Ola Teks: „Zawsze będzie moda na autentyczność i prawdę”
Jedna z czołowych polskich didżejek dzieli się przepisem na długowieczność jej autorskiego cyklu Move Mózg, zdradza kulisy i osobiste historie z nim związane, a także analizuje dlaczego Polakom wciąż trudno przebić się poza krajem, jaka przyszłość czeka clubbing oraz jak pory roku wpływają na liczbę bookingów danych didżejów. Ola Teks w rozmowie z Muno.
Wymieniając najważniejsze postacie ostatniej dekady na polskiej scenie, nie sposób ją pominąć. Ola Teks dała się poznać jako niezwykle utalentowana didżejka, w której przypadku mistrzowski warsztat techniczny idzie w parze z szerokim spektrum selekcji. Artystka umiejętnie meandruje między gatunkami, znakomicie odnajdując się w każdej porze i warunkach – niezależnie czy jest to warm-up letniego festiwalu czy peak time undergroundowej, klubowej imprezy. Wszak niewiele postaci na rodzimej scenie może pochwalić się zagraniem jednocześnie na Ibizie i festiwalu Up To Date – trudno o większe skrajności, a tymczasem Ola Teks udowodniła, że w obu przypadkach otwarta głowa, fokus na publice oraz stylistyczna elastyczność są kluczem do udanego setu.

Ola Teks i Cyryl – dekada Move Mózg
Razem z Cyrylem, życiowym i artystycznym partnerem, który także wyraźnie zaznacza swoją obecność na rodzimej scenie od lat, powołali do życia jeden z najdłużej trwających i najlepiej przyjmowanych cykli w kraju. Move Mózg, bo o nim mowa, to historia pasji, która – niczym kula śniegowa – nabiera rozpędu i skali dzięki zaangażowaniu twórców, wierności dla autentyczności i chęci budowania czegoś autorskiego, niekoniecznie w zgodzie z panującymi trendami, lecz zawsze z samym sobą. To tylko składowe sukcesu Move Mózg, cyklu, który zawitał do klubów w każdym zakątku Polski i dał szansę występu zarówno wschodzącym artystom, jak i, z biegiem czasu, uznanym markom.

Dekada Move Mózg to znakomita okazja, by przyjrzeć się nie tylko temu, co udało się dokonać, lecz również temu, jaki dziś jest krajobraz sceny klubowej w Polsce i dokąd zmierza jej rozwój. Czy ogrom festiwali oraz wysokobudżetowych wydarzeń z największymi nazwiskami w line-upie będzie wzmacniać underground czy niekoniecznie? Co z młodymi odbiorcami, których jest coraz mniej w klubach? Co z polskimi didżejami i producentami, których choć jest coraz więcej, to jednak na próżno szukać ich w programach zagranicznych imprez? O tym i wielu innych aspektach funkcjonowania na współczesnej scenie klubowej Ola Teks opowiedziała Hubertowi Grupie w tygodniu celebracji urodzin Move Mózg, które odbędą się w nadchodzący weekend w warszawskiej Jasnej 1.

Ola Tekst – wywiad
Hubert Grupa: Jesteś didżejką, producentką i promotorką, która może pochwalić się naprawdę godnym pozazdroszczenia stażem na lokalnej scenie. Czy czujesz już „siłę marki”, którą wypracowałaś? Łatwiej jest Ci rozmawiać z promotorami i negocjować odpowiednie warunki dla swoich imprez, czy może pomimo doświadczenia i bogatego CV wciąż jesteś na podobnej pozycji startowej co lata temu?
Ola Teks: Od razu mocne pytanie 😀 Tutaj muszę trochę sprostować – jeszcze nie jestem producentką. Coś tam dłubię, ale nie na takim poziomie, żebym mogła się tak mianować. To na pewno jest coś, co mnie blokuje przed jeszcze większym rozwinięciem skrzydeł. Czuję coraz większą siłę i pewność siebie, jeśli chodzi o moją pozycję na scenie – mam poczucie, że jestem doceniana i wspierana przez środowisko.
Jeśli chodzi jednak o negocjowanie stawek w Polsce, to wciąż jest ciężko, szczególnie gdy jesteś lokalnym artystą. Jest pewien mur, który trudno przebić.
Co do bycia promotorką – jak najbardziej, kluby są otwarte na nasz cykl z Cyrylem. Przez wiele lat jeździliśmy z Move Mózgiem po całym kraju, jednak to bardzo czasochłonne i stopniowo zwalniamy tempo.
Ola Teks. Ibiza i Up To Date – jak to się łączy?
Za Tobą intensywny, lecz bardzo udany sezon letni – zagrałaś m.in. na Ibizie. Jak do tego doszło? Jak Twoje wrażenia z „Białej Wyspy”?
Jestem mega wdzięczna za ten letni sezon, zagrałam wiele wspaniałych imprez i festiwali. Mój wyjazd na Ibizę był związany ze współpracą z Mixmag x Burn Energy Tour, która rozpoczęła się w październiku zeszłego roku. Warszawa była jednym z czterech miast w Europie, gdzie marki stworzyły autorską imprezę z niesamowitą produkcją. Wtedy zostałam zaproszona do zagrania z KI/KI w Pałacu Kultury oraz współtworzyłam warsztaty o tym, jak zostać promotorem i rozpocząć własny cykl imprez.
Zarówno warsztaty, jak i impreza wypadły świetnie. Grałam wtedy opening nocy – zaczęłam od 125 BPM, a skończyłam przy 140 BPM. To pokazało moją szeroką selekcję – dobrze czuję się zarówno w housowym, jak i w szybszym brzmieniu. Set jest dostępny na kanale Mixmaga.
Wydarzenie, na które zostałam zaproszona na Ibizie przez Burn i Mixmag, było finałem całego Burn Energy Tour oraz częścią konwentu IMS – branżowego wydarzenia podobnego do ADE w Amsterdamie.
Na miejscu wzięłam udział w panelu dyskusyjnym razem z Korolovą i Isabellą. Rozmawiałyśmy o algorytmach i tym, jak serwisy streamingowe wpływają na kształt sceny klubowej. Panel odbył się w pięknej zatoce, a prowadziła go dziennikarka BBC i DJ-ka Jaguar. Dzień wcześniej na tej samej scenie występował m.in. Pete Tong.
Impreza, na której grałam, odbyła się w klubie Akasha, gdzie występowały też tINi i Isabella. Jak na Ibizę przystało, była to typowo housowa noc.
Ibiza zrobiła na mnie ogromne wrażenie, chociaż nie miałam dużo czasu na eksplorację – wyjazd był bardzo intensywny. Nie spodziewałam się, że cała wyspa aż tak bardzo żyje kulturą klubową. Banery reklamowe nie pokazują tam reklam mydła czy samochodów, tylko imprezy w poszczególnych klubach. Pierwsze, co mnie przywitało na lotnisku, to wielka twarz Carla Coxa na banerze. 😀

Ola Teks. Mainstream i underground – rozwój w dwóch prędkościach
Oprócz Ibizy, zaliczyłaś także m.in. Garbicz i Electrum Up To Date Festival. O ile produkcja imprez w Polsce od lat goni zachód i pod wieloma względami nie mamy się czego wstydzić, to co myślisz o publiczności? Czy interesuje nas jedynie mainstream, czy może nisza wciąż rośnie w siłę? Czy marketing, w tym ten uprawiany w social media, stał się głównym faktorem kształtującym gusta i decyzje o tym, gdzie być i kogo słuchać?
Bardzo dobre pytanie. Uważam, że nisza rośnie, ale nieproporcjonalnie wolniej niż mainstream. Wydaje mi się, że to coś naturalnego – inaczej nisza przestałaby być niszą.
Szeroką publiczność najbardziej interesują viralowi twórcy z Zachodu, którzy są prowadzeni przez duże agencje PR. Ich działania są nastawione na maksymalizację zysków, przy wcześniejszym inwestowaniu sporych budżetów w widoczność i obecność w social mediach.
Po pandemii frekwencja w klubach mocno spadła, a wzrosła popularność dużych imprez na kilka tysięcy osób, które świetnie wyglądają na wideo i w social mediach. Nie chcę tego typu rozrywki negować – to też ma swoje miejsce – ale jeśli co miesiąc odbywa się halowa impreza za kilkaset złotych, to rynek dla niszy na pewno jest bardziej ograniczony, bo trudno konkurować z takimi kolosami.
Te duże marki mają ogromne budżety marketingowe, jednak jeśli ktoś ma pomysł, jak dotrzeć do młodej publiczności przez social media, to czemu nie?
Up To Date czy Crackhouse pokazują, jak kreatywnie można podejść do tematu. I chyba właśnie o to chodzi w niszy – że nie jest ona dla wszystkich, a kreatywny marketing potrafi przyciągnąć odpowiednich ludzi na imprezę czy festiwal.
OLA TEKS @ GARBICZ 2025 – WIESE
Ola Teks. Polska scena w sezonowym rytmie
Pytam o to, gdyż zauważam, jak wielu didżejów, którzy latem nie mogą narzekać na festiwalowe bookingi, głównie ze względu na liczbę tego typu imprez i scen, jesienią przechodzi w „tryb uśpienia”. W wielu klubach królują gatunki takie jak hard techno czy coraz popularniejszy melodic/Afro house. Czy to jedynie kwestia mody i wbijania się w trend, czy może jednak rodzimi artyści wciąż za słabo pracują nad swoją widocznością, nawet jeśli dobrze odnajdują się we własnej niszy?
Dotykasz tu dwóch różnych kwestii. Po pierwsze – w Polsce jest bardzo mało klubów housowych, które działają zimą. Myślę, że to także kwestia publiczności, która zimą woli „mocniej”, a latem uwielbia bawić się w plenerach i na festiwalach przy lżejszych brzmieniach. Sama lubię ten sezonowy rytm – zimą wchodzę w mocniejsze, klubowe granie, a latem zanurzam się w cieplejsze dźwięki. Od początku mojej kariery równolegle kupowałam winyle z techno i house’u
Druga kwestia to promocja. Uważam, że w Polsce mamy problem – z „promowaniem siebie”. Wydaje mi się, że wciąż jest to u nas źle widziane. To się powoli zmienia, ale nadal trudno nam konkurować z artystami z Niemiec czy Holandii, którzy inwestują w siebie, w swoją karierę, wizerunek i markę osobistą i nie mają tej bariery co my. Czasem aż przesadnie, ale u nas jesteśmy totalnie po drugiej stronie barykady.
Może dlatego publiczność częściej wybiera zagraniczne gwiazdy, bo postrzega ich jako większych artystów niż niszowych twórców z Polski. Dobrym przykładem są liczby – w Polsce rzadko który artysta, nawet topowy, ma powyżej 10 tys. obserwujących na Instagramie.Promocja siebie to nic złego, najważniejsze by była w tym treść, a nie tylko ładne obrazki. Sama dopiero przełamuję w swojej karierze to tabu.

Ola Teks. Jak się gra elektronikę w filharmonii?
Brałaś udział w wyjątkowym projekcie dla ARTE Concerts, który odbywał się w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Przyznam, że zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Co Ty o tym myślisz? Czy powinniśmy częściej łączyć różne dziedziny kultury, by mogły się nawzajem wspierać? Moim zdaniem to wydarzenie pokazało, że takie miejsce jak filharmonia nie jest jedynie zarezerwowane dla tzw. kultury wysokiej, a z drugiej strony, że muzyka elektroniczna znakomicie odnajduje się w nietypowych przestrzeniach i może tam wzbudzać zainteresowanie.
Totalnie się z tym zgadzam. Marzy mi się, by kultura klubowa była w Polsce traktowana poważnie – żeby mogła się rozwijać, by miasta, instytucje i prywatne marki chciały w nią inwestować. No i żeby pojawiły się w niej lepsze pieniądze. ARTE to francusko-niemiecka telewizja – szkoda, że żadna polska stacja nawet nie zbliżyła się do zrobienia czegoś podobnego. Oczywiście, w Polsce zdarzają się takie kolaboracje, np. podczas Up To Date czy Unsoundu, ale to wciąż za mało. Wiem też, że nie jest łatwo wejść w takie współprace – wiąże się to z wieloma ograniczeniami organizacyjnymi. My sami przez kilka lat korzystaliśmy z przestrzeni Teatru Powszechnego, co również miało swoje ograniczenia, ale dawało ogromny klimat i wartość.
Ola Teks – Szczecin Recordings – ARTE Concert
Nad czym dziś skupiasz się w największej mierze? Granie na imprezach, produkcja czy organizacja wydarzeń?
W tym momencie skupiam się głównie na organizacji 10-lecia naszego cyklu Move Mózg, którego główną gwiazdą będzie duet FJAAK, ale zagra też wielu wspaniałych lokalnych artystów, m.in. Edvvin, MKO, Some Guest, Radek Cyman, Meke, Kovvalsky, STPTMNK, Petar Tverkal, NFS, Viennaus czy Grażyna Biedroń.
To wydarzenie jest dla mnie bardzo ważne. Z Cyrylem zorganizowaliśmy setki imprez w Warszawie i w całym kraju, ale tę chcemy zrobić wyjątkowo – tak, by zamknęła pewien etap.
Na co dzień dużo digguję i słucham nowej muzyki, ale tej jesieni chcę bardziej skupić się na rozwoju naszej agencji Move Mózg i nauce produkcji Chcemy też trochę przystopować z organizacją wydarzeń na rzecz innych aktywności. Razem z Mateuszem mamy inne zajęcia – ja od lat zajmuję się produkcją odzieży i obecnie działam w marce GOA STUDIO, co też pochłania sporo czasu. No i oczywiście wychowujemy naszego syna, więc każda wolna chwila jest na wagę złota.
Ola Teks. Dlaczego Polacy nie osiągają sukcesów zagranicą?
Niedawno odbyłem rozmowę z pewnym znajomym, dobrze obytym w warszawskim środowisku klubowym. Wspominał o kilku przypadkach, w których polscy didżeje i didżejki, w nadziei na rozwój kariery, zdecydowali się na wyjazd do Berlina. Tam jednak nie wydarzyło się nic szczególnego, a brak zainteresowania i trudne warunki życia sprawiły, że wielu z nich wróciło do Polski. Padło wtedy zdanie: „nie wozi się drewna do lasu”, odnoszące się do tego, że w stolicy Niemiec jest już wystarczająco dużo didżejów i didżejek, przez co trudno się wyróżnić. Czy jako didżejka z zagranicznym doświadczeniem masz podobne odczucia? Czy Twoim zdaniem to właśnie w Polsce są dziś większe szanse na zaistnienie – zwłaszcza jeśli ktoś znalazł swoją niszę?
I tak, i nie. Wyjazd na Zachód, a najczęściej pierwszym kierunkiem jest Berlin, może pomóc w wypłynięciu na szersze, międzynarodowe wody. Trzeba jednak mieć mocno sprecyzowane plany, talent, samozaparcie, trochę szczęścia i najlepiej już jakieś nawiązane kontakty, inaczej jest bardzo cieżko.
Jeśli nie jesteś bardzo dobrym producentem, musisz mieć coś, co Cię wyróżni, żeby być atrakcyjnym na rynku. W Polsce konkurencja jest znacznie mniejsza – nie mieszkają tu setki ludzi z całego świata, którzy chcą zostać gwiazdami sceny. Ale z kolei przebicie się na międzynarodowy rynek, działając wyłącznie z Polski, graniczy z cudem – nawet jeśli produkujesz i masz długi staż.
Wydaje mi się, że jako kraj nie jesteśmy jeszcze zbyt atrakcyjni dla globalnej sceny albo po prostu za mało się promujemy. To tylko moje przypuszczenia – sama nie znam odpowiedzi. Gdybym ją znała, pewnie częściej grałabym za granicą. Moda na polskie dopiero przyszła w SM, wiec moze sie to zmieni.
W 2015 roku byłam o krok od przeprowadzki do Berlina, ale zatrzymał mnie Move Mózg, który „kliknął” od pierwszej edycji. Pomyślałam wtedy, że mam tu jeszcze coś do zrobienia.

Ola Teks. O wadze uczestnictwa w kulturze klubowej
W jednym z wywiadów wspomniałaś, że jedną z rad, jakie możesz dać młodszym didżejom, jest: „Najważniejsza jest miłość do muzyki i chęć uczestniczenia w kulturze klubowej”. Całkowicie się z tym zgadzam – brak obecności na imprezach czy festiwalach bardzo utrudnia wejście w branżę. Jak ludzie mają zaufać komuś, kogo nie znają? Co powiedziałabyś didżejom, którzy uważają, że sam fakt, iż dobrze grają albo nawet produkują muzykę, wystarczy, by dostawać bookingi? Wielu z nich później narzeka, że „branża jest zabetonowana” albo że „rządzi kolesiostwo”.
W sumie nie wiem, co mogłabym dodać. :)) Wyjątkiem może być sytuacja, gdy jesteś naprawdę wybitnym producentem i wydajesz muzykę w najlepszych wytwórniach – wtedy promotorzy sami będą chcieli Cię zaprosić. Ale nawet jeśli jesteś świetnym DJ-em pod względem technicznym, brak uczestnictwa w kulturze klubowej odbiera Ci coś bardzo ważnego – umiejętność czytania publiki. Klubowicz, który sam doświadcza parkietu, wie, jak zbudować warm-up, jak poprowadzić closing, jaką energię stworzyć w danym momencie.
Skill to nie wszystko. Najnowsza selekcja czy granie samych unreleasów też nie wystarczą. Na rynku jest teraz tak wielu DJ-ów i producentów, że trudno się przebić, jeśli siedzisz w domu i nie jesteś częścią sceny.

Ola Teks. O Move Mózg
Twój autorski cykl Move Mózg jest dowodem na to, że warto zaufać rodzimym artystom. Mam wrażenie, że wielu bookerów i promotorów coraz bardziej obawia się oddać lokalnym didżejom atrakcyjny termin w klubie – wolą zaprosić choćby przeciętnego headlinera z zagranicy, licząc, że będzie lepszym magnesem dla publiczności. Zgadzasz się z tym? Czy często zdarzało Ci się w ostatnich latach otrzymać odmowę bookingu lub organizacji swojej imprezy, a w tym samym czasie w klubie grał ktoś z zagranicy?
Przez pierwsze kilka lat w ogóle nie mieliśmy zagranicznych artystów, a mimo to zawsze był pełen klub. Cieszyliśmy się, że możemy mieć lokalny line-up (który zawsze dowoził!) i nie martwić się o to, czy ludzie przyjdą na „gwiazdę z zagranicy”, która kosztuje kilkaset czy kilka tysięcy euro.
Później jednak chcieliśmy trochę urozmaicić składy – zwłaszcza że dostaliśmy zaproszenie od Jasnej, by współtworzyć program klubu. Przestrzeń była większa, więc mogliśmy zapraszać artystów, którymi się inspirujemy. Nigdy jednak nie bookowaliśmy artystów za chore pieniądze – woleliśmy zapraszać świeże, jeszcze nieodkryte nazwiska, które dopiero miały wejść na szczyt. Dzięki temu wielu artystów zagrało u nas po raz pierwszy w Polsce, zanim stali się znani.
Teraz jednak rynek się zmienił – wschodzący artysta nie przyciąga już tylu ludzi na imprezę. Dlatego kluby coraz częściej stawiają na kilku dużych zagranicznych artystów w jednym line-upie, licząc, że to zagwarantuje frekwencję.
Myślę, że to się kiedyś zmieni – pytanie tylko, kiedy i w jakich okolicznościach. Dla mnie i tak najlepiej funkcjonuje dobrze działający kolektyw – to dziś większy pewnik niż średniej wielkości artysta.
Odpowiadając wprost na pytanie: nie zdarzyło mi się, żeby klub odmówił mi organizacji imprezy z powodu zagranicznego eventu w tym samym terminie.

Ola Teks. Move Mózg – początki
Wracając do Move Mózg – jak wspominasz początki tego cyklu? Jak wyglądały wówczas imprezy, ich organizacja, publiczność itd.?
Wspominam to najlepiej.
Razem z Cyrylem długo szukaliśmy miejsca w Warszawie, gdzie moglibyśmy się zakotwiczyć i naprawdę zaangażować. Wtedy powstał Mózg Warszawski – filia bydgoskiego Mózgu, prowadzona przez jazzmanów Sławka i Kubę Janickich, którzy w bocznej sali Teatru Powszechnego prowadzili klub, w którym na ogół odbywały się koncerty, ale nocami niewiele się działo.
W porównaniu do dzisiejszej Warszawy było wtedy znacznie mniej miejsc z muzyką klubową. Pierwsza edycja Move Mózgu była ogromnym sukcesem – bar został dosłownie wyczyszczony, trzeba było go uzupełniać w trakcie nocy, a impreza trwała do rana. Na początku w składzie była też Małgorzata Brodzińska, która odpowiadała za stronę wizualną i współpracę z artystami zajmującymi się sztukami wizualnymi. Idea cyklu była prosta – skupić w jednym miejscu otwartych, kreatywnych ludzi, serwować dobrą, różnorodną muzykę i trochę poruszyć warszawską scenę. I to się udało. Nie mieliśmy wtedy nawet ochrony – na bramce staliśmy my i nasz przyjaciel Kuba, który co miesiąc przebierał się za inną postać: np. Rumcajsa czy Potato Police. Line-upy były lokalne, obowiązywała zasada vinyl only lub live acty – nie tylko dlatego, że sami graliśmy z winyli, ale też dlatego, że nie mieliśmy innego sprzętu.
Początki były trudne, ale magiczne. Sama przestrzeń miała niesamowity klimat – drewniana podłoga, okna na całą długość i park za nimi. Rano odsłanialiśmy zasłony i tańczyliśmy w świetle słońca.
Ola Teks. Move Mózg – przepis na długowieczność
Czy masz jakieś przemyślenia dotyczące długowieczności Move Mózg? Ciężko znaleźć cykl imprez z równie długim stażem na polskiej scenie. Co jest przepisem na przetrwanie aż dekady?
Pasja. Misja. Dobro.
Bez pasji dawno bym to rzuciła. Kocham muzykę, kocham grać, kocham klubbing. Zaczęłam chodzić do klubów, gdy miałam 16 lat, a jako dziecko z zapartym tchem oglądałam na Vivie relacje z imprez takich jak Love Parade. Wiedziałam, że kiedyś tam będę. Kiedy już dotarłam na parkiety i stałam się częścią tej kultury, poczułam, że chcę coś do niej dodać od siebie. Move Mózg to dla mnie misja, która trwa do dziś. Cieszę się, że ten cykl wciąż żyje i nie odszedł do lamusa. Przez ponad osiem lat organizowaliśmy wydarzenia praktycznie co miesiąc, a czasami nawet dwa razy w miesiącu – np. gdy jechaliśmy do innego miasta. Nie znam cyklu, który działałby tak długo z taką intensywnością. Poza tym staramy się być fair – nie idziemy „po trupach do celu”. Wolimy trzymać się swoich zasad, niż robić karierę kosztem innych. Może właśnie to jest naszym sekretem? Nie wypalamy się, nie wchodzimy w konflikty, ale też nie imprezujemy do upadłego. Pomału, ale do przodu.

Move Mózg nierzadko był polem do eksperymentów i dawaniem szans interesującym artystom, którzy nie mogli liczyć na występy na innych imprezach. Z czego lub z kogo jesteś najbardziej dumna, patrząc na całą historię Move Mózg?
Jesteśmy z Cyrylem mega dumni z całego konceptu.
Często bookowaliśmy zagranicznych artystów, którzy dopiero wchodzili na szczyt i dla których był to pierwszy występ w Polsce – dziś wielu z nich jest w absolutnej topce. Podobnie było z artystami lokalnymi.
Na naszych wydarzeniach często łączyliśmy tych, którzy dopiero zaczynali, z bardziej doświadczonymi. Kluczem w wyborze artystów zawsze była dla nas muzyka – ale też intuicja. I muszę przyznać, że rzadko nas zawodziła. Nie mogę wskazać jednej osoby, ale jestem bardzo dumna np. z Some Guesta, Mezera, Grażyny Biedroń czy Edvvina (którego zresztą poznałam właśnie na Move Mózgu), którzy na naszych imprezach stawiali dopiero pierwsze kroki.
Ola Teks.Move Mózg – kulisy, czyli Gaspar Noé tańczący z laserami
Muszę zapytać o kuluary Move Mózg i najbardziej kuriozalne sytuacje – jakie zdarzenia wspominasz dziś ze szczególnym rozbawieniem lub lekkim przerażeniem?
Zabawnych sytuacji było mnóstwo, scen grozy – na szczęście prawie żadnych (albo je wyparłam :D). Zawsze wszystko jakoś się udawało – artyści dojeżdżali, byli mili, nigdy nie trafiliśmy na przysłowiowego „buca” hahaha. Z tych zabawnych historii – w Mózgu przychodził do nas trębacz, który nad ranem dogrywał się do setów. W 2018 roku organizowaliśmy imprezę połączoną z afterparty po premierze Climaxu, i na DJ-ce tańczył sam Gaspar Noé – z naszymi laserami w rękach – do setu Credit 00.
Na innym wydarzeniu zaprosiliśmy DJ-kę Lady Oelectric, poznaną na Garbiczu, która zagrała w wielkim stroju pieroga. Takich historii było naprawdę mnóstwo – mogłabym wymieniać i wymieniać!

Ola Teks. O skutkach „festiwalizacji kultury klubowej”
Czy odczuwasz skutki dyskutowanej w ostatnich latach „festiwalizacji kultury klubowej”? Coraz trudniej dziś znaleźć miejsca w Polsce, gdzie publiczność przychodzi “w ciemno”, z zaufaniem, że w ulubionym klubie co weekend dzieje się coś ciekawego. Większość potrzebuje dodatkowego bodźca – zagranicznej gwiazdy, oryginalnego konceptu. Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne duże imprezy, często przypominające jednodniowe festiwale z rozbudowaną oprawą i promocją.
Z jednej strony bardzo się cieszę, że na polski rynek weszły duże firmy, które organizują ogromne wydarzenia z piękną produkcją – to naprawdę robi wrażenie w kadrze. Z drugiej strony, mam wrażenie, że jest tego po prostu za dużo, a nam – ludziom działającym w klubowej rzeczywistości – daje to niewiele realnych korzyści. To ogromny drenaż kieszeni potencjalnego klubowicza. Jeśli bilet na takie wydarzenie kosztuje 300–400 zł (plus napoje itd.), to dla wielu osób są to 3–4 wyjścia do klubu w miesiącu. Kiedy ktoś wydaje tyle na jeden event, nie ma już budżetu, żeby chodzić częściej.
Kolejna kwestia to te gigantyczne line-upy i kosmiczna produkcja. Jak potem zwykły klub ma z czymś takim konkurować? Klub, w którym co tydzień zmienia się jedynie line-up (często z lokalnych artystów), nie daje już tego efektu WOW. Do tego dochodzi niż demograficzny – młodych ludzi jest coraz mniej, a wielu z nich wybiera hip-hop. Nie chcę być pesymistką, ale wydaje mi się, że przed clubbingiem naprawdę trudny okres.
SPND20 Mixtape by Ola Teks
Ola Teks. W czym ma rację Szymon Wydra?
Jakie są Twoje przemyślenia po dekadzie organizacji Move Mózg i byciu nieustannie na bieżąco ze współczesną sceną jako didżejka i promotorka? Chodzi mi przede wszystkim o przyszłość kultury klubowej i jej największe wyzwania – brak młodszych osób w klubach, rosnące koszty organizacji imprez, zmierzch „kultury afteru”, o czym mówi się choćby w Niemczech, gdzie kluby masowo się zamykają, a te, które wciąż walczą o przetrwanie, próbują różnych rozwiązań: imprez bez płatnego wejścia, z własnym alkoholem, bez podawania line-upu, itd.
Jak wspomniałam wcześniej – łatwo nie będzie, ale nie chcę się tym za bardzo zamartwiać. Jak śpiewał wieszcz Szymon Wydra: „Co ma być, to będzie, niebo znajdę wszędzie” 😀
Na pewno dalej będę robiła swoje. Myślę, że wiele osób na naszej scenie działa i będzie działać z pasji i miłości do muzyki – dlatego ta kultura całkowicie nie zniknie. Będziemy przekazywać pałeczkę dalej. Do niektórych trendów trzeba będzie się po prostu przyzwyczaić – taka jest kolej rzeczy. Trzeba być elastycznym, inaczej odpadasz.
Na przestrzeni lat zauważyłam, że wszystko działa falami – raz lepiej, raz gorzej. Przed pandemią było bardzo mało młodych ludzi na scenie, mało nowych kolektywów, a po pandemii pojawiły się jak grzyby po deszczu. Wydaje mi się, że zawsze będzie moda na autentyczność i prawdę. Może w przyszłości ludzie będą znów szukać małych klubów, żeby budować społeczność w tym coraz bardziej cyfrowym, wyizolowanym świecie.
Muzyka też działa cyklicznie – raz wolniej, raz szybciej. Staram się być na bieżąco i właśnie to kocham w muzyce – że zawsze potrafi mnie zaskoczyć jakimś świeżym połączeniem czy nową fuzją.

Ola Teks. O plany
Na koniec dość trywialne, ale zawsze istotne pytanie – jakie są Twoje plany na najbliższe miesiące jako didżejki, producentki i promotorki?
Na najbliższe miesiące planuję skupić się przede wszystkim na produkcji – czuję, że potrzebuję nowego sposobu wyrażania siebie.
Chciałabym też mocniej rozwinąć naszą agencję, a w przyszłości marzy mi się własny label. W moim życiu wiele rzeczy dzieje się spontanicznie, więc jestem otwarta na różne wyzwania. :))