Spring Break Festival w Poznaniu RELACJA

Relacja

Poznań długo nie mógł się odnaleźć na festiwalowej mapie Polski. Czy przedsięwzięcie Spring Break, które odbyło się 24-26 kwietnia ma szanse wypełnić tę lukę i na stałe zagościć w życiu kulturalnym stolicy Wielkopolski? Zapraszamy na relację!

To, że poznański Spring Break stał się wydarzeniem nowatorskim na naszym rodzimym rynku festiwalowym, odczułem dosłownie na własnej skórze.

Z reguły przywykłem do rozbijania, a następnie zwijania namiotu. Chlebem powszednim było przemierzanie wielkich odległości po piachu, betonie czy świeżo skoszonej trawie lub przy mniejszej dawce szczęścia – po litrach błota. Przywykłem do miasteczka festiwalowego, gdzie widzę kilka całkiem pokaźnych i rozświetlonych scen, namiotów z gastronomia czy punktów sanitarnych włącznie z magicznymi niebieskimi toi toiami.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Tego wszystkiego, co bezpośrednio kojarzyło mi się dotychczas z festiwalem na Spring Break zwyczajnie nie było. Było za to duże miasto, kilka klubów i możliwość powrotu do własnego łóżka autobusem nocnym, bez pokonywania dziesiątek kilometrów.

Rubber Dots na Spring Break

Trwający 3 dni festiwal znajdujący się w stolicy wielkopolski – Poznaniu był w pewnym sensie eksperymentem. Nikt bowiem dotychczas nie zorganizował imprezy o takiej specyfice. No właśnie – jakiej?

Założeniem organizatorów było zaprezentowanie młodych raczkujących jeszcze zespołów, które stawiają swoje pierwsze kroki w branży muzycznej. Całej warstwie koncertowej sąsiadowały bezpośrednio warsztaty i panele umiejscowione w niezwykle przytulnej Sali Kominkowej w Centrum Kultury Zamek.

Festiwalowicze jak i sami artyści mogli się tam dowiedzieć między innymi jak promować swoją muzykę w cyfrze, dowiedzieć się co dzieje się na naszym oraz zagranicznych rynkach muzycznych. Nie zabrakło też warsztatu z fotowizerunku gdzie podpowiadano jak dobrze wypaść w obiektywie fotoreportera oraz jak wykonać dobrą sesję zdjęciowa dla zespołu. Pojawienie się dwójki prowadzących paneli z zagranicy z pewnością podniosły prestiż tego wydarzenia.

Wracając do koncertów to trzeba przyznać, że jak na pierwszą edycję imprezy ich ilość była całkiem spora. Ponad 50 artystów wystąpiło w 6 klubach, którymi były kolejno: Centrum Kultury Zamek, Blue Note, Meskalina, Kisielice, Dragon, Pod Minogą. Od strony logistycznej strzał w dziesiątkę.

Artur Rojek na Spring Break

Niewielkie dystanse między nimi pozwoliły na szybkie przemieszczanie się z jednego miejsca do drugiego. Kluby zostały dobrze oznaczone na zewnątrz jak i w środku tak, aby bez większych problemów dotrzeć na scenę. Nie zawsze było już tak kolorowo od strony nagłośnienia czy wyporności danego lokalu. Kluby mają w końcu jakąś ograniczoną pojemność, przez co kilkukrotnie musiałem obejść się smakiem.

Sporym rozczarowaniem okazała się również festiwalowa ulotka, która zawierała jedynie line-up oraz mapę rozmieszczenia wszystkich klubów biorących udział w wydarzeniu. Myślę, że wzbogacenie broszury o krótki opis każdego artysty, a także przypisanie do niego gatunku muzyki, jaką wykonuje, byłoby bardzo pomocne dla osób, które nie zdążyły się z nimi zapoznać. Aplikacja na smartfony mogłaby się okazać równie dobrym posunięciem a i takowej nie było – szkoda.

Każdy festiwalowicz wie, że dużym atutem imprezy tego typu jest godzinowy line up. Dzięki niemu jesteśmy niemal pewni, że artysta, na którego czekamy pojawi się punktualnie. W przypadku Spring Break było podobnie. Ekipy techniczne bardzo sprawnie współpracowały z muzykami, dzięki czemu bardzo rzadko zdarzały się opóźnienia. Największą frekwencją jak łatwo można było przewidzieć, cieszyły się koncerty odbywające się w Zamku. Koncert Artura Rojka, xxanaxx czy Kamp! obejrzały tłumy.

XXANAXX na Spring Break

Pstryczek w nos winni otrzymać organizatorzy za umiejscowienie The Dumplings w Meskalinie pierwszego dnia. Mimo iż jest to niezwykle przytulny lokal to jednak wiele osób oglądało występ młodego duetu z Zabrza pozostając na zewnątrz. Być może byłoby inaczej gdyby „Zamkowa” scena funkcjonowała już w czwartek.

O dużym zainteresowaniu całą imprezą świadczy również fakt, że koncerty mniej znanych artystów rozpoczynające się o wczesnej porze także przyciągały dużą publiczność. Wieczorami już praktycznie każdy klub był zapełniony. Dodatkowo codziennie od godziny 23 na festiwalowiczów czekało jeszcze afterparty w klubie Good Time Radio zwieńczające pogoń między koncertami.

Już przed startem festiwal Spring Break był skazany na sukces. Wyprzedanie imprezy, a także desperackie poszukiwania na portalach społecznościowych resztek karnetów, za które wiele osób było gotowe zapłacić więcej niż przewidział to organizator bezsprzecznie o tym świadczy.

The Dumplings na Spring Break

Kwestia ceny to również duży atut Spring Break. Za kwotę 69 złotych nabywca karnetu  otrzymał szansę zobaczyć wielu dobrze zapowiadających się artystów, a także kilku z nich, którzy na rynku z powodzeniem działają już wiele lat.

Z niecierpliwością będę oczekiwać drugiej edycji poznańskiego festiwalu licząc na to, że organizatorzy postawią na dalszy rozwój imprezy poprzez zwiększenie miejsc do odwiedzenia, a także dodając kolejne aktywności około muzyczne, czego sobie i im z całego serca życzę.

Tekst: Marek Cisek
Zdjęcia: Izabella Chmielnik, Marek Cisek



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →