Mark E – Stone Breaker

Ścieżka kariery Marka E zdaje się być coraz bardziej typowa jak na producentów pochodzących z kręgów dzisiejszej sceny house. Zauważony za sprawą licznych i wysokojakościowych editów, których opublikował cały szereg odkąd zaczął swoja przygodę z produkcją muzyki.

Z upływem czasu zabrał się za wydawanie swoich oryginalnych produkcji. I jak się okazało, zaczął odnosić jeszcze większe sukcesy. Jeśli doda się do tego wszystkiego niemalże dosłownie całą torbę bardzo udanych remiksów, to można śmiało stwierdzić, że Mark E to dziś jedna z flagowych postaci sceny house. I jego debiutancki album długogrający potwierdza ową tezę.

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

---

Bezpieczne i proste zakupy

„Stonebreaker” to 9 trackowy krążek, na którym próżno szukać słabszych momentów. Od początku do końca, słuchacz zostaje zabrany w wyjątkowo ciekawą podróż po różnych zakątkach współczesnego house’u.

Raz nieco mocniej, raz lżej – jedno, co łączy niemalże wszystkie kawałki zawarte na tej płycie, to taneczność i mordercza stopa basu, która w najbliższych miesiącach zapewne zagości na niejednym parkiecie. Ale to nie wszystko, co sprawia, że ten album należy do grubo ponadprzeciętnych.

Wszechobecna, rewelacyjnie przemyślana aranżacja każdego z numerów to kolejny mocny jego atut. Wystarczy chociażby przesłuchać przepięknego „Got To Get Me There”, czy otwierającego płytę „Archway”, żeby się o tym przekonać. Zresztą, w innych przypadkach wcale nie jest gorzej – „Black Moon” zahipnotyzuje każdego, dźwięki 303-ki w „Belvide Beat” spodobają się nawet tym, którzy za acid wcale nie przepadają, a „Black Country Saga” oczaruje wielu.

Wszystkie te kawałki to swoiste arcydzieła, które powinny nie tylko zagościć na dłużej w bardziej odważnych DJ setach, ale mają również spore szanse na dobrą pozycje w niejednym podsumowaniu roku. Album zresztą też. Sprawdźcie sami, bo aż tak dobre albumy zdarzają się tylko kilka razy do roku.