatając je szlagierami pokroju Over albo Moss w zmienionej aranżacji. Lata scenicznego doświadczenia nie poszły na marne – Daniel Ágúst Haraldsson i spółka doskonale wiedzą, jak rozgrzać publiczność.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

GusGus na Tauron Nowa Muzyka / fot. Zosia Paśnik

O podobnej porze pierwszego dnia zagrali paryżanie z Acid Arab. Guido Minisky i Hervé Carvalho mają z GusGus trochę wspólnego. Wykonawców również interesuje zbasowane, rytmiczne electro, choć repetytywne beaty uzupełniają nie tyle nordyckim chłodem, co sznytem z world music. Występ duetu, którego ostatni album Was Was ukazał się w 2019 roku, hipnotyzował od pierwszych minut. Początkowo brakowało mi podczas niego wielobarwnych, okołoorientalnych wizualizacji, ale niedosyt szybko ustąpił miejsca zachwytowi. Panowie doskonale wiedzą, że podczas koncertów nic nie powinno odciągać uwagi od ich muzyki. A tę słuchaną na żywo najłatwiej określić jako zestawienie emotywności Moderata i etnicznego anturażu Omara Souleymana. Godzina przy takich dźwiękach to stanowczo za mało, jednak na szczęście nie był to ostatni taki akcent w line-upie Taurona.

Wśród wyczekiwanych gwiazd nie sposób nie wyróżnić też Sama Shepherda, który powrócił do Polski po znakomitym występie na Audioriver. Ostatnie miesiące upłynęły Floating Points na dopieszczaniu płyty nagranej wraz z Pharoahem Sandersem i London Symphony Orchestra. Producent w Katowicach zagrał jednak solo, przypominając o swoim krążku Promises z 2019 roku. Dość powiedzieć, że zrobił to z wielką klasą. Napięcie zbudował już od pierwszych taktów, umiejętnie zderzając ze sobą UK bassowe momenty i syntezatorowe arpeggia. Brytyjczyk jawił się jako ktoś nadzwyczaj świadomy swojego brzmienia, co nie uszło uwadze roztańczonych imprezowiczów.

Publiczność na Tauron Nowa Muzyka / fot. Zosia Paśnik

Tauron Nowa Muzyka 2021 – pierwsze razy

Zdefiniowanie pojęcia nowej muzyki sygnującej imprezę zawsze nastręczało wiele trudności. Czy można umieścić w nim starych wyjadaczy, którzy są obecni na scenie od dwóch dekad? A może zamiast sprawdzonych postaci warto postawić na debiutantów niemających jeszcze na koncie pierwszej płyty i tysięcy odtworzeń na Spotify? To pytania, na które przestałem szukać jednoznacznych odpowiedzi. Tegoroczny line-up podsunął jednak dwa nieoczywiste tropy i udowodnił, że na Tauronie – choć nie w takiej skali jak w przypadku Unsoundu – nadal można wyhaczyć świeże eksperymenty.

Autorem pierwszego z nich jest człowiek, który zjadł zęby na polskiej scenie klubowej. Powołał do życia Öszibarack i Nervy, a od kilku lat eksploruje rejony techno zarówno solowo, jak i z Deasem jako Blooma. A_GIM nie musi nikomu nic udowadniać, a jednak nadal chce poszerzać swoje artystyczne horyzonty. Producent tym razem zaprezentował ścieżkę dźwiękową do gry This is the Zodiac Speaking, która to właśnie na Śląsku po raz pierwszy rozbrzmiała na żywo. Stałemu bywalcowi Taurona na scenie towarzyszyli instrumentaliści, uzupełniając mroczną elektronikę przestrzennym brzmieniem. Z potężnych głośników przez 50 minut sączył się immersyjny, ilustracyjny ambient zabarwiony synthwave’em i szczyptą post rocka. Takich projektów bez wątpienia brakuje na rodzimym podwórku, które dopiero zaczyna przyzwyczajać się do tego, że soundtracki nie zawsze muszą oscylować wokół zimmerowskiego monumentalizmu.

Tauron Nowa Muzyka / fot. Zosia Paśnik

Dużą niespodzianką była też premiera projektu Folk Solution, przygotowanego przez artystów baletu z Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny. Do tego typu przedsięwzięć zazwyczaj podchodzę z dystansem. Mariaż nowoczesności z tradycją niekiedy bywa naciągany i spełza na mielizny powierzchowności. Gościom festiwalu udało się jednak uniknąć cepeliowskiej przaśności. Na widowisku zastąpiły ją przemyślana choreografia Michaiła Zubkova i eklektyczna elektronika skomponowana przez Rafała Zapałę. Taniec i dźwięki połączyło poszukiwanie organicznej energii oraz wibrującego rytmu.

Noc na parkiecie

Organizatorzy nie zapomnieli też o tych, których drugim imieniem jest muzyka klubowa odmieniona przez wszystkie przypadki. Nie da się ukryć, że brakowało bardziej kameralnej sceny dedykowanej mniej znanym DJ-om, jednak nagłośnienie wewnątrz Międzynarodowego Centrum Kongresowego rekompensowało line-upowe braki. Pierwszy dzień Taurona upłynął pod znakiem lżejszych brzmień. Sid Le Rock wniósł na parkiet sporo house’owego optymizmu poprzecinanego breakbeatem i łagodniejszym electro. W klimacie, jaki roztaczał, dobrze odnalazł się – jak zawsze przygotowany – Gerd Janson. Nieco zaskakująca była za to selekcja Romana Fluegela, który w ostatniej chwili dołączył do programu imprezy, zastępując DJ Tennisa. Dobrze pamiętam jego katowicki set sprzed dwóch lat – dominantę występu stanowiło minimal techno upstrzone industrialnymi wstawkami. Tym razem artysta podążył ścieżką, którą obrał na nowej EP-ce Garden Party i albumie Eating Darkness. Na parkiecie bywało balearycznie, ale i house’owo. Co ważne, nie stracił przy tym na jakości – po prostu pokazał inne oblicze, które miłośnikom hitu Wilkie może nie być do końca znane.

Tauron Nowa Muzyka / fot. Zosia Paśnik

Sobota w Strefie Kultury przypadła do gustu fanom techno i skoków w undergroundowy bok. Klubowo z przytupem wystartował Chino, którego drugim imieniem była mechaniczna surowość. Pałeczkę z powodzeniem przejęła po nim Henrietta Smith-Rolla. W jej różnorodnym secie odnalazłem to, czego brakowało mi po show zgotowanym przez Acid Arab. U Afrodeutsche królował bowiem afrofuturyzm korespondujący z odniesieniami do tanecznej elektroniki i EBM-u. Dobrą decyzją było zostawienie na sam koniec ISAbelle JASSS, które sprawnie zagrały solowo, ale spontanicznie zagrały również B2B intensywne aż do samego końca. Ich takeover był emanacją tego, co przyjęto nazywać deconstructed club music. Wszelkie nieoczekiwane wolty gatunkowe pokroju szalonego remiksu Around The World (La La La) od ATC były tu na porządku dziennym.

Plusy i minusy

Jesteśmy za przebieżką po większości elektronicznych artystów, a zatem pora na podsumowanie. Co najbardziej udało się organizatorom z More Music Agency? Przede wszystkim będę tłuc aż do znudzenia – stworzenie festiwalu w formie, która mimo wszystko przypominała poprzednie edycje sprzed pandemii. Chociaż w programie nie pojawiły się tradycyjne koncerty otwarcia i zamknięcia w NOSPR, a scen i samych wykonawców było znacznie mniej, klimat Taurona nie stracił wiele. Po raz kolejny atutem imprezy okazał się fakt, że jej lokalizacją nie jest leśne odludzie albo gigantyczne pole na rogatkach miasta, a serce Katowic. Muzyka znów z powodzeniem rozlała się po całej metropolii. JAZBAR Muchowiec gościł reprezentantów rodzimej alternatywy gitarowej (Magneto, Javva) i okolicznych popularyzatorów ambientu z Biura Dźwięku. Miejscem pożegnania z festiwalem po raz kolejny były zaś plenerowe Sztauwajery, gdzie Red Axes rozgrzał widownię chowającą się przed błotem i  strugami deszczu. Nie zabrakło także wydarzeń towarzyszących. W Rondzie Sztuki zlokalizowanym przy Spodku zorganizowano wystawę o grzesznych przyjemnościach w muzyce (jest tam nawet praca Wilhelma Sasnala!), a w WOLNO przy ul. Kochanowskiego pokazano najlepsze okładki płytowe ubiegłego roku. Kulturotwórcza rola tego typu przedsięwzięć nie powinna kończyć się na opaskowaniu imprezowiczów i sprzedawaniu im piwa w wielorazowych kubkach. More Music Agency zdaje ten egzamin, włączając miasto jako kolejnego zbiorowego gościa imprezy.

JAZBAR Muchowiec / fot. Zosia Paśnik

Przy takiej liczbie peanów łyżka dziegciu może jawić się jako dążenie do zbędnego symetryzmu, ale trudno nie odnotować kilku rzeczy. W programie skrzyło od różnych stylów. Była elektronika, jazz (gwoli kronikarskiego obowiązku – Błoto EABS zgodnie z oczekiwaniami zagrali znakomicie) i osobna scena dedykowana hip-hopowi (tu szczególnie odznaczył się Zdechły Osa i Syny żegnające się z publicznością). Zabrakło jednak eksperymentów, które w swoim programie kuratorskim zazwyczaj serwował Wojtek Kucharczyk, a także ambientu na miarę koncertu Williama Basinskiego z 2018 roku. Mimo bardzo wysokiego poziomu, na którym stały występy GusGus, Red Axes czy sety Mr. Lexa, można też zastanowić się nad tym, czy ich zaproszenie nie było zbyt zachowawcze. Wątpliwe były również niektóre decyzje organizacyjne, jak choćby konieczność przechodzenia kontroli za każdym razem, gdy wchodziło się na teren Międzynarodowego Centrum Kongresowego albo strefy z foodtruckami. Nie kwestionuję jednak zupełnie ich słuszności, podejrzewając, że i w tym przypadku pandemia nie szła włodarzom Taurona na rękę.

Tauron Nowa Muzyka – oby do następnego

Do Strefy Kultury zawsze wracam z przyjemnością – i to nie tylko dlatego, że spędziłem kilka lat mieszkając na Śląsku. Nowa Muzyka to dla mnie marka, bez której trudno byłoby wyobrazić sobie festiwalową mapę Polski. Zachowując balans pomiędzy stricte klubowym anturażem (Sunrise, Audioriver) a bardziej eksperymentatorskimi projektami (Unsound), impreza zgrabnie wypełnia lukę i zaspokaja pragnienia słuchaczy złaknionych wrażeń. Pozostaje napisać, że czekam na następną wizytę w Katowicach z nadzieją, że nie przeszkodzą w niej kolejne obostrzenia i kwarantanny.

Publiczność na Tauron Nowa Muzyka / fot. Zosia Paśnik

Tak wyglądał Tauron Nowa Muzyka 2021. Zobacz naszą fotorelację



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →