Co zostało w nas po Openerze?

Artykuł

Kolejna edycja Open’er Festival już za nami. Większość kilkudziesięciotysięcznej publiczności zapewne wróciła już do domów, usunęła resztki błota z butów i porządnie się wyspała. Powoli również dociera do niej smutna myśl, że musi czekać kolejne 360 dni aby pojechać na swój ulubiony festiwal...

Dzięki specjalnemu kanałowi na YouTube Internauci otrzymali możliwość oglądania na żywo wybranych koncertów tegorocznego festiwalu Heineken Open’er. Bez wychodzenia z domu mogli stwierdzić, że Orbital dało czadu, a Major Lazer nie pozostało im dłużne. Video relacje z Tent Stage czy World Stage pozwoliły im wyrobić ogólną i dość obiektywną opinię na temat imprezy, a krótkie spoty i wywiady z artystami zaspokoiły niedosyt informacji. Tym samym, uruchomienie platformy transmitującej festiwal na żywo niejako zwolniło dziennikarzy muzycznych z obowiązku rzeczowej prezentacji zdarzeń – bo jak było przecież każdy już wie – i dało przestrzeń do tworzenia komentarzy.
Jednym z ostatnich i jednocześnie jednym z najbardziej oczekiwanych koncertów był występ formacji The XX. I choć kilka tysięcy ludzi przybyło pod główną scenę w tym samym celu, to już na pewno z różnymi oczekiwaniami. Część ze zgromadzonych liczyła na efektowny finał z przytupem, który miało rozkręcić elektroniczne wcielenie Jamiego XX. Liczyła i się przeliczyła. Jednocześnie, sporej grupie osób spodobał się pomysł pożegnania się z festiwalem w magicznej atmosferze nastrojowych kompozycji, których wykonanie nie odbiegało znacznie od wersji albumowych. Podobnych spisów line-upowych rozczarowań i szczęśliwości jest tysiące i tak naprawdę w generalnym rozrachunku nie mają one większego znaczenia. A wszystko dlatego, że jest coś ważniejszego…
Muzyka na festiwalu Heineken Open’er pełniła funkcję manifestacji pewnego światopoglądu ludzi, którzy być może mają dosyć już wszechobecności kultury masowej i powszechnej standaryzacji gustów. Chcą słuchać artystów, do których dotarcie wymaga od nich pewnego wysiłku i zaangażowania – chociażby przewertowania kilku muzycznych blogów czy zagranicznych portali. Chcą zetknięcia z muzykami, których sukces nie jest dziełem sprytnego specjalisty od wizerunku, ale efektem ciężkiej pracy, pasji i talentu. I tak, dzięki tym potrzebom publiczności na jednym festiwalu mogą zagrać: The Public Enemy, Franz Ferdinand lub Björk przedstawiciele różnych gatunków, ale wyznawcy tych samych wartości.
Organizatorzy festiwalu po raz kolejny zaprosili do Gdyni kilkadziesiąt tysięcy ludzi i po raz kolejny zdołali uciec przed pułapką masowości. Postawili na aktywnego i wymagającego odbiorcę, jednocześnie spełniając jego oczekiwania wobec szeroko pojętej rozrywki. Strefa gastro, w której można było zjeść wegańskie albo azjatyckie potrawy, butiki niszowych projektantów odzieży, stoiska organizacji pozarządowych, wreszcie kino, teatr i kawiarnia stały się prawdziwym łącznikiem nie tylko między poszczególnymi scenami, ale i między ludźmi, którzy mieli zbliżone poglądy, zainteresowania i być może wiedli podobny tryb życia.
Takie spotkania w takiej scenerii działają niezwykle pokrzepiająco. Dobrze jest od czasu do czasu przekonać się, że podobnych muzycznych i światopoglądowych bratnich dusz jest tak wiele w naszym kraju, że potrafią być one głośne i widoczne również dla dominującego mainstreamu. Dlatego też wraz z ocenami poszczególnych występów powinniśmy zabrać do domu wspomnienie niesamowitej atmosfery, która roztaczała się nad Gdynią przez te cztery dni.
Na sam koniec chciałabym przywołać festiwal Woodstock z 1969 roku. Wspominając to wydarzenie nikt nie mówi o tym, że występ The Who posypał się, bo ktoś członkom zespołu wsypał LSD do drinków, że John Sebastian zapomniał tekstów swoich piosenek, że Boba Weira kopnął na scenie prąd, a nagłośnienie koncertów było fatalne. Wspominając festiwal Woodstock mówi się o kulturowym i pokoleniowym znaczeniu pewnego muzycznego wydarzenia. Nie inaczej powinno być w przypadku festiwalu Open’er.
Tekst: Magda Nowicka Chomsk
Zdjęcia: www.facebook.com/openerfestival





Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →