Johannes de Leysen i jego stylistyczna frywolność. Poznajmey kulisy powstania EP-ki „Self”

Fot. Aleksandra Sęczkowska
Wywiad
Johannes de Leysen i jego stylistyczna frywolność. Poznajmey kulisy powstania EP-ki "Self"

Jak nam kiedyś zdradził — co tydzień zmienia mu się podejść do grania. Nie może być inaczej, w końcu ciągle poszukuje, odkrywa nowe horyzonty. Głównie jednak chodzi o fun i dobry klimat. Johannes de Leysen wypuścił właśnie swoje trzecie EP, które z różnych względów jest nietypowe. Dlaczego? Przekonajmy się.

Johannes de Leysen. Trzecia do kolekcji

Jacka Kozłowskiego możecie kojarzyć z lutowej Selekcji, w trakcie której dał się poznać jako kochający gęste, hipnotyczne, wprowadzające w trans techno fan Franza Jagera. Stara się tworzyć własne historie, nie boi się kombinować, wprawiać słuchacza w zakłopotanie. Johannes de Leysen szuka zamieszania i emocji, nie widzi nic złego tworzeniu dziwnej atmosfery. Wciąż się uczy i eksperymentuje, co słychać na najnowszym EP – Self.

Kozłowski ponownie dostarcza trzy utwory, utrzymują one konwencję dwóch poprzednich wydawnictw. Ponownie jest różnorodnie i nieco… dziwnie, co sam zresztą przyznaje. Proces jego pracy jest zakręcony jak on sam. Nie często daje sobie czas na zastanowienie — ulega chwili. Nie chodzi na skróty, przez co może o sobie powiedzieć (ale nie powie, bo jest skromny), że jest nietuzinkowy. Chcąc zgłębić tajniki trzeciego w kolekcji dzieła polskiego producenta, poprosiliśmy go o udzielenie odpowiedzi na trzy pytania.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Czytaj również: Selekcja: Johannes de Leysen dla Muno.pl: „Co tydzień zmienia mi się podejście do grania”

Johannes de Leysen – Self

Johannes de Leysen. Krytyczne ucho

Self to Twoja trzecia EP-ka, którą zdecydowałeś się wydać za pośrednictwem Bandcampa. Nie licząc pojedynczych numerów na składankach, m.in. dla MWTG i 999, próżno szukać Twojej muzyki wydanej na poczet labelów. Dlaczego?

Johannes de Leysen: Po pierwsze, nie było jeszcze okazji do wydania w labelu. Po drugie, postanowiłem, że na swojego Bandcampa będę wrzucał rzeczy, które są mi bliskie i którymi nie muszę się dopasowywać do brzemienia/klimatu danego labelu. Stworzyłem sobie własną przestrzeń, w której pozwalam sobie na totalną frywolność stylistyczną. Poza tym po wydaniu pierwszej EP-ki Uranus uparłem się, że dorobię jeszcze kilka, żeby miała towarzystwo w dyskografii. No i jeśli chodzi o prowadzenie kont tego typu, to jestem estetą. Ogólnie lubię, jak label ma swoją stylistykę i ciekawy artwork. Lubię minimalizm i proste rzeczy. Po Uranus wpadłem na pomysł, że utrzymam się przy prostej stylistyce opartej na kolorowych figurach płaskich. Mam z tego dużą frajdę. Ale ostatnio odezwała się do mnie całkiem spora wytwórnia z chęcią współpracy, z czego bardzo się cieszę i mam nadzieję, że uda mi się wydać ciekawy materiał — tym razem dłuższy.

To prawda, Twoja „totalna frywolność stylistyczna” jest zauważalna, co dobitnie pokazuje nowa EP-ka. Miało nie być groove, ale jest za to „dziwna muzyka” ponownie okraszona ambientową kompozycją znaną z poprzednich Striving For A Balance i Uranus. Skąd właściwie określenie „dziwna”?

Johannes de Leysen: Odnoszę wrażenie, że moje produkcje brzmią jakoś dziwnie. Tak po prostu. Odstają od kanonu techno pod względem brzmienia i klimatu. Moje krytyczne ucho nie jest do końca zadowolone, ale tłumaczę sobie, że po prostu to jest moje brzmienie i już. Wszelkie próby wyprodukowania utworu pod konkretny klimat i wpasowanie się w obecne trendy, średnio mi wychodzą. Albo po swojemu, albo wcale. Działam dość szybko, ale chodzi o fun i cieszę się, że przełamałem się, żeby publikować swoje „dziwne” pomysły.

Skoro działasz szybko, to znaczy ile czasu? I jak w takim razie wygląda proces Twojego działania — od pomysłu do finalizacji całości.

Johannes de Leysen: Cały proces to droga kręta i wyboista. Generalnie staram się nie siedzieć długo nad pomysłem, bo szybko się z nim osłuchuję do znudzenia. W takim wypadku nie przywiązuję się do niego i track ląduje w koszu. I tak w kółko całymi tygodniami! Mówiąc, że działam szybko, miałem na myśli pomyślne zrobienie numeru, który wchodzi na EP-kę. Ogólnie cały proces zbierania materiału jest raczej długi i mozolny. W międzyczasie inspiruję się i słucham innych artystów, co zazwyczaj kończy się robieniem na ich modłę, czego ostatecznie nie czuję i nie chcę. Najfajniejsze rzeczy wychodzą mi, gdy są zrobione spontanicznie i szybko. Mają lepszą energię i są proste. A utwór Self to projekt sprzed trzech lat. Nie miałem nawet dostępu do projektu, a co za tym idzie, nie mogłem go zmiksować na nowo. Ale co tam. Mam do niego sentyment i bardzo chciałem go wypuścić.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →