Podsumowanie Roku 2021 – 10 czołowych postaci w światowej elektronice

News
Podsumowanie Roku 2021

Czas podsumowań w pełni. Po przyjrzeniu się najciekawszym wydawnictwom mijającego roku, przyszła pora na kolejną kategorię - Czołowe Postacie. Rok 2021 na polskiej scenie poddamy weryfikacji w plebiscycie Munoludy, a tymczasem sprawdźcie, kto zyskał nasze uznanie wśród światowych artystów i artystek.

Zgodnie z tym, co mogliście przeczytać już w leadzie artykułu, tegoroczne podsumowanie skupione będzie wokół zagranicznych twórców i twórczyń. Munoludy 2021, do których przygotowania rozpoczniemy lada moment, kolejny raz ulegną drobnej modyfikacji, wprowadzonej na podstawie licznych głosów autorstwa zarówno czytelników_ek naszego portalu, jak i przedstawicieli_ek rodzimego środowiska klubowego. Szczegóły niebawem.

Podsumowanie Roku 2021. Kolejny krok

Podsumowanie Roku 2021 w światowej elektronice podzieliliśmy na trzy kategorie:

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Albumy Roku (LP, EP, kompilacje, mixtape’y, itd.)
Postacie Roku
Odkrycia Roku

W redakcyjnym gronie przeanalizowaliśmy to, czego i kogo słuchaliśmy najwięcej i z jakim skutkiem. Postanowiliśmy wyróżnić w każdej kategorii dziesięć pozycji, bez hierarchizowania ich od miejsca 1 do 10. Dokonane przez nas wybory były w pełni subiektywne.

Podsumowanie Roku 2021. Czołowe Postacie

Po Najlepszych Albumach przyszła pora na kolejną kategorię – Czołowe Postacie. Sprawdźcie, kto zdobył najwięcej uznania w naszych oczach i uszach.

Sophie

Zwięzłe opisanie deconstructed club music nie należałoby do najprostszych zadań. Zjawisko cały czas mutuje i podlega przemianom, które trudno byłoby usystematyzować nawet najbardziej drobiazgowym encyklopedystom. Łatwo za to wskazać jego niepisaną patronkę i orędowniczkę muzycznych transgresji.

Sophie
Sophie

Pochodząca ze szkockiego Glasgow Sophie przedwcześnie pożegnała się ze sceną. Pod koniec stycznia zmarła na skutek nieszczęśliwego wypadku, spadłszy z dachu, gdzie obserwowała pełnię Księżyca. Zostawiła po sobie znakomity, nominowany do Grammy album Oil of Every Pearl’s Un-Insides, piosenki nagrane z Charlie XCX, Madonną i Gaiką, a także liczne sety i wspomnienia z koncertów. Dla społeczności LGBTQ+ długo będzie stanowić wzór do naśladowania i walki o własną podmiotowość. Jako wyoutowana transpłciowa osoba przekraczała wiele skostniałych granic, co od początku manifestowała swoją twórczością. Straszna szkoda, że nie obali już kolejnych schematów. Świat potrzebuje podobnych producentek, które nie boją się wstrzykiwać sterydów do popu, łączyć go z eksperymentatorską melodyką i odważnie mówić własnym głosem. Sophie można z pełnym przekonaniem określić postacią roku, ale i dekady.

SOPHIE – It’s Okay To Cry


Leon Vynehall

Propozycja, by umieścić w tym zestawieniu Leona Vynehalla jest o tyle paradoksalna, że wydał on płytę, która spośród wszystkich jego dotychczasowych wydawnictw… podobała mi się najmniej. Przynajmniej na początku. Jednak żaden inny album jak właśnie Rare, Forever nie jest równie dobrym dowodem na ogromny progres, jaki uczynił Brytyjczyk, nie tylko jeśli chodzi o warsztat producencki (a w zasadzie kompozytorski), co o otwarcie się na zupełnie inną stylistykę.

Już Nothing Is Still było płytą pokazującą kompletnie inne oblicze Vynehalla. Wydany trzy lata temu krążek pięknie się starzeje, można rzec – szlachetnieje. Z drugiej strony łapię się na tym, że do chwili premiery Rare, Forever, wciąż oczekiwałem od Vynehalla mrugnięcia okiem w stronę jego przeszłości – dokładniej do czasów Music For Univited, a następnie Rojus.

Leon Vynehall
Leon Vynehall

O ile w przypadku wydawniczego debiutu Vynehall od razu udowodnił jak znakomitym jest producentem, o tyle już na drugiej płycie doszedł do pewnego opus magnum house’owego schematu, z którego – jak udowadnia Rojus – w 2016 roku można było wykrzesać jeszcze coś więcej. Wśród tysięcy albumów zdominowanych przez strukturę 4×4, drugiego longplaya Brytyjczyka nie sposób pomylić z czymkolwiek innym.

Dlatego właśnie Rare, Forever, płyta stylistycznie rozbiegana, niespokojna, momentami niebezpiecznie zbliżająca się do krawędzi przystępności, jest tak niesamowita, wciągająca i po prostu cenna. Vynehall nie gra już w lidze, do której wielu wrzuciło go właśnie za sprawą Music For Univited lub Rojus, czyli zdolnych, lecz ograniczonych umiejętnościowo i koncepcyjnie producentów. Dziś Brytyjczyk to artysta kalibru Nicolasa Jaara – twórca, którego kunszt jest tak wielki, że przestał mieścić się już w znanych schematach.

Leon Vynehall – Rare, Forever


Eris Drew

Cierpliwość fanów Eris Drew została wreszcie wynagrodzona. Pod koniec października światło dzienne ujrzał jej debiutancki długogrający album, czyli Quivering in Time. I chociaż w dziewięciu premierowych piosenkach brakuje wokalistów, a jedyne fragmenty głosu kryją się tu w samplach, przesłanie stojące za krążkiem pozostaje jasne. To euforyczna, balansująca pomiędzy disco, house’em i drum n’bassem zachęta do zabawy oraz pokazania właściwego „ja”. „Każdy zasługuje na bycie sobą” – zapowiadała krążek artystka i dobrze wiedziała, o czym mówi. Podobnie jak Sophie, jako transpłciowa osoba wspiera środowiska queerowe i godnie reprezentuje mieniącą się różnymi barwami scenę Chicago.

Eris Drew
Eris Drew

Drew coraz sprawniej radzi sobie również na innych polach. Regularnie występuje solo lub ze swoją partnerką, Octo Octą, nagrała eklektyczny miks dla podcastu Daisychain oraz Boiler Roomu i sprawnie zarządza wytwórnią T4T LUV NRG. Połączyła też siły z bardziej eksperymentującą Lyrą Pramuk, czego rezultat stanowi przełamujące granice gatunkowe Everything Is Beautiful & Alive. I chociaż jej wyrazisty styl nie wszystkich przekona do pójścia na parkiet, wierzymy, że w DJ-ce tkwi coś, czego inni mogliby się od niej uczyć. Mowa o autentyczności i oddawaniu siebie nawet w najmniejszym, pozornie nieistotnym przedsięwzięciu. Nieustannie kibicujemy!

Eris Drew x Boiler Room MOVE Launch


Joy Orbison

Nie wiem czy można napisać o Peterze O’Gradym, że kiedykolwiek zszedł poniżej określonego poziomu jakości. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że przez długi czas na pewny pułap nie mógł wskoczyć, a przynajmniej niewielu go tam widziało. A mowa tu o kategorii, w której na dobre rozgościli się Floating Points czy Oneohtrix Point Never, tak mocno komplementowani ostatnimi laty producenci.

Joy Orbison
Joy Orbison

Jednak still slipping vol. 1 to płyta, którą już dziś można zgłosić jako niemal pewną kandydatkę do rankingu najlepszych elektronicznych wydawnictw lat 20. XXI wieku. Zamknąć tak mnóstwo emocji w wysmakowanych, dopieszczonych do granic produkcjach, to coś znacznie więcej niż jedynie potwierdzenie czysto muzycznych umiejętności. To dowód na to, że niewielu jest dziś artystów potrafiących w swojej twórczości równie doskonale oddać gigantyczne spektrum inspiracji i znajomości muzyki współczesnej. Tę sztukę Joy Orbison opanował perfekcyjnie, dodatkowo wypełniając still slipping vol. 1 utworami nasiąkniętymi uczuciami.

Niebywała równowaga pomiędzy nie przesadzonym producenckim rozmachem, a sprawieniem, by muzyka opowiadała o emocjach, mówiła za ich pomocą i je wywoływała – płytą still slipping vol. 1 Joy Orbison sam sobie narysował laurkę. Dziennikarzom pozostaje jedynie nadążyć za wizją Brytyjczyka i docenić go na tyle, na ile zasługuje. A zasługuje na wszelkie słowa uznania.

Joy Orbison – still slipping vol. 1


Ross from Friends

Najprostszym uzasadnieniem tego wyboru byłaby wzmianka o jego albumie. Umieściliśmy go zresztą w zestawieniu dziesięciu najlepszych płyt 2021 roku i nadal obstajemy przy opinii, że to jedno z ciekawszych wydawnictw od Brainfeeder w ostatnim czasie. Tread, które określiliśmy mianem „wymagającego, ale satysfakcjonującego” to jednak nie wszystko, co Felix Cleary Weatherall zrobił przez ostatnie dwanaście miesięcy.

Ross From Friends
Ross From Friends

Ross from Friends mimo pandemii zdołał przetestować, jak premierowe utwory brzmią na żywo. Nadal będzie robić to zimą i wiosną, a jeden z koncertów zagra podczas warszawskiego festiwalu World Wide Warsaw. Oprócz tego aktywnie włączył się w protest przeciwko obostrzeniom dla muzyków wynikających ze wprowadzenia Brexitu i założył własną miniwytwórnię Scarlet Tiger. Wisienką na torcie jego działalności okazało się zaś nieodpłatne udostępnienie autorskiego narzędzia Thresho. Wtyczka do platformy Max For Live pomagała mu przy nagraniu Tread, a teraz wesprze proces twórczy innych producentów. Wraz z jej instalacją uzyskają oni dostęp do 500GB materiałów, przy których Weatherall wcześniej maczał palce. Takie inicjatywy bardzo szanujemy i wierzymy, że Brytyjczyk w przyszłym roku nie spocznie na laurach. Wszak Four Tet, Floating Points i Leon Vynehall muszą mieć swoich konkurentów.

Ross from Friends – Tread


Sherelle

Mój problem z Sherelle polegał na tym, iż nie potrafiłem dostrzec w niej pierwiastka wyróżniającego ją spośród tłumu podobnych sobie twórczyń, zgrabnie odnajdujących się w dzisiejszych trendach. A mowa tu o trendach zbudowanych na kanwie miksu elektroniki z przełomu lat 90. i 00. – schyłku ery rave’ów, gdzie zaczęły mieszać się rozmaite gatunki, by następnie rozejść się w swoją stronę. Czy to w przypadku autorskich produkcji, czy setów, Sherelle imponowała szerokim wachlarzem stylistyk, którymi operowała, oraz utrzymywaniem wysokiego poziomu tanecznej energii. Jak dla mnie, wciąż brakowało tej kropki nad “i”. Aż do momentu premiery kompilacji fabric presents Sherelle.

Sherelle
Sherelle

Euforyczny mrok. To właśnie ten pierwiastek Sherelle przemyciła w iście szalonym miksie utworów zebranych na składance. Zapoznanie się z kompilacją pozwoliło mi “odkodować” fenomen artystki. Jej wizja budowania autorskiego stylu na bazie gatunków, które złote czasy zdają się mieć za sobą (co oczywiście nie do końca jest prawdą), oraz wyciąganie z nich esencji złożonej z nostalgii, poczucia wolności i niepohamowanej energii – w tym wszystkim Sherelle zachowuje wręcz chorobliwą spójność, precyzję i konsekwencję operowania podobnym ładunkiem emocji, niezależnie od obranej stylistyki.

fabric presents Sherelle, następnie EPka 160 Down The A406, a na koniec Jungle TeknahSherelle ma za sobą doskonały rok, w którym potwierdziła ogromny potencjał i wyszła poza ramy określania swojej osoby mianem “obiecującej newcomerki”. Dziś to po prostu Sherelle, czytaj: gwiazda współczesnej sceny klubowej.

Sherelle – 160 Down The A406


Space Afrika

Zwrócili na siebie uwagę ubiegłorocznym mixtape’em hybtwibt i Somewhere Decent to Live, ale teraz podwyższyli poprzeczkę samym sobie. Joshua Inyang i Joshua Reid, czyli duet działający jako Space Afrika, to żywy dowód na to, że manchesterska scena klubowa ma sporo do zaoferowania poza Afrodeutsche, Mr. Scruffem, The Chemical Brothers i rave’owym dziedzictwem. Panowie są przyjaciółmi od dwóch dekad, a połączeni wspólnymi inspiracjami szybko zapragnęli razem tworzyć muzykę. – Nie zawsze mieliśmy plan na to, jak dojść tam, gdzie chcemy. Od początku chodziło nam jednak o zajawkę fotografią, zbieranie płyt, rzucanie pomysłami i przesuwanie granic kreatywności – mówili w rozmowie z portalem „The Guardian”.

Space Afrika - fot. Chloé Magdelaine i Timon Benson
Space Afrika – fot. Chloé Magdelaine i Timon Benson

Na płycie Honest Labour, którą wielu dziennikarzy umieściło w swoich tegorocznych podsumowaniach, omawiany przez zespół głód poszukiwań widać bardzo wyraźnie. Wątkiem spajającym te poszukiwania pozostaje ambient, jednak Space Afrika odmieniło go przez wszystkie przypadki. Niekiedy przypomina nagrania terenowe, żeby za chwilę zawędrować w rejony downtempo czy drone’u. Wchodzi też w mariaż z tradycyjnymi instrumentami albo grime’em (singlowe B£E), układając coś w rodzaju nader eklektycznego patchworku. Dla niektórych zabraknie tu rytmu przegrywającego z awangardą. Jeśli jednak założymy, że muzyka elektroniczna jest forpocztą brzmieniowych zmian, w tym roku Inyang i Reid zdecydowanie stanęli na jej pierwszym froncie.

Space Afrika – B£E (ft. Blackhaine)


Anastasia Kristensen

Dwa lata temu Kornel Kovacs powiedział w wywiadzie z Muno.pl, że kolejną wielką rzeczą w muzyce elektronicznej będzie powrót stylistyki rodem z lat 00. Jednak zamiast bezmyślnie i często nieudolnie kopiowanych kalek, które są zabawne przez ułamek chwili, chodzi tu o coś więcej, a mianowicie o wzięcie na warsztat dominujących wówczas gatunków, rozłożenie ich na czynniki pierwsze, a następnie próbę autorskiej redefinicji lub interpretacji.

Anastasia Kristensen jest przykładem twórczyni, która elementów muzyki trance, techno czy industrialu używa jako szerokiej palety środków do budowania własnego stylu. Choć w jej produkcjach pobrzmiewają echa przeszłości, to sama forma utworów rosyjsko-duńskiej producentki jest czymś kompletnie nowym i wyróżniającym ją na współczesnej scenie szeroko rozumianej elektroniki, nie tylko tej w mocniejszym wydaniu.

Anastasia Kristensen
Anastasia Kristensen

W przeciwieństwie do wspomnianej wcześniej Sherelle, Kristensen jest już artystką powszechnie znaną i od lat docenianą. Jednak to właśnie wydana w tym roku EPka Volshebno, a do tego kapitalne miksy dla Possession czy Dekmantel, pozwoliły odkryć ją na nowo jako nieustannie poszukującą producentkę i didżejkę (choć Maxima EP z 2019 roku również narobiła zamieszania). Uznawana za jedną z najważniejszych postaci kopenhaskiej sceny klubowej Kristensen jasno pokazuje, że współczesne techno może być czymś znacznie więcej niż ślepą gonitwą za tempem czy “mocą uderzenia”. To złożone budowanie narracji, w której istnieje przestrzeń na łączenie wielu stylistyk w celu zwiększenia tanecznego potencjału.

Gatunkowy wachlarz, jakim operuje Kristensen, to wspaniały dowód na to, że aby zachować świeżość i atrakcyjność dla słuchaczy, nie należy się ograniczać. Znakomitym rokiem w swoim wydaniu artystka w pełni zasłużyła na to, by być czołową postacią line-upów przyszłorocznych festiwali, zamiast oklepanych, niewnoszących od lat nic nowego nazwisk.

Anastasia Kristensen – Volshebno


Loraine James

Kultowa wytwórnia Hyperdub miała w tym roku nosa do chwalonych premier. W katalogu labelu pojawiły się nowości od mistycznej Fatimy al Qadiri, Proc Fiskala i Lee Gamble, ale na nas największe wrażenie zrobiła trzecia płyta Loraine James. Artystka w ciągu ostatnich miesięcy zrobiła wiele. Pojawiła się na kompilacji DJ-Kicks od Jessy Lanzy, udostępniła swój utwór polskiemu kolektywowi Oramics i nagrała singiel w kuratorskim programie Adult Swim. Na swoich playlistach umieszczali ją m.in. Lotic i inna bohaterka tego zestawienia, Sherelle. Nadal prowadzi także audycję dla społecznościowego NTS Radio. Każdy z tych sukcesów tkwi jednak w cieniu eklektycznego Reflection, całkowicie kwestionującego szablonowość muzyki klubowej.

Loraine James - fot. Jase Cooper
Loraine James – fot. Jase Cooper

James nadal czerpie z elektroniki to, co świeże, nieoczywiste i eksperymentalne. Śmiało igra z melodyką i rytmem, bawi się deconstructed club music (poskręcane Let’s Go), a klasyczne struktury zderza ze ścianami dźwięku. Równie sprawnie wychodzi jej współpraca z innymi producentami oraz raperami – jak w psychodelicznym On The Lake Outside z dawno niesłyszanym Baths. Dla Philipa Sherburne’a, dziennikarza portalu „Pitchfork”, Reflection stanowi wyraz wrażliwości i narzędzie samopoznania. My możemy tylko dodać, że jest ono wyjątkowo wyraziste i zmuszające do uważnego słuchania.

Loraine James – Reflection


Daft Punk

Nie mogło zabraknąć francuskiego duetu odpowiedzialnego za najgłośniejszy (i chyba najpiękniejszy) koniec działalności w ubiegłym roku w świecie całej muzyki, nie tylko elektronicznej. Co więcej, duetu odpowiedzialnego przede wszystkim za blisko 30 lat wyznaczania trendów i prześcigania samych siebie, bo – cytując nasz artykuł im poświęcony – “porzucenie klubowej niszy, było najlepszą rzeczą, jaką Daft Punk mogli dać światowej muzyce i sobie samym. (…) Dwie pierwsze płyty (Discovery i Homework – przyp. red.) wystarczyły Daft Punk by osiągnąć szczyt w swojej pierwotnej niszy. Po Discovery nic więcej by już w niej nie osiągnęli. Lata mijają a Homework i Discovery wciąż wymieniane są wśród najważniejszych krążków gatunku. Trudno się dziwić Thomasowi i Guyowi-Manuelowi, że nie chcieli przez kolejne dekady być niewolnikami swojego sukcesu i stylistyki, której ten sukces zawdzięczali.”

Daft Punk
Daft Punk

Zamiast powtarzać to, co zawarliśmy we wspomnianym tekście, zachęcamy by ponownie go przeczytać i raz jeszcze powspominać jak wiele dobrego dali światowej muzyce Thomas Bangalter i Guy-Manuel de Homem-Christo.

Daft Punk – Epilogue



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →