Balance 011
Info
Ostatnie kilka lat właściciele australijskiego labelu EQ mogą z pewnością zaliczyć do niezwykle udanych, a już na pewno do głośnych. Głównie za sprawą serii kompilacji DJ-skich ukazujących się pod nazwą Balance. Wśród autorów kolejnych wydawnictw z tej serii znaleźli się czołowi przedstawiciele nurtu progressive – między innymi Anthony Pappa, Chris Fortier i James Holden, a w ciągu ostatnich dwóch lat kolejne odsłony Balance zgodnie określano mianem wybitnych, począwszy od legendarnej ósmej części przygotowanej przez Desyna Masiello, przez równie udany miks Paolo Mojo, do niesłusznie niedocenionej dziesiątej kompilacji autorstwa Jimmy’ego van M. W pół roku po premierze ostatniej płyty z serii, trafiają w nasze ręce dwa kolejne krążki, które serwuje nam Kanadyjczyk Luke Fair. Zatem – czy wiosna 2007 przejdzie do historii jako czas Balance 011?
Zaledwie kilka tygodni po niezapomnianym występie Luke’a Fair’a w poznańskim klubie SQ trafia w moje ręce jego autorska kompilacja przygotowana dla EQ Recordings. Otwarcie przyznaję, że to co usłyszałem w czasie jego seta na żywo długo pozostanie w mojej pamięci jako niedościgniony ideał progresywnego grania – więc tym większe były moje oczekiwania (i obawy zarazem) kiedy sięgałem po Balance 011.
Dwa ponad siedemdziesięciominutowe miksy autorstwa kanadyjskiej gwiazdy, przygotowane na potrzeby kompilacji, wypełnia wszystko to – co w progresywnym house najistotniejsze. Abstrahując od tracklisty (skądinąd – imponującej), Balance 011 można śmiało nazwać wzorcowym przykładem tego, jak powinno się budować napięcie i nastrój w setach.
Pierwsza część składanki jest zdecydowanie spokojniejsza. Luke Fair sięga po nagrania wprowadzające nas w pozytywny nastrój. Od wyciszenia i uspokojenia, poprzez stopniowo pojawiające się bardziej energetyczne elementy, zabiera nas w egzotyczną podróż. Nie brakuje tu wpływów funky czy reggae – lekko zdubowane brzmienia dosłownie wciągają nas w muzyczny świat kreowany przez utalentowanego DJ’a i producenta. Podobnie jak w swoim secie „live”, Fair zaskakuje nietuzinkową melodyjnością i płynnością miksu. Każdy kolejny element seta stanowi logiczne rozwinięcie poprzedniego utworu. Zgodnie z filozofią nurtu progressive – napięcie cały czas rośnie, nawet najbardziej „oporni” z każdym krokiem coraz bardziej dają się porwać muzyce. A to zaledwie przedsmak tego co czeka nas w drugiej części Balance 011 by Luke Fair.
Druga płyta jest bardziej intensywna rytmicznie, co w najmniejszym stopniu nie wpływa na jej „melodyjność”. Podobnie jak w czasie występów klubowych, Luke Fair ani na moment nie zwalnia tempa, z wirtuozerią godną największych pochwał wprowadza kolejne utwory, wydobywając z nich to co najlepsze, najbardziej charakterystyczne i równocześnie chwytliwe. Nawet potencjalnie mało przebojowe pozycje nabierają niezwykłego blasku w takim zestawieniu. Autor z niezwykłą swobodą porusza się między pozornie odległymi nowoczesnymi, oszczędnymi tech-house’ami, a chociażby finałowym, wielowymiarowym „Curious” Humate – zapomnianym nieco tematem z wczesnych lat 90-tych. Zresztą – obydwie płyty składające się na Balance 011 zawierają dużo więcej takich niespodzianek.
Luke Fair to artysta obdarzony niezwykłym wprost gustem muzycznym, co zdecydowanie wyróżnia go z grona równych mu, głośnych, nazwisk sceny progressive. Balance w jego wydaniu to znakomita składanka pozbawiona właściwie minusów. Co więcej – posiada niezwykła w dzisiejszych czasach cechę – nie nudzi, a mimo ponad 140 minut – pozostawia nawet niedosyt muzyki! Fair w sposób niezwykle sugestywny daje nam odczuć, że od pierwszego do ostatniego taktu całkowicie panuje nad sytuacją, a dobór utworów dodatkowo sygnalizuje nam, że dostajemy do ręki dzieło bardzo przemyślane i autorskie. W przeciwieństwie do wielu reklamowanych ostatnio miksów – Balance 011 nie rozczarowuje tanimi chwytami i popularnymi przebojami – a jednak (głównie za sprawą umiejętności autora kompilacji) większość melodii na długo zapada w pamięć. Co więcej – wbrew popularnej ostatnio tezie, jakoby progresywny house przeżywał kryzys, a muzyka ta charakteryzowała się małym „potencjałem imprezowym”, a wręcz uchodziła za nudną – Balance 011 przywraca prezentowanemu gatunkowi należne miejsce i udowadnia, że więcej niż połowa sukcesu zależy od DJ’skiego „szóstego zmysłu”, jaki z całą pewnością posiada Luke Fair. Nie mieć tej płyty – nie wypada, zignorować ją – to grzech śmiertelny…