LuLu Malina: Przepis na sukces? Rób to, co kochasz – wywiad

Wywiad Muzyka
69969761_3021141921234197_5060684034149974016_n

Muzyka elektroniczna to bardzo wiele gatunków i różnorodnych form, aczkolwiek trzeba zauważyć, że od kilku lat coraz silniej zauważalny jest trend zmierzający w kierunku mrocznego, ciężkiego i surowego brzmienia. Cieszy jednak fakt, że także reprezentanci nieco łagodniejszych, technicznych brzmień z powodzeniem rozpychają się na rodzimym muzycznym podwórku. O pasji do muzyki, sukcesie, organizacji imprez i… jednorożcach, porozmawialiśmy z jedną z najlepiej rozpoznawalnych polskich DJ-ek. Sprawdźcie nasz wywiad z LuLu Malina.

Nasz dzisiejszy gość, jak sama o sobie mówi – kocha muzykę w niemal każdym jej wydaniu i formie, co da się zauważyć choćby, obserwując jej karierę. LuLu Malina zaczynała swoją przygodę z muzyką kilkanaście lat temu, lubując się w połamanych dźwiękach i tworząc pod pseudonimem Green Rose. Przez kolejne lata miała okazję występować na jednej scenie z gwiazdami światowego formatu. Dość wspomnieć o Roni Size, Ed Rush, London Electricity czy Pendulum.

Od połamanych beatów po oriental

Kolejne lata w branży muzycznej upłynęły jej pod znakiem stopniowej ewolucji w kierunku melodic techno, deep aż po oriental. Wtedy to właśnie, już pod nowym aliasem LuLu Malina, nasza bohaterka, grając dynamiczne, naładowane pozytywną energią i melodyjne sety, zaczęła porywać do tańca parkiety całego kraju. Z kolei w „wolnych chwilach” wpływa realnie na życie polskiego klubowicza, organizując cykle imprez i projektów muzycznych, jak choćby Stardust czy coraz bardziej popularny, środowy cykl imprez w stołecznej Smolnej o nazwie Środek. Zapytaliśmy, jaki ma przepis na sukces i czym jeszcze planuje nas zaskoczyć.

Elektronika, zwierzęta nocy i ban na brokat. LuLu Malina – wywiad

Paweł Niedzielski: Twoja przygoda z DJ-ingiem rozpoczęła się pod aliasem Green Rose i połamanych dźwięków, ewoluując przez lata, aż do techno w różnorodnych jego odmianach. Swego czasu mówiłaś nawet, że w Twoim sercu płynie d’n’b i breakbeat. Odkochałaś się?

LuLu Malina: W życiu prywatnym bywam kochliwa, często ekscytuję się nowymi rzeczami i zajawkami. Z muzyką mam podobnie.

Wcześniej nie orientowałam się w obecnie granej przez siebie muzyce, dopóki nie poznałam dwóch berlińczyków, stojąc w kolejce do 1500. Impreza skończyła się afterem, gdzie usłyszałam ich ulubione sety z pograniczna progressive house i melodic techno. Wow. Tydzień później byłam w Berlinie, zakochana w nowej muzyce po uszy. To było coś, czego szukałam.

W drodze powrotnej układałam już nowego seta Berlin Warschau Express. Tak wszystko się zaczęło. Natomiast, to nie tak, że jeden gatunek jest lepszy lub gorszy od drugiego.

Mimo wszystko, nie brakuje Ci BPM’ów? 

Tak, jak w innych sferach życia czasem technika jest tym ważniejszym aspektem, tak i w muzyce nie zawsze chodzi o szybkość… Melodyjne techno ma w sobie moc, która z powodzeniem zastępuje mi niedobór kilku BPM’ów. Chociaż, zdarza mi się „przypadkiem” dochodzić do końca skali na pitchu, więc może ten sentyment faktycznie we mnie pozostał. (śmiech)

LuLu Malina

LuLu Malina

Każdy DJ powinien być obeznany z czarną płytą

Zaczynałaś od czarnej płyty i twierdziłaś, że to Twój ulubiony nośnik. Przez lata coś się zmieniło, czy grywasz jeszcze czasem z winyli?

Dalej tak twierdzę, tylko przez to, że co tydzień lubię mieć świeży materiał, nie nadążyłabym przy moim trybie życia z wyszukiwaniem i kupowaniem muzyki. Poza tym obecnie nie wszystko, co gram, wychodzi na winylach.

Niestety, kiedyś względy materialne zmusiły mnie do sprzedania gramofonów, do których byłam bardzo przywiązana emocjonalnie. Planuję wrócić do czarnych płyt. Chcę mieć je jako dodatkowy nośnik i wyszukiwać smaczki. Niedawno kupiliśmy z moim chłopakiem gramofon, więc jestem na dobrej drodze.

Uważam, że każdy DJ powinien mieć obeznanie z tym nośnikiem. Dzięki moim wcześniejszym doświadczeniom z łamanymi dźwiękami, mam wrażenie, że teraz łatwiej jest mi odnaleźć się w innych stylach.

Wykształcona pani zootechnik z podyplomowo ukończonym SGH. Co sprawiło, że zamiast pracy ze zwierzakami w przytulnej lecznicy, wybrałaś zarywanie nocy i opiekę nad gatunkiem… Zwierz Imprezowy Nocny? (śmiech)

Od zawsze moim marzeniem była kariera w jeździectwie. Będąc jeszcze nastolatką, jeździłam po różnych stajniach w Polsce, trenowałam parkur, czyli skoki przez przeszkody. W pewnym momencie zrobiło się na tyle poważnie, że aby pójść krok dalej, potrzebowałam konia z wyższej półki, co nie było na liście priorytetów moich rodziców. Jest to sport dla bogatych ludzi i nie zawsze umiejętnościami wygrywa się zawody. Sport nadal pozostał moją pasją i chyba tylko dzięki regularnym treningom jestem w stanie dotrzymać kroku Zwierzętom Nocy.

Przepis na sukces? Rób to, co kochasz

Z czasem totalnie zmieniając pierwotnie wybrany klimat muzyczny, już jako LuLu Malina, ekspresowo poszybowałaś w górę na rodzimym rynku. Masz przepis na sukces?

RÓB TO, CO KOCHASZ! Trywialne, a jak bardzo prawdziwe. Jeżeli to, co robisz, pochodzi prosto z serca, to zawsze będzie miało ogromną wartość.

Grając muzykę, robię to, co kocham, pozostaję sobą, jestem uśmiechnięta i nikogo nie udaję. Mój tata, z którym obecnie nie mam kontaktu, widział mnie pracującą w korporacji. Zawsze musiałam iść pod prąd, stąd może czasem wydaje się, że jestem zbyt zadziorna. Możliwe, że ta autentyczność jest moim znakiem rozpoznawczym. Czasem dostaję za to po dupie, ale w tym już się raczej nie zmienię.

LuLu Malina: Lubię robić rzeczy po swojemu…

Tak, w przeszłości, jak i obecnie, realizujesz się jako organizator różnorodnych, muzycznych projektów. Dość wspomnieć znane szerszej publiczności Stardust – Dwie Wieże, muzyczny statek na Wiśle, cykle: Stardust w Smolnej, Klimat w Niebie, Spektrum w Sfinks700, czy wreszcie Środek, Twoje najmłodsze dziecko, również w Smolnej. Co Cię pociąga w tego typu projektach?

Kręci mnie to, że nie muszę czekać, aż ktoś zorganizuje wydarzenie tak, jak bym to sobie wymarzyła. Wolę działać, niż czekać.

Dzięki byciu organizatorką mogę sama wszystko zaplanować od A do Z. Mówię tu o dekoracjach, wystroju klubu, klimacie muzycznym. Lubię robić rzeczy po swojemu. Okazało się, że Wam się to podoba, a kluby, takie jak Smolna, Niebo czy Sfinks700 mi zaufały, za co im bardzo dziękuję.

Nasze najmłodsze dziecko, czyli Środek, jest genialny w swojej prostocie. Środek to środek tygodnia, czyli środa, to didżejka usytuowana na środku klubu, to tupanie pośród znajomych. Nic, tylko tańczyć…

Cykl Stardust obfituje natomiast w dekoracje, gdzie mogę wyżyć się artystycznie – chmury, planety, brokat, na który mamy już ban od klubu… (śmiech).

Podczas ostatniej edycji, 25 stycznia, gościliśmy Roberta Babicza, gdzie zajęłam się organizacją wydarzenia, które odbyło się na trzech scenach. Obstawiam, że tak bajecznej Smolnej jak dotąd jeszcze nie widzieliście! Już wkrótce, bo na marzec szykuję w ramach Stardust kolejną koncertową bombę. Bądźcie czujni!

Kiedy bycie kobietą pomaga, a kiedy może przysporzyć kłopotów?

LuLu, techno jest kobietą?

Totalnie. Masz ku temu jakieś wątpliwości?

Kiedy myślę o twardym, surowym i mrocznym techno, w głowie nie mam raczej obrazu pluszowego jednorożca. Pytam nie bez kozery, bo byłaś częścią projektu muzycznego Techno Jest Kobietą. Czy płeć ma Twoim zdaniem znaczenie w tej „robocie”?

Jednorożce są super i kochają techno, ale czasem gram im bardziej melodyjnie, bo by mi powariowały.

Wracając do tematu płci. Nawet dla mnie-kobiety, dużą przyjemnością jest patrzeć na artystki, które wnoszą element piękna do swojego występu. Z mojego doświadczenia wiem, że bycie kobietą czasem pomaga, ale może też przysporzyć kłopotów, szczególnie jak jest się taką zadziorą jak ja. (śmiech)

LuLu Malina

LuLu Malina

Jeździć, zwiedzać, produkować i… zagrać na Garbicz

Regularnie grywasz w klubach, organizujesz imprezy. W samym roku 2019 można było Cię usłyszeć na Instytut Festival, Wisłoujściu i na Audioriver i to trzeci rok z rzędu (!), gdzie powtarzalność DJ-ów, zdecydowanie nie jest częstym zjawiskiem. Jesteś na fali. Co sobie zawodowo wymarzyłaś na najbliższe 5 lat?

Pierwszy rok na Audioriver zagrałam na nieoficjalnej jeszcze wtedy scenie, obecnym True Music Stage. Byłam prawdopodobnie najdłużej grającym DJ-ką na festiwalu i mogłam się całkowicie wyżyć muzycznie. Pamiętam, że nie chciałam kończyć grać. Tak, jestem zwierzakiem scenicznym. Nie ja tworzyłam tę scenę, ale wierzę, że również dzięki mojej muzyce organizatorzy postanowili zrobić True Music Stage jedną z głównych scen festiwalu.

Moim marzeniem jest zagrać na Garbicz, niepowtarzalnym festiwalu, który wywarł na mnie piorunujące wrażenie swoim wystrojem, lokalizacją, proekologicznym podejściem i panującą tam atmosferą wzajemnego szacunku i miłości. Burning Man, Tulum… jeździć, zwiedzać, grać & repeat to plan na przyszłość.

Od tego roku zajmuję się na poważnie produkcją. Właśnie tworzę nowe studio, mam już prawie gotowe pierwsze wydawnictwo. Uwielbiam podróżować, zwiedzać, poznawać ludzi. Dążę do tego, by grać coraz częściej poza granicami naszego kraju, dla coraz szerszej publiczności. Miałam przyjemność na początku zeszłego roku odwiedzić Sztokholm i zagrać z Oscarem Mulero. Ostatnio grałam w tym mieście po raz kolejny i dla mnie nie ma nic lepszego.

Pewnie dla starych wyjadaczy to podróżowanie po świecie jest już męczące, ale ja właśnie za te 5 lat chcę poczuć to zmęczenie. (śmiech)

LuLu Malina

LuLu Malina

Ciarkomierz i muzyka płynąca z serca

Jesteś uznawana za DJkę o świetnej selekcji i specjalistkę w zręcznym mieszaniu stylów. Kto Cię muzycznie inspiruje?

Otwarta głowa wywodzi się z d’n’b, jungle i break beatu. Przez to, że grałam w swoim życiu różne rzeczy, nie szufladkuję się i nie zamykam w jednym gatunku.

Nigdy nie miałam żadnych nakreślonych wzorców muzycznych. Faktycznie, jest trochę tak, że gram po prostu to, co mi się podoba. Natomiast, jest dla mnie ważne, by set miał w sobie historię, by poprzez muzykę przekazywać swoje uczucia. Jestem bardzo różnorodną osobą, więc ciężko mi oddawać emocje ograniczając się do jednego stylu. Muzyka płynie z serca, przez co w dużej mierze moje granie jest zależne od humoru.

Ostatnio miałam okazję zagrać z Marcusem Meinhardtem oraz Marco Resmannem, którzy są dla mnie wzorami, zarówno pod względem produkcji muzycznej, jak i prowadzenia kariery. Również inspiruję się producentami takimi jak Yotto, u którego uwielbiam płynące dźwięki, wszechobecne pady. Do tego dochodzą emocjonalne numery Monkey Safari czy produkcje Animal Trainer, obfitujące w orientalne dźwięki.

Przesłuchując muzykę, kieruję się odczuciami, swoim prywatnym „ciarkomierzem”. Nie ważne co to za label, co to za artysta, ważne, że rusza. (śmiech). I widzę, że na Was też to działa.

LuLu Malina

LuLu Malina

LuLu Malina i definiowanie muzyki

Powiedziałaś kiedyś, że kiedy grasz, odpływasz w swój magiczny świat. Można tego doświadczyć podczas Twoich występów. Czym jest dla Ciebie muzyka?

Dziękuję, to bardzo miłe, co mówisz. Muzyka to dla mnie radość i spełnienie. Teraz to również sposób na życie i droga, którą kroczę, ale przede wszystkim jest to przyjemność.

Muzyka to przyjaciele, znajomi, wspólne chwile. Poprzez muzykę wyrażam swoje emocje. Łączę ją z tańcem, a jak zapewne zauważyłeś, grając nie mogę ustać w miejscu. Czasem łapię się za głowę, widząc na filmikach, co wyprawiam w trakcie grania. (śmiech)

Zdecydowanie widać to spełnienie, kiedy stoisz za konsoletą, a po ostatnich Twoich występach w Poznaniu, definitywnie życzyłbym sobie więcej Twoich odwiedzin w stolicy Wielkopolski. Powiedz jednak, czego życzyć Tobie?

Możesz mi życzyć konia, pięciu malamutów do zaprzęgu, bo jednego już mam i koniecznie alpaki, tutaj przyjmę każdą liczbę. Do tego domek pod lasem, ze studiem i gotowe.

A nam wszystkim życzę niezapomnianych imprez w najpiękniejszych zakątkach naszej planety.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →