Kiasmos w festiwalowych odsłonach – WYWIAD
Latem duet Kiasmos wystąpi na dwóch polskich festiwalach - masowym Open'erze i nieco bardziej kameralnym Intro w Raciborzu. W jaki sposób artyści przygotowują się na nie?
Duetu Kiasmos nie trzeba w Polsce nikomu przedstawiać. Artyści są u nas częstymi gośćmi, ale za każdym razem mocno wyczekiwanymi. Tego lata Islandczycy wystąpią na dwóch „naszych” festiwalach – najpierw w Gdyni na Open’erze, nieco później na Intro w Raciborzu.
Czego możemy spodziewać się po nich tym razem?
28.06-01.07.2017 | OPEN’ER FESTIVAL | GDYNIA
–
22.07.2017 | INTRO FESTIVAL | ZAMEK PIASTOWSKI | RACIBÓRZ
KIASMOS – WYWIAD
Występujecie tego lata razem jako Kiasmos na dwóch festiwalach w Polsce: Open’erze i Intro Festival. Na jednym gracie live act, na drugim DJ set. Czym będą się różniły w warstwie muzycznej?
Nasz DJ set jest występem, w którym łączymy oryginalne kawałki Kiasmos z fragmentami utworów innych twórców. Głównie tych, którzy stanowią dla nas muzyczne inspiracje. Wkładamy mnóstwo pracy w to, by doprowadzić listę, która powstanie po tym połączeniu do perfekcji. Poszukujemy utworów, które rozbudowują klimat i poszerzają niepowtarzalną atmosferę „Kiasmos style”. Live set z kolei składa się wyłącznie z naszych oryginalnych kawałków. Proces tworzenia live setu jest odmienny od tego, gdy spotykamy się w studio przy tworzeniu nowego materiału. Żeby przygotować występ na żywo, przygotowujemy odpowiednią set-listę, a następnie bardzo uważnie szukamy kolejnych luk w utworach, miejsc, które dają nam przestrzeń do improwizacji. Jednak w obu przypadkach chcemy, żeby to był wyjątkowy występ.
To różne oblicza. To też dwie różne imprezy – największa masowa scena w Polsce i zamknięty Średniowieczny Zamek. Jak feedback fanów potrafi wpłynąć na Wasz sposób gry?
To jest zawsze niesamowite grać dla zaangażowanej w naszą twórczość publiczności. Daje nam dużego kopa i pozytywne emocje na scenie, ale jak duża jest widownia? To nie ma dla nas żadnego znaczenia. Liczy się atmosfera i energia.
Kiedyś nagrywaliście w pokoju Ólafura, dziś staliście się popularni. Zmienia się wasz muzyczny status. Czy wracając z europejskich festiwali do Islandii, czujecie zmianę? Nagrywacie już tylko w studio nagrań z najdroższymi konsoletami i najstarszymi analogami?
Kiedy wracamy z trasy, jesteśmy bardzo wyczerpani. Zawsze potrzebujemy kilku dni, by naładować baterie. Inna sprawa, że wracamy do naszego kochanego, starego miasta Reykjavik – naszego domu. Rzeczywiście życie bardzo zmieniło się od momentu, kiedy zaczęliśmy przygodę jako Kiasmos. Przez te lata zgromadziliśmy sporo profesjonalnego sprzętu i mamy dobrą przestrzeń do tworzenia muzyki, ale sam proces twórczy jest niezmienny od lat.
Podczas produkcji, który z Was jest bardziej „analog”, a który „cyfra”?
Ten proces nie jest tak podzielony, ale rzeczywiście mamy tendencję do używania wyłącznie analogowych syntezatorów. Cyfrowe procesy są świetne w realizacji tylko niektórych, wybranych pomysłów.
A który utwór Kiasmos jest najbliższy Waszemu sercu?
To utwór „Lit” otwierający nasz debiutancki album. Prosty utwór… Można powiedzieć, że w jakimś sensie napisał się sam, naturalnie, ale planowaliśmy go jeszcze rozwinąć. Ostatecznie trafił na album niezmieniony. Jest nam najbliższy.
Dzięki i do zobaczenia w Polsce.
Już nie możemy się doczekać!