Metafizyczny Container w Berlinie – relacja muzikanova.pl

Relacja

Dwie wyjątkowe wytwórnie: M_nus i Raster Noton zgotowały w ostatni czwartek swoim fanom muzyczno wizualną ucztę. Smakowało wybornie! Czytaj relację!

Ciężko będzie to opisać słowami. To, co wydarzyło się w berlińskim klubie WMF 26 listopada, miało niemal metafizyczny charakter. Richie Hawtin przyzwyczaił nas do tego, że swym nazwiskiem firmuje najwyższej jakości przedsięwzięcia. Jednak dopiero w trakcie Containera tak naprawdę poczułam, co miał na myśli mówiąc, że chce tworzyć ekstremalnie i docierać tam, gdzie nikt wcześniej nie dotarł.

Container to muzyczno-dźwiękowo-wizualny projekt łączący dwie wyjątkowe wytwórnie: M_nus i Raster Noton. Można powiedzieć, że swój zaczątek miał już w 1999 roku, kiedy to jeden z szefów Rastera – Carsten Nicolai zaprosił Hawtina do partycypacji w jego dwupłutowej kompilacji „New Forms”. Od tamtego czasu obie wytwórnie ‘miały się ku sobie’, ale dopiero teraz sfinalizowały swoją znajomość. Dźwięki serwowane przez Richiego Hawtina i JPLS-a z M_nusa, a także Alva Noto (Carsten Nicolai) i Byetone (Olaf Bender) z Raster-Noton oraz wizualizacje autorstwa Aliego Demirela (M_nus) i Nibo (Raster-Noton) przeniosły berlińską publiczność w poetycko minimalistyczny świat.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Dwugodzinne intro

 

Każdy, kto spodziewałby się standardowej imprezy, mógłby się rozczarować. Przez pierwsze dwie godziny w głośniku nie pojawił się bowiem prawie żaden beat. Charakterystyczne ostatnimi czasy dla setów Hawtina intro (ci, którzy słyszeli go chociażby na Audioriver w tym roku, wiedzą o czym mowa) w ten wieczór, przy współudziale Alva Noto, zmieniło się w elektroniczną ucztę.

 

Każdy, kto zna twórczość Nicolaia, który jako Noto interesuje się głównie elementami dźwięku i jego fizycznymi właściwościami, a dopiero jako Alva Noto przechodzi do jego muzycznych zastosowań, mógł rozpoznać w tym intro przewagę jego pierwszego aliasu. Futurystyczne brzmienia i sugestywne szumy składały się na swego rodzaju dźwiękowe laboratorium.

 

 

Oczarowani odbiorcy, w których nie wyczułam zniecierpliwienia tymi eksperymentami, a raczej wyczekiwanie pełne ekscytacji. Mogę się założyć, że nie byłam jedyną osobą, którą co i rusz przechodziły dreszcze. Rewelacyjne nagłośnienie WMF-u tylko potęgowało to, co B. Chaciński na swym blogu nazwał kiedyś dźwiękiem o psychoakustycznych właściwościach (w kontekście płyty „Transform” Alva Noto).

 

Na ekranach zlokalizowanych w trzech różnych miejscach (za dj-ką i po obu stronach danceflooru) można było oglądać w tym czasie niesamowite wizualne widowisko. Delikatny biały szkielet na czarnym tle drgał i obracał się wolno, z dala niemal statyczny. Mnie skojarzył się z obserwowaną pod mikroskopem tkanką, której struktura zagęszczała się w miarę zagęszczania struktur serwowanych dźwięków. Czy to wizuale obrazowały dźwięk, czy może było na odwrót? Ciężko powiedzieć, obie warstwy były tak ze sobą sprzężone, że można było mieć wrażenie, iż żadna z nich nie mogłaby istnieć bez tej drugiej.

Przebudzenie beatu

 

Po dwugodzinnej rozgrzewce beat przejął stery na dobre. Wkraczał nieśmiało krok po kroku, zupełnie tak, jakby wszystkich zahipnotyzowanych Containerowym wstępem chciał najpierw ze sobą oswoić. Tworzona na żywo muzyczna instalacja powoli wciągała kolejnych klubowiczów. Wizualizacje zmieniły nieco charakter na bardziej dynamiczny, pozostały jednak w minimalistycznym czarno białym geometrycznym klimacie. Pierwszy raz również zwróciłam uwagę na znajdujący się przed Alim Demirelem i Nibo mikser wizualizacji – leżący płasko na stole, wyglądający jak duży palmtop albo iPhone.

 

Hawtin DJ, Hawtin producent czy może totalna improwizacja? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Miałam wrażenie, że każdy dźwięk to coś zupełnie nowego, zupełnie tak, jakby został dosłownie przed ułamkiem sekundy wynaleziony.

 

Pałeczkę po Richiem przejął Jeremy Jacobs, czyli JPLS, który bywa określany jednym z najbardziej eksperymentalnych producentów M_nusa, a jego 12’’ „Program” wydana w 2006 roku do dzisiejszego dnia bywa określana najbardziej minimalową produkcją wytwórni i trudno się nie zgodzić. Wydany rok później album „Twilite” miał już większą tolerancję parkietową. W obliczu tych faktów, jak tu nie zaprosić Jeremy’ego do Containera? Nie wiem, czy ktoś lepiej pasowałby do tej roli. Moim zdaniem, strzał w dziesiątkę.

 

JPLS-owi towarzyszyły już bardziej indywidualne wizualizacje, pojedyncze błądzące lub wirujące na środkach ekranów zastąpiły powlekające całe powierzchnie płótna siatki wzorów. Moją ulubioną bez wątpienia jest ta, w której maleńki biały minus wije się leniwie po przepastnie czarnym ekranie.

 

Do JPLS-a dołączył wkrótce Alva Noto i obaj zafundowali publiczności przerywnik w tańcu. Dźwięki kojarzące się z czymś cybernetycznym, automatycznym, jednak nie pozbawione duchowego pierwiastka. Co i rusz rozbłyskujące ekrany. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś mi powiedział, że to ścieżka dźwiękowa do arcydzieła science-fiction. Czysto futurystyczne tony opanowały ponownie WMF na kilkanaście dobrych minut.

 

Olaf Bender podkręcił tempo i po raz kolejny parkiet zafalował. Manager Raster Noton, odpowiedzialny za graficzne oblicze i wizerunek wytwórni, jako muzyk występuje pod pseudonimem Bytone. Hardkorowy minimalizm – tak określają niektórzy to, co tworzy (znowu B. Chaciński). Zgadzam się też z opiniami, że czasem jest to bardziej tło dźwiękowe, niż sama muzyka. W trakcie jego występu na czarnym ekranie trzy białe zmieniające się cyfry – odliczanie trwa. Wkrótce dołączają do niego pozostali trzej inżynierowie dźwięku i cała czwórka prezentuje swego rodzaju finał.

 

 

Impreza kończy się o 5tej, w końcu to noc z czwartku na piątek, jeszcze nie ma weekendu w Berlinie. Druga odsłona Containera w Rzymie już w sobotę. Czy będą kolejne?

Kontener Sztuki

 

Nie wiem, czy to już przypadkiem nie M_nusowy fanatyzm, ale nie umiem wręcz opisać mojego zachwytu. Muzyka, dźwięk i obraz utworzyły w ten wieczór coś idealnego i porywającego. Pięknego w swej prostocie, a jednak bardzo sugestywnego. I nikt mi nie wmówi, że to dorabianie ideologii do prostych trików i chwytów. Tego wieczoru żadnego z artystów nie mogłabym nazwać jedynie DJ-em lub VJ-em, a Containera nie śmiałabym nazwać po prostu imprezą. Nie mam wątpliwości, że uczestniczyłam w dźwiękowo-wizualnym dziele sztuki. Pięć gwiazdek na pięć, absolutnie!

 

Richie Hawtin śmiało eksploruje te rejony elektroniki, w które nikt przed nim jeszcze nie dotarł, ale mam wrażenie, że nie powiedział swego ostatniego słowa i wspominane przez niego ekstremum jest jeszcze przed nami. I podzielam radosny niepokój usatysfakcjonowanego uczestnika, który po zakończeniu show, trzymając się za głowę wyszeptał: „Ach, co ten Richie jeszcze wymyśli?”

 

 

Tekst: Monika 'Mondym’ Dymek



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →