Original Source Up To Date 2014 – RELACJA MUNO.PL

Relacja

Original Source Up To Date Festival w Białymstoku już za nami. 19-20 września wszyscy wielbiciele undergroundowej muzyki elektronicznej tłumnie wyruszyli do Węglowej. Zapraszamy do przeczytania opowieści o tym co działo się pod techno namiotem!

Pozytywne słowa po Original Source Up To Date Festival 2013 mogły skutkować pojawieniem się wielkich sponsorów, podniesieniem cen biletów, dwa razy większymi tłumami albo ciśnieniem na wielkie gwiazdy, ale stało się zupełnie inaczej. W 2014 roku, w piątą rocznicę festiwalu każdy na własne oczy zobaczył, że można przejść obojętnie wśród pokus, które komercyjny świat oferuje dobrym, dobrze prosperującym produktom i dalej budować jakość. Niczym nieskażony nadal skupia pozytywnych ludzi, przejeżdżających po kilkaset kilometrów, aby znaleźć się w Transgranicznym Cetrum Kultury Węglowa i posłuchać najlepszego techno w Polsce. Dla technogłów – taka będzie ta relacja, bo o Beats czy Hip Hop będą pisać częściej. Tak wyglądała w tym roku scena Technosoul, dla skromnego redaktora, bardziej słuchacza.
W piątek, inaczej w stosunku do poprzednich edycji festiwal rozpoczynał koncert otwarcia. Miłośnicy ambientu mogli udać się do Opery i Filharmonii Podlaskiej, by posłuchać występów na żywo wzbogaconych o kompozycję i orkiestrową aranżację Maxa Fedorova oraz dyrygenta Kazimierza Dąbrowskiego. Headlinerem tej części festiwalu był Brock Van Wey, bardziej znany ze swojego najważniejszego aliasu bvdub. Zasłużony również w dub techno artysta, mający na swoim koncie niezliczoną ilość albumów, przedstawiał materiał ze swoich dwóch tegorocznych wydawnictw – „I’ll Only Break Your Heart” oraz „A History Of Distance”. Hipnotyzujące dźwięki przedstawiali w Operze także doświadczony w audio-wizualizacjach niemiecki artysta Thomas Koner oraz mniej znany szerszej publiczności, artysta multimedialny z naszego podwórka – Szymon Kaliski. Oprawa stricte wizualna prowadzona była przez Osmo Nadira, którego monochromatyczne obrazy przewijały się również pod techno namiotem w Węglowej.
Jeden z reprezentantów Technosoul Rec. – Michał Wolski, rozpoczynał punkt 22.00 techniczne uniesienia. Występ, w którym nie mogło zabraknąć utworów z jego najnowszej EPki „Blank Slate 008” wzbogaconej o tytuły dla Minicromusic, rozbudził przybyłych rave’erów i dał początek dla jednego z najlepszych bookingów w historii festiwalu – Jealous God. Techno-królowie, założyciele labelu – Regis, Silent Servant i James Ruskin byli wspierani przez równie doświadczonego Olivera Ho (Broken English Club) i chyba największą zagadkę piątku – Svreca. Dla wszystkich zasłuchanych w dyskografii Sandwell District, te masywne kilka godzin mogło być kawałkiem historii i niezapomnianym przeżyciem. Zaczynał Broken English Club. Opowiadający za tegoroczne, czwarte wydawnictwo Jealous God artysta, pod mniej znanym aliasem zagrał bardzo eksperymentalnie i można było usłyszeć przy typowo technicznych kawałkach zarówno surowe electro, jak i soczysty acid. Silent Servant pokazał, że mimo iż lata lecą, forma wciąż pozostaje ta sama. Mendez katował albumem z 2012 roku „Negative Fascination” oraz produkcjami, które tworzył dla Sandwell District („Invocation of Lust”, „Utopian Disaster”, „Demonstration”). Regis natomiast zaprezentował na żywo materiał z 2008 roku „Necklace Of Bites”, który połączył z innymi nieśmiertelnymi klasykami („Blinding Horses”, „Burn Your Way Own”).
Regis live, Regis z Jamesem Ruskinem jako O/V/R – wtedy u największego fana techno mogły pojawić się ciarki. Panowie umiejętnie się wymieniali, a o 1.47 można było usłyszeć szlagiery ze Strobostopic Artefacts grane przez tego drugiego (Rrose – „Pentagons”). Mimo, że stan faktyczny nie do końca pokrywał się z „czasostołem”, nikt nie mógł narzekać. Po konkretach od zawodników wagi ciężkiej przyszła pora na ostatni set tego dnia. Każdy kto był o 3.00 w namiocie Technosoul usłyszał najlepszy występ wieczoru. Ktoś krzyknął – Co to za wałek?!, niektórzy łapali się za głowę. Svreca przeszedł sam siebie, a jego występ był pełen nieznanych nikomu utworów, które wraz z wizualizacjami od Osmo Nadira stworzyły niesamowity klimat. Nic dziwnego, że kończąc dostawał bisy i chciał grać dalej, ale sztywny rozkład godzinowy wygrał (Panowie, why?).
Wśród niezapomnianych w jego występie były A2 TM404 – 303/303/303/303/808 (Svreca Remix), Svreca – Hagagatan (Rodhad Remix), Blue Hour – Reference 97 czy Relay – Untitled 3. Poza wyróżnionym przeze mnie Hiszpanem, piątek przyniósł wiele świetnych występów, tak dobrych, że ciężko wskazywać faworytów.
Mniej techno, więcej elektro. 5 godzin snu, after i after i można się było szykować na sobotę. Bolące łydki już nie były problemem, a Source’owe żele zrobiły robotę. Czepiająca się każdego szczegółu ochrona nie zapomniała, że w namiocie nie pijemy piwa, a zapomniała, że samo miejsce to kraina rave’u. Po kilku denerwujących niuansach każdy poszukujący ukojenia znów znalazł się w namiocie Technosoul. Błażej Malinowski – współzałożyciel projektu Funfte Strasse – pokazał, że polskie dub techno wcale nie musi być oczywiste. Było hipnotycznie, a ludzie którzy pojawili wcześniej nie mogli żałować wyboru. Nie ukrywam, że osobiście czekałem na występ Gosuba. Pierwszy podryg rdzennego elektro na festiwalu i to od razu z najwyższej półki. Utwory z tegorocznego „For My Lost Brothers” dla Isoplux oraz kilka acidowych sztosów obudziły wielu z letargu. Między znanymi technogłowami pod dj’ką, pojawiło się też wiele nowych twarzy, które z ciekawości przyszły posłuchać czegoś innego. Świetną atmosferę stworzył tańczący za konsoletą IVVVO. Było jak w domu, było wiele uśmiechów. Artysta zaprezentował fajną różnorodność łącząc techno z idm’em, czy przypominając dawne szlagiery z kasety (Antenna – Odessa, Darude – Sandstorm). Chyba każdy już zapomniał jak bardzo był rozczarowany absencją Roberta Hooda, bo Edit Select udźwignął zadanie zastąpienia mistrza. Polar Inertia kontynuował nowościami od Field Records, grając „Sonic Outlaws” czy „Sole Star”. Piekielny dynamizm zaprezentował również serbski dj – Lag. Po zróżnicowanych gatunkowo pierwszych występach, kolejne 4 godziny, aż do kończącego „rodzinnego” występu założycieli Technosoul były doskonałym zwieńczeniem tych dwóch dni. Luz, szamańskie tańce na dj’ce Essence’a, Dtekka i Gema większość ludzi zapamięta na bardzo długo.
Jeżeli pierwszego dnia było poważnie, surowo i tak mrocznie, że każdy mógł się schować za kurtyną dźwięków, to drugiego było już więcej luzu, uśmiechów, kontaktu z publicznością i szaleństwa w tańcu. Do tej pory nie umiem wybrać, który z nich był lepszy. Każdy przyniósł niesamowite ale zarazem odmienne emocje. Muzycznie więc – bajka, organizacyjnie prawie nic do zarzucenia, ale… no tym razem jest jakieś ale. Wcale nie ze złośliwości, a ze zwykłej troski. Idealnie by było gdyby, nie trzymać się sztywno godzinowych występów, bo miałem wrażenie, że dla samych artystów to za krótko, szczególnie tych grających dj sety. Po drugie nagłośnienie – wydawało mi się, że ktoś tam u góry boi się trochę tych decybeli dołożyć do pieca (rok temu było potężniej, albo ogłuchłem). Nie wiem też czy dobrym pomysłem było przeniesienie imprezy pod namioty, szczególnie, że to koniec września, a 10 stopni, nawet pod namiotem może dawać się we znaki… no chyba, że jest techno. Może się czepiam, bo było za krótko, może to jesienna melancholia, ale wiem jedno. Jestem spełniony, myślę że podobnie spełnionych jest te kilka tysięcy ludzi, bo jednak coś w tym jest, że po Up To Date, dziwnie bardziej kocha się muzykę. Wielkie ukłony za piękne bookingi, wielkie ukłony za atmosferę. Właśnie ta rodzinna atmosfera plus dobra muzyka i można być przez te dwa dni 30 cm nad ziemią.
Tekst: Piotr Lenda


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →