My pytamy, Siasia odpowiada: „W rok od zera do setu na festiwalu – czy w Polsce to w ogóle może się udać?”
O kulisach kariery, o jej poszczególnych etapach, o priorytetach, o mitach, o błędach, o sprzęcie, o promocji, o networkingu. Siasia, jeden z najbardziej cenionych i doświadczonych didżejów na polskiej scenie klubowej, a także właściciel i nauczyciel w Electronic DJ School, podzielił się prawdziwym kompendium wiedzy na temat tego, jak zacząć swoją przygodę za konsoletą, by widniejące w tytule tekstu wyzwanie stało się rzeczywistością.
Nasz poprzedni wywiad odbił się głośnym echem i wywołał niemałą dyskusję o poziomie DJingu w Polsce oraz jakości nauki nowych adeptów tej sztuki. Łukasz Salbert, znany doskonale jako Siasia, jak mało kto ma wszelkie kompetencje, by wypowiedzieć się na ten temat. Zaczynając w latach 90. jako nastolatek, a następnie szlifując przez dekady własny styl i warsztat, Siasia stał się nie tylko czołową postacią rodzimej sceny. Stał się jej żywą legendą i dowodem na to, że konsekwencja w działaniu oraz skupienie na sobie są kluczami do pełnej sukcesów kariery. Od kilku lat Łukasz dzieli się swoją wiedzą w ramach prowadzonej przez siebie Electronic DJ School, gdzie razem z kursantami zgłębia tajniki sztuki DJingu – od gry z winyli, przez wykorzystywanie możliwości najnowszego sprzętu, aż po umiejętności miękkie takie jak „czytanie tłumu” i komunikacja z nim. Blisko 30 lat doświadczenia robi swoje, lecz Siasia nieustannie jest otwarty na nowości – nie zamyka się w schematach i udowadnia, że podatne zmianom i trendom dziedziny takie jak technologia czy promocja, nie są absolutnie najważniejszymi fundamentami rozwijania kariery. Co nimi zatem jest?
Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć przy okazji głównego wątku rozmowy – czy wobec ogromu możliwości, jakie są dziś dostępne dla każdego, a także w obliczu liczebności imprez w Polsce, da się w rok pokonać drogę od całkowitego nowicjusza do didżeja grającego na festiwalowej scenie? Siasia ma na ten temat co nieco do powiedzenia.

Siasia – wywiad
Hubert Grupa: Zakończył się sezon festiwalowy. Myślę, że dla wielu ludzi uczestnictwo w tego typu imprezach może zaowocować pytaniem: „a może ja też spróbuję?”. Czy Twoim zdaniem da się w rok nauczyć DJ-ingu na tyle, by móc sobie poradzić na festiwalowej scenie?
Siasia: Jeden rok to realny czas, żeby złapać solidne podstawy i dojść do poziomu, na którym można już stawiać pierwsze poważne kroki. Nie traktujmy tego jednak jak sztywnej obietnicy. Bo później ktoś mógłby powiedzieć: „poszedłem na kurs do tego gościa i po roku nie mam żadnych rezultatów”. Każdy rozwija się w swoim tempie, ale odpowiadając wprost na pytanie – tak, w rok można dojść do momentu, w którym jesteśmy gotowi zaprezentować się przed publicznością. Najlepiej pokaże to konkretny przykład z mojej szkoły DJ-skiej. Jedna z moich kursantek potrzebowała niespełna pół roku od swojego debiutu, aby wystąpić na scenie jednego z największych festiwali w naszym kraju. Droga do tego momentu była oczywiście dłuższa, ale po kolei: przyszła do mnie dosłownie na trzy spotkania w październiku 2023 roku. Pod koniec stycznia 2024 kupiła swój pierwszy sprzęt i zaczęła szlifować umiejętności w domowym zaciszu. W październiku 2024 roku nagrała swój pierwszy oficjalny podcast. Można więc uznać, że minął rok od momentu pierwszego kroku do chwili, w której pokazała swoją twórczość na zewnątrz. Zaznaczę, że zaczynała kompletnie od zera – była totalną nowicjuszką i nie wiedziała nic o DJ-ingu. Po pierwszym podcaście nagrywała kolejne, a w lutym 2025 zadebiutowała na scenie. Od tego momentu regularnie zaczęła grywać w klubach w całym kraju. W lipcu pojawiła się na pierwszym festiwalu u naszych czeskich sąsiadów, a w sierpniu zagrała na dużej scenie podczas jednego z kluczowych polskich festiwali. Aby to było możliwe, musiało się oczywiście złożyć wiele czynników. Nie zawsze same umiejętności są najważniejsze, ale w tym przypadku wszystko zadziałało idealnie i efekty przyszły naprawdę szybko. Oczywiście to ogrom pracy, poświęcenie i masa wyrzeczeń, a do tego dochodzą realia branży — poza talentem i determinacją liczą się też czas, okoliczności i szczęście. Jak w każdej dziedzinie nic nie przychodzi łatwo i cały czas mierzymy się z trudnościami. Dlatego gdy ktoś pyta mnie, czy po skończonym kursie dostanie certyfikat, odpowiadam: „Stary, to nie jest prawo jazdy, że zrobisz kurs, zdasz egzamin i pójdziesz od razu szukać roboty jako kierowca”. To tak po prostu nie działa. Na sukces składa się naprawdę masa czynników – i niestety nie na wszystkie mamy wpływ. Podkreślam, że kurs to tylko początek – prawdziwa droga zaczyna się później, w praktyce i konsekwencji.
Siasia: Od strony czysto technicznej rok to realny okres
Nie pytam tutaj wyłącznie o podstawy obsługi odtwarzaczy czy miksera. Festiwale rządzą się swoimi prawami i często wymagają od artystów czegoś więcej. A zatem czy rok to realny okres, by pokonać drogę od zera do DJ-a, który bez trudu miksuje muzykę wykorzystując potencjał dzisiejszego sprzętu?
Nawiązując do poprzedniej odpowiedzi – tak, jak najbardziej jest to możliwe, ale zaznaczam, że samo dobre miksowanie i dobra muzyka dziś już nie wystarczą. Od strony czysto technicznej rok to realny okres, żeby nauczyć się miksować – ogarniać sprzęt, płynnie łączyć numery, sensownie korzystać z efektów. Ale to jest tylko jedna część drogi. Festiwal to zupełnie inny świat – duża scena, presja, potężne nagłośnienie, energia tłumu. Tego nie da się wyćwiczyć w domu w rok, bo tutaj wchodzi doświadczenie sceniczne, obycie, wyczucie chwili i interakcja z uczestnikami. Sprzętowo można się przygotować, ale artysta musi jeszcze zbudować pewność siebie, własny styl i świadomość muzyczną. I to wymaga czasu, grania w klubach, mniejszych imprezach, szlifowania warsztatu krok po kroku. Rok może być dobrym startem i solidnym czasem na przygotowanie techniczne, ale droga do dużej sceny to zwykle proces dłuższy, wymagający kolejnych etapów i doświadczeń.
Siasia o fundamentach, punkcie wyjścia i kolejne etapach nauki DJingu
Skoro mamy już chęci to co dalej? Z Twojej perspektywy – doświadczonego didżeja i mentora – od czego powinna zacząć się nauka i jakie elementy zawierać?
Na początku trzeba zrozumieć, że sam zapał to dopiero pierwszy krok. Kolejnym jest zdobycie solidnych fundamentów — i tu nie chodzi od razu o najdroższy sprzęt, tylko o poznanie absolutnych podstaw: czym są takty i frazy, konstrukcja utworu itd. To punkt wyjścia, bez którego trudno iść dalej. Następny etap to nauka obsługi sprzętu — miksera, odtwarzaczy czy kontrolera — i poznanie funkcji, które realnie wykorzystuje się w miksie. Ważne jest też osłuchanie się: regularne słuchanie muzyki i analizowanie, co się w niej dzieje. Równolegle ćwiczymy praktykę: miksowanie dwóch numerów, beatmatching, praca z EQ. Później dochodzą elementy bardziej zaawansowane: looping, praca z efektami, budowanie dłuższych setów z narracją. Na tym etapie kluczowe jest granie przy kimś bardziej doświadczonym — taka osoba wychwyci błędy, które początkującemu mogą umknąć. Podsumowując: fundamenty muzyczne → znajomość sprzętu → praktyka miksu → rozwijanie własnego stylu. Wszystko krok po kroku, z konsekwencją i cierpliwością.

Siasia o nauce DJingu z internetu
W internecie bez trudu znajdziemy darmowe tutoriale na temat DJ-ingu. Na rodzimej scenie nie brakuje osób, które właśnie w ten sposób nauczyły się grać, a dziś z powodzeniem występują w klubach czy na festiwalach. Czego Twoim zdaniem najbardziej brakuje w przypadku tego typu nauki? Pytam o to zarówno pod kątem merytorycznym, jak i praktycznym. Z własnego doświadczenia wiem, że żadna inna forma nie daje takiego przełożenia wiedzy na umiejętności jak lekcja na żywo przy udziale bardziej doświadczonej osoby.
Zanim odpowiem na to pytanie, odniosę się tylko do jednego wątku. Faktycznie, na naszej scenie nie brakuje osób, które nauczyły się grać z internetu i dziś występują w klubach czy na festiwalach. Ale trzeba jasno powiedzieć: często mylimy metodę nauki z poziomem umiejętności. Nie chodzi o to, skąd ktoś się uczył, tylko jaki ma warsztat i co faktycznie prezentuje za deckami. Tak więc wracając do Twojego pytania – najczęściej brakuje tam dwóch kluczowych elementów: indywidualnego feedbacku i realnego kontaktu ze sprzętem. W internecie można zobaczyć, jak działa mikser, ale to trochę jak oglądanie filmiku o jeździe samochodem – dopóki sam nie usiądziesz za kierownicą, nie zrozumiesz wielu rzeczy. Brakuje też korekty błędów na bieżąco. Ktoś bardziej doświadczony od razu zauważy, że źle dopasowujesz głośności, nie pilnujesz frazy czy gubisz tempo. Kolejna rzecz to brak doświadczenia scenicznego – nie nauczysz się z YouTube’a tego, jak kontrolować energię setu, jak reagować na ludzi czy budować napięcie i atmosferę. To często ma większe znaczenie niż kombinowanie z efektami czy innymi trikami, które same w sobie nie zrobią roboty. Dlatego lekcje na żywo mają taką moc – ktoś od razu naprowadza Cię na właściwy tor, a Ty od razu czujesz różnicę.
Siasia: Podpatrywanie – tak, ale kopiowanie – nie
Gdy sam zaczynałem się uczyć grać, pamiętam, że oglądałem wówczas sety moich ulubieńców i próbowałem odtworzyć rzeczy, które robili w swoich setach, np. jakieś niestandardowe przejścia, itd. Czy Twoim zdaniem to też dobra droga do nauki czy może jednak powinniśmy próbować iść własną drogą?
To zdecydowanie dobra droga na początek, bo dzięki temu szybciej łapiemy technikę i poznajemy różne sposoby grania. Analizowanie setów bardziej doświadczonych DJ-ów uczy nie tylko przejść, ale też tworzenia klimatu czy dynamiki występu. Ważne jest jednak, żeby na pewnym etapie nie zatrzymać się tylko na kopiowaniu, bo wtedy łatwo zgubić własną tożsamość. Każdy DJ powinien z czasem szukać swojego stylu – eksperymentować, wybierać muzykę, która naprawdę go definiuje i łączyć zdobyte umiejętności z własną wrażliwością muzyczną. Wtedy dopiero zaczyna się kreować coś unikalnego. Często podkreślam kursantom, że największą satysfakcję daje pomysł, na który wpadną samodzielnie. Dlatego podpatrywanie – tak, ale kopiowanie – nie.
Siasia. Selekcja, kontekst i świadomość
Okej, zapisaliśmy się na kurs i co dalej? Lekcje praktyczne to jedno, ale co z teorią? Sam niedawno zostałem zaproszony, by poprowadzić kurs i zaskoczyło mnie to, że otrzymałem praktycznie wyłącznie teoretyczne pytania: skąd na początku zdobywać muzykę? Jak nie znudzić się selekcją? Odkładając na bok kwestie techniczne – co Twoim zdaniem powinno być najistotniejsze w kontekście tego, co DJ powinien wiedzieć o muzyce i w ogóle graniu?
Najważniejsze jest, żeby DJ od początku miał świadomość, że muzyka to nie tylko paczka plików na pendrive’ie. To przede wszystkim świadomy dobór muzyki i budowanie własnego gustu. Dlatego uczulam kursantów, że nie sprzęt z najwyższej półki jest najważniejszy, ale właśnie zanurzenie się w muzyce: słuchanie setów, odkrywanie nowych labeli, śledzenie artystów, grzebanie w katalogach. Dzięki temu cały proces poszukiwań staje się przyjemnością, a nie nudnym obowiązkiem. No i coś, o czym często się zapomina – DJ powinien znać kontekst. Inaczej przygotowujesz się na opening w małym klubie, a inaczej na closing podczas festiwalu. Ta świadomość sceny i odbiorcy jest równie ważna, jak technika miksu. A nawiązując do pytania, które sam dostałeś: muzykę oczywiście najlepiej kupować, chociaż wiadomo, że nie wszyscy chętnie chcą za to płacić, zwłaszcza gdy na tym nie zarabiają. Wiem, że radzą sobie na wiele różnych sposobów, o których tutaj wolę nawet nie wspominać. Natomiast wspomnę o najgorszym możliwym rozwiązaniu, czyli ripowaniu muzyki z YouTube’a. Ludzie myślą, że jak ściągną jakiś kawałek w gównianej jakości, to za pomocą magicznego programu zrobią z niego nie wiadomo co. To tak nie działa! A jeśli chodzi o to, żeby się nie znudzić selekcją, trzeba iść głębiej – traktować to jako przygodę, a nie rutynę. Kiedy odkrywasz kawałek, który pasuje tylko do ciebie i twojej wizji setu, to daje największą frajdę.

Siasia o winylach, kontrolerach i streamingu
W naszym wywiadzie sprzed lat przyznałeś szczerze, że nie po to technologia rozwija się, abyśmy cały czas trzymali się starych rozwiązań i narzędzi. Juan Atkins powiedział, że techno od zawsze było zespolone z technologią i pokazywało, jak nowe rozwiązania mogą zmieniać brzmienie muzyki w czasie rzeczywistym, dlatego cofanie się do przeszłości jest zaprzeczaniem jednego z fundamentów kultury klubowej. Zgodzisz się z tym? Co Twoim zdaniem jest dziś najwygodniejszym rozwiązaniem dla początkujących didżejów? Może jest nim korzystanie z platform streamingowych jako źródeł utworów, co oferuje już kilku producentów sprzętu?
Ja jestem świetnym przykładem na to, jak trudno czasem zaakceptować zmiany technologiczne w DJ-ingu. Przez prawie 20 lat miksowałem płyty winylowe i broniłem się przed technologią jak tylko mogłem. Mówię tu akurat o samym graniu, bo o ile w przypadku różnych gadżetów czy nowinek technologicznych zawsze byłem ciekawy i testowałem nowe rozwiązania, to przez te wszystkie lata grania z czarnych płyt twierdziłem, że będę to robił do końca życia. W pewnym jednak momencie kariery miałem wrażenie, że dobiłem do ściany i nic nowego nie jestem już w stanie wymyślić. To zaczęło mnie nudzić i wtedy pomyślałem, że albo coś zmienię, albo po prostu skończę z graniem, bo przestało mi to dawać frajdę, jaką dawało mi wcześniej. Przesiadka na sprzęt, z którego obecnie korzystam, była chyba najlepszą decyzją w moim życiu. Oczywiście nie chcę tutaj mówić, że coś jest lepsze, a coś jest gorsze. Po prostu każdy powinien znaleźć swoją drogę, grać na tym, co pozwala mu najlepiej wyrazić siebie. Ja wybrałem taką drogę i uważam, że to był najlepszy możliwy wybór. To tylko potwierdza, że techno od zawsze było związane z technologią i to właśnie ona otwiera przed artystami nowe możliwości. Jeśli chodzi o początkujących, to faktycznie streaming staje się coraz bardziej realnym narzędziem. Daje ogromny dostęp do muzyki, nie trzeba od razu wydawać fortuny na kupowanie plików. To na pewno jest wygodne, ale ma też swoje ograniczenia. Dlatego traktowałbym streaming raczej jako fajne wsparcie na starcie niż jedyne źródło muzyki. To jest wygodne rozwiązanie w warunkach domowych, żeby się uczyć i eksperymentować. Ja sam nigdy z tego nie korzystałem, bo zawsze wolę posiadać plik – jeśli można mówić o posiadaniu pliku – po prostu mieć go fizycznie na dysku. To daje niezależność i pewność, że granie nie zawiedzie cię w najmniej odpowiednim momencie. Myślę, że najwygodniejszym rozwiązaniem dla początkujących DJ-ów jest to, że mogą po prostu iść do najbliższego marketu, kupić kontroler za kilkaset złotych i tego samego dnia mogą zacząć swoją przygodę. Jak porównam to z moimi początkami, to jest w ogóle nie do pomyślenia, że to kiedyś tak będzie wyglądało.
Siasia. Wracamy z kursu i co dalej?
Wracamy z kursu i chcemy kontynuować naukę w domu. Co dalej? Kupujemy sprzęt czy szukamy okazji do grania na open deckach w klubach? A jeśli kupujemy sprzęt to jaki? Inwestujemy w drogie, choć wiekowe CDJ-e i mikser, czy może jednak na początek dobry będzie prosty kontroler podłączony do laptopa?
Każdemu, kto zaczyna u mnie kurs, od razu zaznaczam, że to wszystko ma sens tylko wtedy, jeśli – zakładając oczywiście, że ta droga faktycznie mu się spodoba – zaraz po kursie, a nawet w jego trakcie, kupi sobie sprzęt. I tu naprawdę nie ma znaczenia jaki. Nie muszą to być od razu najnowsze CDJ-e za kilkadziesiąt tysięcy. Na początek wystarczy zwykły kontroler z laptopem i już można w domu coś zacząć dłubać. W dalszej perspektywie uważam jednak, że te najtańsze sprzęty nie są zbyt rozwojowe, dlatego jeśli ktoś ma taką możliwość, to zawsze zachęcam, żeby zainwestował w coś porządniejszego. Komfort grania i przede wszystkim możliwości będą wtedy dużo większe. Oczywiście kolejnym naturalnym krokiem jest startowanie w open deckach. To bardzo dobra ścieżka rozwoju, ale dostanie się na takie wydarzenia wcale nie jest proste. Zainteresowanie nimi jest ogromne, ludzie podsyłają sety w naprawdę dużych ilościach, a poziom jest bardzo wysoki. Jeśli więc ktoś kilkukrotnie odbija się od drzwi i nie zostaje zaproszony do line-upu, łatwo może się zniechęcić. Dlatego dla absolwentów mojej szkoły DJ-skiej, czyli Electronic DJ School, organizuję specjalne cykliczne imprezy w katowickim klubie SiXa, w którym od lat jestem rezydentem. Dzięki temu ci najzdolniejsi mają od razu zapewnione miejsce w line-upie i swoją pierwszą realną okazję do zaprezentowania się przed publicznością. Wracając jeszcze do sprzętu – ja nie jestem w ogóle zwolennikiem kupowania starego sprzętu, bo technologia cały czas idzie do przodu i takie CDJ-e sprzed kilku generacji mają się nijak do tych aktualnych. Moim zdaniem sensowniejszym wyborem jest kupienie bardziej zaawansowanej konsoli typu all-in-one, która będzie znacznie tańsza niż tradycyjny setup składający się z miksera i dwóch odtwarzaczy, a możliwościami praktycznie nie będzie od niego odstępować. Lepiej celować w nowsze modele z niższej półki niż w bardzo wiekowe flagowce – wygoda pracy i kompatybilność są wtedy większe.

Siasia. O networkingu i uczestnictwie w kulturze klubowej
Pozostaje jeszcze jedno – networking. Wiele osób twierdzi, że to on jest największą przeszkodą do pokonania w rozwoju kariery – by wejść do środowiska, poznać odpowiednie osoby i zyskać ich przychylność, zamiast popisywać się umiejętnościami czy dbać o wizerunek w social mediach. Co Ty na to?
Networking to ważny element tej sceny, ale nie udawajmy, że wszystko działa tu zawsze fair. Faktem jest, że znajomości potrafią mocno ułatwić drogę – czasami nawet bardziej niż same umiejętności. Są osoby, które grają od lat, a mimo to prezentują bardzo przeciętny poziom, a jednak dzięki odpowiednim kontaktom regularnie trafiają do line-upów. Dlatego trzeba patrzeć na to realistycznie. Networking może otworzyć drzwi, ale jeśli ktoś nie ma za sobą warsztatu, własnego stylu i autentycznego podejścia do muzyki, to na dłuższą metę i tak się nie obroni. Relacje są ważne, ale najlepiej, kiedy wynikają naturalnie – ze wspólnych działań, rozmów i wzajemnego szacunku, a nie tylko z układów, które często psują scenę. Ostatecznie i tak decyduje to, czy ludzie chcą wrócić na Twój set i czy zostawiasz po sobie coś więcej niż tylko nazwisko na flyerze. Nie można zapominać, że oprócz kontaktów liczy się też technika, dobór muzyki i wizerunek. To, jak miksujesz, jakie numery wybierasz, a także jak prezentujesz się w social mediach, często decyduje o tym, czy ktoś w ogóle da Ci szansę. Networking to jedno, ale dopiero w połączeniu z warsztatem i przemyślanym wizerunkiem naprawdę działa.
Siasia. Jak zwrócić uwagę bookera?
Jak – Twoim zdaniem – można sobie z tym poradzić, jeśli jesteśmy kompletnie anonimowymi postaciami, które nie znają nikogo w branży? Chodzić do klubów? Jeździć na festiwale? Odzywać się do didżejów w stylu „Hej, jestem początkującym didżejem, gramy podobne rzeczy co Ty. Może szukasz warm-upu na następną imprezę?”. Jakbyś zareagował, gdybyś sam dostał taką wiadomość?
Najważniejsze to nie zamykać się w czterech ścianach, tylko aktywnie wychodzić do ludzi. Jeździć na imprezy, chodzić do klubów, poznawać ludzi – bo tylko tak można znaleźć swoje miejsce w tej scenie. Nie mówię o podchodzeniu do DJ-a w trakcie seta i zagadywaniu, bo to jest słaby moment. Ale jeśli złapiesz go po imprezie albo później odezwiesz się w mediach społecznościowych, to jest już zupełnie inna rozmowa. Dostaję masę takich wiadomości. Niektóre osoby są bardziej nachalne, więc to od razu powoduje u mnie dystans, ale często są to po prostu zwyczajne, normalne, miłe wiadomości. Staram się na wszystkie odpowiadać. Cały czas organizuję własne wydarzenia i jeśli mam wolne miejsce w line-upie, to czemu bym nie zaprosił tej osoby? Jeśli widzę, że ktoś ma potencjał, gra muzykę, która mi się podoba i potrafi to fajnie złożyć do kupy, to nie ma znaczenia, że nie ma jeszcze nazwiska. Każdy z nas kiedyś zaczynał od zera. Gdyby grały tylko znane persony, wszystkie imprezy wyglądałyby tak samo, bez miejsca dla nowych twarzy. Dlatego radzę kursantom: jeśli chcesz się przebić, pokaż, że naprawdę Ci zależy. Nie chodzi o wysyłanie setek wiadomości do każdego promotora, tylko o zbudowanie autentycznej relacji i pokazanie swojego zaangażowania. Lepiej wysłać jednego, dobrze przygotowanego maila niż spamować przypadkowymi wiadomościami. To po prostu bardziej się szanuje i zwiększa szansę, że ktoś weźmie Cię na poważnie. Dobra pierwsza wiadomość powinna zawierać krótkie info o tym, kim jesteś, 1–2 zdania o muzyce, link do najlepszego seta i informację o dostępności – bez ściany linków czy załączników.
Siasia. Opanowywanie umiejętności czy budowanie marki – co jest trudniejsze?
Choć to pytanie bardziej do specjalisty w zakresie marketingu czy PR-u, to jednak mając na uwadze Twoje ogromne doświadczenie, muszę je zadać – o ile da się opanować umiejętności techniczne, to czy Twoim zdaniem jesteśmy w stanie w rok zbudować swoją markę w zakresie rozpoznawalności wśród ludzi i w środowisku w sposób organiczny – bez kupowania sobie fanów, itd.? Pytam, gdyż promocja jest dziś nieodłącznym elementem pracy artysty w rozumieniu didżeja czy producenta – bookerzy wymagają od ludzi aktywności w mediach społecznościowych, dostarczania regularnego contentu, dbałości o wizerunek czy zdjęcia. Czy według Ciebie praca w tym zakresie jest łatwiejsza czy trudniejsza do opanowania i przełożenia na efekty niż samo granie?
To wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez budowanie marki w rok. Na pewno można w takim czasie zrobić bardzo duży progres, ale trzeba mieć świadomość, że to nie jest sprint, tylko maraton. Po raz kolejny odniosę się tutaj do mojej kursantki, o której była mowa na samym początku. Wszystkie kroki naprawdę poczyniła w ekspresowym tempie, bez konieczności kupowania lajków, bo jest szczera i prawdziwa w tym, co robi. To przekonuje ludzi do siebie. Także są osoby, które potrafią w rok zaistnieć na scenie, ale wynika to z połączenia kilku czynników – dobrego grania, emocji, aktywności w mediach społecznościowych, regularnego wypuszczania miksów czy własnych produkcji i przede wszystkim spójności w tym, jak się prezentują. Sam odbiór wizerunku jest często trudniejszy do ogarnięcia niż technika grania. Nauczyć się miksować numery to kwestia praktyki, ale przekonać do siebie ludzi, wzbudzić zaufanie i zainteresowanie wokół własnej osoby – to już jest większe wyzwanie. Zwłaszcza że social media wymagają systematyczności, kreatywności i tego, żeby cały czas być na świeżo. Bookerzy i organizatorzy faktycznie patrzą na to, czy ktoś istnieje w sieci, bo to przekłada się na potencjał przyciągania ludzi. Dlatego podkreślam, że granie da się doszlifować relatywnie szybko, ale markę buduje się znacznie dłużej. Rok to świetny start, ale żeby to faktycznie zakorzeniło się w świadomości środowiska i publiczności na dłużej, trzeba często lat regularnej pracy. Oczywiście nie każdy ma naturalny luz w nawiązywaniu kontaktów. Wiem to po sobie, bo jestem raczej introwertykiem i dla mnie ten aspekt zawsze był i jest trudniejszy niż samo granie. Ale to pokazuje, że można znaleźć własną drogę, być sobą i działać na swoich zasadach.
Połączmy powyższe wątki w jeden – dajmy na to, że zaprzyjaźniony booker prosi Cię o pomoc w organizacji festiwalu i proponuje Ci, abyś zajął się kuratelą jednej ze scen na festiwalu. Warunek? Żadnych oklepanych nazwisk, wyłącznie nowe twarze. Od czego zaczynasz? Na co zwracasz największą uwagę? Co – Twoim zdaniem – powinno znajdować się w social mediach danego artysty lub artystki, by oprócz ładnych zdjęć i filmów mieć choć odrobinę podglądu na to, jakim dana osoba może być DJ-em/DJ-ką?
Na pewno zacząłbym od muzyki – bo nawet najlepsze zdjęcia czy social media nic nie znaczą, jeśli ktoś po prostu nie gra dobrze albo nie ma tego charakterystycznego „czegoś”. Dlatego pierwszym krokiem byłoby dla mnie przesłuchiwanie miksów – czy są spójne, czy mają własny klimat, czy potrafią utrzymać narrację przez godzinę. To najlepiej pokazuje, jak ktoś faktycznie czuje muzykę i się nią posługuje. Druga rzecz to aktywność w sieci, ale nie w rozumieniu liczby lajków, tylko tego, czy ktoś realnie pokazuje się w kontekście grania – wrzuca miksy, fragmenty setów, relacje z imprez. To są sygnały, że ta osoba faktycznie funkcjonuje w środowisku, że chce się tym dzielić i że ktoś poza znajomymi miał okazję usłyszeć jej set. Istotne jest też to, czy ktoś ma własny charakter i pomysł na siebie. Jeśli od razu widać, że nie kopiuje innych, tylko buduje swój styl i sposób komunikacji, to przyciąga uwagę i daje większą szansę, że wniesie coś świeżego. Podsumowując: patrzę na miksy jako główne źródło oceny, w mediach społecznościowych szukam realnych dowodów na to, że dana osoba działa w praktyce, a całość oceniam przez pryzmat tego, czy wnosi coś od siebie i potrafi zainteresować czymś więcej niż tylko estetycznymi zdjęciami.

Siasia. Czy DJ jest od grania na imprezie czy promowania jej?
Czy opinia w środowisku o takiej osobie byłaby dla Ciebie równie ważnym wyznacznikiem? Załóżmy, że ktoś zagrał w znanym Ci klubie. Pytasz bookera o wrażenia i słyszysz: „Generalnie okej, technicznie bez zarzutu, selekcja super, ale mało kontaktowa osoba. Zero zaangażowania w promocję eventu, brak chęci, by pogadać, zostać na imprezie, ściągnąć znajomych”. Co z tym robisz?
Opinia środowiskowa jest dla mnie jakimś sygnałem, ale na początku staram się nią za bardzo nie sugerować, dopóki sam się nie przekonam. Każdy ma inny charakter i inny sposób funkcjonowania na imprezach – ja sam też często wpadam tylko zagrać i od razu wracam do hotelu albo do domu. Nie zawsze mam nastrój, żeby zostawać dłużej, bo dla mnie granie to przede wszystkim występ, a nie afterparty. Nie chcę, żeby to zabrzmiało negatywnie, ale tak to po prostu wygląda z mojej perspektywy. Dlatego najważniejsze dla mnie jest to, żeby ktoś dobrze grał i żeby to, co prezentuje muzycznie, pasowało do klimatu wydarzenia. Jeśli technicznie i muzycznie jest na wysokim poziomie, to te wszystkie „miękkie” kwestie, jak promocja czy towarzyskość, są dla mnie mniej kluczowe. Oczywiście fajnie, jeśli ktoś dodatkowo aktywnie promuje event i wspiera wydarzenie, ale nie traktuję tego jako warunku bookingu.
Siasia: Nie ma jedynej słusznej drogi
Co uważasz za największy mit dotyczący sztuki DJ-ingu? Czy słynne „prawdziwy DJ umie grać z winyli” ma jeszcze rację bytu, czy to już mrzonka dla klubowych dziadersów?
Mitów wokół DJ-ingu jest sporo, ale sprowadzają się one do tego samego – do próby ustalenia jakiejś „jedynie słusznej” drogi. A prawda jest taka, że nie ma jednej. Winyl, CDJ-e, kontroler, sync – to są tylko środki do celu. Jeśli ktoś uważa, że granie z winyli czyni go lepszym DJ-em, to ja mam na to prostą odpowiedź: jeśli nie potrafisz stworzyć klimatu, utrzymać energii i porwać ludzi, to choćbyś grał ze złotych płyt, nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Publiczność nie patrzy na Twoje ręce, tylko czuje, czy set niesie. I to jest dla mnie jedyny realny wyznacznik jakości DJ-a.
Gdybyś miał doradzić coś nastoletniemu sobie, który dopiero startuje z karierą – co by to było? Co powiedziałbyś sobie: co zrobić, czego nie zrobiłeś i czego za żadne skarby nie robić?
Przede wszystkim powiedziałbym sobie, żeby nie tracić czasu na przejmowanie się opinią innych, ale jednocześnie być otwartym na konstruktywną krytykę, bo to potrafi realnie pomóc w rozwoju. Żeby wcześniej zacząć produkować muzykę, bo to otwiera zupełnie inne drzwi niż sam DJ-ing i pozwala zostawić po sobie coś trwałego. A jeśli chodzi o „czego za żadne skarby nie robić”, to na pewno nie dawać się wciągać w toksyczne układy i kolesiostwo, bo to zawsze na końcu odbija się czkawką. Najważniejsze robić swoje i nie patrzeć na innych.
Ucz się sztuki DJingu pod okiem legendy
Chcesz poznać podstawy sztuki DJingu? Opanować biegłą obsługę sprzętu, od klasycznych gramofonów aż po najnowsze odtwarzacze? Chcesz dowiedzieć się jak budować narrację w setach i czytać parkiet? Jak szlifować poszczególne techniki i styl? Już dziś poznaj ofertę Electronic DJ School – profesjonalnej szkoły DJingu, w której odbędziesz kurs pod okiem jednego z najbardziej doświadczonych fachowców w Polsce – Siasi. Niezależnie od stanu wiedzy czy poziomu posiadanych już umiejętności – Electronic DJ School to miejsce, w którym zdobędziesz kompleksowe umiejętności i zbudujesz solidne fundamenty do dalszego rozwoju swojej kariery.
Poznaj ofertę i zapisz się już dziś!
