V/A – 116 & Rising
Info
W takiej chwili trudno zachować chłodny obiektywizm. Właśnie pojawiła się długo oczekiwana, i pierwsza jak dotąd, kompilacja Hessle Audio. Jeden z najbardziej innowacyjnych labeli w Wielkiej Brytanii podsumowuje swoją działalność od początków w 2007 roku. David Kennedy (Ramadanman aka Pearson Sound) poznał Bena Thomsona (Ben UFO) i Kevina McAuley (Pangea) podczas studiów w Leeds. Panowie zaangażowali się wówczas w rozwijanie lokalnej sceny dubstepowej, czego rezultatem jest właśnie powstanie Hessle Audio. Album wychodzi niedługo po składance Hotflush i będzie kolejnym ważnym punktem na muzycznej linii czasu w 2011 roku.
„116 & Rising” to przyzwoity showcase dorobku Hessle Audio z ostatnich czterech lat. Tytuł albumu ma dość prozaiczny rodowód. Joe wyprodukował kawałek „Twice” w tempie 116 BPM. Twórcy Hessle uznali, że ich muzyka z biegiem czasu rozwijała tempo w kierunku coraz to wyższych pułapów. Słychać to wyraźnie na pierwszej kompilacji labelu. Pierwszą płytę otwiera El Gato swoim leniwym, ale i rytmicznym „Music”. Klasyczną ścieżką w stylu Hessle jest „Potchla Vee” Blawan’a. To prawdziwy majstersztyk programowania perkusji i bębnów – znaku rozpoznawczego trójki z Leeds.
Nowe utwory wyraźnie odchodzą od tradycyjnego dubstepu, zmierzając w stronę dowolnych igraszek z formą. Wszechobecne perkusjonalia do złudzenia przypominają żywe instrumenty. Hessle Audio i jej kolaboranci są jak dzicy szamani, którzy jakimś cudem dorwali się do najnowszych zdobyczy muzycznej techniki. Dźwięk Hessle zarówno wyrafinowany, jak i trochę prymitywny. Naturalizm bębnów przywodzi na myśl afrykańskie tam tamy. Esencję Hessle określić by można jednym prostym słowem – perkusyjność. Taki jest właśnie „Stifle” Ramadanmana, gdzie bliżej nieokreślony bełkot pogłębia jeszcze mocniej te plemienne konotacje. Właśnie ta prostota jest źródłem sukcesu Hessle.
Największy minus kompilacji jest następstwem jej zalet. Jeśli do czegoś się tutaj trzeba przyczepić, to do dwuwymiarowości aranżacji. Często odniesiemy wrażenie, że kolejne ścieżki są jak intro, które prosi się wręcz o dalsze rozwinięcie. „116” nie nasyci naszych uszu kwiecistymi melodiami. Chwilami już męczą te bitowe oscylacje. Bo ile można? Na szczęście z pomocą przychodzi Cosmin TRG, oferując nam świetny house w „Bijoux”. To z pewnością mój typ wśród nowości z Hessle.
Składanka „116 & Rising” to taki koszyk rozmaitości, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Jednych przekona anemiczny glitch spod szyldu James Blake, inni wolą próbkę juke od Addison Groove. Nie zabraknie też licznych wycieczek w 2step, dub czy nawet techno. Dziwić może brak popularnego „Claptrap”, za którym stoi Joe. Przez cztery lata jego koledzy wydali raptem osiemnaście krążków. Dotychczasowy katalog Hessle nie imponuje liczbami. Za to w jakości nie łatwo im dorównać.
Text: Mateusz Mondalski