Pete Tong – WYWIAD DLA MUNO.PL
W sobotę 26 kwietnia w 1500m2 do wynajęcia odbędzie się polski finał konkursu burn Residency. Mentorem całego przedsięwzięcia jest w tym roku Pete Tong, z którym rozmawiamy o plebiscycie, początkach kariery i Ibizie.
Pete Tong to nie tylko znakomity i uznany DJ, ale także autor popularnej audycji w BBC Radio 1 i mistrz w odkrywaniu nowych talentów. W pełni zasłużył sobie na miano najbardziej wpływowego człowieka w brytyjskiej muzyce tanecznej.
W tym roku został również mentorem konkursu Burn Ibiza Residency, mającego na celu wyłonić nowe gwiazdy klubowej sceny. O jego podejściu do plebiscytu, swoich początkach oraz Białej wyspie przeczytacie w naszym wywiadzie.
Przypominamy, że w sobotę w klubie 1500m2 odbędzie się polski finał Burn Ibiza Residency – Mix Off. Gwiazdami tego wydarzenia są Adam Beyer i Paco Osuna. Bilety są jeszcze dostępne na Muno.pl i Biletomat.pl
WYWIAD: PETE TONG (BBC Radio 1)
Pamiętasz jeszcze jak wyglądały Twoje początki? Spodziewałeś się tego, że branża rozwinie się w taki sposób?
– Zaczynałem w czasach kiedy bycie DJ’em nie było brane pod uwagę, przy wyborze zawodu, a było traktowane jako hobby – DJ’e nie robili muzyki, a jedynym sposobem na zyskanie uznania była praca w radiu. Kiedy w latach 80’ odpaliła scena rave i house wszystko wskoczyło na zupełnie nowy poziom i powstały takie legendy jak Ministry Of Sound czy Cream – DJ’e zaczęli podróżować po całym świecie, a produkowanie muzyki stało się normą. Gdybyś zadał mi to pytanie w 1995 roku odpowiedziałbym Ci, że jesteśmy właśnie w topowym momencie rozwoju sceny, ale patrząc z perspektywy czasu, zaszliśmy nieprawdopodobnie dalej, a EDM zaczęło być ważnym elementem nie tylko amerykańskiego mainstreamu, ale też globalnej muzyki – szalone czasy.
Czy w ciągu tego czasu zdarzało Ci się popełniać błędy, które rzutowały na Twoim rozwoju?
– Popełnianie błędów jest bardzo ważnym elementem – to jest właśnie ten moment w którym się uczysz. Przy częstych porażkach uczysz się szybciej i trzeba podejmować ryzyko jeśli chce się osiągnąć sukces. Gdybym mógł cofnąć się do początku swojej kariery pewnie podejmowałbym je jeszcze częściej. Wyciągnąłem z tego lekcję i w ciągu ostatnich dziesięciu lat zrozumiałem, że jest to zmiana na lepsze. Nie można stać w miejscu zajmując defensywną pozycję, trzeba ciągle przeć do przodu.
Co według Ciebie powoduje, że ktoś jest dobrym DJ’em i jak bardzo zmieniło się to zmieniło na przestrzeni lat?
– Jako purysta, odpowiedziałbym, że wcale nie zmieniło się tak dużo, bo wystarczy mieć świetny gust, dobrą selekcję, unikalne brzmienie i „to coś”. Jako realista w 2014 roku musiałbym dodać, że DJ musi produkować swoje kawałki, albo przynajmniej remiksować czyjeś, żeby znaleźć swój unikalny styl.
Jak opisałbyś swoją rolę w burn Residency?
– Jako tegoroczny mentor będę oferował moje ogólne doświadczenie jako DJ, prezenter radiowy, producent, artysta i członek wytwórni płytowej, żeby pomóc zainspirować finalistów – mam nadzieję, że uda nam się wyłonić pełnowartościowego zwycięzce, który odniesie sukces karierę jako DJ i artysta. Jestem pewny, że będę mógł nauczyć się tyle samo od uczestników, ile oni będą mogli nauczyć się ode mnie! Wielu poprzednich mentorów zresztą o tym wspominało.
Co sądzisz o samej idei burn Residency – oddawania rezydentury w najlepszych klubach na Ibizie młodym DJ’om i szukanie kolejnej supergwiazdy?
– To dla nich świetna możliwość żeby zbudować swoją reputację, nie tylko przez granie, ale także przez przebywanie, podglądanie i uczenie się od innych fantastycznych DJ’ów. To naprawdę pozwala dopracować własny styl i brzmienie.
Pamiętasz swój pierwszy raz na Ibizie?
– Było to tak inne doświadczenie, że nigdy tego nie zapomnę. Wszystko co teraz jest brane za pewnik w 1986 roku było niespotykane – DJ’e bardzo rzadko podróżowali poza granice swojego kraju. To były fajne czasy, ale w sensie zawodowym nie odcisnęło to na mnie szczególnego piętna.
Czy pojawienie się na Ibizie jako DJ jest wciąż ważne?
– Na pewno – szczególnie dla DJ’ów z Europy. Granie na Ibizie, to tak jak granie w lidze mistrzów. Muszę przyznać, że rozwój sceny w Stanach zmienił lekko tę dynamikę, bo w tej chwili najwięksi potrafią ominąć Ibizę zostając w USA na lato, a amerykańscy DJ’e nie czują potrzeby zaznaczenia swojej obecności na wyspie, więc można powiedzieć, że wszystko przybrało trochę inny obrót. Zobaczymy jak będzie to wyglądać na dłuższą metę.
Jakie są kryteria, którymi będziesz się kierował przy swojej ocenie?
– Całą karierę spędziłem ufając własnym osądom, i miałem na tyle duże szczęście, że zawsze udawało mi się znajdować nowe talenty. To wielowarstwowy proces, ale jestem pewny, że jeśli znajdziemy kogoś, to na pewno nie przejdzie to bez echa. Oryginalność i muzyczne umiejętności będą kluczowym elementami wyboru.
Jakie rady dałbyś zawodnikom burn Residency?
– Idź za głosem swojego serca i rób to co Cię porusza. Istnieje granica między robieniem i graniem muzyki, a granie dla publiczności wymaga zawsze zdrowej dawki uczciwości artystycznej i oryginalności. Nie mówię, że trzeba robić 10 minutowe kawałki w stylu minimal techno z dobrym kopem i peruwiańskimi fletami, bo to nie jest sposób na wygraną – tak jak nie jest nim robienie muzyki, naśladującej styl Calvina Harrisa…
Rozmawiał: Igor Konefał
foto: zbiory artysty