Lambert w szalonym industrialnym pędzie. Posłuchaj albumu „False”
Niemiecki pianista, kompozytor, muzyk. Artysta, który swoją ostatnią płytą poszarpał dźwięki i przetarł szlaki innego myślenia o klasyce i możliwościach jej eksploatacji. Mroczny i elegancki, rozedrgany w swoim uduchowieniu. Przedstawiam Wam Lamberta, a Lambert przedstawia False.
Lambert – instrumentalnie kompletny
Nie będę kryć się z tym, że jest moim zupełnie przypadkowym odkryciem. Perełką, na którą natrafiłam podczas poszukiwań odpowiedniego instrumentalnego podkładu. Niewykluczone, że ich źródłem była Hania Rani – ceniona, owszem, ale w tamtym momencie nie tego chciałam i nie tego potrzebowałam. Lekkość estetyki muzyki fortepianowej w jej wykonaniu urzeka, to prawda, lecz polowałam na coś, co momentalnie przykuje moją uwagę. Wtedy dotarłam do albumu True, również przekrojowego, będącego piękną definicją współczesnej muzyki klasycznej. Już w poszczególnych utworach czaiły się niepokojące nuty, zdradzające rozbisurmanienie artysty, jego ciągoty w stronę drażniącej elektroniki. Lambert w swoich kompozycjach, przynajmniej z tej płyty, pozostaje bardzo subtelny. Niemalże: na uboczu. Wygląda to tak, że jesteś Ty i jest muzyka, oswajasz się z nią, porozumiewasz, zaczynasz łapać łączność. Melodia Cię nie dominuje, pozwala być, ale jednak zaznacza obecność. W utworach niemieckiego artysty dźwięk opowiada historię na równi z zawartą w niej przestrzenią. Tytuły poszczególnych numerów to czasem wskazówki, szybciej jednak interpretacyjne pułapki. Rzadko spotykam się z tak instynktownym brzmieniem, które w pełni wystarczy do kompletnego przekazu.
The Dance
Lambert w drodze do artystycznej wolności
Płyta, od której zaczęłam snuć swoją opowieść, jest jednak, rzekłabym, newschoolowym standardem, która jednak ucieka od bycia zwyczajnie standardową. Reinterpretuje klasykę, unowocześnienia instrument, jest minimalistyczną pochwałą muzyki – po prostu To żaden regular, to przedobry krążek. Dwa lata później pojawia się jednak album False i ten, ten jest już zdecydowanie ciekawszy. Może i nawet kontrowersyjny, bowiem tam, zupełnie odmienne muzyczne szczepki związały się ze sobą na gęsto. Krążek jest wręcz dychotomiczny: tak, jak płuca walczą o swoje, tak walczy i skupienie, by nie wypaść z ciężkiego, industrialnego rytmu. Bardzo tu niewygodnie, bo wszystkiego jest dużo, a przebodźcowanie z łatwością może dopaść już po pierwszym utworze.
Album „False” dał mi wolność do rozwijania się artystycznie w rozmaitych kierunkach. Teraz mogę wszystko
– powiedział Lambert o swojej najnowszej płycie
False – okładka albumu
Jakie efekty chcesz na płycie? Wszystkie
Czy przesadzam? Może odrobinkę, ale zwłaszcza pierwsza część płyty jest aż przepełniona. Twardymi, ryjącymi w głowie bitami, wymagającym jazzowaniem, urbanistycznym podkładem pod kompozycje, które albo stoją okoniem do tej zmodernizowanej warstwy muzycznej, albo wręcz się w nią wtapiają. Lambert doskonale gra jednak na tym niedopasowaniu i z gryzącego się materiału wydobywa, co najlepsze. Mniej znaczy więcej, więcej znaczy mniej, mniej, znaczy lepiej.