Silesia In Love – RELACJA MUNO.PL

Relacja

Tegoroczna edycja Silesia In Love w Chorzowie za nami. Zapraszamy do przeczytania relacji Muno.pl z tego wydarzenia.

Serce rośnie, gdy widzi się w naszym kraju ciekawe muzyczne inicjatywy, które dodatkowo spotyka frekwencyjny sukces. Niedzielne imprezy w ciągu dnia to u zachodnich sąsiadów wieloletnia tradycja, prym wiedzie rzecz jasna Holandia oraz Niemcy, których Awakenings Festival czy Love Family Park to dziś marki znane na całym świecie. Wspólna celebracja muzyki od wczesnych godzin to kapitalna alternatywa dla fanów muzyki technicznej, którzy zamiast niedzielnego obiadu u babci mogą bawić się przy dźwiękach serwowanych przez swoich ulubionych artystów.
Silesia In Love w Chorzowskim Parku przejdzie do historii jako unikatowa jak na polskie warunki koncepcja zorganizowania eventu, która spotkała się z niesamowitym supportem wśród ludzi kochających muzykę Techno szerokiej maści. Niektórzy narzekają lub brak im wiary w rozwój polskiej sceny technicznej, na przekór wszystkim organizatorzy MPT udowadnili, że można zrobić oryginalny festiwal, gdzie w cenie biletu do kina otrzymaliśmy solidną produkcję z najważniejszą dziś gwiazdą muzyki techno.
Miejscem imprezy okazał się sprawdzony podczas poprzedniej edycji Duży Krąg Taneczny w samym centrum Chorzowskiego Parku Śląskiego. Lokalizacja miejsca to strzał w dziesiątkę, zachwycała z kilku powodów. Na pierwszy plan wychodzą przepiękne wizualne aspekty, towarzyszący krajobraz musiał podobać się każdemu. Park Śląski to unikatowa „oaza zieleni” zlokalizowana w Chorzowie, pośrodku kilkumilionowej aglomeracji górnośląskiej w najbardziej uprzemysłowionym regionie kraju. Stawy, sadzawki, strumyki, rozliczne gatunki drzew i krzewów oraz rozległe łąki stanowią w chorzowskim parku przyjazną ostoję dla dzikiej fauny, która podczas pierwszej niedzieli lipca pozytywnie nastrajała przed zbliżającym się świętem muzyki Techno.
Na miejscu bez problemu mogliśmy znaleźć miejsce parkingowe, kto wcześniej przyjechał do Chorzowa mógł spokojnie skorzystać z rozstawionych po całym parku barach ze smażonymi rybami. Atmosferę podkręcała piękna pogoda, która wróżyła idealne warunki przed zbliżającym się eventem. Reakcja rodzin spacerujących z dziećmi przy wejściu na teren imprezy daleka była od optymizmu, unosząca się ciężka stopa serwowana od Gregora Es niekoniecznie odpowiadała preferencjom ludzi pojawiających się nieopodal wejścia. Nie dla nich jednak było całe to niedzielne zamieszanie. W świetnym nastroju w końcu wszedłem do środka. Na terenie imprezy wszystko, co potrzebne – depozyt, obfite strefy gastronomiczne, stoisko z red bullem, miejsca z napojami chłodzącymi naprzeciwko dj’ki z dedykacją dla tych, którzy nie chcą stracić choćby minuty z imprezy.
To naprawdę rzadki widok w naszym kraju, aby ujrzeć w niedzielne południe uśmiechniętych ludzi tańczących do niszowej wciąż muzyki, jaką jest w Polsce techno. Takie momenty dają nadzieję, że może i w Polsce za kilka lat przyjmie się taka forma festiwalowa – w Chorzowie zapachniało zachodem.
Na początku dość nieśmiałe kroki ludzi pod sceną z upływającym czasem zamieniały się w ostrą zabawę, w końcu kaliber wypuszczanych kawałków był bardzo konkretny.
Jako pierwszego usłyszałem Siasie, czyli weterana i jedną z najważniejszych postaci na rodzimej scenie Techno. Artysta, który zaczynał za czasów pamiętnych Kantów to dzisiaj gwarancja jakości, nie pamiętam, aby kiedykolwiek zdarzył mu się słabszy set – Siasia zwyczajnie nie schodzi z wyznaczonego przez siebie, bardzo wysokiego poziomu. Set ekstremalnie ciekawy, po progresywnym początku Siasia przeszedł do ciężkostrawnych dźwięków.
Nie usłyszeliśmy tam hitów z Beatportu, Łukasz od zawsze kojarzony był z wyszukiwania technicznych perełek, podobnie tym razem rozniósł krąg taneczny za pomocą mniej znanych tracków, które rozkręciły festiwal na dobre.
Fenomenem zaś było dla mnie umiejscowienie Electronmike’a zaraz po Siasii. Rzemiosła dj’skiego ten egzotyczny artysta ze stajni Abstractu powinien uczyć się od naszego rodzimego dj’a, nie dopuszczalną dla mnie rzeczą w tej muzyce jest jej wyciszanie przed momentem kulminacyjnym – breakdowny zostawmy muzyce Trance a czas na oklaski i wiwat publiki radziłbym zostawić sobie po zakończonym secie. Technicznie set nie do przejścia dla mnie, ciężko się tego słuchało, nadzieję na lepsze straciłem, gdy po raz drugi usłyszałem „Stranger to Stability” w remixie Fakiego. Szkoda mi tylko polskich artystów, którzy często swoimi umiejętnościami przewyższając „gwiazdy” z zagranicy, zmuszeni są grać na początku imprezy.
Warto było zaznajomić się z pełnym programem Silesii In Love, bardzo ciekawa propozycja czekała na nas bowiem pod housowym namiotem. Tam rządził i dzielił G.M.R, który jeszcze niedawno debiutował we wrocławskiej Formie, a już teraz miał okazję zaprezentować się szerszej publice. Ciekawa selekcja skocznych, tech-housowych tracków idealnie wkomponowała się w atmosferę niedzielnego święta muzyki, idealna alternatywa dla miłośników lżejszej nuty. Warto przyglądać się temu panu, na pewno nie raz nas jeszcze zaskoczy.
Surowym techno prosto z podziemi Frankfurtu raczył nas Niereich, jedna z ciekawszych postaci na scenie ostatnich miesięcy. Bezkompromisowa muzyka Niemca nie za bardzo wkomponowywała się w atmosferę niedzielnego pikniku, jednak uśmiechów nie brakowało – na takie właśnie muzyczne menu zjechali się ludzie z całej Polski.
Klaudia Gawlas nie zawodzi, wiemy to od Mayday z 2009 roku, kiedy po raz pierwszy zagrała u nas na dużej imprezie przy okazji podbijając serca fanów. Od tego czasu stale zapraszana przez agencję MPT odwdzięcza się energetycznymi setami, obok których ciężko przejść obojętnie. Wspaniała introdukcja przed główną gwiazdą, jednak pogoda na końcówce występu Klaudii nie wróżyła nic dobrego.
Chris Liebing, headliner Silesii In Love, który do Chorzowa przybył z gorącego Riccione zmuszony został przerwać swój występ po 45 minutach, to zaraz obok setów z Love Parade najkrótszy gig prawdopodobnie najważniejszej dla dzisiejszej muzyki Techno postaci.
Sytuacja nieprawdopodobna, choć niesprawiedliwe byłoby w tym wypadku obwinianie organizatorów za podjętą decyzję, w trosce o bezpieczeństwo uczestników imprezy nie mogli zareagować inaczej. Tak potężnej ulewy i niebezpiecznych piorunów obok nas moje oczy nie widziały. W kilka minut zrobiła się powódź, burza szalała w najlepsze zaś masa sprzętu elektronicznego pokryła się grubą warstwą wody. Z czasem najwytrwalsi fani musieli uciekać, tragiczne warunki w jakich przyszło nam się bawić skutecznie zniechęciły wszystkich do dalszej jej kontynuacji. Zabrakło 165 minut…
Ciężko cieszyć się z czegoś, czego w końcu się nie dostało, z drugiej strony ciężko mi krytykować coś, na co nie ma nikt wpływu. Silesia In Love to wspaniała idea ludzi, którzy z pasją i sercem starają się zaszczepić w Polakach rzeczy dotąd nam nieznane, które na zachodzie robią furorę.
Wielkie brawa dla MPT za tą nietuzinkową inicjatywę – ten festiwal to piękna propozycja na spędzenie niedzielnego dnia w gronie najbliższych w akompaniamencie ulubionej muzyki. Widzimy się za rok!
Tekst: Paweł Chałupa


Siasia – Live @ Silesia In Love (08.07.2012) by Siasia



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →