Jon Hopkins i jego psychodeliczna podróż. Recenzujemy najnowszy album Brytyjczyka

Recenzje

Najbardziej osobisty album w karierze producenta, przymierze zawiązane z naturą i soundtrack do zażywania ketaminy. Music For Psychedelic Therapy to jak dotąd najbardziej medytacyjna i kontemplacyjna strona artysty. 

Jon Hopkins – między parkietem a wyciszeniem

30 czerwca minęło dwadzieścia lat od premiery pierwszego długogrającego krążka Brytyjczyka. Opalescent, z którego utwory trafiły nawet na ścieżkę dźwiękową popularnego serialu Seks w wielkim mieście, różni się od dzisiejszego stylu muzyka. Płycie gatunkowo najbliżej do wyważonego chilloutu i downtempo, gdzie niespiesznie płynące beaty towarzyszą ambientowym, repetytywnym pętlom. Hopkins obrał nią jednak kierunki, którymi podążał w kolejnych dekadach swojej twórczości. Z jednej strony nie boi się sięgnąć po bardziej melodyjne, IDM-owe brzmienia, z drugiej eksploruje rejony ilustracyjnej muzyki. Dychotomię tę dobrze oddaje dalsza ścieżka jego kariery. Artysta bywa chętnie zapraszany na festiwale jako wzięty DJ. Produkował piosenki Davida Lyncha, Coldplay czy Natalii Imbruglii. Ma też na koncie remiksy dla Disclosure, FlumeModerata, a wraz z Kelly Lee Owens nagrał utwór Luminous Spaces. Jednocześnie w jego portfolio znajduje się zdecydowanie bardziej stonowany album stworzony z Brianem Eno Leo Abrahamsem oraz ścieżki dźwiękowe do Strefy X Jeżeli nadejdzie jutro. Różnorodne zainteresowania dają mu tym samym status producenta wszechstronnego, sprawnie żonglującego dźwiękami i technikami kompozytorskimi.

Jon Hopkins & Ram Dass, East Forest – Sit Around The Fire

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Jon Hopkins – nowy etap w karierze

W 2018 roku, gdy wspomniane Opalescent było blisko osiągnięcia wieku dojrzałości, Hopkins zaprezentował światu Singularity. Album – nominowany zresztą do nagrody Grammy, którą o włos przegrał z Justice i ich Woman Worldwide – zupełnie nie jest zapisem błądzenia po omacku, ale świadomym, przemyślanym głosem. Hopkins zbliżył się nim do producentów minimalistycznego, a zarazem klimatycznego techno spod znaku wytwórni Erased Tapes. I choć to anturaż, w którym czuje się bardzo pewnie i mógłby zadomowić się w nim na dobre, Brytyjczyk postanowił podzielić się ze słuchaczami nowym, intymnym przeżyciem. Tuż po wydaniu Singularity udał się na wyprawę do ekwadorskiej jaskini Cueva de los Tayos, która w przewodnikach bywa określana jako iście enigmatyczne miejsce. Pisarz Erich von Däniken utrzymywał, że w grocie ukrywane są starożytne klejnoty i stosy złota. Choć nikt nie potwierdził jego sensacyjnych doniesień, nimb tajemniczości wciąż unosi się nad andyjską atrakcją turystyczną.

Z wyprawy do Ameryki Południowej Hopkins wyniósł przekonanie, że powinien zawędrować w bardziej medytacyjne rejony. Brytyjczyk nie od dziś jest zaznajomiony z duchowością. Siedem lat temu w rozmowie z Augustem Brownem, dziennikarzem portalu „Los Angeles Times”, wyznał, że regularnie praktykuje treningi autogenne. Ich celem jest wprowadzenie się w stan głębokiego relaksu zahaczającego o hipnozę. Oprócz tego zafascynowała go medytacja transcendentna, która powstała w Indiach i bazuje na powtarzaniu mantr. Dopełnieniem jego zainteresowań spirytualizmem okazały się być psychodeliki. „Czułem, że nadszedł czas na reset, na oczekiwanie na muzykę, która pojawi się z innego miejsca” – opowiada producent w oficjalnej informacji prasowej.

Jon Hopkins – nowy etap w karierze

Jon Hopkins / fot. Steve Gullick / materiały prasowe

Tyle, co haj na ketaminie

Jak wspominaliśmy kilka tygodni temu na łamach Muno, długość najnowszego wydawnictwa Hopkinsa nie jest przypadkowa. Music For Psychedelic Therapy trwa niewiele ponad godzinę – tyle, ile stan wysokiego uniesienia po ketaminie. Związek początkowo był stosowany jedynie jako anestetyk dla ludzi i zwierząt, ale zaczęto go także używać jako rekreacyjny narkotyk. Daje bowiem wrażenie błogiego rozluźnienia, odrealnienia i oderwania od własnego ciała. Esketamina – jego chemiczny enancjomer, czyli swoiste lustrzane odbicie – jest zaś coraz częściej wykorzystywana w leczeniu depresji. Szereg badań klinicznych wykazuje, że podawana w odpowiednich warunkach ma duży potencjał terapeutyczny.

Nowa forma dyskursu o ketaminie stanowi część renesansu psychodelików, o której w książce Czy psychodeliki uratują świat? pisał choćby Maciej Lorenc. Informacje o tym, że LSD, psylocybina albo MDMA wspomagają walkę z zaburzeniami osobowości, PTSD albo szeroko rozumianymi traumami, stają się coraz powszechniejsze. Na znaczeniu przybierają ruchy dotyczące ich dekryminalizacji i wprowadzenia do użytku. Propagatorzy takich rozwiązań utrzymują, że takowe środki nie prowadzą do głębszych uzależnień. Zażywający tabletki ecstasy albo kolorowe kartoniki mogą dowiedzieć się więcej o sobie, zbliżyć się do natury i wzbogacić się o empatię.

Jon Hopkins – Music For Psychedelic Therapy (Excerpt)

Jon Hopkins – soundtrack do psychodelików

Każde tak żywotne zjawisko szybko replikuje się w mniej lub bardziej popularnej kulturze. Psychodeliki, które wszak nigdy nie wyginęły, tylko z powrotem wkroczyły na salony, wizualnie reprezentują dzieła abstrakcyjne, trójwymiarowe i wielobarwne. Hipnotyczne fraktale wchodzą w dialog z równie wyrazistymi dźwiękami. Na plenerowych festiwalach (np. Egodrop) królują psytrance, trance albo tribalowa elektronika. Hopkins podszedł do materii zilustrowania psychodelicznych doświadczeń w nieco bardziej kameralny sposób. Ucieczka od anturażu z płyt Singularity czy Insides to dla niego szansa na to, żeby ukazać muzykę jako stałe, opierające się rytmicznym strukturom continuum.

Spełnienie postanowień, jakie sobie narzucił, mogło ugrzęznąć na mieliznach quasi-transcendentnego banału. Duchowych przewodników utrzymujących, że mają monopol na prawdę, zdecydowanie nie brakuje. Miałkich grafik przypominających przejaskrawione wizje po LSD – również. Brytyjczyk z powodzeniem sprostał jednak wcale nie tak łatwemu wyzwaniu. Jego koncept zaklęty w dźwiękach trąci amatorskimi, youtube’owymi instruktażami tylko w jednym momencie. Kończące album Sit Around The Fire, gdzie usłyszymy fragmenty rozmów nauczyciela duchowego Rama Dassa, imponuje zestawieniem sampli, field recordingu i partii pianina. Jak trafnie zauważył Jarek Szczęsny z portalu „Nowa Muzyka”, utwór mimo wszystko ginie w powierzchowności przekazu.

okładka płyty „Music for Psychedelic Therapy” Jona Hopkinsa

okładka płyty Music for Psychedelic Therapy Jona Hopkinsa

Jon Hopkins. Bez beatów i z naturą

Do słuchacza chcącego zapoznać się z dźwiękowym tłem doświadczeń psychodelicznych znacznie silniej przemówią pozostałe kompozycje. Wszystkie z nich Hopkins wyprodukował samodzielnie, sprawnie balansując pomiędzy spokojnymi odcieniami elektroniki. Welcome z syntezatorowymi arpeggiami kojarzy się z ambientem Kaitlyn Aurelii Smith. Tryptykowi Love Flows Over Us In Prismatic Waves, Deep In The Gloving Heart Ascending, Dawn Sky bliżej zaś do soundscape’ów, jakimi systematycznie częstuje pochodzący z Kenii KMRU. Składające się na niego piosenki rozpoczynają się całkiem niewinnie, żeby przeistaczać się w złożone palimpsesty. Przysłuchiwanie się temu, jak się rozwijają, szybko wprowadza w trans. Nie wiadomo, kiedy mijają kolejne minuty, zwłaszcza że przejścia pomiędzy poszczególnymi kawałkami są prawie niezauważalne. – Muzyka jest płynną architekturą, a architektura jest zamrożoną muzyką – miał usłyszeć podczas jednej z psychodelicznych sesji producent. To iście wariabilistyczne podejście stosunkowo łatwo usłyszeć na Music For Psychedelic Therapy.

Nowością na krążku Anglika nie jest tylko odejście od rytmicznych, tanecznych beatów. Płyta jest także zachętą do częstszego obcowania z naturą, skąd w wielu utworach sprawnie wykorzystano zebrane w Ameryce Południowej nagrania terenowe. Szum wody, szelest wiatru i dźwięk kropli spadającego deszczu w tryptyku Tayos Caves, Ecuador stanowią dodatkowe instrumenty. W innych uzupełniają jedynie drone’owy podkład, ale ich obecnością artysta daje jedno do zrozumienia. Zaufanie psychodelikom to także zgoda na połączenie się z przyrodą, organiczną energią i dotarcie do własnego wnętrza. Music for Psychedelic Therapy odpowiada tym samym na potrzebę zakomunikowaną w tytule. To droga, którą Hopkins sam przeszedł i teraz dzieli się nią ze swoimi odbiorcami. Raczej nie bez powodu otwarcie mówi o tym, że to najbardziej osobista płyta w jego karierze.

Jon Hopkins – Music for Psychedelic Therapy



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →