Sigha – Living With Ghosts

Info
Grając kiedyś z kumplem back 2 back chwyciłem krążek wydawnictwa Blueprint, którego autorem był James Shaw aka Sigha. Usłyszałem wtedy o nim po raz pierwszy. Płyta mocno zaskoczyła, skutkiem czego kolejna jej kopia wylądowała tydzień później w mojej kolekcji. Od tego czasu zacząłem regularnie obserwować poczynania Jamesa i kompletować jego dzieła.
„Living Witch Ghosts” to debiutancki album Sighy, wydany nakładem brytyjskiej wytwórni Hotflush. Z radością przyjąłem informację o wydaniu longplay’a, ponieważ z produkcji na produkcję James pokazywał różne oblicza, od pięknych, czasem subtelnych, a czasem mocno industrialnych kompozycji, po bezkompromisowe, surowe techno. Album jest kwintesensją całego dorobku autora.
Zaczyna się od ciemnego, fabrycznego ambientu, który przechodzi, w mojej ocenie, w jeden z najlepszych numerów Jamesa w całej jego karierze – „Dressing For Pleasure (Ideal)”. Mocny, podbity i niedający chwili wytchnienia beat, połączony z mechanicznym, energetycznym samplem, a na to wszystko szatańskie tło w postaci psychodelicznego modulowanego szumu – czysta energia i esencja głębokiego techno. Kolejny numer to mile połamany rytm, na który po paru chwilach James nakłada delikatne, przestrzenne tło. Po pewnym czasie zostaje ono samo, bez beatu – poezja dla uszu („She Kills In Ecstasy”)! Druga strona tego krążka to powrót do uderzenia statecznej stopy z charakterystycznym dla autora wyrazistym tłem („Puritan”), a na koniec krótka, lecz słodka podróż w świat pięknych dźwięków („Suspension”).
Kolejna płyta to industrialne, mroczne techno z rytmem naśladującym bicie serca („Translate”). Dalszą cześć mogę określić jako meritum tego co kocham w muzyce – ponad dziesięciominutowa opowieść, w której każdy dźwięk nabiera coraz większej mocy i wyrazu, dają wrażenie wielkiej, kosmicznej maszyny.
„Living With Ghosts” zaskakuje swym kontrastem. Piękne przestrzenie dźwiękowe, zestawione z ciemnym, głęboko klimatycznym techno. Jestem absolutnym fanem tego dzieła i z niecierpliwością czekam na kolejne wydawnictwa autora. Jedynym minusem albumu, zresztą często powtarzającym się w przypadku longplayow wydawanych na płytach winylowych jest to, że ze względu na format i pojemność, nie zmieściły się na nim 3 utwory dostępne w wersji cyfrowej. Pomimo tego album Sighy to perełka. Dla mnie to pozycja obowiązkowa, która przez długi czas zaszczyci mnie obecnością w case’ie.
Tekst: Grzegorz Jandy