Płyta, która mogła w ogóle nie powstać, obchodzi właśnie swoje 25. urodziny. Świętujemy ćwierćwiecze albumu „Ultra” Depeche Mode

Fot. DepecheMode.com
Artykuł News

To było naprawdę spore zaskoczenie. Zespół, który stał na krawędzi rozpadu, pogrążony był w konfliktach i nie za bardzo miał ochotę kontynuować karierę, wydał po czterech latach milczenia nowy album. Był kwiecień 1997 roku – to właśnie wtedy ukazało się ultra-ważne dla całego muzycznego świata wydawnictwo.

Na krawędzi

Końcówka lat 90. nie była, delikatnie rzecz biorąc, zbyt udana dla Depeche Mode. W okolicach 1995 roku wokalista zespołu, Dave Gahan, po wykańczającej fizycznie i psychicznie trasie koncertowej Devotional Tour (najdłuższa, bo licząca ok. 14 miesięcy, składająca się ze 158 koncertów i najbardziej wyczerpująca trasa w historii grupy), był uzależnioną od heroiny upadłą gwiazdą, która częściej myślała o samobójstwie i samookaleczeniu niż nagrywaniu nowych utworów. Andy Fletcher, Martin Gore i Alan Wilder zastanawiali się nawet, czy nie kontynuować działalności bez niego. Zresztą pierwszy z tej trójki sam zmagał się z poważną depresją, wskutek czego podczas Exotic Tour na scenie zastępował go Daryl Bamonte (brat Perry’ego Bamonte, ówczesnego gitarzysty The Cure).

Brak sprawczości, konflikty wewnętrzne i postępujący rozkład grupy, sprawiły, że będący od 15 lat w składzie Depeszy Wilder postanowił powiedzieć kolegom „good bye”. Dla fanów był to absolutny szok. Wilder był bowiem prawdziwym mózgiem Depeche Mode, niezastąpionym maszynistą, prowadzącym pewnie i bezpiecznie ten brytyjski, muzyczny pociąg z jednej stacji na drugą. W ten oto sposób DM stało się triem i to właśnie jako trio przystąpiło do nagrywania swojego 12 albumu studyjnego.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Depeche Mode Ultra okładka płyty
Fot. Okładka płyty Ultra

Odwyk i zmartwychwstanie

Głębokie kryzysy potrafią czasami wydać nadspodziewanie dobre owoce twórcze. Tak było choćby z Abbey Road Beatlesów czy The Wall Pink Floyd. Jak się miało okazać, podobna historia zdarzyła się w przypadku Depeche Mode. Rolę lidera wziął na siebie Martin Gore, który skomponował i współprodukował muzykę na nadchodzący album. Do tego postawił do pionu Gahana i Fletchera, skutecznie przekonując obu, że DM nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Prace nad następcą Songs of Faith and Devotion ruszyły ostatecznie w styczniu 1996 roku i cóż… nie była to łatwa dla zespołu przeprawa.

Ciężko w to uwierzyć, ale Ultra powstawała łącznie aż w siedmiu studiach rozsianych po Wielkiej Brytanii i USA – od Abbey Road i Westside Studios w Londynie, po Electric Lady w Nowym Jorku i Larrebee West Studios w Los Angeles. Cały proces produkcji płyty trwał zaś ponad 13 miesięcy. Do tego wszystkiego płyta mogła nie zostać wcale ukończona, a wszystko z powodu wciąż trwającego uzależnienia Gahana. Wokalista zabrnął tak daleko w narkotykowy, ciemny tunel, że 26 maja 1996 roku światło życia zgasło dla niego na całe dwie minuty. W tym tragicznym dniu Dave przedawkował speedball (mieszanka kokainy i heroiny), wskutek czego jego serce zatrzymało się. Na szczęście na miejscu pojawili się szybko ratownicy medyczni, którzy zdążyli pomóc muzykowi. Po tym zdarzeniu wokalista Depeche Mode musiał bronić się w sądzie oraz udać się na odwyk.

Depeche Mode – Barrel Of A Gun

Gahan „zmartwychwstał” nie tylko dosłownie jako człowiek, ale także jako artysta, wykorzystując przedawkowanie w roli katalizatora do wyzdrowienia i ukończenia płyty. Ultra finalnie miała swoją premierę 14 kwietnia 1997 roku. Krążek ukazał się nakładem Mute Records, czyli wytwórni, z którą grupa współpracowała od dłuższego czasu. Zapowiadał ją agresywny, rozedrgany, gitarowy singiel Barrel Of A Gun, który można traktować jako młodszego brata utworu I Feel You z tracklisty Songs of Faith and Devotion. Ci, którzy spodziewali się na Ultrze brzmień podobnych do tych z krążka wydanego w 1993 roku, musieli jednak nieźle się zdziwić, kiedy po raz pierwszy przesłuchali cały album. Barrel Of A Gun zdecydowanie wyróżniał się na tle pozostałych kompozycji, które utrzymane były w spokojniejszej atmosferze, nieco obcej i „dziwnej” dla dotychczasowych fanów zespołu.

Depeche Mode – od trip hopu poprzez industrial

Co ciekawe Ultra nie zdobyła sobie sympatii krytyków. Oceniali oni wydawnictwo dość surowo, co z dzisiejszej perspektywy może doprawdy dziwić. Obecnie raczej nikt nie ma większych wątpliwości, że płyta ta jest jedną z najbardziej dojrzałych i ambitnych rzeczy, jakie DM zdołali nagrać w czasie swojej ponad 30-letniej kariery. Co prawda powstała w okresie kiedy zespół nie wytyczał już muzycznie nowych szlaków dla innych wykonawców, tylko skrzętnie korzystał z panujących pod koniec lat 90. modnych stylistyk – od trip hopu po industrial czy elektroniczny blues – ale robił to z tak fantastycznym wyczuciem, że rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że oto mamy do czynienia z czymś zupełnie świeżym.

Stało się jasne, że Ultra to żywe świadectwo przetrwania przez zespół mrocznych czasów i rozliczenie się z przeszłością. Dlatego też niepokojący Useless tak brutalnie traktuje narkotykowy nałóg Gahana, przepiękny instumentalno-smyczkowy Home jest formą podziękowania za odnalezienie symbolicznego domu po latach samotności, a w wyważonym i po prostu do głębi smutnym Sister Of Night głos Gahan brzmi tak przejmująco, jak nigdy przedtem. Zresztą Dave potrzebował prawie tygodnia, by nagrać wokale do tego numeru – w tak bardzo złej był wtedy kondycji.

Depeche Mode – Home

Duchowo-religijny klimat

Na szczęście Depesze nie stracili nic ze swojego poczucia humoru. Świadczyć o tym miał teledysk do drugiego singla z płyty It’s No Good. Utrzymany we wschodnioeuropejskiej estetyce klip prezentował Gahana, Gore’a i Fletchera jako członków kiczowatego zespołu knajpianego, który swoim samochodzikiem z literą U na drzwiach toczy się od jednej speluny do drugiej. Wszyscy są ubrani w błyszczące stroje z lat 70., ich widok zarazem śmieszy i smuci, bo oto spoglądamy na życiowych przegrańców, którzy umazani tanim brokatem udają nieporadnie gwiazdy disco. It’s No Good to zresztą kawałek, który przemawiał najbardziej do fanów brzmień Depeche Mode z końcówki lat 80., kiedy na pierwszy plan wychodziły mroczne, melancholijne, ale zarazem przebojowe syntezatory. Nie sposób też nie wspomnieć o rewelacyjnych piosenkach Bottom Line i Insight. Obie kompozycje utrzymane są w wolnych tempach, zarażają swoim niemal duchowo-religijnym klimatem, oddając w pełni ducha zespołu, którym był w 1997 roku Depeche Mode.

Depeche Mode – It’s No Good

25 świeczek na torcie

Po 25 latach Ultra jawi mi się, jako jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy album Depeche Mode. Jest inny, bardziej dojrzały niż pozostałe wydawnictwa brytyjskiej grupy, stanowi jakość samą w sobie. Króluje tutaj nastrojowa, niemal ambientowa atmosfera, w której muzycy oczyszczają się z grzechów i błędów przeszłości. Brzmieniowo i aranżacyjnie wszystko jest na swoim miejscu, a nad całością unosi się mgiełka tajemnicy, którą jako słuchacze nasiąkamy. Dlatego na 25. urodziny płycie należy się ogromny, pyszny tort i chóralne odśpiewanie 100 lat od wszystkich fanów twórczości Depeszy.

Depeche Mode
Fot. Depeche Mode podczas sesji fotograficznej z 1997 r.


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →