Oskar Koch (Slav): Nie ma słabych gatunków, są tylko słabe utwory – wywiad

Oskar Koch, twórca dedykowanego undergroundowemu house'owi projektu Slav, opowiedział o tym, jak w dobie mediów społecznościowych, stworzenie zaangażowanej społeczności może stać się najlepszą i najbardziej wiarygodną promocją dla niezależnej, jakościowej twórczości.
Gdy ktoś pyta mnie o to, co głównie gram, to zamiast używać setek słów mógłbym wrzucić link do tego jednego kanału i powiedzieć „w dużej mierze coś takiego”. Jednak sprowadzenie Slav (oraz jego brata – Vals) jedynie do miana kanału z piosenkami, to ogromne i krzywdzące uproszczenie.
6 lat po oficjalnym zainaugurowaniu działalności, Slav to wielowymiarowy projekt, wokół którego zgromadziła się zaangażowana, międzynarodowa społeczność złożona z fanów muzyki, didżejów, producentów, wydawców, bookerów i nie tylko.
W moim odczuciu, Slav to dowód na to, że algorytmy wciąż nie wygrały wojny o muzykę i że jeśli w Internecie ktoś poszukuje i selekcjonuje muzykę w oparciu o autorski gust i własną wrażliwość, to jest to korzyść dla wszystkich – niszowych artystów, niezależnych wydawców, odważnych bookerów i głodnych nowości słuchaczy.
Trendsetter w dobie algorytmów
Twórca tego projektu to jedna z nielicznych osób, które wciąż zasługują na miano muzycznego trendsettera. Na przekór nazwiskom, w które pompowane są marketingowe budżety, czy propozycjom wypluwanym przez algorytmy serwisów streamingowych, bazowanie na własnej estetyce w połączeniu z wyczulonym na produkcyjne niuanse uchem, brzmi jak zapomniana sztuka magiczna. Jednak ta sztuka, o ile ktoś zechce wykonać trud, by ją poznać i uprawiać, dostarczać może znalezisk, których próżno szukać w popularnych zestawieniach czy playlistach.
Jak nasze lenistwo zmienia świat muzyki
W toczącej się od lat dyskusji wokół serwisów streamingowych i tego, w jaki sposób wpłynęły one na sposób, w jaki konsumujemy muzykę, często zapominamy o głównym powodzie, który doprowadził do sytuacji, gdzie to algorytmy wyznaczają to, czego słuchamy i decydują o tym, kto dziś stoi na piedestale popularności.
O naszej wygodzie, a może precyzyjniej – naszym lenistwie.
Fakt, nie mamy czasu, by przeszukiwać setki zbiorów na różnych platformach. Ponadto cenimy komfort korzystania ze źródła muzyki, które zawsze mamy pod ręką.
Jednak taka kolei rzeczy sprawia, że poznajemy tylko to, co znajduje się na powierzchni. By wejść głębiej i znaleźć to, co jeszcze nieodkryte, musimy zboczyć ze sprawdzonych, jasno oznakowanym szlaków. Na szczęście po tych mniej znanych drogach poprowadzić nas mogą tacy ludzie, jak bohater tego artykułu.
A znasz Winonę?
Znacie DJ Boringa, DJ Seinfelda, Harrisona BDP, Baltrę, Yaeji, DJOKO, Sweely’ego? To super, bo w jakimś stopniu zawdzięczacie to pewnemu 23-latkowi z Legnicy, zakochanemu w analogowych zdjęciach, estetyce latach 90., jeździe na longboardzie i japońskich sportowych furach.
Oskar Koch nie jest postacią, której nazwisko jest powszechnie znane w polskim środowisku klubowym. Raczej nie zobaczycie go przemykającego między scenami na dużym festiwalu, z zawieszoną na szyi akredytacją. To człowiek, który swoją pasję do muzyki, postanowił rozwijać w zupełnie inny sposób.
Zamiast pchać się „do branży”, postawił na budowanie własnego projektu w oparciu o własny gust, a nie światowe trendy. Jak się okazało, obrany kierunek działań zaczął spotykać się z aprobatą coraz większego grona osób o podobnej wrażliwości co Oskar. Co więcej, mowa tu o osobach, które podobnie jak inicjator całego zamieszania, wolały poszukiwać inspiracji na własną rękę, z dala od popularnych źródeł.
W ten sposób, niezależnie założony przez jedną osobę kanał na YouTube, przerodził się w jedną z najprężniej działających dziś społeczności, która w przeciwieństwie do wielu podobnych, odznacza się niesamowitą wolą identyfikowania się ze sobą. Slav to miejsce, do którego nikt nie trafia przypadkiem.
Oskar Koch (Slav) – wywiad
O indoktrynacji muzyką trance, przyszłości house’owego undergroundu oraz o dzieleniu się z ludźmi pasją, ale i zaufaniem. Oskar Koch, opowiedział mi o tym, jak w dobie mediów społecznościowych, stworzenie zaangażowanej społeczności może stać się najlepszą i najbardziej wiarygodną promocją dla niezależnej, jakościowej twórczości.
Oskar Koch
Hubert Grupa: Jest rok 2015, w sumie jakieś tam moje początki przygody z didżejką. Zamiast iść na łatwiznę i śledzić rankingi Beatporta, z kolegami szukamy inspiracji po całym Internecie. W końcu trafiliśmy do miejsca, gdzie niemal wszystko, co usłyszeliśmy, momentalnie spotkało się z naszym zachwytem. Był to kanał Slav, gdzie w idealnych proporcjach spotykał się undergroundowy house (który w wydaniu znanym m.in. ze Slav, wolę określać jako „indie house”), deep, disco, lo-fi i inne, mniej lub bardziej niszowe oblicza elektroniki.
Myślę, że podobnych historii słyszałeś już sporo. Niewiele osób miało okazję usłyszeć skąd wzięła się zajawka Oskara Kocha, chłopaka z Legnicy, na tego typu brzmienie i w efekcie na stworzenie projektu o nazwie Slav, wokół którego dziś skupiona jest ogromna, międzynarodowa społeczność licząca ponad 220 tysięcy subskrybentów/subskrybentek na Youtube, przeszło 16 tysięcy obserwujących na Soundcloud, ponad 16 tysięcy członków/członkiń grupy na Facebooku, nie wspominając już o profilach na Reddicie, Discordzie czy subkontach z ambientem i hip-hopem.
Oskar Koch: Apetyt na muzykę elektroniczną powstał dzięki wszechobecnym trance’owym produkcjom, którymi mój Tato miał w zwyczaju nas indoktrynować podczas samochodowych wojaży lub domowych obowiązków. Ta solidna baza składająca się z pierwszych utworów w mojej kolekcji, między innymi od Above & Beyond, Adam K & Soha, przerodziła się w iskierkę, która zapoczątkowała dalsze poszukiwania i kontynuacje kolekcjonowania mojego muzycznego arsenału.
A tę puszkę pandory do głębszych odcieni muzyki house’owej nieumyślnie spowodował jeden z użytkowników (pozdrawiam Cię, Jacek!) fenomenalnego polskiego forum 4clubbers, prężnie działającego we wczesnych latach 2010. Jego wrzutki jako jedyne miały w zwyczaju stylowo odbiegać od setek postów z działu house, który skrupulatnie przeglądałem w tamtym okresie. Do tej pory pamiętam jak po raz pierwszy usłyszałem tą figlarną linię bassową w połączeniu z hipnotyzującym wokalem Marvina Gaye’a w The Wrap Around od Detroit Swindle. Ten właśnie kawałek doprowadził mnie do ich wytwórni Heist Recordings, gdzie EPki wydawali wirtuozi tacy jak Max Graef i Andy Hart, którzy jeszcze bardziej otworzyli mi oczy na to jak wszechstronnym gatunkiem może być house.
W rezultacie los następnie zapoznał mnie z takimi legendami jak Leon Vynehall czy Andrés, i dzięki nim urok house’owego undergroundu mną zawładnął, a reszta stała się historią. Nie było odwrotu – mosty powrotne zostały spalone i postanowiłem być częścią tej małej, ale jakże barwnej społeczności.
Wtedy na YouTube’owym rynku byli już tacy koneserzy jak CMYK i ooukfunkyoo, wrzucający „indie house” i to właśnie na ich barkach i dzięki ich inspiracji Slav zostało uformowane. Jedyny frustrujący aspekt był tylko taki, że stosunek jakości do szumu w ich wrzutkach był dość spory i aby znaleźć parę utworów do kolekcji potrzebowałem przewertować po kilkaset produkcji. Zobaczyłem muzyczną lukę na rynku i możliwość istnienia kanału, który promowałby nieco inną stylowo paletę smakową.
Satysfakcja z cudzych sukcesów
Przez wszystkie lata Twojej działalności, pod szyldem Slav ukazywały się produkcje twórców, którzy dziś uznawani są za cenione postacie w swoich niszach. Dla wielu z nich premiera utworu na Twoim kanale była pierwszym krokiem w stronę rozwoju kariery. Wystarczy wymienić choćby DJa Boringa, którego evergreen Winona zadebiutował właśnie na Slav (dziś zbliża się do 7 milionów odtworzeń! – przyp. red.), Harrisona BDP czy Laurence’a Guya.
Czy czujesz satysfakcję z obserwacji rozwijających się karier ludzi, którym w pewny sposób dałeś możliwość podzielenia się ich twórczością z szerokim gronem odbiorców? Kogo spośród „Slavowych debiutantów” śledzisz ze szczególną przyjemnością?
Oskar Koch: Zdecydowanie! Nie sądziłem, że jednostka może doświadczyć takich pokładów satysfakcji dopóki nie zacząłem publikować utworów na Slav, co nierzadko doprowadzało muzyków do spełnienia marzeń o własnej trasie, wydaniu nagrań w prestiżowej wytwórni lub pozwalało im zarobić trochę pieniędzy na boku ze sprzedaży winyli i nagrań.
Bardzo dużą przyjemność daje mi obserwowanie rozwoju kariery muzyka o pseudonimie Theos z Paryża. Ma talent do tworzenia wciągających akordów i melodii ze względu na swojego ojca-pianistę, jak i również wie jak to spakować w futurystyczne dźwięki, tworząc niepowtarzalną atmosferę w swoich produkcjach. Wspieram go od samego początku i jest jednym z nielicznych, którzy to najpierw mnie znaleźli, a nie odwrotnie. Przyjemnie jest patrzeć jak czyni postępy i jak jego kolejne ruchy nabierają rozmachu.
Kiedy nadejdzie renesans undergroundowego house’u
Czy brak obecności undergroundowego house’u ostatnimi laty w klubowych kalendariach czy line-upach festiwali to specyfika nurtu i brak ciśnienia ze strony środowiska, kwestia aktualnej mody czy może czysto biznesowe wyrachowanie?
Z własnych obserwacji i doświadczeń mógłbym powiedzieć, że wszystkiego po trochę, ale jestem ciekaw Twojego zdania, bo skoro od przeszło 6 lat rozwijasz swój projekt z coraz lepszym skutkiem i to w międzynarodowej skali, to chyba w końcu proporcje muszą się zmienić.
Oskar Koch: Regularne eventy z tego typu muzyką są obecne co weekend chociażby w UK i Francji, a nawet w Niemczech (np. IPSE w Berlinie). Często do nas te trendy przychodzą po kilku latach, więc myślę, że fundamenty już tu są i house’owy renesans rozszerzy się na większą ilość polskich klubów wraz ze wzrostem świadomości o undergroundowym obliczu tej muzyki.
Slav
Chcesz tworzyć społeczność? Musisz zaufać innym
Slav to nie tylko kanał na YouTube. To dziś rozbudowany projekt i – co najważniejsze – ogromna, zaangażowana społeczność. Pod szyldem Twojej marki mają miejsce premiery nagrań zarówno początkujących, jak i dobrze znanych producentów. Prężnie działają facebookowe grupy, w tym także ta o charakterze technicznym. Ludzie nie tylko dyskutują, wymieniają się poglądami czy muzyką, ale również wspólnie rozwijają swoje umiejętności w zakresie produkcji.
Czy Slav jest już autonomicznym organizmem, który sam się rozwija, a Ty jedynie próbujesz to w jakichś sposób koordynować?
Oskar Koch: Cieszy mnie, że w taki sposób to postrzegasz, bo dokładnie taki zamysł mną kierował i właśnie tak to sobie wizualizowałem, gdy stawiałem swoje pierwsze kroki. Slav to przestrzeń, która jest tworzona przez osoby aktualnie w niej przebywające. Jeśli chcesz żeby płomień się wiecznie palił, to musisz sprawić żeby inne osoby uwierzyły w tę ideę i poczuły, że ta marka jest ich także ich.
Najlepszym przykładem jest chociażby grupa na Discordzie, została stworzona przeze mnie, ale dzięki inicjatywie kilku moich słuchaczy. Następnie, po jakimś czasie, zaufanym moderatorom nadałem prawa adminów i to właśnie oni tworzą teraz nowe tematy do dyskusji, przestrzeń do rozwoju dla producentów, dzielą się swoimi ulubionymi kawałkami i memami i kreują tę grupę. Jest to samokorygująca i rozwijająca się społeczność. Wiąże się to z powierzaniem obowiązków i zaufania, ale tylko tak jestem w stanie stworzyć trwałą przestrzeń, gdzie ludzie będą mogli się integrować i sami sprawią że ten projekt będzie dalej prosperować.
Majestic Casual, blogosfera lat 00. i romantyczne DIY
Slav to dla mnie powrót do czasów świetności innych kanałów i niemal całych movementów wokół nich skupionych. Wystarczy wspomnieć o Majestic Casual. Z jednej strony jest w tym coś romantycznego, coś z ducha DIY i czysto ludzkiej chęci integracji. Z drugiej właśnie ta wynikająca z własnej woli chęć identyfikowania się za pomocą muzyki, zdaje się stać w opozycji do postępującej dyktatury algorytmów, które skrojone są pod indywidualne preferencje i tym samym alienują nas od siebie, bo nie szukamy już nowej muzyki u innych osób. To nowa muzyka szuka nas i dostarczana jest przez wspomniane algorytmy.
Slav to dziś trochę źródło muzyki, mające w sobie coś z ery blogów z lat 2000-2010, trochę forum wymiany opinii, a trochę społeczność rządząca się swoimi prawami, niezależna od mechanizmów wielkich platform. Masz podobne odczucia? Czy miałeś okazję być wcześniej członkiem podobnej społeczności?
Oskar Koch: Aż mi przypomniałeś słowa samego Nicka z Majestic Casual odnośnie movementów. Odezwał się do mnie kilka lat temu i też podpytałem go o kilka rad związanych z budowaniem społeczności. Jest to prawdziwy weteran na YouTube o nietuzinkowym guście i wzorowy przykład na to, jak taką przestrzeń dla muzyków i słuchaczy stworzyć. Do tej pory odwiedzam jego kanał i sam też jestem częścią kilkudziesięciu takich kolektywów. Myślę, że właśnie takie projekty są alternatywą radia, adekwatną do obecnych czasów, i są niczym sól na karmelu naszego życia. (śmiech) Niektóre z nich to istna kopalnia arcydzieł, świetny sposób na odkrycie nowych dźwięków i poszerzenie własnych muzycznych horyzontów.
Slav, czyli miejsce dla wszystkich, ale…
Wspomniałem o chęci integracji i identyfikacji, które dotyczyć mogą wszystkich. Jednak potężną część społeczności Slav stanowią sami twórcy – didżeje, producenci, bookerzy, właściciele klubów, wydawcy. Co Twoim zdaniem daje im obecność w tym gronie? Jakie formy promowania swojej twórczości im oferuje? Czy w jakiś sposób starasz się regulować ich działalność, by Slav nie stał się tablicą ogłoszeń i straganem, gdzie każdy może reklamować co chce, jak ma to miejsce np. na wielu facebookowych grupach dedykowanych muzyce?
Wszak Slav ma swój dość unikalny charakter, o który dbasz i który zapewne chciałbyś zachować. Zresztą – wracając do początku naszej rozmowy – gdy napisałem do Ciebie z pytaniem o możliwość promocji twórczości mojego przyjaciela, odpisałeś, iż nie do końca jest to muzyka w stylistyce pasującej do Slav, co – pomimo Twojej odmowy – zrobiło nam mnie pozytywne wrażenie.
Oskar Koch: Skupię się tu na konkretnej facebookowej grupie, gdyż zapewne ją masz na myśli.
Każdy przed dołączeniem do niej, akceptuje pewne warunki, co nadaje grupie pewnego charakteru i smaku. To znaczy jeśli chcesz wrzucać własną twórczość lub swojej wytwórni, to najpierw podziel się utworami innych, które najbardziej podziwiasz. Proste, ale jakże skuteczne! Również nie zachęcamy do promocji przez pierwsze dwa tygodnie. W ten sposób bardzo łatwo oddzielić kogoś, kto tu jest tylko dla promocji versus dla integracji i bycia częścią grupy.
Slav bazuje wokół house’u, ale inne formy muzyki elektronicznej również są mile widziane, jedyne czego szczególnie nie tolerujemy, to mocno komercyjne utwory typu EDM. Na szczęście mamy dużo aktywnych moderatorów, którzy są przewrażliwieni na tym punkcie. Jest tu dość cienka linia, po której trzeba stąpać, aby pozostać otwartą grupą dla wszystkich i nie alienować ludzi z zewnątrz, ale jednocześnie nie na tyle, by zamieniła się ona w chaotyczny stragan i lawinę autopromocji.
„Nie” lub „fuck yeah”
Skoro jesteśmy przy wątku promocji. Jako dziennikarz wciąż zauważam sporo błędów popełnianych przez młodych artystów, chcących dotrzeć ze swoją twórczością do mediów, wydawców, itd. Wydawcy także zwracają na to uwagę i próbują wytłumaczyć powody sytuacji, w której początkujący autorzy zarzucają wytwórniom, że odbijają się od nich za każdym razem i to przez lata.
W zasadzie nie ma tygodnia, aby ktoś nie zgłaszał się do mnie z prośbą o pomoc lub konsultację w zakresie przygotowania promocji swojej twórczości. Rozmawiając z wydawcami czy bookerami, staram się dopytywać ich o to, jakich błędów ich zdaniem nie powinno się popełniać chcąc dotrzeć ze swoją muzyką szerzej. Twórcy powoli zaczynają wyciągać z tego wnioski.
Zapytam także Ciebie, bo myślę, że każdego tygodnia na Twoją skrzynkę mailową wysyłane są setki demówek i press packów – co musi stać się abyś w ogóle otworzył wiadomość, a co dopiero byś zrobił z nią coś więcej?
Oskar Koch: Myślę, że z otwieraniem wiadomości każda szanująca się wytwórnia/wydawnictwo problemu nie ma. Z tego mają pieniądze – z odkrywania nowych artystów, a zatem jeśli chcesz coś znaczyć w tym biznesie, to staranne przesłuchiwanie nowej muzyki jest niezbędne.
Odpowiedź na większość nadsyłanych wiadomości to wyłącznie dźwięk pustego echa. Dlaczego? Bo w większości przypadków rządzi reguła, w ramach której jej przedstawiciele wytwórni odpisują tylko w sytuacji gdy utwór jest świetny, a nie jedynie dobry.
Panuję tu zasada „nie” albo „fuck yeah”, nie ma nic pomiędzy. Jeśli zastanawiam się kilka dni nad promocją danego utworu, to już zaczynam go kwestionować. Musi być na tyle dobry, że nie pozostawia we mnie wątpliwości i mam ochotę dobijać się do danego artysty drzwiami i oknami byleby tylko wydał go lub wypromował u mnie. Wtedy wiem, że to jest to, czego szukam.
Dostajemy setki tego typu wiadomości i jeśli chcesz zachować balans w życiu, to zamiast zamieniania się w maszynę do odpisywania na maile, po prostu przestajesz to robić. Brak wiadomości zwrotnej boli, ale takie są realia. Jestem wybredny i osobiście odpisuję na 1-2 proc. wiadomości, ale jak już mi się coś spodoba, to zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby temu artyście pomóc i podzielić się jego twórczością ze światem.
Slav aesthetic, czyli analogowe zdjęcia, japońskie samochody i lata 90.
Ogromny nacisk kładziesz na identyfikację wizualną Slav. Analogowe zdjęcia, japońskie samochody, duchologia lat 90. – to wszystko stało się cechami charakterystycznymi estetyki Slav. Czy to jedynie Twoja wizja, podyktowana subiektywnymi odczuciami? Skąd się wzięła?
Oskar Koch: Tak, łatwo można zauważyć, że mam swego rodzaju fetysz na japońskie auta, w szczególności jeśli dodamy do tego jakiś estetyczny pejzaż w tle. Ciężko powiedzieć jak to się stało i kiedy, ale myślę, że to dlatego że rozbudza to we mnie pewne uczucie wolności – poczucie możliwości przemieszczania się gdzie tylko Cię wyobraźnia poniesie – i wewnętrzną identyfikacje z danym, majestycznym miejscem.
Starsze zdjęcia z lat 90. lub robione dziś w tym duchu, reprezentują pewną „perfekcyjną imperfekcję”, która w jakiś sposób urzeka mnie tak, jak pozostałe fotografie nie są w stanie. Aczkolwiek tak jak wspomniałeś, na ostateczną decyzję wpływa subiektywne odczucie i emocje z nim związane.
Slav
Kto zostanie gwiazdą jutra muzyki house
Nawet gdybyś tego nie chciał, to jednak w pewnym sensie jesteś muzycznym trendsetterem. Slav to dziś nie tylko rozpoznawalna marka. To też znak jakości. Jeśli miałbyś wskazać 2-3 twórców, których już dziś powinniśmy dopisać do listy „do pilnej obserwacji”, to kto by to był?
Oskar Koch: Bez wątpienia jako pierwszego podam młodego producenta z UK, Lewii. Pomimo mojej konstruktywnej krytyki, pięciokrotnie wysyłał mi wersje swojego remiksu zespołu Men I Trust i z każdą wiadomością starał się coś urozmaicić i być receptywny na wszelkie poprawki. To gość z obiecującą przyszłością, przykuwający uwagę do szczegółów. Jestem podekscytowany żeby usłyszeć jego dalsze poczynania.
Na moim radarze również znajduje się Thurman, mieszkający przy urokliwej ulicy w Paryżu. Często wrzuca u nas na grupie urywki ze swojego studia. Jesteśmy w kontakcie i myślę, że kwestią czasu jest, gdy jego twórczość zagości na kanale Slav. No i spójrzcie na tego kozackiego kota. (śmiech)
No i nie mogę pominąć naszego polskiego artysty z Trójmiasta, kryjącego się za nieco mniej polskim pseudonimem Luke Scoffield, który miał okazję już u mnie zagościć. Wydaje kawałki rzadko, ale jak już to robi, to jest to istny majstersztyk. Polecam go mocno!
Indie house na bałtyckich plażach
Dzięki takim projektom jak Slav i społecznościom, które się wokół nich gromadzą, wciąż mam wiarę w to, że muzyka house w nieco bardziej alternatywnym wydaniu, w końcu znajdzie poklask i przełamie dominację techno. Czy też masz taką nadzieję? A może nie odczuwasz potrzeby, by bliska Tobie muzyka stała się popularniejsza niż jest teraz?
Myślę sobie, że jednak byłoby miło zobaczyć w przyszłości w kalendariach imprez w klubach czy w line-upach festiwali więcej nazw związanych z inną muzyką niż techno, tech house czy melodic.
Oskar Koch: Myślę, że walka z techno nie ma sensu, gdyż jest to ekosystem sam w sobie i do tego może dobrze uzupełniać imprezy house, w szczególności jeśli chodzi o ostatnie dwie godziny setów. Zamiast tego mam nadzieję, że ludzie dojrzeją do tego, by jednej nocy wybrzmiało kilka gatunków i być z tym w porządku.
Im więcej lat siedzę w muzyce, tym bardziej widzę, że nie ma słabych gatunków, są tylko słabe utwory. Oczywiście, że chętniej przyjąłbym wiadomość, że jakościowy „indie house” zaczyna na stałe gościć w coraz większej ilości miejsc. Marzę, by pewnego ciepłego letniego dnia przejść się po bałtyckiej plaży i w jednym z lokalnych beach barów usłyszeć chociażby taki utwór. Myślę, że rozpłynąłbym się na miejscu i moje życie byłoby kompletne w tym momencie. (śmiech)
Media społecznościowe i nie tylko oferują coraz więcej możliwości i formatów, za pomocą których można integrować ludzi, ale też – co najważniejsze – promować muzykę. Czy planujesz w przyszłości jakieś większe zmiany lub nowości związane ze Slav? A może pojawią się kolejne projekty lub rozbudowanie działalności o np. wytwórnię lub management?
Oskar Koch: Zamierzam wypuścić własną linię t-shirtów z niepowtarzalnymi grafikami. Poniekąd wyszło to z własnej potrzeby, bo ciężko mi znaleźć w sklepach to, czego szukam, a bardzo jarają mnie estetyczne designy na plecach. Myślę, że będą one zacnie wyglądać podczas błogiego szosowania na moim longboardzie po miejskich uliczkach.
Sprawdź także
Muno TeleGram: ASID. Techno, industrialne przestrzenie i lekcja historii

Muno TeleGram: DA VOSK DOCTA

Muno TeleGram: VIDNO: „Branża musi bardziej doceniać rodzimych artystów”

Sprawdź także

Muno TeleGram: ASID. Techno, industrialne przestrzenie i lekcja historii

Muno TeleGram: DA VOSK DOCTA
