Muno Telegram: Gary Holldman: „Techno to bardzo barwna i wielorodna muzyka”

Wywiad
gary holldman wywiad

Jurek Przeździecki, Michał Wolski, Piotr Figiel, Kuba Sojka czy Jacek Sienkiewicz. A to zaledwie mniej niż połowa artystów, którzy od 2015 roku gościli w poznańskiej wytwórni International Day Off. W Muno Telegramie o wydawnictwie, ale i nie tylko, rozmawiamy z Szymonem Krzywoszem, znanym jako Gary Holldman.

Powody wywiadów są różne. Raz, sami z siebie czujemy potrzebę porozmawiać z artystą, innym razem zza horyzontu wynurza się warty uwagi powód. W przypadku naszego kolejnego rozmówcy cyklu Telegram, właśnie ten drugi aspekt wziął górę. Aspekt, o którym wiedzieliśmy już dawno i który przez cały ten czas mieliśmy z tyłu głowy. Okazja na publikację rozmowy ze sprawcą całego zamieszania pojawiła się w dniu winylowego wydania najnowszego wydawnictwa International Day Off. Mowa o pierwszej międzynarodowej EP-ce, Invitation, na którą oprócz autorskiej kompozycji Gary’ego Holldmana, składają się utwory Sebastiana Mullaerta, Neela i Petera Van Hoesena. Przy okazji, nie mogliśmy nie zahaczyć o tematy na pozór niezwiązane z wytwórnią. Dotyczące początków, marzeń czy… segregacji.

Gary Holldman

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Fot. Artur Nowicki

Muno Telegram: Gary Holldman – właściwy kierunek

Damian Badziąg: Cafe Mięsna, 8 bitów, Eskulap. Z czym kojarzą Ci się te nazwy?

Gary Holldman: W każdym z tych klubów organizowaliśmy imprezy z cyklu International Day Off. Cafe Mięsna to sam początek, w 2009 zrobiliśmy tam pierwszą imprezę. Później były ukochane Bity. To nie był zwykły klub ale wyjątkowe miejsce na klubowej mapie Poznania i całego naszego kraju. To w Bitach pierwszy raz w Polsce zagrał na naszej imprezie duet Minilogue, Pamiętam, że chwilę po północy już nie mogliśmy wpuszczać ludzi, bo klub był pełen. Eskulap to już historia sentymentalna, moja pierwsza impreza techno – Tresor 41 z Regisem. Miałem wtedy 16 lat (śmiech). Do 71. edycji nie opuściłem żadnej imprezy. Na występ Neila Landstrumma uciekłem z wesela, które odbywało się 100 km od Poznania. Tresor 65 był wyjątkowy, pierwszy na którym grałem. Każda impreza zagrana w Eskulapie na dolnej scenie była fantastycznym przeżyciem. To były świetne czasy. Eskulap mnie ukierunkował i pokazał, że techno to bardzo barwna i wielorodna muzyka.

Po upływie 10 lat nadal uważasz techno za taką muzykę?

Gary Holldman: Niestety nie. Kiedy zaczynałem spędzać noce w Eskulapie szybko zauważyłem, że techno ma wiele twarzy. Na moim pierwszym Tresorze poznałem Birmingham Techno, na kolejnych dwóch NuSkool Techno – była to dla mnie wtedy nowość, bo wcześniej głównie słuchałem setów takich artystów jak Dave Clarke czy Marco Bailey, gdzie techno miało w sobie dużo pozytywnej energii. W tamtych czasach nie brakowało też mocnych imprez house, electro czy dnb. W pewnym sensie to wszystko było wtedy w modzie. Działo się bardzo dużo. Dziś, mimo, że dzieje się jeszcze więcej, mam wrażenie, że czasy są uboższe, czarno-szare, zwłaszcza jeśli mówimy o muzyce techno. Większość miejsca zajmują dwa-trzy nurty, na które akurat jest popyt.

Gary Holldman – Natan

Gary Holldman. Wszystko w swoim czasie

A jak na przestrzeni lat zmieniał się Szymon Krzywosz?

Gary Holldman: Ewoluował i bardzo dużo się nauczył. Produkcyjnie jestem teraz w zupełnie innym miejscu niż byłem 10 lat temu, a już wtedy wydawałem płyty. Problem mojego wcześniejszego projektu (Szymon Hollner) był taki, że sama możliwość release’u przyćmiewała całą resztę. Brakowało jakości, dobrego mixu, aranżacji. Nie byłem tego wszystkiego do końca świadomy, kluczowa była perspektywa znalezienia się obok Billa Youngmanna czy Dave’a Tarridy z Tresora, do tego na winylu. Nic więcej nie miało dla mnie znaczenia. Dziś połowy z tych utworów bym nawet nie wysłał w demo. Wtedy robiło na mnie wrażenie wydanie muzyki za granicą, tam gdzie wydawały naprawdę duże nazwiska. Dziś mam do tego większy dystans, daje sobie czas, nigdzie mi się nie śpieszy.

To dlatego obecnie nie wydajesz muzyki w innej wytwórni niż International Day Off?

Gary Holldman: Jako Szymon Hollner wysyłałem demo do wytwórni i w ten sposób udawało mi się nawiązywać współprace. Kiedy ruszyłem z nowym projektem, następnie wspólnie z Maciejem powołaliśmy do życia International Day Off w formie wytwórni płytowej, okazało się, że to najlepsze środowisko do prezentowania mojej muzyki. Wytwórnia ma swój profil muzyczny, z którym w pełni się utożsamiam, mam kontrolę nad pozostałymi aspektami, które składają się na całość: promocja dbałość o elementy estetyczne itp. Dziś mniej mi zależy na walce o miejsce w labelu, w którym wydał też ktoś popularny.

Miałem kilka propozycji, ale nie czułem tego. Oczywiście jak pojawi się szansa na release w dużej wytwórni, która naprawdę otwiera nowe możliwości, to czemu nie. Myślę, ze wkrótce zrobię jakąś paczkę dla innych wydawców. Po wakacjach planuję wydać solową EP w klimatach Detroit, acid, electro z remiksem legendarnego producenta z Chicago. – DJ’a Skulla. Może to będzie dobra okazja, żeby przypomnieć o sobie w paru miejscach.

Zaciekawiło mnie jedno sformułowanie. Mówisz, że o muzykę należy zadbać. Rozwiniesz myśl?

Gary Holldman: W International Day Off kładziemy nacisk na jak największe wsparcie dla naszych artystów. Promocja to dla mnie bardzo istotny aspekt w tej pracy. Prowadząc wytwórnie musisz zrozumieć, że osoba, która wysłała ci demo włożyła w ten projekt swój czas, zaangażowanie, serce, ale również pieniądze. Instrumentów i oprogramowania nikt za darmo nie rozdaje. Dzięki promocji muzyka trafia do mediów, ale również do artystów, którzy po nią sięgają. Gdyby nie promocja, nie napisano by o mnie w Mixmagu, a Sven Väth nie grałby mojej płyty podczas otwarcia sezonu na Ibizie. To dodaje wiatru w skrzydła dlatego każde wydawnictwo trafia do promocji i na kanał HATE. Wypada to różnie, ale mam poczucie obowiązku, że tak trzeba.

Gary Holldman – Celina

Gary Holldman. Małe marzenia

Jesteś zadowolony z drogi, jaką obrał projekt? A może jest coś co przez te wszystkie lata sprawiło, że nie do końca wszystko idzie po Twojej myśli? Zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, jak będzie wyglądał International Day Off w przyszłości? Jak byś chciał, żeby funkcjonował?

Gary Holldman: Zdecydowanie tak! Przede wszystkim mamy na pokładzie wspaniałych ludzi, z którymi przyszło nam pracować. Prawda jest taka, że bez nich wytwórnia by nie istniała. Jest mi niezmiernie miło, że możemy działać z ludźmi, których lubimy i twórczość doceniamy, to wspaniałe uczucie. Odpowiada nam forma w jakiej funkcjonujemy, robimy swoje najlepiej jak potrafimy. To na czym na pewno zależy wydawcy to na poszerzeniu katalogu o artystów, których muzykę docenia i szanuje. Jak każdy mam swoje małe marzenia. Byłoby super…

Jako, że często lubię odbiegać od tematu muzyki, jakie marzenia w takim razie ma Szymon Krzywosz niemające nic wspólnego z muzyką, sceną itp?

Gary Holldman: Chciałbym dokończyć zwiedzanie Azji Południowo Wschodniej, zobaczyć Birmę, Laos i udać się dalej w stronę Nepalu. Chciałbym też napić się whisky destylowanej w latach sześćdziesiątych, najlepiej z regionu Campbeltown, z destylarni Springbank w Szkocji.  Myślę, że to może okazać się znacznie trudniejsze niż dotarcie do Birmy i  Nepalu!

Trudniejsze od przekonania ludzi, że szczepienia w obliczu imprez to nie żaden podział a realne podejście do zaistniałej sytuacji? Czytałeś komentarze pod pierwszym wydarzeniem Tamy?

Gary Holldman: Oczywiście, że to nie podział! Nikt do niczego cię nie zmusza, ale są zasady nałożone z góry. Miałem wrażenie, że najaktywniejsze osoby w komentarzach nie do końca zrozumiały przekazaną im treść. Ciężko wchodzić na tym polu w dyskusje. Nie wiem w jaki inny sposób mielibyśmy zapewnić klubom spokojne funkcjonowanie, niż po przez udział w imprezach głównie osób zaszczepionych.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →