Frivolous w sobotę zagra w Warszawie WYWIAD!

Trasa Frivolousa w pełni, postanowiliśmy więc zadać mu parę pytań na temat nowego albumu i nie tylko. Daniel Gardner będzie gościem sobotniej imprezy Munopolis w warszawskim klubie ISKRA Pole Mokotowskie.
Romantyk, ekscentryk, artysta… To tylko kilka z możliwych określeń na niesamowitego producenta Frivolousa. Daniel po dłuższym czasie zdecydował się na wydanie zakurzonych, ale nadal świeżo brzmiących utworów.
Czy Frivolous zaskoczy nas podczas swojego live-actu nowymi aranżacjami lub technologicznymi gadżetami?
12.04 MUNOPOLIS pres. Frivolous LIVE! (Cadenza)
Miejsce: Klub ISKRA (Warszawa)
Krążąc pomiędzy kanadyjską wysepką a epicentrum muzyki elektronicznej Daniel z przyjemnością znalazł czas i powiedział co nieco o sobie.
WYWIAD: FRIVOLOUS (Cadenza/ Canada)
Urzekająca jest ta róża, która stoi tuż obok Ciebie podczas występów na żywo. Skąd ten pierwiastek natury w elektronicznym świecie?
Róża w moim show była symbolem i przypomnieniem. Podarowanie komuś róży (dziewczynie, chłopakowi, jak to woli) wydaje się w obecnych czasach czymś nierealnym. Nie sądzę, by ludzie robili to z łatwością, bo muszą uciec trochę od tego, jacy są. To symbol dedykowania pewnej części emocji – zmusza nas do odpuszczenia swojego ego i położenia go u stóp tej osoby. Kiedy mam różę na scenie wiem, że potrzebuję to robić za każdym razem, gdy występuję. Łatwo jest siedzieć w studio i tworzyć: muzykę, list miłosny, cokolwiek. Kiedy nadchodzi moment powiedzenia czegoś osobiście, że zrobiło się to dla tej osoby (ludzi) – trzeba być silnym.
Jaki jesteś prywatnie? Czy część Twojego artystycznego alter ego przenika do Twojej codziennej, domowej rzeczywistości?
Nie mam zazwyczaj tyle energii i nie jestem tak skupiony w porównaniu do tego, jaki jestem na scenie. Frivolous jest bardziej charakterem, który objawia się w studio. Ma pełno kontrowersyjnych pomysłów, dziwnych obserwacji. Właśnie dlatego w mojej muzyce jest wiele nawiązań do psychologii i defektów w umyśle. Frivolous mówi rzeczy, których nie byłyby mile słyszane przy stole w trakcie obiadu.
Lost & Forgotten to niewydane produkcje z przeszłości. Dlaczego wydajesz je teraz? Potrzebowały dorosnąć?
Musiałem załadować swój umysł ponownie. Zaczynałem podchodzić zbyt krytycznie do swojej pracy, stawałem się perfekcjonistą jeżeli chodzi o techniczną stronę produkcji. Działo się tak z powodu presji, z którą nie radziłem sobie zbyt dobrze. Z czasem zacząłem na nowo odkrywać wcześniejszą twórczość, mówiłem „Piepszyć to! Może nie jest idealne, ale inspiracja jest świetna!”. W ten sposób zaczął się właśnie kolejny rozdział. Chcę wrócić do eksperymentów. Teraz wiem, co chcę osiągnąć, ale trudno było do tego dojść bez pojawienia się pewnego kontekstu i relacji między tym wszystkim. Teraz, po wydaniu Lost&Forgotten, czuję, że odkryłem część siebie – tę, którą bałem się pokazać jakiś czas temu. Teraz wszystko jest klarowne, a ja czuję, że mogę zacząć ponownie, ale w nowym kierunku.
Elektromagnetyczny nóż albo Calbe-Tub zostały wynalezione, żeby rzeczywistość była mniej nudna dzięki Twojej muzyce?
Lubię się wygłupiać i budować różne rzeczy. To w taki sposób „marnuję czas”. Od małego rozmontowywałem mamy urządzenia kuchenne. Oczywiście obiecując, że wiem jak je naprawić lub złożyć. To niestety były kłamstwa. Jako dzieciak byłem w pewien sposób uzależniony do psucia rzeczy i rozpracowywania ich mechanizmów.
Na początku swojej kariery wysłałeś parę niepełnych tracków do kilku wytwórni. Robiłeś to z poczuciem, że jesteś dobry, czy to była tylko czysta ciekawość?
Głównie ciekawość. Ciężko było przyznać, że track został ukończony, więc ewentualnie mogłem go dosłać w całości później. Nie odniosłem natychmiastowego sukcesu. Wiele wytwórni się nie odezwało. Do tej pory nie ma żadnych wieści od jednej z moich ulubionych: Freude Am Tanzen. W sumie to trochę smutne…
Ile to już czasu produkujesz muzykę?
Zaczynałem od pisania punkowych melodii, gdy miałem około 15 lat. Z tego wynika, że to już 18 lat minęło, odkąd zajmuję się produkowaniem muzyki…
Rozmawiała: Marta Majer
Cały wywiad został opublikowany w inernetowym magazynie Vault 909. Zachęcamy do lektury: VAULT 909 Magazine Numer Trzeci