Didżejskie przygody – część III

News

Nagi mężczyzna w taksówce, pijane powroty do domu i puste parkiety... Oskar Szafraniec, Essence i Mateusz Kazula opowiadają najdziwniejsze i najzabawniejsze historie, jakie przytrafiły im się w karierze.

Oskar Szafraniec


fot. orzeszko

Przypomniała mi się ciekawa historia, to było jakieś 2 lata temu. Wracając z dziewczyną z jednego z klubów w Berlinie wzięliśmy taksówkę, by dostać się do mieszkania. W tamtym czasie mieszkaliśmy w Neukölln, niedaleko U-Bahnhof Boddinstraße. Kierowca zatrzymał się na ulicy, my siedzieliśmy na tylnej kanapie, nagle otworzyły się drzwi pasażera i wsiadł… kompletnie nagi mężczyzna. Płakał i twierdził, że zgubił klucze od domu i wszystkie ciuchy na starym lotnisku Tempelhof… to było co najmniej dziwne.

Essence

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Mam sporo dobrych opowieści, acz jedna z tych lepszych tyczy się nie tyle imprezy, co mojego powrotu z niej.
Dobre naście lat temu (bodajże 2004?) grałem na imprezie w gdańskim klubie GGOG i tak się trafiło, że impreza wypadała 11 kwietnia, w wigilię moich urodzin i Wielkanoc zarazem. Z tejże podwójnej okazji z kolegą Edkiem (pozdro!) zrobiliśmy w trakcie mojego grania (22.00 – 24.00) butelkę Żubrówki, która zmogła mnie na tyle mocno, że tuż po graniu zasnąłem. Obudziłem się jakoś przed 6 rano, pokręciłem się chwilę po klubie i stwierdziłem, że nic tu po mnie i chyba czas do domu.
Mieszkałem wówczas na gdyńskim Grabówku – podróż kolejką miejską z Gdańska Wrzeszcza do Grabówka zajmowała ok. 35 minut. Wsiadłem do pociągu, usiadłem, zamknąłem oczy i… ocknąłem się półtorej godziny później na końcu trasy w Wejherowie. „Nic nowego” pomyślałem, gdyż niemal każdy 3miejski imprezowicz zaliczył przynajmniej raz taką wpadkę. Wsiadłem w kolejkę w przeciwną stronę, zająłem miejsce, zamknąłem oczy i… obudziłem się  w Gdańsku Głównym – po kolejnych 90 minutach. Niezrażony, znalazłem pociąg powrotny do Gdyni i po raz drugi oczy otworzyłem w Wejherowie. Wsiadając do czwartego tego poranka SKM miałem nieco wątpliwości, tym razem jednak udało mi się nie przespać swojej stacji.
Podsumowując:
– droga do domu, zamiast standardowych 35 minut, zajęła mi niemal 6 godzin;
– zrobiłem 3 pełne trasy na linii trójmiejskiego SKM;
– na żaden z przejazdów – z wyjątkiem pierwszego – nie miałem ważnego biletu, ale jakimś cudem uniknąłem mandatu; nie okradziono mnie i udało mi się nie stracić torby z płytami.
W domu byłem około godziny 12.30.

Mateusz Kazula


fot. Kamil Bohdankiewicz

Były to początki Viadriny, rok 2010, znajomy z Wrocławia organizował imprezy w takim namiocie na plaży w Jantarze, to jest na Żuławach Wiślanych, blisko Gdańska. Pojechałem tam z Konradem i z Adamem, z który wcześniej grałem w duecie jako Slam Dunk. Nie dość, że było to cholernie daleko od domu, to jeszcze cała akcja okazała się zupełnym niewypałem. Do namiotu zajrzało parę psów z kulawą nogą, ale ogólnie klimat był mocno depresyjny, tak zwana rzeźba w gównie. Może i graliśmy chujowo, no bo wiadomo, to jest sprzężenie zwrotne, jak ludziom się nie chce, to marazm udziela się również didżejowi. Humor jednak poprawił nam „Cycu”, lokalny wirażka, który wypożyczał sprzęt, typową konsolkę Pioneera, dwa tysiaki i chyba pięćsetka, mniejsza o to. My coś tam stękamy nad tym setem, on stoi obok dumny jak Artur Zawisza na Marszu Niepodległości i w pewnym momencie wypala do Adama:


Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →