Zjadł ten ogon czy nie? Pytamy przedstawicieli polskiej sceny basowej o kondycję drum and bass [wywiad]

Fot. Adrian Chmielewski
Wywiad

Ilekroć w świat pójdzie klika odważnie postawionych tez na temat wybranego pojęcia, burza z piorunami gwarantowana. Nasz ostatni artykuł pt. Czy drum’n’bass zjadł własny ogon i musi czekać na lepsze czasy? ma jednak z burzą tyle wspólnego, co nic. Istne trzęsienie ziemi połączone z gradobiciem i tsunami przewróciły polską scenę basową do góry nogami. Wściekłość, zażenowanie, ale obojętność czy przyznanie racji oraz setki reakcji i komentarzy pod tekstem naszego redakcyjnego kolegi nie mogły pozostać samym sobie. Kilka wiadomości, trzy dni oczekiwania i nowy tekst gotowy. O to, co (tak naprawdę?) w drum & bassowej trawie piszczy, zapytaliśmy Glassza & Guiltee, Kamila Ginglas, Annę Roszak, Detoxica, Satla, ROSa, Alegrię i Shandrill. Zapraszamy.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Agnieszka Piszczak

Drum & bass. Choose your destiny

Damian Badziąg: Nie będę ukrywał, że powodem, dla którego rozmawiamy, jest opublikowany przez mojego redakcyjnego kolegę tekst pt. Czy drum’n’bass zjadł własny ogon i musi czekać na lepsze czasy? Ponad 200 reakcji, blisko 350 komentarzy i wiele udostępnień to jak na warunki basowe dość konkretne liczby. Opinię środowiska już znamy – po stronie osób niezadowolonych z treści artykułu stoi zdecydowana większość aniżeli tych, którzy nie mają z nim żadnego problemu. Do której grupy zaliczasz siebie i dlaczego?

Glassz & Guiltee (SPLOT, Radio LUZ, DRUMFORMATOR, Wrocław): Fala reakcji świadczy raczej o stopniu kontrowersyjności materiału, nie o „warunkach basowych”. Zaliczamy się do osób zażenowanych artykułem, doborem nagłówka, daleko idącymi wnioskami, przy jednocześnie powierzchownym potraktowaniu podjętego zagadnienia. Kondycja gatunku z prawie 30-letnią historią? Brzmi jak obszerny temat. I nie w odpowiedzi na dziwne pytanie z tytułu tkwi problem, a w szkodliwym na dłuższą metę dziennikarstwie wrzucającym całą scenę do jednego worka i wytykanie jej wad przez pryzmat komercyjnych wyników, które nie mają nic wspólnego z tym, jak gatunek się rozwija w sensie artystycznym i w sensie budowania społeczności jego słuchaczy.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Kamil Ginglas / Ginee (175 BPM): Ogólnie nie mam jakoś bardzo złych odczuć co do samego artykułu. Bardziej przeraża mnie clikbaitowy nagłówek. Natomiast brak wiedzy merytorycznej powoduje, że ustawię się w szeregu grupy niezadowolonych. Mocno krzyczących, którzy pierwsi rzucą kamieniem. Artykuł przeczytałem dwukrotnie, aby lepiej się przygotować do odpowiedzi. Także jego treść opiera się na zdawkowych informacjach osoby, która coś tam słyszała, ale lekko przysypiała podczas słuchania. Opieranie informacji na dwóch festiwalach i Hold Your Color LP jest wymierzonym policzkiem dla kilkuset osób, które pracują na to, aby w Polsce dnb grało co weekend. Gdyby redaktor poświęcił 20-30 minut swojego czasu i sprawdził największe strony i grupy na portalach społecznościowych, które piszą o muzyce jungle/dnb w Polsce to wiedziałby, że co weekend w którymś mieście odbywa się właśnie impreza w tym tempie. Począwszy od miast wojewódzkich, skończywszy na mniejszych miejscowościach, które od zawsze stoją po dobrej stronie mocy. Idąc dalej, te grupy żyją wszystkim, co się dzieje w tej muzyce. Od rozmów o początkach tej muzyki, aż po najnowsze produkcje i wydarzenia. 

Anna Roszak (Elektrowkręta / BASSLINE / Bass Garden): Oczywiście, że do osób niezadowolonych. Ten artykuł brzmi jakby był napisany przez osobę, która nie ma pojęcia o scenie drum & bass lub zatrzymała się bardzo dawno na swoich przekonaniach. Sam tekst jest niesamowicie tendencyjny i ma się wrażenie, że „kolesiowski” – jak przystało na muno.pl, również zdecydowanie prowokacyjny. Ale może to i dobrze – wreszcie niektóre tematy ujrzą światło dziennie i porozmawiamy o nich oficjalnie. Wymienieni promotorzy to jedynie namiastka i garstka. Gdzie wspomnienie o 175 BPMElektrowkręta czy BASSLINE. Come on! To są obecnie najczynniej działające projekty/agencje, które stale organizują imprezy wielkoformatowe z bookingami zagranicznymi. Na Fest Festival jest Scena Raban Stage organizowana i obsługiwana przez wyżej wspomnianych. Przewija się tam tysiące odbiorców. Hybrid Tent na Audioriver Festival. Albo Sonic Nation, którzy przez cały rok organizują trasy po wszystkich miastach czy ich autorskie festiwale nad jeziorem. W ogóle nie rozumiem braku wspomnienia o Łodzi, która jest kolebką undergroundowego drum & bassu i jednocześnie absolutnych ewenementem, gdzie stale odbywają się lokalne imprezy na kilkaset osób. Dodatkowo bardzo aktywnie w ostatnim czasie działa Neurodydaktyka z Krakowa, Projekt DziałkowiXXX z Wrocławia czy The Visions, które stale organizuje imprezy wyjazdowe i festiwale.

Adrian Rybka / Satl: Szczerze mówiąc mam podejście bardzo neutralne ze względu na to, że nigdy nie czułem się wyjątkowo związany z polską sceną. Szkoda tylko, że pominięci zostali ludzie, którzy też sporo robią dla naszego gatunku od wielu lat (np. Drumaturgia z Katowic, Subwena z Wrocławia czy chociażby Festiwal Up Do Date, na którym zawsze kilka ciekawych nazwisk dnb się pojawia). 

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Wojtek Rojek

Piotr Häuser/ Alegria (DrumObsession / Utopia Music / Bassdrive.com): Tak naprawdę o powodach, dla których uważam ten artykuł za kompletnie nietrafiony i wręcz niepotrzebny, sam mógłbym pewnie napisać długaśny referat, ale komu by się chciało to czytać? Dość powiedzieć, że Twój kolega potraktował naszą scenę po macoszemu i z praktycznie każdego akapitu da się odczuć, że na co dzień pewnie jednak jara się inną muzyką, a w naszej jest chyba trochę „z doskoku”. Liczby zaangażowania wynikają też z tego, że lead jest mocno clickbaitowy (czy wręcz comment-baitowy), bo wystarczyłoby dodać, że „komercyjny drum & bass zjadł swój ogon” i pewnie zbyt wiele osób by się do tego nie przyczepiło. Mnie osobiście najbardziej razi to, że z pewnością są w naszym środowisku ludzie, którzy mając do dyspozycji Waszą platformę byliby w stanie pisać rzeczy ciekawe, promować ciekawe wydawnictwa, sety didżejskie i imprezy, ale zamiast tego za temat zabrał się ktoś, kto ewidentnie nie odrobił zadania domowego. Odwracając sytuację – ja na przykład nie śledzę uważnie sceny techno, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy pisać felietonów o tym, co z tą sceną jest moim zdaniem nie tak (bo pewnie skończyłoby się na paru szyderczych i zaczepnych frazesach o „business techno”, a komu to potrzebne?).

Na dodatek zobaczyłem dziś, że Muno zrobiło z tego post sponsorowany, więc statystyki pewnie urosną Wam jeszcze dwukrotnie i cel podstawowy zapewne został osiągnięty. Pytanie, czy artykuły powinno się pisać w celu farmowania jak największego zaangażowania w komentarzach, pozostawię do oceny czytelnikom 😉

Mateusz Cybulski / Detoxic (Breaky Vibes): Na początku warto powiedzieć, że miałem okazję artykuł czytać przed jego publikacją, bo sam kiedyś byłem redaktorem działu. Uznałem, że jest dobry i potrzebny, bo w końcu ktoś napisał o tym, o czym ja nigdy nie pisałem. I teraz kilka dni po publikacji mam takie samo zdanie na ten temat. 

Tak duży feedback na artykuł pokazuje, że problem istnieje, każdy o nim wie, ale nie każdy o tym mówi na głos. Co najlepsze, pozornie to komentujący przedstawili całą listę tych problemów, które już od blisko dekady trapią naszą scenę i z którą w końcu my, promotorzy, DJ-e, producenci, właściciele klubów możemy się tak naprawdę zmierzyć. Artykuł przyniósł więcej dobrego niż można było się tego spodziewać. Dobrze wyciągnięte wnioski z komentarzy mogą bardzo pomóc całej scenie. Z wielką radością obserwowałem jednak tę zaciętą walkę o to, że drum & bass żyje w Polsce i ma się dobrze. Serce się raduje widząc, że dalej nas jest tylu!   

Robert Ros (ROS addiction / Addiction Records / Snow Festival): Bez komentarza.

Iwona Kotuła / Shandrill (Neurodydaktyka): Zaliczyłabym się do neutralnej grupy, ponieważ trochę prawdy tu znajdziemy, a trochę tak nie do końca forma przekazania może odpowiednia, stąd też tyle reakcji. W moim odczuciu z jednej strony autor chciał poruszyć w dobrej wierze ważne kwestie np. to że drum & bass i jego synkopowy bit jest wszędzie. Dużo ludzi po prostu nie jest świadoma czego słucha, nie kojarzy nazwy z konkretną muzyką. Reklamy, gry, filmy – często można tu spotkać synkop, o czym autor też wspomina, miło że zwrócono na to uwagę. W artykule czytamy, że muzyka obecnie jest robiona na tych samych schematach, brak oryginalności, świeżych postaci. Oczywiście, że są pewne zasady kompozycji których się nie ruszy i pewna schematyczność pozostanie na zawsze. Inną kwestią tutaj są trendy, które obecnie królują w nowych produkcjach. Niedawno były na przykład tak zwane: słonie, trąby, statki, „rollery” – każdy bejsiarz, który jest na bieżąco z nowymi wydawnictwami wie, o co chodzi. Można śmiało powiedzieć, że 3/4 produkcji w tym minimalistycznym stylu brzmi „tak samo”. Tylko że takie zjawisko można zaobserwować wszędzie, w każdym gatunku muzycznym. Niebawem pojawi się nowy trend, a potem wrócimy do tego, co było 10 lat temu. I tak w kółko. Muzyka to niekończąca się podróż, zawsze będzie coś do okrycia, coś nas zaskoczy a coś powróci na chwilę.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Elektrowkręta

Drum & bass. Kondycja polskiej sceny

Osoba niebędąca na co dzień związana ze sceną dnb po przeczytaniu komentarzy pod artykułem może być nieco skonsternowana. Część pisze, że dnb ma się dobrze, ale tylko za granicą. Inni twierdzą z kolei, że Polska przeżywa renesans dnb, że gatunek ten od 10 lat nie miał się lepiej. Jak to w końcu jest z tą naszą sceną i z czego Twoim zdaniem bierze się taki rozstrzał w opiniach?

Glassz & Guiltee (SPLOT, Radio LUZ, DRUMFORMATOR, Wrocław): Rozstrzał w opiniach wynika z tego, że nie ma możliwości obiektywnej oceny tego, jak dobrze ma się dnb. W naszym odczuciu, przez pryzmat Wrocławia, ale może i całej Polski, to dobry moment dla tej sceny. Po kilku latach rosnącej dominacji techno w klubach, przyszło rozluźnienie, tj. kluby i bookerzy znów chętniej stawiają na różnorodność, co idzie w parze z zainteresowaniem publiczności możliwością bawienia się do różnych stylów muzycznych. Dotąd w erze wszędobylskiego 4×4 brakowało przestrzeni, w których zajawka na basową muzykę mogłaby kiełkować w młodych ludziach, którzy dopiero zaczęli chodzić do klubów. Z drugiej strony, monotonia sprawiła, że część z nich zaczęła szukać innych brzmień na własną rękę. Stąd, w sensie basowych imprez w naszym kraju, w kolejnych miesiącach powinno być tylko lepiej.

Kamil Ginglas / Ginee (175 BPM): Odkąd pamiętam, to scena dnb w Polsce była mocna. Fakt, że w tym momencie są cztery duże festiwale (Audioriver, Fest, Snowfest, Up To Date), które mocno wspierają scenę jest tego najlepszym przykładem. Kolejny dowód to duża ilość zapraszanych artystów do klubów w Polsce. Natomiast druga sprawa to brak profesjonalizmu. Nie chodzi mi o brak profesjonalizmu na imprezach. Wielu artystów, którzy grali w Polsce, przybywają tu ponownie dzięki promotorom i ludziom, którzy żywiołowo reagują na ich sety. Chodzi mi o osoby, które zajmują się tylko i wyłącznie muzyką dnb na co dzień. Można ich chyba policzyć na palcach jednej ręki. Co nie znaczy, że promotorzy nie produkują imprez na najwyższym poziomie. Chodzi o to, że nie ma wielu osób, które żyją z dnb. Jak każda muzyka, dnb ma również do zaproponowania wiele podgatunków. I ten rozstrzał bierze się właśnie stąd, że każdy postrzega tę scenę inaczej. Według własnych spostrzeżeń i grupy osób, którą się otacza. I jak w każdej sferze życia codziennego, tutaj również nastąpiła polaryzacja poglądów. Jedni widzą we wszystkim samo dobro, a drudzy wszystko negują. Jedni cieszą się z line-upu na kolejnym dużym festiwalu, a troglodyci powiedzą, że znowu to samo i w ogóle po co to komu, a dlaczego…

Anna Roszak (Elektrowkręta / BASSLINE / Bass Garden): Skąd się bierze? Z nieświadomości i niewiedzy. Drum & bass nigdy nie miał należnego wsparcia ze strony mediów. Zawsze był pomijany i tylko i wyłącznie media są winne temu, że dalej jest uważany za gatunek niszowy. Jestem zdania, że drum & bass nie miał się tak dobrze od wielu lat. Wciąż obserwuję i widzę coraz to nowsze twarze na naszych imprezach. Bardzo dużo jest też wschodniej publiki lubującej się w tym gatunku, która stale napływa z sąsiednich granic. Oczywiście, że za granicą jest lepiej. Tam są kluby dedykowane tylko bassowej muzyce. W Polsce powodem nie jest brak publiki a kluby, które z niewiadomych powodów, nie chcą tej muzyki organizować. Panuje dziwne przeświadczenie o muzyce drum & bass. Bardzo mylne, bo ci odbiorcy całkiem nieźle piją – co odbija się na świetnych utargach na barze. Poza tym, jak można oceniać sytuację na podstawie dwóch ostatnich lat, kiedy jest pandemia? My cały czas szukamy miejsc, które chciałyby przyjąć bassową publikę…

Adrian Rybka / Satl: Wydaję mi się, że aktualnie renesans drum & bass trwa nie tylko w Polsce. Uważam, że u nas szczególnie mogłoby być lepiej, gdyby więksi promotorzy, którzy mogą sobie pozwolić na więcej ryzykowali, bookując innych, nowych i ciekawych artystów zamiast odgrzewać przysłowiowego kotleta. Jest wielu mniejszych promotorów, którzy naprawdę starają się to robić i edukować swoje publiki. Moim zdaniem, jeżeli chcemy zobaczyć zmiany, to właśnie Ci więksi promotorzy czy festiwale, gdzie często ludzie odkrywają drum and bass, starali się tę publikę edukować, zamiast sprowadzać np. TOP 10 artystów na liście Beatport.

Piotr Häuser/ Alegria (DrumObsession / Utopia Music / Bassdrive.com): Trudno mi to oceniać, ale powodów może być wiele. Część osób zapewne nie uczęszcza na imprezy poza swoim miejscem zamieszkania, nie ma styczności z innymi klimatami w ramach drum & bassu, który jest niesamowicie bogatym i różnorodnym gatunkiem elektroniki. Nawet jeśli ruszą się poza miasto, to albo na jakiś hiperkomercyjny booking zagraniczny, albo wręcz na festiwal, gdzie lajnapy z reguły bardziej niż tworzyć gusta, są sprofilowane pod przyciągnięcie jak największej liczby osób. Nie daje to żadnego obrazu polskiej sceny (a sami polscy DJ-e niestety wciąż grają na festiwalach warmupy lub closingi i bywają traktowani w kwestii „czasu antenowego” jak obywatele drugiej kategorii, ale to temat na odrębną dyskusję dotyczącą sytuacji muzyki elektronicznej w ogóle). Temat-rzeka i formuła tej rozmowy zdecydowanie nie pozwala na rozwinięcie go do bardziej wyczerpującego poziomu.

Osobiście uważam, że polska scena drum & bassowa dojrzewa i przed pandemią łapała już kolejny wiatr w żagle. Jak na każdej scenie (może poza hajpowymi scenami gabberową i psytrance’ową, gdzie mam wrażenie samo postawienie eventu spotyka się z zaangażowaniem kilkuset osób w ciągu paru dni) bywały imprezy bardziej lub mniej udane, ale tak naprawdę każda strona drum & bassu miała w Polsce jakąś swoją reprezentację i zrobiło się coraz różnorodniej (także pod względem większego udziału kobiet na scenie, do którego moim zdaniem powinniśmy dążyć). Muzyczna otwartość umysłu, która charakteryzuje wielu miłośników drum & basu, znalazła też owoc w postaci mieszanych gatunkowo lajnapów, czyli niejako powrotu do tego, jak scena elektroniczna wyglądała w Polsce na samym początku. Sety multi-tempo wcale nie są dziś już rzadkością i drum & bass dokłada do tego swoją cegiełkę.

Obecnie można dyskutować nad kondycją sceny w ogóle ze względu na Covid-19, który pokrzyżował wszystkie plany wszystkim (może poza producentami masek, żelu antybakteryjnego i respiratorów). Jak wiele osób, mam nadzieję na to, że sytuacja się ustabilizuje i że będziemy w stanie znowu budować nasze lokalne sceny, z których składa się ta ogólnopolska. Fajnie byłoby, gdyby wszyscy ci, którzy ochoczo biorą się do komentowania w Internecie faktycznie wsparli swoją obecnością (lub chociaż wsparciem przez udostępnianie w socialach) imprezy w swoich miastach.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Mateusz Łada

Mateusz Cybulski / Detoxic (Breaky Vibes): To, że za granicą drum & bass ma się dobrze, to fakt. UK przeżywa faktyczny renesans tego gatunku, ściąga wielu młodych ludzi, za sprawą napływu nowej generacji dnb. A Ci sami młodzi wypełniają tak samo duże lokalizacje jak topowe eventy z muzyką techno czy trance. Tam nie widać takiej dysproporcji jak u nas. Nowa Zelandia i Australia obecnie ma najlepszy okres dla tego gatunku, gdyż nie została dotknięta tak mocno w czasie epidemii i cała siła została skierowana na tamten region. 

Wracając jednak do naszego kraju. Według mnie tutaj drum & bass jest dużo słabiej rozwinięty niż w innych krajach, czy chociażby 10 lat temu. Nie można zaprzeczyć, że co tydzień sporo się dzieje w Polsce, jednak od lat nie czuć żadnego przełomu, a wręcz regres patrząc na frekwencję czy ludzi zaangażowanych w budowę sceny. Brakuje młodych, nowych producentów i DJ-ów, nowych kolektywów, nowych fanów, nowych nazwisk na festiwalach. Kluby przestały tak chętne stawiać na dnb. Media nie piszą o tej muzyce praktycznie w ogóle. Znaleźć cokolwiek o nowościach dnb w polskim Internecie graniczy z cudem. Ciężko rozwijać gatunek, kiedy jego edukacja sprowadza się do kilku wydarzeń miesięcznie, o których dowiadują się Ci sami ludzie. Muzyka to biznes, a drum & bass już dawno przestał być w naszym kraju modny, a tym samym opłacalny. 

Robert Ros (ROS addiction / Addiction Records / Snow Festival): Drum & bass ma się cały czas dobrze, ale faktycznie wraz z modą na lata 90., która wróciła do nas parę lat temu. Gatunek ten został ponownie odkryty przez wielu młodych ludzi, dla których to właśnie moda wyznacza kierunki zarówno w ubiorze, jak i w muzyce. Eksplorując czas rave’ów, w tych latach trudno nie natknąć się na Jungle, dnb, UK garage czy inne odmiany muzyki basowej. Jest tu też miejsce na techno, bo przecież to właśnie w latach 90. znacznie wzrosła popularność tego gatunku. Obecnie polskie kluby i promotorzy trzymają się kurczowo tego gatunku, bo jest „modny” i można na nim „zarobić”. Taka krótkowzroczność wcześniej czy później może spowodować przysłowiowe „zjadanie własnego ogona”.

Iwona Kotuła / Shandrill (Neurodydaktyka): Scena w Polsce się cały czas rozwija, a przed pandemią ten rozwój nabierał szybko tempa, czego dowodem jest choćby scena Raban na Fest Festival. Czy jest to renesans? Ciężko tak to nazwać. Teraz wiadomo, jakie mamy czasy, więc stwierdzenie, że trzeba chwilę poczekać na te lepsze, poniekąd jest słuszne. Jest dobrze, ale będzie z pewnością jeszcze lepiej, potrzeba czasu i konsekwencji w działaniach promotorów. Czechy pewnie nie byłyby europejską stolica dnb, gdyby nie mnogość zarówno mniejszych eventów, jak i festiwali typu Let it Roll czy Beats for Love. 

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Szymon Kawecki

Drum & bass. Nowa jakość muzyki

Kolejna sprawa – DJ-e i producenci. „Oczywiście jest wielu świetnych artystów dnb np. w niedalekich Czechach, na Słowacji, w Niemczech, lecz jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Jednym z zarzutów, z którymi spotkałem się po publikacji artykułu, jest brak nowych wartych uwagi DJ-ów i producentów tworzących dobrą jakościowo muzykę. Prawda czy fałsz? 

Glassz & Guiltee (SPLOT, Radio LUZ, DRUMFORMATOR, Wrocław): W 2021 polscy producenci tacy jak Silence Groove czy Satl roznosili dnb grę. Kropka. W skali wielkości tej sceny, znów porównując z techno, jest wystarczająco dużo producenckich, a na pewno DJ-skich talentów, by scena mogła się rozwijać i trzymać jakość na wysokim poziomie. Niezależnie od gatunku, najwyższa pora skończyć z kompleksami dotyczącymi poziomu muzyki elektronicznej powstającej w naszym kraju, bo jedyne czego jej brakuje to bycia dostrzeżoną i docenioną na Zachodzie.

Kamil Ginglas / Ginee (175 BPM): Fałsz, wierutne kłamstwo. W ciągu ostatnich kilku lat ilość produkcji i ich poziom bardzo pozytywnie mnie zaskakuje. Przecież mniejsza ilość imprez to więcej czasów na samodoskonalenie się producentów. Nie będę opisywał konkretnych osób. Natomiast można im poświęcić oddzielny artykuł. Jesteśmy mocni w wielu podgatunkach i oby tak dalej. Przenosząc się do kręgu DJ-ów, to jest wielu promotorów, którzy ogłaszają tzw. DJ Contest. Wygrany może zagrać na jednej imprezie przed zaproszoną gwiazdą. Takich osób pojawia się wiele i prezentują wysoki poziom umiejętności. 

Anna Roszak (Elektrowkręta / BASSLINE / Bass Garden): Fałsz! I to jaki! Stale poznajemy coraz to nowszych artystów. Mamy bardzo bogatą scenę. Dużo starszych stażem DJ-ów, w trakcie pandemii zaszyło się w domach, pracując nad produkcją. Uwierz mi, że cały czas coś się dzieje. To po prostu nie jest nagłaśniane. Jest coraz mniej miejsc, gdzie młodzi mogą się pokazać i spróbować swoich sił. Na wydarzeniu naszych 7. urodzin organizowany jest DJ Contest. Już mamy 10 nowych nazwisk.

Adrian Rybka / Satl: Moim zdaniem polska scena jest bardzo hermetyczna, jest sporo kumoterstwa/kolesiostwa. Mamy kilku naprawdę obiecujących producentów (nie wypowiadam się o stronie czysto DJ-skiej, gdyż tego nie śledzę). Natura nas Polaków niestety jest taka, że jesteśmy zazdrośni. Sam doświadczyłem w przeszłości sytuacji, w których ktoś próbował przedstawić mnie w złym świetle tylko dlatego, że mi się coś udało, a danej osobie nie. Jest wielu starszych ludzi na naszej scenie, którzy nie robią nic od wielu lat, a nadal są entitled do tego, aby mieć najwięcej do powiedzenia, z tego powodu mamy gate-keeping. Takie osoby są strasznie toksyczne dla naszego środowiska.

Piotr Häuser/ Alegria (DrumObsession / Utopia Music / Bassdrive.com): Tego typu zarzuty czynią tylko osoby, które sceny ewidentnie nie śledzą. Co parę lat pojawiają się nowe talenty zarówno na scenie DJ-skiej, jak i produkcyjnej (a w skali świata można powiedzieć, że co rok albo nawet co parę miesięcy!), ale jeśli nie siedzi się na co dzień w danej muzyce, to oczywiście się tych faktów nie wyłapie. Ja sam mam problem, żeby nadążyć za tym, ilu jest wartościowych świeżych zawodniczek i zawodników w dnb. Swoją drogą całe to powyższe zdanie, które cytujesz, jest jakieś kompletnie odklejone od rzeczywistości. Zdecydowanie fałsz.

Nasi najlepsi „eksportowi” ludzie, jak Satl czy Silence Groove, co rusz podbijają nowe terytoria, wydając w prestiżowych labelach (np. wytwórni Lenzmana – The North Quarter w przypadku Adriana, który stał się już integralną częścią tej oficyny; a Kuba wypuścił już drugą EP-kę u Doc Scotta w 31 Recordings oraz winyl u Seby w Secret Operations). Kolejni rodzimi artyści powoli się przebijają do świadomości zagranicznych słuchaczy i tu też mógłbym wymieniać takie osoby długo. Szczerze mówiąc, to jest temat na artykuł dla muno – jeśli faktycznie już chcemy odpowiadać na pytanie „co zrobić, żeby było lepiej na naszej scenie?”. Odpowiem – pisać więcej o naszych – nie tylko, gdy wydadzą coś #ZAGRANICO.

Jeśli chodzi o polskich słuchaczy, no to tu jest zupełnie odrębna dyskusja – jak bardzo odkrywać nową muzykę i poszukiwać chce publika w tym kraju? Bo jeśli wszyscy będą mieli podejście do tematu jak gościu w komentarzach („High Contrast i Logistics, może jeszcze paru ze szpitala, o reszcie wykonawców nie wiem, że istnieją :P”), to faktycznie trudno jest budować na takim gruncie. Na szczęście świadomych odbiorców muzyki wciąż przybywa, ale artykuły takie, jak ten, o którym rozmawiamy, niestety będą wzmacniać w komentarzach głównie głosy mniej wyedukowanej muzycznie części publiki.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Skoncentrowany

Mateusz Cybulski / Detoxic (Breaky Vibes): Prawda, jednak nie zrozumcie mnie źle. Nie brakuje u nas świetnych producentów, postaci, które przez lata robią i grają tę muzykę i także ja wychowałem się na ich muzyce. Jednak jak na 38 milionowy kraj takich wiodących producentów jest niewiele, patrząc na naszych sąsiadów. Część z nich jest już dawno nieaktywna. A druga część jest niedoceniana na tyle, by być wypromowana przez znany label lub kanał muzyczny. Pojedyncze jednostki osiągają sukcesy, ale to tylko kropla w morzu. Z Polakami w dnb jest trochę jak z polską reprezentacją piłkarską. Mamy mocny, utalentowany skład, ale czegoś nam brakuje do sukcesów. 

Jeżeli chodzi o DJ-ów, to często się śmieję, że mamy ich więcej niż ludzi chodzących na imprezy, jednak to tylko pozory. Jak przychodzi co do czego, to nie ma kogo zaprosić ludzie i tak wolą „pewniaki”, zupełnie jak z zagranicznymi artystami. Niedawno robiłem ankietę na jednej drum & bass’owej grupie i odpowiedzi na temat „Kogo chcecie usłyszeć?” były oczywiste, a wiele świeżych postaci nie dostało nawet głosu. 

Niech każdy sobie zada pytanie, ile razy był na warmupie newcommera lub ile razy posłuchał setu tejże osoby. Na takich ludzi stawiają organizatorzy w każdym mieście, a statystki pokazują niestety, że zainteresowanie takimi osobami jest obecnie nikłe. Każdy z obecnie najbardziej aktywnych postaci w Polsce zaczynał tak samo, ale kiedyś na warm-upie można było zobaczyć wypełniony klub. Jeżeli publika nie wspiera młodych, to nie powstają kolejni. Jako promotor i osoba układająca line-upy widzę, że brakuje właśnie szczególnie nowych postaci, młodych chcących zrobić coś więcej niż zagrać raz na warmupie i zniknąć. Nawet w DJ Contestach biorą udział te same osoby od lat. Brak perspektyw dla nowych artystów?

Robert Ros (ROS addiction / Addiction Records / Snow Festival): Jest ich wielu, ale gdzie mielibyśmy ich usłyszeć, skoro prawie wszystkie kluby skupiają się głównie na tym, co jest „modne” w tzw. elektronice. Mogę chociażby przytoczyć tu niedawny artykuł na łamach Muno: Trójmiasto ma się dobrze. Nikt nie wspomniał tam o dnb, przecież jest sporo młodych producentów i DJ-ów, którzy wydają w wielu labelach, grają w Polsce i za granicą. Rozumiem, że kluby muszą prosperować, ale brak różnorodności w programie powoduje, że dane gatunki znikają z rodzimych parkietów. Tylko nieliczne miejsca konsekwentnie w większej lub mniejszej częstotliwością promują szeroko pojętą kulturę basową. Tu duży ukłon w stronę stoczniowych miejsc jak Ulica Elektryków czy nowo powstałego Crackhouse

Iwona Kotuła / Shandrill (Neurodydaktyka): Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o polską scenę, nowych producentów nie mamy wielu, to fakt. Pojawiło się kilka obiecujących nazwisk. Pozostaje czekać na efekty i trzymać kciuki. DJ-ów za to z pewnością przybywa. Coraz więcej ludzi się zgłasza na Open Decki, są organizowane konkursy dające możliwość zagrania pierwszych imprez i cieszą się one zainteresowaniem.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass

Drum & bass. Problem (?) komercjalizacji

Dość sporym zarzutem skierowanym w stronę Adama było spłaszczenie podjętego tematu do samej tylko komercjalizacji gatunku. Posiłkując się pytaniem zadanym w sekcji komentarzy, zapytam, czy faktycznie częściowa komercjalizacja dnb rzeczywiście sprawiała, że jego mniej komercyjne odmiany przestały się rozwijać, tracąc przy tym na jego popularności?

Glassz & Guiltee (SPLOT, Radio LUZ, DRUMFORMATOR, Wrocław): Nie, nie przestały się rozwijać. Na pewno ważnym dla sceny zjawiskiem w ostatnim czasie jest niekwestionowany powrót jungle, z którego dnb wyrósł na Wyspach w pierwszej połowie lat 90. Z tym w parze idzie bardziej wyraźna pielęgnacja historii i korzeni całego gatunku. Filmy dokumentalne, jubileusze, reedycje starych klasyków Metalheadz czy 31 Recordings, a nawet swoiste wskrzeszenie legendarnego Moving Shadow w nowej odsłonie Over/Shadow. Jednocześnie te same labele, wraz z masą młodszych, tj. Samurai MusicDispatchCNVXRuptureSofa SoundRepertoireUVB-76 itd. śrubują poziom kolejnych wydawnictw dzięki rozwijającym się technikom produkcyjnym, poszerzają granice pojmowania gatunku i wnoszą nową jakość.

Kamil Ginglas / Ginee (175 BPM):Komercjalizacja gatunku to naturalna kolej rzeczy. Tak było z house czy techno, tylko niewiele osób o tym pamięta. Komercjalizacja dnb zaczęła się w momencie, gdy DJ-e z londyńskich pirackich stacji radiowych, zaczęli się przedostawać do audycji w BBC Radio 1. A stało się to dzięki nam, wielbicielom połamanych rytmów. Gdy pod koniec lat 90. ilość osób pojawiających się na imprezach jungle/dnb można było określać w tysiącach. Tak było w UK, ale również na imprezach w Niemczech i nawet w Polsce (łódzka Parada Wolności). Ogólnie Łódź odegrała w Polsce ogromną rolę w popularyzacji tych gatunków w naszym kraju. Lecz nie o historii tutaj mowa. 

Wracając do meritum, to jeśli dany producent osiągnął już wystarczająco dużo w muzyce dnb, a chce nadal zarabiać pieniądze, to zaczyna sięgać po bardziej przystępną muzykę (patrz DJ Fresh z Bad CompanySub FocusAndy CSigma). Nie ma innej możliwości. Możemy się z tym zgodzić lub nie, ale żeby przeżyć, trzeba się rozwijać. I to jest wtedy jego osobista sprawa (producenta), w którą stronę pójdzie. W tym samym momencie, gdy gatunek trafił na listy przebojów, inne podgatunki rozwijały się równie dobrze. Nie będę się wypowiadał na temat nazw i poszczególnych „podnazw”. Lecz renesans widać od dłuższego czasu. Niektóre wytwórnie, jak na przykład North QuarterDispatchOverview idą w zupełnie inną stronę. I bardzo im kibicuję i wspieram. 

Anna Roszak (Elektrowkręta / BASSLINE / Bass Garden): Znowu wspomnę o tym, że niesamowicie trudno jest oceniać sytuację na podstawie ostatnich lat w pandemii. 

Komercjalizacja jest bardzo ważna, ponieważ wpływa na rozwój właśnie tych gatunków mniej niszowych. Ale na pewno nie przestają się rozwijać. Powiem nawet więcej – to komercyjna muzyka drum & bass stoi w miejscu, mieląc to samo w kółko jak High Contrast i Netsky, a tuż obok właśnie dzieją się same nowości. Mocniejsze odmiany jak neurofunk powoli zjadają liquid i deep drum & bass, których niekiedy brakuje nawet na scenie. Ostatnio słyszałam kilkukrotnie, że jest za dużo „mocnych” imprez i aż brakuje lekkich liquidowych potańcówek.

Adrian Rybka / Satl: Nie uważam, że komercjalizacja miała wpływ na to, że dnb straciło na popularności czy przestał się rozwijać. Każdy gatunek ma stronę undergroundową dla ludzi, którzy rzeczywiście w nim siedzą oraz stronę komercyjną, która jest przystępna dla przeciętnego słuchacza. Strona komercyjna, uważam, jest wręcz potrzebna w pewnym stopniu do szerzenia grona odbiorców. Teoretycznie, jeśli spodoba Ci się kawałek dnb z radia, jest duże prawdopodobieństwo, że zaczniesz szukać więcej, a szukając więcej w końcu trafisz na bogactwo wielu podgatunków, jakie drum and bass naprawdę ma do zaoferowania.

Fot. Jessica Anczykowski & Miśko Fu

Piotr Häuser/ Alegria (DrumObsession / Utopia Music / Bassdrive.com): „Spłaszczenie podjętego tematu do samej tylko komercjalizacji gatunku” to jest bardzo duży eufemizm. Z przykrością stwierdzam, że Adam po prostu potraktował sprawę po łebkach. Odpowiadając na to pytanie, powiem tak – komercjalizacja jakiegokolwiek gatunku elektroniki, czy może muzyki w ogóle, nigdy nie będzie sprawiać, że mniej komercyjne odmiany przestaną się rozwijać. Mainstream idzie swoją biznesową ścieżką, a ten (upraszczając i uogólniając) względny underground zawsze będzie konsekwentnie robił swoje. Jakkolwiek kliszowo by to nie brzmiało, kulturę basową jej fani noszą w sercu, a drum & bass potrafi połączyć na parkiecie ludzi, którzy przychodzą często z bardzo rozmaitych środowisk i którzy w innych okolicznościach może nie powiedzieliby sobie nawet „cześć”. Ta muzyka potrafi czerpać wpływy, sample i zasoby z praktycznie każdego innego gatunku, co jest przyczyną jej niesamowitego potencjału.

Istnieje teza, że komercyjna strona dnb jest wręcz potrzebna, bo w ten sposób więcej osób może się o tej muzyce dowiedzieć. Ci zaś, którzy złapią bakcyla i zaczną poszukiwać, odkryją ponad 30 lat (jeśli wliczymy gatunki-protoplastów, czyli jungle, UK hardcore – często nazywany „rave” oraz stary acid house) nieprzebranego muzycznego źródła inspiracji i zajawki. Swoją drogą o „śmierci” drum & bassu niedoedukowani lub może cyniczni dziennikarze potrafili pisać już w latach 90. i ten przebrzmiały temat wraca jak bumerang chyba co kilka lat, co przyprawia o śmiech do rozpuku (lub wkurw, w zależności od nastawienia) tych, którzy na co dzień żyją tą muzyką i którzy poświęcają się, by ją promować. 

Wracając do pytania. Miałem okazję grać w wielu miejscach w Polsce i niezwykle cieszy mnie to, że jest coraz więcej klubów, kolektywów i cykli imprez, które stawiają na mniej komercyjne odmiany dnb. To nigdzie nie zniknie, mainstream nie ma na to specjalnie wpływu. Na pewno ważne są osoby, które z otwartą głową poprowadzą świeżo podjaranych i zajawionych ludzi na nieco głębsze basowe wody i pokażą im to, jak bogaty i wartościowy jest to gatunek. Nieważne, czy będzie to DJ i promotor, producent, czy po prostu fan i słuchacz/klubowicz. 

Mateusz Cybulski / Detoxic (Breaky Vibes): Według mnie to właśnie mainstream stanowi o sile danego gatunku, bo bez takich artystów i imprez, wielu z nas by nie miało okazji się dowiedzieć o danej muzyce. Sam zanim zacząłem eksplorować tę muzyką, dowiedziałem się o niej z… radia. Teraz niekoniecznie słucham mainstreamu, mimo że również go lubię. Czy uważam, że komercjalizacja gatunku, zaszkodziła bardziej undergroundowej muzyce? Absolutnie nie. Na jedne i drugie imprezy chodzą całkowicie inni ludzie. „Puryści” robią swoje i tak, a rozwój mainstreamu nie wpływa na brzmienie undergroundu, jego postrzeganie czy częstotliwość imprez. 

Underground był, jest i będzie. Taki jego urok, że jest mniej popularny. W innym przypadku szybko stałby się komercyjny. Winić o brak rozwoju mainstream? Bez sensu, to ludzie tworzą daną scenę i jedyne, kogo można winić za brak rozwoju, to nas, organizatorów i artystów prezentujących muzykę. Jako organizatorzy, DJ-e, producenci robimy tę muzykę dla ludzi, gramy dla nich. Jeżeli zapominamy, po co to robimy, to ludzie odchodzą. A jak ludzie mają nie odchodzić, jak underground ma się rozwijać, kiedy często się zdarza, że oldschoolowi DJ-e grają tę samą płytę przez 20 lat? Gdzie w tym rozwój?

Robert Ros (ROS addiction / Addiction Records / Snow Festival): Uważam, że komercjalizacja pomogła w ogólnym rozwoju dnb. Dzięki niej ten gatunek dotarł do większej rzeszy ludzi. Ktoś, kto odkrył dnb dzięki wspomnianej np. wytworni Hospital Records niekoniecznie musiał się zatrzymać na „przebojach” przez nią proponowanych. Wystarczy spojrzeć na Metalheadz – to potężna maszyna, która tez można nazwać komercyjną, ale brzmienia, które promuje absolutnie takie nie są. Wytwórnia promuje wielu młodych i niszowych artystów, dając im szanse na rozwój. Jest też wiele mniejszych i młodszych, prężnie rozwijających się labeli, promujących melodyjne i głębsze brzmienia. To dnb dla bardziej wymagających słuchaczy.

Iwona Kotuła / Shandrill (Neurodydaktyka): Jako komercyjne drum & bassy co uważamy? To, co jest obecnie np. w TOP 50 Beatport? A to, co było 10 lat temu grane co imprezę, to też jest komercją czy nie, bo na ten styl nie ma w tym momencie „boom”? A może chodzi np. o SigmęRudimentala, których można było usłyszeć w radiu? A może o NetskyHigh Contrast, którzy robią przyjemną dla każdego ucha lekką muzykę, a odbiorcy często nie wiedzą, że oni robią drum & bass? Jeśli o te projekty chodzi, to uważam, że komercja pomogła rozwinąć się całemu gatunkowi. Przecież oni nie ukradli całego tortu. Oni wzięli kawałek, który im się należał za to, że trafili w serca słuchaczy, są medialni, mówi się o nich przez co są pożądani w line-upach. Reszta tortu jest wolna, a droga by po niego sięgnąć została częściowo przetarta. Część z ich nowych radiowych/tv odbiorców zaczęła zgłębiać cały gatunek, chodzić na imprezy, produkować itd. Osobiście też zaczęłam od lekkich klimatów i przeszłam do cięższych. Tak samo jest z imprezami. Mniejsze lokalne eventy oraz wielkie festiwale jak czeski Let it Roll, wszystkie biorą ważny udział w rozwoju tej muzyki. Gdyby nie duże eventy, które mają kosmiczne budżety na promocję i ściągają przeróżnych artystów z całego świata, dużo osób by nie odkryło obecnie ulubionych przez nich artystów.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Petr Chromec

Drum & bass. Migracja między gatunkami

Jestem bardzo ciekaw Twojego zdania na temat samych imprez i zainteresowania nimi. Chodząc do Sfinksa jeszcze 5-6 lat temu, pamiętam basowe wydarzenia pełne ludzi. Obecnie, goszcząc tego typu imprezy w klubie, w którym odpowiadam za bookingi, widzę (nie tylko ja) zdecydowany spadek frekwencji. Podobnego zdania jest jedna z osób pisząca pod artykułem, że „scena trochę zeszła do podziemia – i to imprezy na 100-200 osób, a nie jak z 5 lat temu na 500-600. Stąd bookingi też głównie z Polski, bo nikt przecież nie będzie dokładał do imprez, które na siebie nie zarabiają”. Puentą tego wszystkiego jest stwierdzenie, jakoby ludzie mieli odchodzić od dnb na rzecz innych gatunków. Zgadzacie się z tym?

Glassz & Guiltee (SPLOT, Radio LUZ, DRUMFORMATOR, Wrocław): Pytanie jest niejasne, ale spróbujemy wyrazić zdanie „na temat samych imprez i zainteresowania nimi”. To fakt, że chcąc rozbujać DRUMFORMATOR, czyli basowy cykl we wrocławskim Transformatorze, który wrócił po pewnej przerwie, czuliśmy potrzebę bazowania na sentymentach za dawną sceną i niezapomnianymi imprezami organizowanymi przez naszych starszych kolegów. Ta publika wydaje się bardzo liczna, jednak zmiany pokoleniowe w klubach wymuszają skupienie się na młodych klubowiczach_kach i dotarcie do tych, którzy poszukują czegoś nowego lub po prostu są otwarci. Ze swojej strony musimy tylko dbać o poziom muzyczny, różnorodność i historię sceny. Wierzymy, że taki rodzaj uświadamiania młodych odbiorców poprzez stawianie muzyki (nie rozrywki) na pierwszym miejscu, krok po kroku przyniesie dobre efekty w postaci licznej, wyedukowanej publiki. W praktyce już na początku 2019 roku Guiltee wraz z Croydonem Faceliftem i ekipą Regime, ściągnęli do Wrocławia Coco Bryce’a, czyli jednego z czołowych przedstawicieli modern jungle, na imprezę, która wyszła rewelacyjnie. Od tamtej pory czuliśmy, że basowa scena będzie powoli odżywać w Polsce i nie tylko.

Kamil Ginglas / Ginee (175 BPM): Z perspektywy ostatnich 23 lat, odkąd czynnie uczestniczę w imprezach z muzyką elektroniczną w Polsce, ciągle widzę migrację ludzi i nie widzę w tym nic dziwnego. Muzyka jungle/dnb jest specyficzna, szybsza. Wymaga więcej od słuchacza. Osoby, które lubią techno, często mawiają „jak Ty do tego tańczysz?”. A znowu #dnbheadz nudzi monotonią stopy 4×4. Ale też często te osoby zmieniają zdanie w poszukiwaniu czegoś innego. Spadek frekwencji może mieć jeszcze inne powody. Raz, że czasami DJ-e sami ograniczają się mocno do pewnego nurtu, co powoduje brak różnorodności w setach i nudę na imprezach. Dwa, iż często widzę wypalenie samego miejsca i ludziom się po prostu nudzi lokal. Poza tym lepiej zagrać dla stu rozwydrzonych miłośników muzyki dnb, którzy energetycznie reagują na każdy drop jest zawsze świetnym doznaniem. I dlatego część z nas to w ogóle robi. Nadal traktując to jako weekendowe hobby. 

Przechodząc do bookingów, to opisałem już wcześniej, że z miesiąca na miesiąc liczba zagranicznych artystów sukcesywnie rośnie. Pamiętając o tym, że przez ostatnie dwa lata zostały wprowadzone liczne ograniczenia. Jeśli chodzi o dokładanie do imprez, to kłopotem jest stosunek rodzimej waluty do euro czy brytyjskiego funta. A wiadomo, że gaże znanych artystów wzrastają wraz z popularnością. Czasem nawet podwójnie w ciągu roku. Natomiast w ostatnich latach Excel przebojem wdarł się do komputerów krajowych promotorów i wygląda to dużo lepiej. 

Anna Roszak (Elektrowkręta / BASSLINE / Bass Garden): Imprezy się dzieją i fakt – frekwencja zmalała, ale tylko w wybranych kategoriach. Absolutnie nie w podziale komercyjna – niekomercyjna. Sama akurat w tym temacie miałam ochotę wypowiedzieć się pod postem. Kiedyś rzeczywiście organizowane były imprezy z samym polskim składem i miały zdecydowanie większy odbiór. Obecnie ludzie się tak „nauczyli”, że bez bookingu zagranicznego nie chce im się ruszyć z domów. Atrakcyjny jest import, a sami Polacy już nie. I tak jest rzeczywiście w całym kraju. 

Natomiast absolutnie się nie zgodzę, że imprez nie ma ani samych odbiorców. Ludzie sami sobie są winni tej tendencji, bo nie chcą wydać 20-30 zł na bilet bez gwiazdy. Przykre jest to, że myślą, iż płacą tylko za to, a często booking zagraniczny średniej kategorii to 1/4 kosztów całej imprezy (albo i mniej). Da się zrobić świetny event wielkoformatowy w wielkiej przestrzeni, z piękną oprawą wizualną, laserami i atrakcjami, ale tutaj bilet musiałby być drogi a nie będzie gwiazdy. I zataczamy koło.

Świetnym przykładem jest festiwal Rise&Shine, który miał się odbyć w tym roku, ale został przeniesiony. Ponad 2 tysiące sprzedanych biletów z całej Polski i nie tylko. A to nie był początek. Line-up obejmował artystów zarówno komercyjnych, jak i tych mniej. To pokazuje, że publika jest, tylko nie ma promocji, która do niej dotrze. Notorycznie spotykam ludzi, którzy z wielkim zdziwieniem pytają, gdzie są imprezy. Dlaczego teraz przychodzi mniej niż 5 lat temu? Bo nikt nie pracuje nad tym, by dotrzeć do nowego pokolenia. Największe magazyny piszą o kolejnym koncercie Deborah de Luca zamiast napisać o scenie i którejkolwiek imprezie drum & bass. 

Przed pandemią organizowaliśmy regularne Open Decki, podczas których wyłowiliśmy naprawdę dużo nowych twarzy. Obecnie nie mamy miejsca, w którym można by takie spotkania organizować. Żaden klub w Warszawie nie chce dołożyć swojej cegiełki i pomóc w rozwoju. Dlatego skupiliśmy się niestety tylko na bookingach zagranicznych, które organizujemy na Szwedzkiej. Na nasze Halloween przyszło ok. 500 osób. Przed nami urodziny Elektrowkręty z Ed Rushem – prekursorem gatunku i reprezentantem mocnej, undergroundowej sceny. W marcu zaprosimy do Warszawy AKOVa – tu będzie sprawdzian, jak stolica odpowie na coś mniej znanego. W tym samym miesiącu w Krakowie organizujemy event z 1991 i Kanine. Na kwiecień zaproszony został John B, a na tym atrakcje się nie kończą, bo jesteśmy jednym z wielu aktywnych projektów. W każdym mieście to się dzieje. Tylko czemu nikt o tym nie mówi? Wymieniłam tylko te z bookingami, na które przyjdzie kilkaset osób. To jest mało jest imprez?

Ja tylko na koniec powiem, że właśnie takie artykuły jak Adama dokładają do takiego odbioru. Żeby artykuł pokazał się na stronie trzeba słono zapłacić, a takie głupoty piszecie za darmo.

drum and bass, dnb, d&b, Polska, scena, artykuł, komentarze, drum'n'bass
Fot. Snow Festival

Adrian Rybka / Satl: Nie mam aż takiego dużego punktu odniesienia po przez kilka ostatnich lat mieszkałem za granicą. Tyle razy, gdy „odwiedzałem” w tym czasie nasz kraj, ciężko byłoby mi teraz jasno stwierdzić, czy jest dobrze, czy źle, gdyż zdarzają się imprezy na 500+ (hehe) osób, czy takie, które są bardziej kameralne. Uważam, że edukacja w gatunku i większa ekspozycja w mediach (czy to portale, radio, czy cokolwiek innego) powinna przywrócić dnb do prawdziwej świetności.

Piotr Häuser/ Alegria (DrumObsession / Utopia Music / Bassdrive.com): Mam wrażenie, że na frekwencję najczęściej narzekają Ci, którzy nie włożyli wystarczająco pracy w promocję. Ot, postawili event, wrzucili tam ze trzy lub cztery posty o tym, kto gra, jakieś liche wrzutki na fanpejdżu i oczekują, że „samo się zrobi”. Wiadomo, nierzadko promowanie imprez to praca wręcz syzyfowa i wydaje się, że nieważne, ile hajsu wyda się na reklamy w socialach, ile czasu poświęci na pisanie do ludzi czy wymyślne strategie. Czasem zła pogoda albo konkurencyjna impreza tej samej nocy potrafi zepsuć najbardziej misterny plan. Niemniej jakiś plan trzeba w ogóle mieć. 

Wspominałem wcześniej o tym, że coraz częściej można spotkać na imprezach sety multi-tempo czy multigatunkowe lajnapy, bo publika niekoniecznie jest tak plemiennie podzielona na gatunki, jakby się wielu osobom wydawało. Nierzadko hajpowa impreza techno odbywająca się tej samej nocy potrafiła zepsuć nam frekwencję na imprezie drum & bassowej.

To wszystko są naczynia połączone, ale absolutnie nie zgadzam się z tezą, że ludzie odchodzą od dnb na rzecz innych gatunków. Zawsze jest pewna grupa osób, która podąża bardziej za modą i za tym „gdzie wypada/warto się pokazać”, i pewnie część osób szalejąca pod głośnikiem w czasach popularności wiksiarskiej odmiany dubstepu, teraz założyła koszulkę „Pozdro Techno” i „tupta” do 4×4. Natomiast gusta ludzi zmieniają się z czasem i z tym się nie wygra, a ja wręcz traktowałbym to jako wyzwania do pokazania nowej publice drum & bassu.

Swoją drogą spotykam się też z tym, że na frekwencję potrafią narzekać kluby czy promotorzy, które drum & bassowe czy w ogóle basowe imprezy chcą robić z taką samą częstotliwością, jak obecnie odbywają się biby techno. Prawda jest taka, że na frekwencję nie mogą narzekać tylko i wyłącznie wydarzenia, gdzie grają bardziej komercyjni zawodnicy lub zbudowane wokół bardziej modnych stylów elektroniki. Reszta musi włożyć w to pracę i ta praca musi być konsekwentna i ciągnięta miesiącami, a wręcz latami. Musi być to dobrze przemyślane, bo zbyt częste organizowanie imprez z podobnym lub tym samym składem potrafi nawet najbardziej oddaną publikę doprowadzić do uczucia przesytu.

Mateusz Cybulski / Detoxic (Breaky Vibes): Wspomniałem w innym pytaniu, że ludzie odchodzą od dnb, a odchodzą na rzecz innych gatunków. To bardziej złożone, bo przyczyniają się do tego i media, i kluby, i sami ludzie, którzy wybierają to, co jest w danym momencie modniejsze. Widzę to chociażby po moich znajomych sprzed lat, którzy z dnb mają już niewiele wspólnego i słuchają tego, co wszyscy, a teraz wszyscy słuchają techno.

Ktoś w komentarzach napisał, że muzyka zatacza koło, z czym także się zgadzam. Bowiem boom na dnb, techno, house, trance, dubstep był już kilka razy od kiedy istnieją te gatunki i przyjdzie czas na lepsze dni także dla drumów. 

Te wakacje i jesień dały nadzieję, że na mniejszych wydarzeniach może być równie dobrze co na tych mainstreamowych. Przez to ilość imprez drum & bassowych oraz ludzi, która zaczęła na nie chodzić wzrosła w porównaniu z zeszłymi latami. To był zdecydowanie najlepszy okres dla tego gatunku od blisko 10 lat, trudno jednak mówić, że to już renesans. Być może to tylko chwilowy trend związany z pandemią i brakiem większości festiwali. Czas i kolejne imprezy, które z Breaky Vibes mamy zaplanowane na ten rok, pokażą, czy faktycznie coś się zmieniło. 

Robert Ros (ROS addiction / Addiction Records / Snow Festival): Moim zdaniem, ludzie „nie odchodzą od dnb”. Uważam, że ten gatunek został mocno zaniedbany przez kluby. Przed laty cykliczność wydarzeń basowych wpływała na frekwencje, równowaga między różnymi gatunkami muzycznymi była zachowana. Organizując imprezę dnb raz na rok i spodziewając się tłumu tylko dlatego, że dawno nie było tam tego gatunku, jest błędne. Chodząc do Sfinksa 5 czy 10 lat temu, mogłeś usłyszeć dnb co najmniej raz na dwa miesiące. Promowałem tam ten gatunek już pod koniec lat 90. i pamiętam imprezy, podczas których klub pękał w szwach mimo, że właśnie wtedy drumy były naprawdę niszowe w Polsce. Obecnie odwiedzając latem wspomnianą wyżej Ulicę Elektryków, trafiając na imprezę dnb, możesz zastać tam nawet 800 osób tańczących w deszczu przy głębokich melodyjnych brzmieniach, mimo braku zagranicznego headlinera. Tak było podczas zeszłorocznych 19 urodzin Addiction Records. Drum and Bass ma się dobrze! 

Iwona Kotuła / Shandrill (Neurodydaktyka): Osobiście organizuję imprezy od blisko 5 lat w Krakowie. Przez ten czas przewinęło się naprawdę sporo twarzy, część widzę co event. Przychodzą także osoby dopiero odkrywające dnb. Frekwencja raz jest większa, raz mniejsza. Wiadomo, że skala eventu, line-up ma tutaj bardzo duże znaczenie. Znani zagraniczni headlinerzy przyciągają nazwiskiem na plakacie potencjalnych odbiorców, ale tylko naprawdę dobre zagraniczne nazwiska mogą ściągnąć wspomniane 600 osób. Albo zamknięcie jakiegoś klubu, ten kto był na zamknięciu Fabryki albo Zet Pe Te ten wie, o czym mowa. Podsumowując, dnb w Polsce żył, żyje i żyć będzie. Zaufajcie promotorom oraz nowym nazwiskom, jeśli są Wam proponowane w line-upach, a z pewnością nie będziecie żałować.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →