Podsumowanie 2014 – Essence
Artykuł
"Nie ma na co narzekać: imprezy techno cieszą się popularnością" - m.in. tym spostrzeżeniem dzieli się na łamach swojego podsumowania dla Muno.pl współtwórca Technosoul - Essence.
Tak jak każdy kolejny rok w marketingu od ładnych paru lat zapowiadany jest jako mityczny „rok mobilności”, tak muzyczne podsumowania ostatnich lat często mówią o tym, że mieliśmy do czynienia z „rokiem techno”. Jako osoba daleka od bezstronności nie potrafię stwierdzić obiektywnie, czy faktycznie 2014 należał do techno. Niemniej jednak z całą pewnością sporo działo się na tym polu: zarówno na scenie muzycznej, jak i w klubach.
Działo się na tyle sporo, iż zacząłem obawiać się powtórki sytuacji sprzed +- dekady. Wtedy to popularyzacja twardszego brzmienia zaczęła przyciągać do klubów coraz mniej wymagających słuchaczy, co przyniosło skutek w postaci zalewu hurtowo produkowanej tandety (schranz i tribal-teen-techno spod znaku MB Electronics). W efekcie termin „techno” uległ pauperyzacji i zaczął kojarzyć się jednoznacznie, a muzyka, która przez lata uchodziła za szlachetną, nagle popadła w niełaskę.
Póki co jednak – nie ma na co narzekać: imprezy techno cieszą się popularnością i przyciągają odpowiednich ludzi. Młode pokolenie odnajduje się w surowych brzmieniach, a ci, którzy kilka lat temu wycofali się z życia klubowego, coraz częściej zaczęli do niego wracać.
Popularność nie oznacza na szczęście zboczenia w stronę mainstreamu: nadal prym wiedzie ambitne granie. Pod tym względem świetnie ma się Warszawa – w ciągu ostatnich 12 miesięcy pojawili się tu m.in. Jeff Mills, Ben Klock, DVS1, Ben Sims, Xhin, Phase, Speedy J, Lakker, Blawan, Heiko Laux, Kobosil czy Kangding Ray. Do tego cała masa eventów bez „wielkich nazwisk” – wszystko dzięki staraniom niestrudzonych klubów (1500 m2, Nowa Jerozolima) i promotorów (warto wymienić choćby Behind The Stage, Brutaż, Electrocapital czy DarkM). Również kolektyw, którego jestem członkiem, dołożył kilka swoich cegiełek – udało nam się zaprosić do stolicy m.in. Abdullę Rashim, Substance’a, Rrose’a, Shifted, Sleeparchive, Ancient Methods czy Inigo Kennedy’ego.
Jeff Mills w 1500m2
Jeff Mills w 1500m2
Na południu Polski doskonale radzą sobie INQ i Prozak 2.0 (Function, Dettmann, Rodhad, Jonas Kopp w ciągu zaledwie kilku miesięcy), prężnie działa załoga NYP, coraz lepiej radzą sobie chłopaki z Deep Impact i Module. We Wrocławiu skrzydła rozwijają Slap i Strikt, w Poznaniu prym wiedzie Analogen, na północy niezły start zaliczyła Technika. Na wschodzie bez zmian – Białystok i ekipa zorganizowana wokół festiwalu Up to Date dostarcza najwyższej jakości sonicznych wrażeń: sierpniowe party w Metrze z udziałem Vatican Shadow pozostanie w mojej pamięci jako jeden z najlepszych eventów tego roku.
Techno przyjmuje się także na festiwalach – i choć próżno było w 2014 roku wypatrywać go na Open’erze, to jak zawsze surowe granie znalazło swoje miejsce na Audioriver, Unsound czy Original Source Up To Date.
Albumy
Pod tym względem było naprawdę dobrze, zwłaszcza na scenie szeroko pojmowanej muzyki eksperymentalnej i około-industrialowej. Po raz kolejny nie rozczarowała oficyna Blackest Ever Black. Za jej sprawą ukazały rewelacyjne LP Stuarta Townsenda (Black Rain), Cut Hands czy duetów Bremen i Dalhous (których „Will To Be Well” co prawda nie przebił doskonałego debiutu, ale utrzymał wysoki poziom).
Równie konsekwentnie w kierunku neo-industrialnym zmierza prowadzony przez Regisa i Silent Servanta Downwards, za sprawą którego już od ładnych paru lat zaciera się granica między techno a eksperymentalnym graniem gitarowym czy noisem. Nostalgiczny Autumns, gotycki Oake czy wreszcie fenomenalny mini-album od duetu Talker pokazują, że legendarna oficyna z Birmingham ma głęboko gdzieś parkietowy aspekt wydawanej przez siebie muzyki.
Ale i techno senso stricte pod kątem albumów miało się całkiem nieźle przez cały 2014 rok. Abdulla Rashim, Lucy, Edit Select udowodnili, że produkowana przez nich muzyka sprawdza się dobrze również w formacie longplaya. Bezapelacyjnie najlepsza rzecz w tym gatunku wyszła spod ręki Inigo Kennedy’ego – „Vaudeville” to bardzo przemyślane i spójne dzieło: chłodne, ale nie bezduszne. Natomiast promujący LP singiel „Lullaby” to jedna z najbardziej chwytliwych techno-melodii, jakie dane mi było słyszeć w ostatnich latach.
Spośród rzeczy brzmiących nieco przyjaźniej – doskonałą robotę zrobił Leon Vynehall, wydając u Martyna „Music For The Uninvited” – rewelacyjną fuzję future bassu, najlepszych tradycji deep house i hip-hopowych sampli. Bardzo miłą niespodzianką okazał się także nowy album pana ukrywającego się pod pseudonimem Yagya, którego dotychczasowa twórczość była dla mnie odrobinę zbyt generyczna. „Sleepygirls” urzekł mnie zwłaszcza pojawiającymi się gdzieniegdzie wokalami, przywodzącymi nieco na myśl „Vocalcity” Luomo.
Moim osobistym numerem 1 jest jednak trzeci album spod ręki Lee Gamble – „Koch” to jego bodajże najdojrzalsza płyta, która – podobnie jak poprzednie – wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Jest tu wszystko czego można chcieć od albumu… i pewnie znacznie więcej.
Rozczarowaniem roku zaś okazał się być nowy album Plastikmana: „Ex” pokazało, że Richie pod względem muzycznym już raczej niczym nie zaskoczy i chyba lepiej idzie mu rzucanie głośnikami. Szkoda.
Inigo Kennedy
Inigo Kennedy
Single i EP
Tu długo by wymieniać – 2014 był pełen świetnych EP. Bardzo mocny rok zaliczył (kolejny już raz) Token, który co miesiąc uderzał z pełną parą. Najlepszym wydawnictwem tej belgijskiej tłoczni (poza wspomnianym wcześniej Kennedym) było nieoczekiwane połączenie sił Ancient Methods i Orphx jako Eschaton, genialny jak zwykle Surgeon swoim „Fixed Action Pattern” również nie rozczarował. Sporo dobrych rzeczy wypuścił legendarny Robert Hood („Film”!), którego nieustanna forma zdumiewa: mimo, iż od 20 lat geniusz z Detroit eksploruje tę samą formułę, wydaje się ona nigdy nie wyczerpywać.
Z prawdziwą bombą na samym początku roku wyskoczył James Ruskin – jego „Slit” to chyba najczęściej przeze mnie grana płyta tego roku (zarówno tytułowy utwór, jak i genialny „Wisdom of Youth” – który brzmi jak wczesne Autechre na sterydach). Prowadzony przez Peverelista Livity Sound miał wyjątkowo gorący okres: cykl EP z remixami (m.in. Surgeona, A Made Up Sound czy Tesseli) rozwalił system. Również łabędzi śpiew British Murder Boys – „Live in Tokyo” – nie rozczarował i okazał się godnym zwieńczeniem działalności duetu.
Interesującym „trendem” jest korzystanie ze spuścizny lat 80. – dźwięki industrialowych synthów sprawdzają się rewelacyjnie u genialnych In Aeternam Vale, Powella czy Silent Servanta, a post-acid-house’owe brudne brzmienia – u Heleny Hauff (solo i jako Black Sites), An-I czy choćby Bronze Teeeth.
A słonecznym hitem lata był dla mnie „Butterflies” Leona Vynehalla – definitywny numer 1 spośród house’owych bangerów tego roku: tych którzy go nie znają ostrzegam – uzależnia jak kawa!
Robert Hood
Powroty
Modyfikując nieco postawioną na początku tezę – dla mnie rok 2014 jest przede wszystkim rokiem powrotów. Co dla mnie szczególnie ważne – wrócili artyści, których twórczość przed laty odcisnęła na mnie olbrzymie piętno. Mowa tu przede wszystkim o Steve’ie Bicknellu – który po 9 (!) latach milczenia wrócił ze swoją serią Lost Rec., oraz Oliverze Ho – który nareszcie porzucił nieudany projekt Raudive i wrócił do samych korzeni ze swoim Broken English Club. Dave Sumner (Function) wskrzesił swój legendarny Infrastructure Rec., Kareem wrócił do prowadzenia Zhark Rec., a Teste po serii remixów legendarnego „The Wipe” sprzed dwóch dekad szykują album…
Dużym zaskoczeniem był też wydany przez Demdike Stare album Shinichiego Atobe – ten enigmatyczny autor jednej z najbardziej poszukiwanych płyt z katalogu Chain Reaction milczał przez 12 lat, teraz za sprawą brytyjskiego duetu wrócił z pełnym albumem. I choć „Butterfly Effect” nie jest płytą w pełni udaną, to kilka znajdujących się na niej utworów (w tym przede wszystkim tytułowy) ma szansę przejść do klasyki ambient/dub techno.
Polska scena
Dzieje się na wszystkich frontach! Niezastąpiona ekipa z YouKnowMe/JuNouMi dostarcza materiału na najwyższym poziomie (w sumie nihil novi) – w 2014 najbardziej zajarał mnie Sonar Soul. The Very Polish Cut Outs konsekwentnie przywracają dobre imię polskiej muzyce rozrywkowej. Ptaki śpie… tfu, wydają i to za oceanem. The Phantom solo wydaje bardzo udany album w belgijskim Silverback. Naphta z Wrocławia zachwyca dwiema świetnymi house’owymi EP w szwedzkim Studio Barnhus i polskim Transatlantyku, czyli drugim projekcie Zambona z TVPC. Dzięki S1Warsaw debiutuje duet Matat Professionals, a jeden z jego członków (Selvy) wydaje bardzo udaną solową EP…
Także i w polskim techno dzieje się bardzo dużo: Brainwash 02 Larixa zyskuje spore uznanie wśród dj-ów techno z całego świata, enigmatyczny Eastern Renaissance wydaje utwór u Mike Parkera, głośno robi się wokół Natalii Zamilskiej, Milena Kriegs pojawia się na składance z Semantica, Błażej Malinowski swoje „Dual Reality” wypuszcza w szwedzkiej Phormie, Michał Wolski pojawia się na dwóch rewelacyjnych winylach Blank Slate. Również i dziecku mojej załogi Technosoul – czyli winylowi Piotra Klejmenta „1984 EP” – udaje się narobić trochę zamieszania. Znając plany i założenia wielu z wymienionych wyżej artystów – 2015 powinien być tylko lepszy!
Zamilska
Zamilska
Pożeganania
2014 zebrał spore żniwo – także i na scenie muzycznej. Zmarł legendarny Mark Bell, opuścił nas jedyny w swoim rodzaju Maceo Wyro… Oby ich podróż przez gwiazdy była przepełniona spokojem.
Maceo Wyro
Maceo Wyro
tekst: Artur 'Essence’ Szatkowski