Każdy koniec uwalnia energię. Święty Bass – ostatni wywiad

O najbardziej nurtujących sprawach związanych z zakończeniem działalności. O przeszłości i przyszłości. O chwilach triumfu i słabości. O zajawce i poczuciu własnej wartości. O ludziach i muzyce. O przyjaźni i partnerstwie. O wdzięczności i ambicji. Przed Wami Miły ATZ i Phunk'ill w ostatnim (?) wywiadzie jako Święty Bass, ilustrowanym wspaniałymi zdjęciami Jakuba Szarzyńskiego z finału pożegnalnej trasy.
Nie jestem bassheadem, dlatego gdy o chłopakach zaczęło robić się głośno, porozmawiałem z kilkoma znajomymi, znacznie bardziej obytymi w tej stylistyce, na temat ich fenomenu. Wielu wskazywało na oczywiste rzeczy – na luz, na umiejętność budowania wizerunku, na integrowanie wokół siebie społeczności, na flirt z rapem, zarówno na poziomie czysto muzycznym, jak i w komunikacji. To, co jednak mnie osobiście przekonało najmocniej, to otwarte głowy Miłosza i Kamila, tak bardzo odróżniające ich od lwiej części sceny, przykutej od lat do purystyczno-gatunkowego konserwatyzmu. Niektórzy mówią, że z muzyką basową jest trochę jak z metalem – zmaskulinizowane, hermetyczne i okopane w dogmatach z przeszłości środowisko alergicznie reaguje na to, co nowe czy inne. Tymczasem dwóch chłopaków wjechało „na pełnym rapie” i zaprowadziło swój porządek. Wywróciło scenę i zaczęło movement. Otoczka to jedno, ale liczy się to, co jest w środku – wokół czego ona powstała. A powstała wokół zajawki i wspomnianych już otwartych głów – otwartych na muzykę, ludzi i zmieniający się świat.

Święty Bass to movement
Dziś Święty Bass to fenomen, z którym nie polemizują nawet najbardziej truskulowi bassheadzi. Zresztą nie ma z czym polemizować, bo Miły ATZ i Phunk’ill legitymują swój status przede wszystkim wyrazistym, dopieszczonym produkcyjnie brzmieniem, które czerpie zarówno z klasyki, jak i z tego, co najświeższe i niekoniecznie położone w bezpośrednim sąsiedztwie sceny klubowej. W swoim podejściu i doświadczeniach zebranych przez działalność na wielu polach rynku muzycznego, Święty Bass od początku wiedzieli jakie znaczenie ma community i, co najważniejsze, umieli to community zbudować, zintegrować i pociągnąć za sobą. Na klubowe koncerty, na festiwale, na plebiscyty. Popkillery, dwa zgarnięte Munoludy, w tym jeden wygrany z gigantyczną przewagą. Można zacytować klasyka – „power to the people”.

Święty Bass mówi „stop”
Pasmo sukcesów mogłoby ciągnąć się dalej – kolejne wyprzedane kluby, coraz większe sceny na festiwalach, rosnąca publiczność. Jednak Miły ATZ i Phunk’ill powiedzieli „stop”. Zaskoczenie? Z jednej strony tak – Święty Bass schodzi ze sceny w peaku kariery. Z drugiej nie – Święty Bass schodzi ze sceny dlatego, że jest w peaku kariery i to najlepszy moment na taki ruch. Zamiast odcinać kupony i powielać schematy, Miłosz i Kamil szukają nowych dróg. I to jest jak najbardziej okej.
Ostatnia trasa koncertowa była jak budowanie sobie pomnika. Frekwencyjny sukces, niebywały feedback od fanów, mnóstwo podziękowań, wspomnień, wzruszeń – Święty Bass osiągnął coś, co na polskiej scenie basowej (i nie tylko basowej) wydawało się niemożliwe. Jednak i tutaj należy zauważyć pewną ważną cechę charakteru projektu – jego nie do końca klubową tożsamość, która okazała się być jednym z największych atutów. Być może powinna być też drogowskazem dla innych? Wszak na próżno szukać choćby jednego polskiego artysty basowego (choć i techno byłoby kiepsko), który byłby w stanie wyprzedać klub o pojemności 2000 osób.

Święty Bass – ostatni wywiad
Choć Miły ATZ i Phunk’ill zagrali z fanami w otwarte karty, to w głowach wszystkich pojawiły się dziesiątki pytań. „Dlaczego?”, „Co teraz?”, „A może…?”, itd. W mojej również i dzięki uprzejmości i zaufaniu chłopaków mogłem je zadać.
O najbardziej nurtujących sprawach związanych nie tylko z zakończeniem działalności. O przeszłości i przyszłości. O chwilach triumfu i rezygnacji. O zajawce i poczuciu dumy. O ludziach i muzyce. O przyjaźni i wdzięczności.
Miły ATZ i Phunk’ill w ostatnim (?) wywiadzie jako Święty Bass. Zdjęcia z finału pożegnalnej trasy: Jakub Szarzyński.

Święty Bass. O decyzji
Hubert Grupa: Chłopaki, po pierwsze – ogromny szacun za odwagę podjęcia tak trudnej decyzji i chęć podzielenia się nią z innymi. Po drugie – jeszcze większy szacun za to, co zrobiliście dla siebie, dla ludzi i dla sceny za sprawą Świętego Bassu. Po trzecie – największy szacun za ukłon w stronę fanów, dla których ta sytuacja może być rozdzierająca serca, a mimo tego, dajecie im ostatnią szansę, by się z Wami pożegnać. Po czwarte – jak się dziś czujecie z tą decyzją? Ulga czy przytłoczenie?
Kamil Wysocki aka Phunk’ill: Dzięki. Zdecydowanie zorganizowanie ostatniej trasy naszemu community się należało. Otrzymaliśmy tego kolejny namacalny dowód zaraz po ogłoszeniu zakończenia działalności. Ilość pełnych emocji wiadomości, komentarzy, filmików przeszła moje najśmielsze oczekiwania i bez wątpienia były to dla mnie bardzo trudne chwile. Niby człowiek wiedział, a z drugiej strony nie dochodziło na co dzień do niego, że ten Święty Bass tak mocno rezonuje z ludźmi.
Miłosz Szymkowiak aka Miły ATZ: Również dziękuję za te słowa! Ja na dzień dzisiejszy jestem oswojony z tematem i nie czuję zbytniego przytłoczenia. Proces godzenia się z tym, że to słuszne rozwiązanie u mnie trwał dość długo, co nie zmienia faktu, że reakcja ludzi mnie dotknęła i było smutno. Z tych dwóch bliżej mi do ulgi, bo od momentu podjęcia decyzji do jej ogłoszenia minęły z 3 albo 4 miesiące. Dziwnie było grać imprezę dla publiki, która jeszcze nie wie.

Nie chcę wchodzić w prywatę, zatem jeśli nie chcecie to nie odpowiadajcie, ale muszę zapytać: była rozmowa? Dyskusja? Czy może indywidualne dojście do tego samego wniosku, którym w końcu wspólnie podzieliliście się ze sobą?
Phunk’ill: To było naturalne. Obaj jesteśmy profesjonalistami i symultanicznie poczuliśmy, że nie jesteśmy w stanie dowozić już tego na najwyższym poziomie, a wtedy nie ma sensu zawracać ludziom głowy robieniem czegoś na pół gwizdka, nawet jeśli projekt stanowi dla nas niezłe źródło monetyzacji.
Miły ATZ: Było bardzo wiele dyskusji, które trwały około pół roku. W pierwszej kolejności rozmowa z Atutowym, który zakomunikował nam, że opuszcza projekt na początku lata poprzedniego roku. U mnie to wtedy zakiełkowała idea zakończenia projektu w jego szczytowym momencie. Osobiście obserwowałem wiele rozpadów zespołów, które rozpływały się w powietrzu i poczułem, że jeżeli wkrótce tego nie zrobimy to czeka nas to samo. Adam był fundamentem strony producenckiej tego projektu, ja sam pomimo szczerych chęci i nacisku na rozwój w sferze produkcji muzycznej nie chciałem brać na siebie tego ciężaru.

Phunk’ill: „Idea Świętego Bassu się nie wyczerpała, wręcz przeciwnie”
Siłą rzeczy muszę nawiązać do Waszego statementu, w którym pojawiło się następujące zdanie: “Nie chcieliśmy dawać półproduktów. Staraliśmy się dowozić najlepszą możliwą jakość i kiedy poczuliśmy, że to nie jest dłużej możliwe”. Muszę zapytać – dlaczego nie jest to dłużej możliwe? Co – w zakresie podejścia emocjonalnego do projektu Święty Bass – wyczerpało się?
Phunk’ill: Mieszkamy w różnych miastach, każdy z nas ma masę obowiązków, które muszą stanowić priorytet w jego życiu. Planowaliśmy to od dłuższego czasu i nie ma w tym krzty złej krwi, chociaż jak w każdym teamie nieporozumienia też się zdarzały.
Idea Świętego Bassu się nie wyczerpała, wręcz przeciwnie – teraz jest idealny czas na to, żeby powstawały nowe projekty, które przejmą po nas schedę. Każdy z nas będzie też kontynuował swoją działalność, w takiej czy innej formie. Scena bassowa ma się dobrze i wierzę, że będzie się miała jeszcze lepiej.
Miły ATZ: Święty Bass stworzyła nasza codzienna relacja, wspólne siedzenie w studio i spędzanie razem czasu. W momencie gdy zaczęliśmy się od siebie oddalać jako ludzie, zaczęło się to odbijać na projekcie. Dla mnie by tworzyć zespół, który robi lub gra muzykę z przyjemnością, w spójnej wizji trzeba spędzać razem czas i mieć ze sobą ciągle do czynienia. Trzeba podobnie myśleć, ciągle wymieniać się spostrzeżeniami, po prostu żyć razem. Niestety przez utrzymywanie relacji na odległość oraz brak przestrzeni czasowej zaczęło się to rozjeżdżać.
ŚWIĘTY BASS – OOPS
Miły ATZ: „Czułem, że muszę wybrać”
We wspomnianym statemencie napisaliście o uwolnieniu energii. Święty Bass stał się jej katalizatorem? Zaczął pochłaniać jej więcej niż był w stanie dać Wam jako twórcom?
Miły ATZ: Energia się uwalnia, gdy ktoś/coś umiera, a chyba dało się dostrzec, że ten projekt miał jej w sobie bardzo dużo! Może się zamienić w różne formy i waluty, i gdyby tak widzieć świat jako miejsce gdzie istnieje tylko jedna – hajs, to można by stwierdzić, że ta decyzja to głupi pomysł. W momencie gdy zaczęło mnie to kosztować dużo więcej niż tylko poświęcony czas i zdrowie stracone na melanżu poczułem, że muszę się wycofać. Wielu ludzi uważa, że utrzymywanie się z pasji to życie w sielance, godzina koncertu dwa razy w miesiącu i do kasy – niestety wymaga to bycia „w pracy” w zasadzie 24/7 trzymając rękę na pulsie, jeśli nie w kwestiach stricte artystycznych to we wszystkich innych dookoła. Sam projekt Miły ATZ pochłania wystarczająco dużo czasu i czuję, że jeżeli się na nim odpowiednio nie skupię to umrze. Czułem, że muszę wybrać.
Phunk’ill: Mimo tego, że w niektórych obszarach działalności ŚB zacząłem odczuwać bicie głową w ścianę, to energia od ludzi mocno to kompensowała. Nie powiedziałbym zatem, że ta równowaga nawet w tych trudniejszych momentach była w moim przypadku zaburzona.

A skoro o uwolnieniu energii mowa – na co Wam jej brakowało? Koncerty? Praca nad muzyką?
Miły ATZ: Mi osobiście na każdą z tych rzeczy. Uważam, że brak nowych numerów powodował brak odpowiedniej energii wewnątrz mnie na imprezach. Im dłużej nic nie wydawaliśmy, tym ciężej mi się grało. Po premierze Acid Moro na moment było tego trochę więcej, ale nie robiłem tego materiału z myślą o Świętobasowych rejwach, więc też szybko się to wyczerpało.
Phunk’ill: Święty Bass to multiplaszczyznowa machina, którą też wielowymiarowo trzeba było się zajmować. Mając na co dzień obowiązki zawodowe ciężko było mi osobiście zajmować się wszystkimi tymi obszarami, również pozamuzycznymi. Żeby wspinać się na wyżyny kreatywności, trzeba mieć do tego odpowiednie środowisko i swego rodzaju luz, który być może przez pryzmat ambicji do robienia coraz większych rzeczy, ze mnie uszedł. Bo wiesz, żeby skupić się odpowiednio na muzyce, dobrze jest nie musieć cały czas myśleć o należytym i regularnym kontakcie z community (pozdro Elipsiarze <3), kolejnych ruchach merchowych, kolejnych kierunkach wizualnych, produkcji wydarzeń a na końcu prowadzeniu sociali. Potencjalnie jest to wykonalne, ale nie w przypadku łączenia tego z innymi gałęziami osobistej działalności, które też powinny zostać należycie zaopiekowane.

Święty Bass. Elipsiarze znaczy community
Zaryzykuję hipotezę, że nie spodziewaliście się takiego sukcesu w momencie, w którym połączyliście siły pod szyldem Świętego Bassu. Czy dziś, patrząc z perspektywy czasu, ale i podjętej decyzji oraz pożegnalnej trasy, jesteście w stanie powiedzieć obiektywnie co stało się głównym motorem napędowym powodzenia Waszego projektu i tym, co przekonało do niego tak wielu fanów?
Phunk’ill: Było bardzo wiele czynników, które działały ze sobą perfekcyjnie.
Miły ATZ: Myślę, że my byliśmy tym motorem: najlepsze hostowane przez MC imprezy, piosenki z nawijką Miłego ATZ i innych na bitach Atutowego, wplecione w selekcję Phunk’illa pod wizualki Ponchee’ego. Ludzie chcieli się z tym utożsamiać, bo było cool, atmosfera na imprezach była pozbawiona sztucznej napinki, wszyscy przychodzili słuchać muzyki, a nie szukać problemów i czuli się jak jedna wielka rodzina. Brak dystansu między nami, a odbiorcami też na pewno miał na to wpływ – można było bez problemu nas spotkać w pogo, po imprezie, czy jeszcze na terenie klubu i z nami pomelanżować.

Nie będzie ani tajemnicą, ani kokieterią z mojej strony jeśli powiem, że dzięki Świętemu Bassowi narodziła się w Polsce nowa publiczność otwarta na muzykę basową. Dodajmy, że publiczność nieco inna od tej już istniejącej wcześniej, bo również Wy – jako artyści i jako projekt – byliście inni niż dotychczasowi reprezentanci tej sceny. Czego ludzie potrzebowali, by zakochać się w basówie, co dał im Święty Bass, a nie dawali inni twórcy? Feeling? Puszczenie oka w kierunku hip-hopu nie tylko na poziomie muzyki, ale i wizerunku, feelingu, identyfikacji Waszej twórczości, koncertów, itd.?
Miły ATZ: Potrzebowali kogoś, kto zainspiruje ich swoją miłością do muzyki i pokaże im tą miłość na żywo w pełnym spektrum ponad podziałami na gatunki muzyczne, pochodzenie czy rasę. Kogoś, kto skupi ich uwagę na muzyce, a nie wszystkim dookoła odwracającym uwagę. Kogoś, kto pokaże, że fajnie jest ją rozumieć, wiedzieć kto ją produkował, kto ją wydał, jaka jest jej historia i kultura z nią związana. Myślę, że rap w języku polskim na pewno też był istotną kwestią, a mariaże z nim zainteresowały spore grono młodych ludzi, których trzeba było “przechrzcić basem” 😀 – zapewne wielu z nich się od tego odbiło i rzeczy, które wydawaliśmy/graliśmy były nie do przejścia. Po oddzieleniu ziarna od plew zostali ci bardziej otwarci na nowe brzmienia.
ŚWIĘTY BASS – KTO TO JEST
Święty Bass. O polskiej scenie basowej
Czy było coś, co Was bardzo wkurzało albo irytowało w scenie basowej, co chcieliście zmienić zakładając i działając jako Święty Bass? A może po prostu nie oglądaliście się na innych, bo nie było na kogo? Po prostu wjechaliście i od razu zaczęliście robić swoje?
Miły ATZ: Ja byłem skupiony jedynie na tym, że, chcę nadal grać muzykę, którą kocham i rapować do niej – tak, jak to robiłem od mniej więcej 2015 roku. Nie zastanawiałem się nad tym, jak wygląda scena i co chciałbym zmienić – miałem kilku ziomali takich jak ja, rozrzuconych po kraju, których poznałem na swojej drodze z Mordor Muzik i każdy robił swoje. Oczywiście, gdy tylko pojawiła się możliwość zabookowania któregoś z nich na nasz event lub zaproszenia na audycję do radia to starałem się to robić, ale nie było we mnie żadnych rewolucyjnych wizji.
Phunk’ill: Tak, to było tak naturalne i przepełnione zajawką, że totalnie nie analizowaliśmy i kalkulowaliśmy. Chcieliśmy się dobrze bawić otaczając się naszą ulubioną muzą. De facto plan był taki, żeby pograć fajne imprezki w niewielkich miejscach dla garstki zainteresowanych haha.

Miły ATZ: „Dopiero, gdy Święty Bass zniknie z mapy, okaże się czy my faktycznie zrobiliśmy tutaj jakąś rewolucję”
Cztery lata – tylko cztery lata, które pozwoliły wywrócić basówę w Polsce, bo możemy szczerze przyznać, że żaden polski artysta tej sceny nie był w stanie gromadzić takich tłumów, jak robiliście i robicie to Wy. Mając świadomość tego, że to koniec projektu – że doszliście do tej myśli i dojrzeliście, by przekuć ją w decyzję – nie macie poczucia w stylu “kurde, trochę krótko”? Czy nie za szybko przyszedł ten moment, nawet jeśli wszystkie czynniki faktycznie nie pozwalają na inny bieg spraw?
Mily ATZ: Moim zdaniem dopiero teraz, gdy Święty Bass zniknie z mapy okaże się czy my faktycznie zrobiliśmy tutaj jakąś rewolucję i jaka jest jej skala. Może wszystko się rozchodziło o ten konkretnie zespół i coś co ludzie w nim widzieli? Zobaczymy. Często było tak, że na naszym secie była pełna sala, a na następnym artyście ludzie już byli dużo mniej zainteresowani. Teraz zostaną ci, którzy chodzili na te imprezy serio dla muzyki. Biorąc pod uwagę pęd dzisiejszego świata nie uważam, że to za krótko.

Święty Bass. O sukcesach
Przejdźmy do rzeczy przyjemnych. W którym momencie zauważyliście, że Święty Bass “to już nie projekt, to movement” i robicie naprawdę dużą rzecz?
Miły ATZ: Dla mnie do końca sukces komercyjny i ilość ludzi na imprezie nie była tym wyznacznikiem. Za to moment gdy nasz numer został zagrany w BBC 1Xtra dał mi mocny powód do dumy. Zawsze chciałem się stać częścią ogólnoświatowego movementu i udało nam się to zrobić. Zakorzeniliśmy się w świadomości tego środowiska i mamy szacunek u największych artystów ze świata muzyki basowej – dla mnie to największe co udało nam się dokonać jako zespół.
Phunk’ill: Ja z kolei patrzę tutaj mocniej w kierunku społeczności wokół ŚB. Dla mnie największą wartość ma stworzenie community, które ze sobą rezonuje nawet po oficjalnym zakończeniu działalności zespołu. Wiesz, ci ludzie ze sobą jeżdżą na wakacje, chodzą razem na melanże i jestem dumny, że Święty Bass mógł być dla nich swego rodzaju platformą do zawiązania przyjaźni. Ten vibe też przeradzał się w odpowiednią energię na naszych imprezach i dlatego między innymi było to tak unikatowe.
ŚWIĘTY BASS feat. Ananas – ELIPSA
Święty Bass. Osobiste highlighty
Jakie są Wasze osobiste highlighty Świętego Bassu? Które momenty – koncerty, premiery, cokolwiek – rozgrzewają Wam serducha nawet jeśli teraz są one wciąż sponiewierane podjętą decyzją?
Miły ATZ: Na pewno to, co napisałem wyżej. W topce są na pewno nawijki w studio i propsy od Sir Spyro, nagrywki w Londynie z Emzem i Snowym, imprezka w Katowicach, gdzie Sam Binga w trakcie nawijki zawinął mi pull up, grime sesja z nawijką do seta Fork N’ Knife, gdzie też się legendarne rzeczy działy, impreza w Tamie z Oppidan, set na Openerze z Zepem, przecinka z D Double E i bycie z nim na scenie w Płocku, wszystkie imprezy urodzinowe, zbicie piony z Flowdanem przed wejściem na scenę na ostatnich urodzinach.
Phunk’ill: Było wiele takich momentów. Te, o których wspomniał Miłosz zdecydowanie są też bardzo mocno wryte w moją pamięć, ale z perspektywy czasu chyba darzę sentymentem najbardziej te, w którym zaczęliśmy widzieć jak to rośnie i łapaliśmy się za głowę podczas imprez z miną w stylu “co tu się k**wa wydarzyło?” 😀 Życzę każdemu przeżycia tego rodzaju emocji.

Święty Bass. O tym, czego żałują (lub nie)
Jest coś, czego żałujcie? Zarówno jeśli chodzi o rzeczy, których nie zrobiliście, jak i o to, które zrobiliście i dziś byście ich nie zrobili lub zrobili inaczej?
Miły ATZ: Kawałek ze Spyro, ale co się odwlecze, to wiadomo. Przychodzi mi jeszcze do głowy mix brzmieniowy kawałków “grimestep” i “eskejp”, nie podobają mi się do końca dziś ich poziomy w miksie, ale to generalnie szczegóły.
Phunk’ill: Ja powiem może trochę sztampowo, ale wszystkie ruchy, które nie do końca zakończyły się po naszej myśli, traktuję w kategoriach cennych doświadczeń, z których na pewno da się wyciągnąć wnioski teraz i w przyszłości.

Co Święty Bass zmienił w Waszym mindsecie jako twórców? Czego najmocniej nauczył?
Miły ATZ: Praca nad tym projektem to ogrom doświadczenia związanego z budowaniem marki od zera, organizacji eventów, kwestii wydawniczych, producenckich i przedsiębiorczych. Święty Bass pokazał, że absolutnie nie ma rzeczy niemożliwych, a fakt, że muzyka, którą kocham nie należy do najbardziej przyswajalnych wcale nie musi być przeszkodą. Zrozumiałem, że z czystym sumieniem mogę swoją mentalność i wrażliwość artystyczną traktować jako coś co wykracza poza granice kraju, w którym się urodziłem. Poczułem, że częsty brak zrozumienia ze strony polskiego słuchacza i środowiska rapowego zupełnie mnie nie dyskredytuje, bo mam szacunek u idoli ze świata i niejednokrotnie czułem z nimi zrozumienie na najwyższym poziomie, pomimo barier językowych i kulturowych. Oczywiście pisząc to nie poczuwam się do nazywania siebie artystą międzynarodowym, ale przynajmniej wiem, że gdybym chciał to mógłbym – nawet jeśli nie jako MC to jako DJ lub producent.
Phunk’ill: Z czystym sercem mogę podpisać się pod tym co powiedział Miły, chociaż MC na pewno już nie zostanę :))
ŚWIĘTY BASS – BACKLOG
Święty Bass. O przyszłości sceny
Jaka będzie przyszłość polskiej basówy? Widzicie na niej kogokolwiek, kto mógłby wejść w Wasze buty, które są ogromne i ciężkie przez skalę sukcesu? Mam wrażenie, że o ile muzycznie rodzimy twórcy dowożą światowe produkcje i świetne technicznie występy, o tyle brakuje im wyrazistości, odwagi i zaangażowania w budowanie wizerunku, narracji wokół swojej twórczości i osoby, a co za tym idzie, oddanego community?
Miły ATZ: Tak, jak pisałem wcześniej – teraz dopiero się okaże jaki mieliśmy na to wszystko realny wpływ. Z jednej strony potrafimy sprzedać 2000 biletów w stolicy, z drugiej strony mamy genialny line-up na “naszej scenie” na Polish Hip Hop Festiwal i pod sceną jest 200 osób. Ten sukces na tle dotychczasowych ruchów na “basowej scenie” faktycznie jest imponujący, ale ogólnie rzecz biorąc, nie było to nic nadzwyczajnego. Stoi za tym nasz core’owy fanbase i ciężko ocenić jak to się przełoży na innych artystów i następne projekty. Ci ludzie się nie rozpłyną w powietrzu, ale może się okazać, że z jakiegoś powodu nie rezonują z następcami chociaż liczę na to, że wielu ludzi zakochało się w tej muzyce na tyle, że chodzą na imprezy basowe nie tylko, gdy gra na nich Święty Bass. Może to czas ujawni co było rzeczywistym rdzeniem naszego sukcesu i czy był to tylko nasz sukces, czy kluczowa zmiana w mentalności “polskiego słuchacza”.
Phunk’ill: Widzę też kilka ekip, które zaczęły się zawiązywać na kanwie zajawy na Święty Bass, a hitem jest już w ogóle to, że jedna z najfajniejszych młodych ekip, czyli Icy Tower Boys, to chłopaki, które poznały się w kolejce na jeden z naszych gigów. 😀 Bookując te ekipy na nasze wydarzenia, chcieliśmy im dać przestrzeń do popchnięcia tego do przodu i liczę, że będą robić swoje czerpiąc ŚB co najlepsze. Trzymam za nich wszystkich mocno kciuki.

Święty Bass. O planach
Wróćmy na moment do uwalniania energii. Na co przeznaczycie jej uwolnione pokłady po zamknięciu projektu Święty Bass? Czym planujecie się zająć teraz, już indywidualnie?
Miły ATZ: Ja nadal robię rap, produkuję muzykę i ciągle się rozwijam. Ostatnio znowu katuję deskorolkę, bo to zawsze gdzieś było moją zajawą, ale nie miałem przestrzeni i zdrowia żeby się temu bardziej oddać, poza zwykłym odpychaniem po mieście. Robię jogę, rozwijam się duchowo, czytam książki, uczę się języków. Chciałbym zająć się też jakimiś bardziej przyziemnymi rzeczami, na które przez ostatnie 5 lat zupełnie nie miałem przestrzeni, zadbać w końcu o zdrowie, relacje z rodziną, oduczyć psa ciągnięcia na smyczy, itp. Poza tym marzy mi się mieć swój soundsystem… ale to długi proces, który może rozpocznę w niedalekiej przyszłości.
Phunk’ill: Ja z kolei poświęcam się teraz niemalże w 100 procentach pracy managerskiej i wydawniczej, ale moja zajawa na bassową muzykę na pewno będzie musiała znaleźć swoje ujście. Snuję sobie powoli jakieś plany, o których na razie za wcześnie, żeby mówić.
ŚWIĘTY BASS x UNDADASEA – BURSZTYNOWY FLEX
Miły ATZ: „Wszystko jest możliwe”
To definitywny koniec? Czy może będzie jakiś okazyjny reunion za parę lat? Dajecie sobie w ogóle przestrzeń na tego typu scenariusze, czy kategorycznie zamykacie ten rozdział?
Miły ATZ: Wszystko jest możliwe.
Myślicie, że jest możliwa Wasza współpraca pod innym szyldem, w ramach nowego projektu?
Miły ATZ: Obecnie raczej nic takiego się nie zapowiada, ale możliwe jest.

Na koniec – za Wami pożegnalna trasa. Co Was najmocniej wzruszyło w jej trakcie, bo domyślam się, że było wiele momentów na scenie i poza nią, od których mogły spocić się oczy.
Phunk’ill: Na pewno granie jako ostatni numer „Daj znać” niosło za sobą ogromny ładunek emocji i dla nas, i dla publiczności. Przede wszystkim na wieńczącym trasę gigu w Gdańsku było to niesamowite przeżycie (jak i cały ten występ). Widząc setki, jak nie tysiące ludzi, lecących z nami słowo w słowo, taki obraz utrwala się w głowie na całe życie. Przepełniające salę wzruszenie przy tym tracku i bisie, spędzenie pozaimprezowego czasu z naszymi fanami, potężna energia przy niemalże każdym dropie, zobaczenie tak ogromnej ilości ludzi w naszych koszulkach, bluzach czy szalikach. Oczywiście w każdym z miast na trasie powyższy scenariusz się gdzieś tam powtarzał, ale last dance na Ulicy Elektryków był ze wszech miar wyjątkowy.
Miły ATZ: Dla mnie chyba najmocniejszym wspomnieniem jest moment, gdy na imprezie w Poznaniu, w samym środku melanżu siedziałem sobie na DJ’ce otoczonej zewsząd naszymi ludźmi i czułem się tam jak w domu. Chyba nigdy wcześniej na żadnym naszym gigu nie czułem się tak w pełni obecny i świadomy tego, co się dzieje. Po prostu tam byłem i razem z całą salą ludzi słuchaliśmy sobie muzyki z zajebistego soundu, w pełni celebrując obecną chwilę. Oczywiście dla mnie również ostatnie “daj znać” za każdym razem było czymś obłędnym. Zwłaszcza, że numer powstał z potężnej tęsknoty, a to właśnie z tym uczuciem teraz wszyscy będą musieli się mierzyć.
ŚWIĘTY BASS – DAJ ZNAĆ
Święty Bass. O wdzięczności
Za co jesteście sobie wdzięczni nawzajem?
Miły ATZ: Jestem wdzięczny Kamilowi za cały trud i ogrom pracy włożony w rozwój mój i tego projektu, dbanie o nasz wspólny interes i wyrozumiałość przy pracy ze mną gdy pochłaniało mnie moje życie i odklejone fazy, które nie raz utrudniały nam pchanie tego do przodu. Jeszcze raz – dziękuję z całego serca wszystkim, którzy wspierali nas przez te lata. Widzimy się na imprezach i koncertach!
Phunk’ill: Ja Miłoszowi za to, że przyczynił się w bardzo dużym stopniu do rozwoju mojej świadomości muzycznej. Za to, że gdy nieraz na początku naszej działalności ciągnęło mnie do bardziej asekuracyjnych rozwiązań, to on był tym odważniejszym, co pozwoliło mi sukcesywnie wychodzić poza strefę komfortu (wyłączając mój żenujący stage diving w Poznaniu hahaha). Wiem, że dał temu projektowi wszystko co mógł i potrafił, dlatego będzie miał u mnie odwieczny szacunek jako człowiek i jako artysta.
