Słowo na piąteczek 2 FELIETON

Felieton

Ubiegłotygodniowy felieton wzbudził sporo emocji i spotkał się z dużym zainteresowaniem. Z tym większą przyjemnością prezentujemy Wam drugi odcinek luźnych rozważań o tym co w polskiej, klubowej trawie piszczy...

Nieregularny Felieton Weekendowy

Zagotowani

Depresyjna zimowa środa, a tu grom z jasnego nieba, jak w letni burzowy wieczór – Boiler Room zawita do Polski! Informacja tak gorąca, że nawet zima na razie odpuściła. Na fejsie oczywiście zawrzało, więc żeby ostudzić emocje musiałem zagotować wodę i zaparzyć sobie melisy. Ale nie dość, że napar pomógł tylko trochę, to jeszcze zalewając ziółka poparzyłem się wrzątkiem – jakbym nie wiedział, że na rozedrgane nerwy (a zwłaszcza na roztrzęsione ręce) bardziej pomaga inny napój, w dodatku serwowany w dużo bezpieczniejszy sposób, bo prosto z zamrażarki.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Temperatura dyskusji prawie tak samo wysoka, jak po ogłoszeniu pierwszych wykonawców na Audioriver (a propos: gorące podziękowania dla redakcji Aktivista za to, że w końcu wróciła z zimowych feriii i dziennikarze nie muszą już we własnym zakresie redagować tekstów, które sami napisali; serdeczne pozdrowienia także dla wrocławskiego sekretarza redakcji Lineout –  bardzo się cieszę, że nudności minęły i ze zdrowiem znacznie lepiej, co widać po jakości przytaczanych argumentów; dużo zdrowia więc życzę, bo zdrowie – i sen, zapomniałbym o śnie! – przecież najważniejsze).

Emocje w pełni usprawiedliwione, bo w Boiler Room tuzów było sporo. Ja pamiętam Hawtina, Dettmanna, Vätha, a jeśli chodzi o zasłużonych i szanowanych artystów sceny bassowej, którzy zatykali bolilerroomowe streamy, to lepiej pytajcie o nich Pana Klimczaka. I nie walę tu „retoryczną maczugą”, a przymiotników używam bez cudzysłowu.

Pamiętam też Klocka… I Ninę grająca przed Klockiem też pamiętam… A jak Nina skończyła grać, to uroczo nurkowała pod stół i jeszcze bardziej uroczo wycierała noska… A może ja to wszystko zbyt uważnie oglądałem? Nieważne. Grali wielcy, więc rozumiem ekscytację, ale tak szczerze? Ani mnie to ziębi, ani grzeje.

Nie ziębi mnie, bo to dobrze, że jakiś polski klub będzie miał okazję do promocji. Nie ziębi mnie tym bardziej, bo na 99% zagra ktoś z Polski i mam nadzieję, że ten „ktoś” dzięki temu zgarnie kilka fajnych zagranicznych bookingów, a my nie dość, że będziemy późnej mogli mówić, że z nim (z nią?) niejedną wódkę piliśmy, to jeszcze dostaliśmy suwenirę z tournée. Co prawda trasa była po Australii, a szklana kula śnieżna z delfinkiem „made in China”, ale gest się liczy. I ważne od kogo.

Ale nie grzeje mnie to tym bardziej, bo co zmieni „Boiler Room – Polish Limited Edition”? Skoro ta internetowa imprezka zawita do naszego kraju to znaczy, że arbitralnie możemy uznać, że polska scena klubowa ma się lepiej, niż np. włoska, belgijska czy chociażby węgierska, gdzie Bolier Roomu do tej pory nie było? Przed tym jedynym polskim klubem zaczną ustawiać się wielojęzyczne kolejki majętnych klubowiczów, a ci wybrani polscy DJ-e zaczną tęsknić za weekendami leniwie spędzanymi przed telewizorem w gronie najbliższych? (żeby nie było – drę łacha, ale i tak trzymam kciuki).

I czy, jak zwykle, nie dostajemy „zachodniego” produktu nie pierwszej już świeżości? Nie tak dawno na tych łamach Michał „Bshosa” Brzozowski pisał o „boilerroomyzacji sceny klubowej” (Bshosa przez jakiś czas mieszkał w Niemczech, więc musicie mu wybaczyć upodobanie do bardzo długich i trudnych słów, ale ja także, mimo konsultacji z prof. Google, nie jestem do końca pewien, co to jest „uberdymensjonalność”). Bshosa pisał też o próbach naśmiewania się z Boilera i dał przykład żartu (notabene świetnego) „Ben Klock being boiled”. Tuż po tym pojawił się równie dobry Toilet Room. A jeśli zaczynają się kpiny, to bardzo mi przykro, ale czasy świetności już minęły, bo hipsterska łaska na pstrym koniu jeździ.

Jedynym pewnym wygranym po polskim evencie będzie ekipa Boiler Roomu: pobawi się za cudze pieniądze, też za nie swoje zje pierogi, i w hotelu obudzi się nie sama, bo sorry, ale na razie to hajp na polskie dziewczyny jest największy.

Łukasz Marcinkowski „Klubowicz”

PS. A tak w ogóle to Boiler Room prężnie działa na polskiej ziemi już od pół roku – w Rumii, przy ul. Różanej 15 A.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →