Jakub Żoczek (Dungeon Beats): „Najważniejsze to mieć otwartą głowę” – wywiad

Wywiad
Fot. Tomasz Kucharczyk

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Dlatego się odzywamy. Co prawda, nie bezpośrednio, ale z pomocą naszego rozmówcy, Jakuba Żoczka z Dungeon Beats. O podejściu do Skrillexa i jego działalności, feralnym filmie, kondycji współczesnego dubstepu i jego mylnym odbiorze wśród zwykłych zjadaczy chleba.

Dla sceny dubstepu w Polsce osoba Jakuba Żoczka (Hitman) i kolektyw, który reprezentuje, nie powinny być obce. Dungeon Beats rządzą i dzielą w Poznaniu. Na przestrzeni blisko 6 lat zorganizowali wiele imprez i sprowadzili do Polski wiele znaczących dla sceny dubstepu nazwisk. W lutym zeszłego roku pisaliśmy szerzej o samym kolektywie i jego planach związanych z trasą koncertową. Jej ostatni przystanek miał się zakończyć 22 maja w sopockim Sfinksie. Nie trudno się domyślić, że z wiadomych względów musiała ona zostać przerwana.

Na bazie ostatnich wydarzeń i naszego artykułu o kontrowersyjnym fimie „All my homies hate Skrillex” postanowiliśmy oddać głos Jakubowi. Osobie, która na dubstepie zjadła zęby, która z niejednego pieca chleb jadła i, która swoim trzeźwo myślącym spojrzeniem na omawiany temat wyjaśni (bądź nie) pewne zjawiska, w które błędnie, bądź niesprawiedliwie wierzą niektórzy fani tegoż gatunku. Bo jak się uczyć, to tylko od najlepszych. Chyba pełna zgoda. Zapraszamy do lektury.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Fot. Maciej Nowacki

Fot. Maciej Nowacki

Jakub Żoczek (Dungeon Beats) – wywiad dla Muno.pl

Damian Badziąg: Pod jednym z naszych ostatnich tekstów zostaliście (jako kolektyw) niejako wywołani do tablicy. Poniekąd jako obrońcy gatunku, który w oczach wielu (również naszych czytelników) – cytuję – „dobrze nie powstał a upadł w okolicy 2008”. A wszystko to pokłosie niedawno wypuszczonego amatorskiego filmu pt. All My Homies hate Skrillex. A story about what happened with dubstep. Następstwami filmu i artykułu były komentarze broniące i krytykujące zarówno dubstep i Skrillexa (i nas, rzecz jasna), który – również według autora filmu – stał się nieszczęsnym reprezentantem światowego dubstepu. Czy się to komuś podoba, czy nie. Który według ludzi nigdy nie był i nigdy nie będzie nawet stał koło dubstepu, bo to przecież przedstawiciel brostepu, jednego z jego podgatunków. Nie będę ukrywał, że dyskusja ta bardzo przypomniała mi jedną z wielu, których częściej doświadczam na techno podwórku. Gdzie każdy jest obrońcą danej muzyki i podgatunku, gdzie „moja muzyka to techno, a twoja to experimental”. Zanim zapytam o kondycję współczesnego dubstepu – skoro już pojawił się ten temat – chciałbym zapytać wprost: o co chodzi ze Skrillexem?

Jakub Żoczek: Ciężko mi powiedzieć z czego wynika zamieszanie akurat wokół Skrillex’a. Nie jest ani jedynym, ani pierwszym, ani – moim zdaniem – również jakoś wybitnie brzmiącym artystą. Jednak jakoś skutecznie udało mu się przebić do mainstreamu i nabijać milionowe wyniki. Jest też szereg innych artystów, którzy zdobyli dużą popularność, reprezentują podobny nurt. Nikt nie wini Borgore, że zrujnował dubstep. Ja osobiście nie mam hejtu na Skrillex’a (czy kogokolwiek innego). Smuci mnie jednak to, w jaki sposób zwykły zjadacz chleba, postrzega ten gatunek tylko i wyłącznie na bazie jednej jego odnogi.

All My Homies Hate Skrillex

Jakub Żoczek. Najważniejsze to mieć otwartą głowę

Wracając jeszcze na moment do wspomnianego na początku pierwszego pytania cytatu. Czy faktycznie jest tak, że „dubstep na dobre nie powstał a upadł w okolicy 2008”? Skąd u ludzi takie przeświadczenie?

Jakub Żoczek: Jak na moje, to tylko i wyłącznie kwestia niewystarczającego zgłębienia tematu. Widziałem komentarze pod tym artykułem oraz na grupach i to, co dało się zauważyć to podchodzenie do dubstepu, jakby to był chwilowy produkt, który pojawił się w mainstreamowych mediach w takiej, a nie innej formie, a potem zniknął zapomniany. Pojawiają się komentarze w stylu: „szkoda, że nie ma już imprez dubstepowych„. Pomijając obecną sytuację pandemiczną, na przełomie ostatnich lat zorganizowałem lub brałem udział w dziesiątce imprez dubstepowych z czołowymi artystami z całego świata. Mamy działające kolektywy w większych miastach Polski, które dalej pchają ten sound. Mam wrażenie, że wielu ludzi nie ma świadomości, że ta scena nadal żyje. Brzmi ona zupełnie inaczej, niż większość sobie wyobraża.

Że brzmi inaczej niż Skrillex i jego „wiertary”?

Jakub Żoczek: Podam idealny przykład, który może niektórym przybliżyć sytuacje, w jakiej często nawet jako słuchacz dubstepu, się znajduę. Wyobraź sobie, że puszczasz swoim rodzicom utwór hardstyle’owy i pytasz ich, jaki to gatunek muzyki. Nie prowadziłem badań, ale jestem przekonany, że częstą odpowiedzią jakiej udzielą to „Techniawka”. Słowo „techniawka” jest często rzucana z pogardą, jakby techno było czymś złym. Mam wrażenie, że w społeczeństwie niezawiązanym z muzyką powiedzenie, że słuchanie dubstepu jest często negatywnie nacechowane. Mam wrażenie, że ludzie myślą o tej muzyce jak o „piszczącej”, „wiercącej”, „wixiarskiej”. Idąc tym tokiem rozumowania, również „mało ambitnej” itd. Ci sami ludzie często są później zdziwieni, że ten gatunek muzyczny potrafi być głęboki, spokojny, medytacyjny, a nawet – jeżeli bardziej energiczny – to w sposób zupełnie niekrzykliwy.

Osobiście, jestem dużym przeciwnikiem wojny gatunkowej, czy ocenianiu „który dubstep jest prawdziwy, a który nie”. Muzyka ewoluuje, idzie w różne strony. To samo robią słuchacze, artyści i DJ’e. Niektóre utwory dubstepowe są bardziej zbliżone do dub’u, inne są bardziej zbliżone do pop’u/EDM. Jeszcze inne czerpią bardziej z trapu, inne z death metalu i tak dalej. We wszystkich przypadkach jacyś słuchacze znajdują w tym przyjemność i nie ma w tym absolutnie nic złego. Z czasem będą powstawały tylko kolejne szufladki o ciekawych nazwach, a najważniejsze to mieć otwartą głowę i znajdować w muzyce to, co nas nakręca i inspiruje.

Fot. Maciej Nowacki

Fot. Maciej Nowacki

Jakub Żoczek. Polska scena dubstepu jest wyedukowana

Obejrzałeś wspomniany film? Dowiedziałeś się z niego czegoś nowego? Utwierdziłeś się w przekonaniu a propos przedstawianych w nim tez i argumentów, czy wręcz przeciwnie, kompletnie się z jego autorem nie zgadzasz?

Jakub Żoczek: Obejrzałem. Dowiedziałem się z niego jak wyglądała przygoda z tym gatunkiem tego konkretnego człowieka. Moja wyglądała zupełnie inaczej, a jeszcze innych moich znajomych z różnych rejonów geograficznych, jeszcze inaczej. Ten dokument nie jest o Skrillexie. Jest on tam tylko punktem zaczepienia. Autor pokazał wielu doskonałych klasyków ze sceny. Z wieloma spostrzeżeniami się zgadzam. Autor zna się na sytuacji w Wielkiej Brytanii, z której pochodzi. Mało było powiedziane o reszcie Europy czy Stanach.

Po obejrzeniu filmu odniosłem wrażenie, jakby dubstep się definitywnie skończył w 2010 roku, a doskonale wiem, że tak nie jest. Stąd bardziej traktuję ten film jako prywatną relację autora, a nie dokument, który szeroko zgłębia temat. Jednak fakt, że film jest udostępniany i wywołał falę dyskusji w komentarzach jest moim zdaniem bardzo dobry. Chociażby z racji na wartość edukacyjną dla wspomnianych osób, które hasło „dubstep”, kojarzą wyłącznie ze Skrillexem.

Skoro już zahaczyliśmy o polską scenę, jak zestawiłbyś ją z zagraniczną?

Jakub Żoczek: Moim zdaniem mamy dobrze wyedukowaną publiczność. Tę, która uczestniczy na scenie. Bookowani artyści często właśnie na to zwracali uwagę, że jest rewelacyjna atmosfera na imprezach w Polsce. I to głównie dzięki ogarniętej publiczności. Jeżeli chodzi o ilość labeli, producentów czy nawet DJ’ów dubstepowych, to ciężko się porównywać na przykład z taką Wielką Brytanią, gdzie ten gatunek wyrastał. Nadal jednak mamy silnych reprezentantów i z mojej perspektywy, osoby żyjącej w Polsce, oceniłbym nasze podwórko jako całkiem stabilne, jednak z polem do dalszego rozwoju.

TMSV @ Bass Camp 2019

Jakub Żoczek. Przerwana trasa koncertowa

Jak wyglądał 2020 rok na polskiej scenie dubstepu? Biorąc pod uwagę oba lockdowny, wsparcie dla artystów i klubów, które organizują imprezy. Czy scena dubstepu w Polsce – podobnie jak ta techno – wstaje z kolan, jednak tylnymi, często niedostępnymi dla większości ludzi, drzwiami? 

Jakub Żoczek: Zrobiliśmy 2 z 5 imprez z trasy Dungeon Beats po Polsce (reszta musiała zostać anulowana). Zagraliśmy kilka live-streamów. Osobiście nie przypominam sobie, żeby koledzy z innych miast coś organizowali w roku 2020. Jeżeli mówimy o secret party, ciężko zrobić to niezauważonym, jeżeli chcemy słuchać tej muzyki jak należy. Osobiście czekamy na poluzowanie obostrzeń, a w międzyczasie skupiamy się na działalności wydawniczej.  Na wsparcie rządu dla ludzi (nie tylko artystów) spuszczam zasłonę milczenia.

W czym upatrujesz siłę dubstepu. Też jako branży. Który w zestawieniu z bardziej popularnymi gatunkami, stoi trochę na uboczu. Nie tylko w Polsce.

Jakub Żoczek: Widziałbym tu kilka silnych punktów. Chociażby poruszony w omawianym dzisiaj filmie brak „przewózki” artystów. Na scenie deep’owej artyści to normalni ludzie, którzy jeżdżą metrem do pracy. Słuchacze w bezpośrednich kontaktach najczęściej są całkiem spoko i pozytywni. Dodatkowo często można się „zmieszać” z ludźmi ze scen drum’n’bass, ukg, 2step, grime, dub i również się bawić. Mam wrażenie, że w tych słuchaczach jest dużo świadomości i otwartości. Jeżeli chodzi o branżę, to akurat w moim wypadku to nie jest tak, że widzę w dubstepie potencjał (zarobkowy) i to z tego powodu w nim jestem. Jaram się tą muzyką i dlatego chce ją promować. Gdybym w moich dalszych decyzjach biznesowych miał się kierować wyłącznie numerkami, to najpewniej wybrałbym inny, bardziej popularny gatunek.

Co byś w takim razie uznał za słabe punkty?

Jakub Żoczek: Nie wiem, czy to słabe punkty, czy bardziej to “nie moja rzecz”. Nie jestem zwolennikiem poglądu jakoby istniał jedyny prawdziwy dubstep, a reszcie należy się pogarda. Dla każdego coś innego. Tak samo, jak nie jestem zwolennikiem wojenki, czy jedynym słusznym nośnikiem jest vinyl czy digital.

 



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →