Podsumowanie Roku 2021 – 10 najlepszych albumów w światowej elektronice

News
Muno Podsumowanie Roku

Zbliżający się koniec roku oznacza jedno – czas podsumowań. Postanowiliśmy przyjrzeć się temu, co w ciągu ubiegłych dwunastu miesięcy zostało wydane, kto zasłużył na szczególne uznanie i czyja gwiazda rozbłysnęła nieco jaśniej na tle innych debiutów. Mijający rok na polskiej scenie poddamy weryfikacji w plebiscycie Munoludy. Dlatego tegoroczne podsumowanie dedykujemy przede wszystkim światowej elektronice. Sprawdźcie, kto zdobył naszą przychylność.

Zgodnie z tym, co mogliście przeczytać już w leadzie artykułu, tegoroczne podsumowanie skupione będzie wokół zagranicznych twórców_czyń i wydawnictw. Munoludy 2021, do których przygotowania rozpoczniemy lada moment, kolejny raz ulegną drobnej modyfikacji, wprowadzonej na podstawie licznych głosów autorstwa zarówno czytelników_ek naszego portalu, jak i przedstawicieli_ek rodzimego środowiska klubowego. Szczegóły niebawem.

Podsumowanie Roku 2021. Rzut uchem na świat

Podsumowanie Roku 2021 w światowej elektronice podzieliliśmy na trzy kategorie:

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Albumy Roku (LP, EP, kompilacje, mixtape’y, itd.)
Postacie Roku
Odkrycia Roku

W redakcyjnym gronie przeanalizowaliśmy to, czego i kogo słuchaliśmy najwięcej i z jakim skutkiem. Postanowiliśmy wyróżnić w każdej kategorii dziesięć pozycji, bez hierarchizowania ich od miejsca 1 do 10. Dokonane przez nas wybory były w pełni subiektywne.

Na początek – Albumy Roku. Sprawdźcie, jakich dziesięć nagrań zdobyło najwięcej uznania w naszych oczach i uszach.

DJ Seinfeld – Mirrors

Armand Jakobsson na dobre opuścił szufladę z napisem „obiecujący DJ i producent”. Szwed nagrał album złożony i wysmakowany, łączący wiele stylistyk, stopniujący poziom intensywności wrażeń i ilości użytych środków. DJ Seinfeld bawi się elektroniką i bez trudu udaje mu się za jej pomocą tworzyć klubowe bomby, jak i nostalgiczne kawałki o niemal piosenkowej strukturze. Zamiast „DJ/producent” przy pseudonimie Jakobssona śmiało powinniśmy zacząć pisać „świadomy artysta i uznany twórca”.

DJ Seinfeld - fot. Riya Hollings

DJ Seinfeld – fot. Riya Hollings

Mirrors to jedna z najlepszych propozycji w katalogu Ninja Tune w ostatnich latach. Co więcej, to przypomnienie, że możliwość umieszczenia loga ze słynnym ninją na okładce swojej płyty to przywilej, a zarazem dowód wejścia na określony poziom artystycznego kunsztu. DJ Seinfeld jest tego żywym przykładem, a obserwowanie jego rozwoju, gdzie jakość tworzonej muzyki zawsze przedkładana jest nad budowanie wizerunku, skalę popularności i liczbę bookingów, to proces dostarczający mnóstwa satysfakcji.

DJ Seinfeld – Mirrors


Koreless – Agor

Z glitchem łatwo przegiąć, zamieniając go w nieznośną, pozbawioną spójnego konceptu kakofonię. Lewis Roberts śmiało zagląda w jego rejony, ale na Agor bynajmniej nie potknął się na grząskim gruncie. Nierówności i amplitudy obecne na debiutanckim albumie Korelessa robią o tyle duże wrażenie, że charakteryzuje je duża sprawność producencka. Reprezentant wytwórni Young wie, na czym budować kontrasty. Wysoki głos w dyptyku White Picket Fence / Act(s) zestawia z poszarpaną elektroniką, a wielowarstwowe struktury – z ciszą. Gdy trzeba, sięga też po szczyptę post-dubstepu i deconstructed club music.

Koreless

Koreless

Agor nie spodoba się wszystkim. Trudno przy nim tańczyć – to raczej eksperymentalne, nastawione na formułę live brzmienie, w którym liczy się tekstura dźwięku. Zamiast hipnotycznych beatów wiele w nim intuicyjnego, opartego na skojarzeniach budowania nastroju. Brytyjczyk, który jest obecny na scenie od dziesięciu lat, z każdym kolejnym utworem zachęca jednak do tego, żeby mu zaufać. My tego kredytu udzieliliśmy i snujemy futurystyczną wizję, gdzie to on w XXII wieku znajduje się na szczycie zestawienia magazynu DJ Mag.

Koreless – Agor


Ross From Friends – Tread

„Swoim najnowszym materiałem Felix Clary Weatherall gwarantuje sobie stały udział w Lidze Mistrzów sceny elektronicznej. Ross From Friends osiągnął najkorzystniejszy z kompromisów – nagrał płytę, która usatysfakcjonuje zwolenników debiutu, a jednocześnie dostarczył wszelkich dowodów na to, jak wielki progres udało mu się zrobić od tamtej pory. Miejsce obok Four Teta, Floating Pointsa i Buriala czeka, czerwony dywan rozłożono” – tak o Tread pisaliśmy w naszej recenzji.

Ross From Friends

Ross From Friends

Drugi longplay w karierze Ross From Friends to płyta tyle wymagająca, co satysfakcjonująca, choć dla niektórych może być to ciut za dużo. Po zakończeniu odsłuchu nie da się oprzeć wrażeniu, że obcowało się z czymś szalenie ambitnym, momentami niełatwym, lecz dalekim od przerostu formy nad treścią. Tread to wydawnictwo, które zasługuje na wyróżnienie nie tylko za samo brzmienie, lecz za rozmach i zarazem misterną skrupulatność, z jakimi Weatherall podszedł do jego nagrania.

Ross From Friends – Tread


Bicep – Isles

Niektórzy dziennikarze nie zostawili suchej nitki na najnowszym albumie Andrew Fergusona i Matthew McBriara. Wśród zarzutów postawionych Isles pojawiały się te dotyczące braku innowacyjności w zestawieniu z poprzednim, debiutanckim krążkiem. Trudno polemizować z tą opinią: płyta nie wznieci rewolucji w wyspiarskiej scenie klubowej. Jest jednak znakomitym przykładem tego, do jakiego poziomu można doprowadzić diggerską zajawkę i szukanie melodyjności w elektronice.

Bicep

Bicep

Isles z abstrakcyjną, wielobarwną okładką ma dwie twarze. Z jednej strony to udana próba mariażu beatów z charakterystycznymi wokalnymi samplami. Saku z Clarą La San przypomina styl wczesnego Disclosure, a w Sundial sięgnięto po element ścieżki dźwiękowej bollywoodzkiego filmu z 1973 roku. W Apricots usłyszymy z kolei fragmenty nagrań bułgarskiego chóru narodowego i malawijskich śpiewaków. Z drugiej strony płyta jest na wskroś klubowa, gatunkowo lądując gdzieś pomiędzy breakbeatem a nośnym house’em. Tym samym w tkwi niej – wyłączając ambientowe interludium Lido – spory potencjał do bycia ponadczasowym tłem euforycznych, beztroskich imprez. Słuchamy i czekamy na ogłoszenie występu Bicep na którymś z przyszłorocznych letnich festiwali.

Bicep – Isles


DJ-Kicks: Jayda G

Zaproszenie do roli kuratora_rki kolejnej odsłony DJ-Kicks to ogromne wyróżnienie, dowód uznania i… pułapka, w którą łatwo wpaść. Z jednej strony, w tym legendarnym cyklu swoje kompilacje miały największe postacie sceny elektronicznej ostatnich lat. Z drugiej, DJ-Kicks to także kredyt zaufania dla młodych twórców_czyń, którzy dopiero zdobywają renomę. W ich przypadku autorska składanka może być potwierdzeniem potencjału, trampoliną dla kariery lub… no właśnie, niczym specjalnym, a w rezultacie niewykorzystaną szansą.

Jayda G

Jayda G

W ubiegłych latach mieliśmy do czynienia z co najmniej kilkoma odsłonami DJ-Kicks, które przeszły bez większego echa, pomimo, że za ich kształt odpowiedzialne były osoby mające już pewną pozycję na scenie. Jayda G, dla której ostatnie lata to nieustanne utrzymywanie się na fali wznoszącej, udowodniła, że miejsce, w którym się znajduje, nie jest kwestią przypadku.

Zróżnicowana, lecz zarazem niebywale spójna selekcja utworów sprawia, że DJ-Kicks jej autorstwa zasługuje na miano jednej z najlepszych odsłon cyklu. Kanadyjka żongluje utworami z różnych epok czy gatunków, łapie się zarówno wyszukanych perełek, jak i powszechnie znanych klasyków, znajdując dla jednych i drugich idealne miejsca na trackliście swojej kompilacji. DJ-Kicks autorstwa Jaydy G jest postawieniem stempla jakości dla jej znajomości muzyki, umiejętności budowania niesamowitego klimatu, autorskiego charakteru selekcji i znakomitego gustu.

DJ-Kicks: Jayda G


Joy Orbison – still slipping vol. 1

Premiera pierwszego długogrającego krążka jest dla wielu artystów ważnym sprawdzianem, istnym papierkiem lakmusowym. To od jego odbioru zależy, czy wykonawca zostanie zapamiętany, czy na stałe ugrzęźnie na dnie line-upów niszowych festiwali. Joy Orbison nie musiał przechodzić tego testu. O tym, że jest jednym z najzdolniejszych brytyjskich producentów, wiadomo już od dobrych kilku lat. Jego eklektyczne selekcje stale krążą po sieci, prowadzi wytwórnię Hinge Finger i klub w Londynie. Wydaniem still slipping. vol. 1 nie musiał więc niczego udowadniać, co z pewnością dało mu sporo słyszalnej od pierwszych minut swobody twórczej.

Joy Orbison

Joy Orbison

Peter O’Grady, bo tak naprawdę nazywa się producent, z wyraźną satysfakcją bawi się dźwiękami, igrając z melodyką i zmianami tempa. Stylistycznie nadal najbliżej mu do UK garage’u i poskręcanego post-dubstepu, ale raz za razem ucieka od szufladkowania. W better nagranym z Léą Sen wędruje w stronę elektronicznego soulu, żeby kilkanaście minut później zaskoczyć hip-hopowym beatmakingiem na playground. Gdy dokłada do tego sample głosów członków swojej rodziny, staje się jasne, że still slipping vol. 1 to nie tylko wędrówka w głąb jego wszechstronnego pomysłu na muzykę, ale też osobiste podsumowanie tego, co udało mu się zrobić do tej pory. Oby płyta stanowiła początek dłuższej wydawniczej passy.

Joy Orbison – still slipping vol. 1


Logic1000 – In The Sweetness of You

O Logic1000 pisaliśmy w tym roku tak: „Trzy lata temu przedstawiła się światu i od tamtej pory zdążyła zyskać uznanie redaktorów_ek Mixmaga, Resident Advisor, NME czy Pitchforka, a co więcej, spotkać się z zachwytami ze strony Pete’a Tonga, Four Teta, Bena UFO czy Floating Pointsa. Lista osiągnięć Samanthy Poulter niebawem będzie dłuższa niż jej dyskografia, lecz jeśli Australijka utrzyma wydawnicze tempo narzucone w roku 2021, to wkrótce możemy otrzymać jeszcze więcej znakomitych produkcji, w których klubowe trendy z przełomu lat 90. i 00. przeżywają drugą młodość“.

To właśnie ogromna wszechstronność, ale i odwaga w korzystaniu z pozornie zużytych już schematów, sprawiły, że Logic1000 stała się postacią, o której w 2021 roku było głośno wszędzie.

Logic1000

Logic1000

Samantha Poulter wycina to, co najciekawsze w UK garage, house, techno, a nawet IDM, i tworzy z tego własny kolaż dźwięków. Patchworkowa muzyka autorstwa Australijki zaskakuje różnorodnością tak dużą, że nie sposób przypisać jej do jakiegokolwiek gatunkowego zbioru.

Na In The Sweetness of You Logic1000 wchodzi jednak na jeszcze wyższy poziom zarówno w zakresie produkcji, jak i budowania własnego charakteru. Poulter znów rozsypuje kilka pudełek starych puzzli i udowadnia, że można z nich ułożyć nowe, wspaniałe obrazy.

Tegoroczna EP-ka ocieka wyrazistością – każdy z pięciu numerów zbudowany jest wokół zupełnie innych inspiracji. To, co je łączy, to absolutnie najwyższy poziom maestrii w zakresie wizji i koncepcji, o brzmieniu nie wspominając.

Logic1000 – In The Sweetness of You


Julien Bracht – Now Forever One

Okładka debiutanckiego solowego albumu Juliena Brachta, założyciela berlińskiej wytwórni Trust, na pierwszy rzut oka przedstawia fragment odległej, nieprzystępnej planety. Skojarzenie okazuje się trafne: Now Forever One z powodzeniem mogłoby stanowić ścieżkę dźwiękową dystopijnego sci-fi. Producent z powodzeniem wydobywa z syntezatorowych pasażów chłód i ilustracyjność, lądując na szczycie najciekawszych debiutantów oscylujących wokół ambient techno. Rytm dzieli z mroczniejszym obliczem Kiasmos i Rival Consoles, a umiejętność budowania nastroju – z Vrilem, który zremiksował mu zresztą jeden z utworów, Breaking The Waves.

Julien Brecht

Julien Bracht

Niemiec z powodzeniem meandruje po mroczniejszych rewirach elektroniki, nie zbaczając z obranego przez siebie kursu. Monotonię powtarzalnych beatów przełamuje noise’owo-drone’owymi wstawkami, a w kawałku Streets skorzystał z hipnotycznego wokalu koreańskiej producentki, Enyang Ha. Nie zapomniał przy tym o swojej post-rockowej przeszłości (Nocturne), którą broni jednak przed zbędnym monumentalizmem. Dzięki takim zabiegom odsłuch Now Forever One nie nuży, a eksponuje ładunek emocjonalny ukryty w muzyce. To wizytówka piękna kryjącego się w rozpadzie i dekonstrukcji.

Julien Bracht – Now Forever One


fabric presents Overmono

W swojej recenzji dla Pitchforka, Ben Cardew napisał „fabric presents Overmono, pierwszy komercyjny mix braci Overmono, (…) przypomina słuchaczom o głęboko zakorzenionej wielokulturowości, na której zbudowana została brytyjska muzyka i ogólnie brytyjski styl życia. Wielokulturowości tak satysfakcjonującej dla tych, którzy dali się jej pochłonąć”.

Overmono - Fot. Vicky Grout

Overmono – Fot. Vicky Grout

Przyznam, że do tej pory nie potrafiłem w pełni docenić fenomenu Overmono. Kompilacja fabric presents… zmieniła mój osąd diametralnie. Miks pokazał nie tylko najwyższych lotów technikę łączenia skrajnych stylistyk, ale i niebywałą umiejętność znajdowania w nich wspólnego mianownika, który – co istotnie – jest zarazem pierwiastkiem tożsamości samych autorów.

Każdy z 29 (!) numerów to element, którego po prostu nie mogło zabraknąć – razem tworzą niezwykle barwną, choć momentami drastycznie intensywną mozaikę. Podróż z braćmi Overmono jest jak przejażdżka z kierowcą rajdowym, który nawet na prostej drodze postara się dostarczyć nam maksimum wrażeń. Efektem jest składanka, na której od początku do końca Tessela i Truss, czyli Ed i Tom Russelowie, zaznaczają swój wypracowany już, choć stale rozwijający się i zaskakujący gust.

fabric presents Overmono


Kedr Livanskiy – Liminal Soul

Przymiotnik „liminal” ukryty w tytule trzeciej długogrającej płyty Kedr Livanskiy służy do określania rzeczy lub sytuacji granicznych, zawieszonych między dwoma stanami, tkwiącymi w limbo. Nie bez powodu mówi się, że do „liminal spaces” zaliczają się miejsca tranzytowe: autobusowe pętle, klatki schodowe albo poczekalnie.

Krążek jednej z największych nadziei rosyjskiej elektroniki znakomicie wpisuje się w to pole znaczeniowe. Tkwi w bezczasie, nęcąc duchologiczną aurą, ale i nawiązując do współczesnego undergroundu. Kipi przy tym oniryzmem, przez co mógłby być dźwiękową pocztówką z dawno nieczynnego wakacyjnego kurortu. „Stary model życia się rozpada, a nowy nie został jeszcze sformułowany. Jesteśmy wiecznie »pomiędzy«” – opowiadała w rozmowie z portalem The Calvert Journal autorka wydawnictwa, a jej słowa bynajmniej nie są bez pokrycia.

Kedr Livanskiy - fot. Anastasia Pozhidaeva

Kedr Livanskiy – fot. Anastasia Pozhidaeva

W premierowych utworach artystka jest mniej optymistyczna niż na Your Need z 2019 roku. W jej tekstach – tym razem częściowo napisanych także po angielsku – czuć więcej wahania, tęsknoty i próby zjednoczenia się z naturą. Tak introspektywna warstwa liryczna wchodzi w dialog z zamglonym, postsowieckim anturażem. Królują w nim breakbeat, najntisowy trip-hop, ale też dream pop i łagodniejszy trance. Kedr zdaje się dobrze wiedzieć, co robi, a jej konceptualny i producencki zmysł sprawiają, że trudno pozostać obojętnym wobec jej piosenek.

Kedr Livanskiy – Liminal Soul



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →