Parallel Festival, czyli rytuał pod gwiazdami – relacja

Artykuł

Wśród setek letnich festiwali, szczególną uwagę zwróciliśmy na niewielki hiszpański produkt - Parallel Festival. W graniczącym z Pirenejami paśmie górskim Serra de Vilella odbywa się bowiem rzecz niezwykła, którą mieliśmy zaszczyt doświadczyć po raz drugi. Zapraszamy do lektury.

Parallel Festival – butikowe wydarzenie w Serra de Vilella

Ostatnie kilka lat to prawdziwy rozkwit sceny festiwalowej, która zwykle skupia się programowo na artystach mających duży zasięg w mediach społecznościowych. Takie podejście spowodowało, że wydarzenia muzyczne często tratuje się jak tylko zwykły biznes. Wielu organizatorów celuje w masowe zjawiska, z licznym i wielowątkowym line-up’em. Marginalna część skupia się na kameralnym towarzystwie.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Czy butikowe wydarzenia mają jeszcze szansę dorównać komercyjnym festiwalom w jakości produkcji? Czy są w stanie mieć siłę przebicia się wśród tak licznej konkurencji? Czy w masowym ich zalewie eventów, znajdziemy takie, które pozostawią w nas ślad nie tylko w postaci fizycznego zmęczenia, ale i doświadczą kulturalnie, edukacyjnie i socjalnie?

Czwarta edycja Parallel Festival odbywająca się w hiszpańskim regionie Guardiola de Berguedà pokazuje, że diabeł tkwi szczegółach. Na tym rynku wciąż pozostaje nisza, która powinna dogodzić nawet najbardziej wybrednym słuchaczom.

Parralel Festival – 1000 biletów, czwarta edycja, 2,5 godziny drogi z Barcelony, jedna scena

Bilety na Parallel Festival w ilości 1000 sztuk wyprzedały się w 10 tygodni i aż 16 tygodni (!) przed wydarzeniem. Dla tych szczęśliwców, którym udało się zgarnąć bilet, przewidziano dodatkowe udogodnienia w postaci odpłatnego autobusowego transportu z Barcelony, tuż pod sam kamping festiwalowy. Koszt takiego transportu w kwocie 13 euro za 2,5 godzinną jazdę, pokazuje że kwestia logistyczna nie jest szczególnie dochodowym biznesem dla organizatorów, a raczej służy tylko jako środek do celu.

Na przestrzeni ostatnich trzech edycji Parallel Festival widać, ze organizatorzy przemyśleli wiele rozwiązań technicznych i w chwili obecnej jego zaplecze stoi na bardzo wysokim poziomie (pole namiotowe, parking dla kamperów, glamping dla wygodnych czy też sanitariaty).

Na uwagę szczególną zasługuje zmiana nagłośnienia z Function One na Lamda Labs w opcji 90-stopniowych QX-3. Trudno ocenić czy system lepiej brzmi w takiej konfiguracji. Jednak jeśli podczas kolejnej edycji nastąpi upgrade do 180-stopniowych QX-3, to dyskusja porównawcza będzie zbędna. Bardzo przydatną nowością było udostępnienie darmowej wody pitnej. Uważamy, iż powinna to być obowiązkowa pozycja podczas każdego wydarzenia muzycznego, szczególnie w miejscach tak gorących jak Półwysep Iberyjski.

Organizatorzy konsekwentnie hołdują zasadzie „jednej sceny”, której program jest zainspirowany japońskim Labirynthem. Piątkowy wstęp, sobotnie rozwinięcie i niedzielne zakończenie definiuje formę budowania narracji, tworząc przy tym tematyczny rytuał.

Parralel Festival – ambient z widokiem na góry

Chwilę po dotarciu na miejsce i przygotowaniu namiotu mogliśmy udać się na piątkowy prolog Parallel Festival, który rozpoczął się ambientowym setem spod rąk Huerco S. Amerykanin wprowadził jeszcze nieliczną publiczność w stan błogiego spokoju. Huerco S. pozwolił w pełni nacieszyć się pięknem otaczających nas gór serwując różne style ambientu, a kończąc na downtempo. Zdecydowanie najlepszym momentem był utwór 1991 No More Dreams IV. Kolejna część krótkiego wieczoru upłynęła pod znakiem występów live. Pierwszy na scenie pojawił się brytyjski Vectral Park, który tworzą Guido Zen i Kyle Martin. Niestety Guido, z przyczyn osobistych, nie mógł się pojawić na festiwalu. Kyle Martin sprostał wyzwaniu i po raz pierwszy zagrał live w pojedynkę. Głęboka tekstura dźwięku w tribalowej tematyce idealnie wkomponowała się w miejsce i czas.

Następnie przyszła kolej na włoski duet Crossing Avenue, wydający swoją muzykę głównie w oficynie Spazio Disponibile. Z roku na rok widać u nich progres w jakości prezentowanego materiału. Zdarzało się im bywać nudnym, ale obecną pulsacyjnie-falistą perkusję, w połączeniu hipnotyczną melodią, ciężko jest skrytykować. Tak, jak w 2016 roku, piątek swoim setem zamykał Svreca. Ponownie monotonna stylistyka, drillująca melodia z wyraźnym kickiem nie porwała nas szczególnie. Gdyby nie pół godziny ekstra w innej tematyce, ciężko byłoby ten 4-godzinny set zapamiętać. Kończąc seta utworem Anne Clark Poem Without Words pokazał, że jest w nim iskra romantyzmu.

Parralel Festival – różne stany muzycznej hipnozy

Kolejne dwa dni Parallel Festival upłynęły głównie w promieniach słońca i pod znakiem różnych stanów muzycznej hipnozy. W sobotę scenę zdominowały sety oscylujące głównie wokół minimal techno. Jednym z występów live był długo wyczekiwany holenderski duet Wanderwelle. Szkoda tylko, że zagrali materiał z nadchodzącego albumu dla Semantica Records. Momentami wzniosłe ambient techno pasowało tematycznie do dnia, ale w tym otoczeniu większe wrażenie zrobiłby poprzedni materiał kryjący się pod nazwą Gathering Of The Ancient Spirits.

Tego dnia, ku naszemu zaskoczeniu, największe wrażenie zrobiła Adiel grając 4-godzinny set, tylko i wyłącznie z płyt winylowych. Od początku postawiła na atmosferyczną fakturę ze spójnie pulsującą perkusją, łącząc przy tym szybkie, lecz nieagresywne kicki z psychodeliczną teksturą, od czasu do czasu wtłaczając minimal techno oraz breaki.

W dalszej części programu Rrose zaskoczył otwierając lajfa 30-minutowym dronowym ambientem. Dalsza część występu odbyła się już bez zaskoczeń. Pulsująca, hipnotyczna perkusja z mistycznym dronowym pejzażem. Sobotnią noc zakończył mrocznym, ale też nieco nużącym 3,5-godzinnym setem, Mike Parker. Mimo, iż był to tylko i wyłącznie występ didżejski, Parker postanowił go w znacznej mierze wzbogacić o swoje produkcje.

Parralel Festival – zmienna pogoda, zmienne nastroje

Ostatni dzień przywitał nas zmieniającymi się warunkami atmosferycznymi. W pełnym słońcu i powoli gromadzącą się publicznością występ live rozpoczęła Brytyjka Jo Johnson. Zaskakująco lepszy odbiór jej produkcji następuje w warunkach indoorowych niż w plenerze. Całość była monotonnym, ambientowym pejzażem. Kolejny w programie Garçon – rezydent bazylejskiego klubu Elysia – zaprezentował zupełnie inną stylistykę. Już kilka miesięcy temu jego podcast dla brooklyńskiego The Bunker zwiastował, że bardzo mocno inspiruje się stylistyką Donato Dozzy’ego, znaną z formuły „No Boundaries”. Cały jego niedzielny set opierał się psychodelicznym tribalu. Część zagranych przez niego utworów można było usłyszeć w setach Donato Dozzy’ego w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Garcon dysponuje dużym potencjałem w miksowaniu utworów, aczkolwiek momentami za bardzo naśladuje swojego mentora.

Parralel Festival – profesor Donato

Zbliżający się koniec programu wywoływał wśród publiczności coraz większą euforię, gdyż za closing odpowiadał często wywoływany Donato Dozzy. Pogoda pokazała jak profesor Donato reaguje stylistyką muzyczną na zmieniające się warunki atmosferyczne. Rozpoczynając o 17:00, w pełnym słońcu, od rumuńskiego minimalu, po kilku utworach podkręcił tempo do 135-140bpm w klimacie atmosferyczno-psychodelicznego techno z momentami ciasnymi hi-hatami. Umiejętnością kontroli pitchu wyzwolił ze wszystkich utworów maksimum esencji, a często hipnotyczne tracki w oryginalnej wersji zamieniając w groove. Przy tak podkręconych trackach, nie zabrakło melodii rodem z Detroit, tj. Zach Lubin Futuristic Love Affair. W między czasie nawet zrobił ukłon w stronę licznie przybyłej francuskiej publiczności grając progressive z 2001 roku Revolt The Tone z francuskim wokalem „to ton, który tworzy muzykę … wszystko ma swój czas”.

Kwintesencją reakcji na pogodę był chwilowy i intensywny deszcz. Donato wykorzystał to jako element rozkręcający już i tak rozpaloną do czerwoności publiczność, serwując utwór Steve’a BicknellaWhy? + For Whom? (Surgeon Definition) w prędkości 140+ bpm.

Planowo w rozkładzie miał zagrać 3 godziny, jednak atmosfera tak mu się udzieliła, że dodatkowo zagrał ok. 45 minut przechodząc w zmierzch z acidową stylistyką, cały set zwieńczając utworem Random XSTruant (feat. Lost Trax). Włoch nieustannie zaskakuje swoimi pomysłami, wiedzą muzyczną oraz „szamańskimi” umiejętnościami. Jest niczym grajek przygrywający zahipnotyzowanej kobrze, którą zdaje się być jego publika, a tym razem nawet i pogoda. Po tak emocjonującym występie pozostało już tylko pożegnanie przy spontanicznie zorganizowanym afterze w pobliskim hotelu.

 

Tekst: Kamil Kuczyński & Katarzyna Bujno
Zdjęcia: Kamil Kuczyński & Katarzyna Bujno

 



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →