Alegria: „Wiedzę i doświadczenia zyskałem dzięki collabom” [wywiad]

News
Alegria

Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i charyzmatycznych postaci polskiej sceny klubowej, nie tylko jej drum'n'bassowego wycinka. Jednak tym razem Piotr Häuser aka Alegria pokazał się ze strony, która dotąd znana była niewielu osobom. Zwycięzca plebiscytu Munoludy 20XX w kategorii DJ - Muzyka Bassowa, podzielił się z nami mnóstwem szczegółów na temat swojego producenckiego oblicza, zmian, jakie zaszły w jego życiu i ambitnych planów na przyszłość.

Alegria to jeden z tych rozmówców, których nie trzeba ciągnąć za język, by wydobyć interesujące informacje. Ba, jest zupełnie przeciwnie. Rozmowny, otwarty, pełny empatii – taki wizerunek Piotra Häusera maluje się w oczach większości osób, którym przyszło spotkać go na swojej drodze. Grono to jest całkiem pokaźne, bo wieloletnie doświadczenie Alegrii sprawiło, że jest doskonale znaną, a co najważniejsze powszechnie cenioną postacią na rodzimym podwórku klubowym i nie tylko.

Alegria. CV wagi ciężkiej

Choć sam mówi sporo, to o sobie mówi skromnie. A nie powinien. Jego didżejskie i promotorskie CV to lektura wagi ciężkiej. Lista zorganizowanych imprez, odwiedzonych klubów czy zabookowanych artystów i artystek robi gigantyczne wrażenie i stawia go w lokalnej ekstraklasie. Jednak Alegria to zdecydowanie ktoś więcej niż jedynie człowiek z pasja do muzyki, której upust daje w setach didżejskich, line-upach wydarzeń i kooperacjach z polskimi i zagranicznymi twórcami i twórczyniami. To także świadomy i zaangażowany kurator rodzimej sceny, który podejmuje dyskusje i pracę nad tymi jej aspektami, jakie wymagają rozwoju, poprawy i zmian.

Biletomat.pl

Kup bilet na dowolny koncert lub imprezę!

Znajdź Bilety

Bezpieczne i proste zakupy

Alegria. DrumObsession, czyli odpowiedzialna promotorka

Alegria najmocniej kojarzony jest ze współtworzonym przez siebie legendarnym już kolektywem i cyklem imprez DrumObsession, w ramach którego ściąga do Polski tuzy muzyki bassowej. Jako odpowiedzialny promotor i booker skupia się, by obecność wielkich nazwisk nie tylko przyciągała fanów i fanki tego typu brzmienia z całego kraju, ale również pozwalała na promocję lokalnym artystom i artystkom. Prócz ściągania na swoje imprezy największych gwiazd, Alegria równie duży nacisk kładzie, by line-upy jego imprez wypełniały aliasy interesujących debiutanów i debiutanek z rodzimego podwórka. Wiele osób może powiedzieć, że zawdzięcza Häuserowi swoje pierwsze poważne bookingi, a nawet start z klubową przygodą.

Ostatnie miesiące czy nawet lata to szereg zmian w życiu prywatnym, jak i artystycznym. Wyprowadzka z Poznania, z którym tak mocno jest kojarzony, lub – a raczej przede wszystkim – producencki debiut. Oba te wydarzenia zasługują, by poświęcić im uwagę, zwłaszcza, że pokazują Alegrię z dotąd nieznanej strony.

Munoludy 20xx - Alegria

Munoludy 20xx – Alegria

Alegria-producent. Debiut-marzenie (?)

Petrograd EP, debiutanckie wydawnictwo Häusera, jest zaskoczeniem samym w sobie, jednak jeszcze ciekawiej robi się, gdy przejdziemy do samego odsłuchu. Stylistyczny mariaż łączy w sobie wpływy muzyki od początku towarzyszącej i kojarzonej z Alegrią, z brzmieniem kompletnie świeżym i niespodziewanym. Błyskotliwa mieszanka drum’n’bassu, a konkretnie jego halfstepowych wariacji, z klimatycznym, quasi-ambientowym anturażem to nowa jakość nie tylko na rodzimej scenie. Przyznam, że wcześniej nie słyszałem niczego podobnego, a co więcej – myśląc o tym, co Alegria może zaproponować jako producent – spodziewałbym się kompletnie innego brzmienia. Tym bardziej jest to zaskoczenie wyjątkowe i udane, bo Petrograd EP to debiut, obok którego nie można przejść obojętnie.

Alegria - fot. Butlon

Alegria – fot. Butlon

Alegria – wywiad

O ogromie zmian, długiej drodze do obecnego miejsca i malującej się intensywnymi barwami przyszłości – zapraszam na wywiad, którego bohaterem jest Piotr Häuser aka Alegria.

Nie uwierzę jeśli mi powiesz, że myśl o własnym materiale wykiełkowała w Twojej głowie dopiero niedawno. Funkcjonujesz na scenie od wielu lat, sądzę zatem, że pokusa by nagrać własny materiał pojawiła się dużo, dużo wcześniej.

Pokusa była od wielu lat, ale umiejętności zdecydowanie na to nie pozwalały. Zresztą od samej pokusy czy pomysłu do faktycznej jego realizacji musiało upłynąć sporo wody w Warcie (parafrazujac klasyka). Choć może zaskoczę Cię, bo pracę nad tymi akurat solowymi trackami zacząłem w grudniu 2020 i wbrew pozorom z nimi poszło już dość szybko jak na mnie. Przynajmniej z perspektywy czasu tak mi się wydaje.

Alegria. O ważnych momentach

Czy i dlaczego wydarzyło się to dopiero teraz? Czekałeś na ten właściwy moment czy może jednak było coś, nad czym chciałeś jeszcze popracować, by być pewnym tego, że chcesz przedstawić się światu jako Alegria-producent, już nie tylko DJ, booker, promotor i kurator sceny klubowej?

Komuś, kto zna mnie tylko i wyłącznie jako DJa czy z mojej promotorskiej pracy na scenie klubowej, ta EPka zdecydowanie mogła się wydać czymś mega zaskakującym i pojawiającym się znikąd. To są jednak lata pracy, których początek mogę nieco orientacyjnie wskazać na pierwsze sesje studyjne z Czarnym (znanym dziś jako Voitek Noir) w 2015. Może nawet na zdalne collaby z Silence Groovem z 2013?

Nie powiedziałbym, że czekałem na jakiś “właściwy moment”. To bardziej była kwestia tego, czy wytwórnie, które stawiałem sobie za jakiś cel, będą zainteresowane wydaniem tej muzyki. W zasadzie odkąd tylko te collaby zaczynały brzmieć na tyle dobrze, że sam chciałem grać je w swoich setach (i ci, którzy znają mnie nieco bliżej, wiedzą, że trochę ich już gram), zaczął się żmudny proces słania utworów do właścicieli wytwórni. Z rzadka też do innych producentów po feedback, ale to akurat inna historia.

Pamiętam, że pierwszego skończonego collaba Alegria & Voitek Noir w 2015 wypaliłem na kilku płytkach CD i rozdałem na festiwalu Sun & Bass paru osobom, na których opinii (lub – w scenariuszu najlepszym z możliwych – wydaniu tracków przez nie) mi zależało. Żeby było zabawniej, to już był czas, gdy większość osób z płyt CD nie korzystało, więc prosili mnie o wysłanie im tego online. Jeden delikwent w ogóle się nie odezwał, ale to w sumie dość dobra statystyka 😀 Do tej pory mam też jednego z collabów z tamtych lat wrzuconych prywatnie na Soundclouda i chyba nie usunę go stamtąd nigdy, bo w statystykach widnieje odsłuch od śp. Marcusa Intalexa… Zawsze będę wdzięczny za to, że udało mi się złapać z nim kontakt zarówno na Sun & Bassie, jak i potem gdy grał na 8. urodzinach DrumObsession, to był niesamowity człowiek.

Wracając jednak do Twojego pytania: to bardziej była kwestia, która zależała od zainteresowania wytwórni, ich planów i kolejki wydawniczej. Zresztą nadal dziwnie jest móc powiedzieć o sobie per: “producent”. Chyba jeszcze nie do końca dociera do mnie fakt, że ktoś na tyle jarał się moją muzyką, że postanowił ją wydać.

Silence Groove ft. Alegria – Like We Give A Fuck

Alegria. O procesie twórczym

Jak wyglądał sam proces twórczy? W jaki sposób powstawał materiał na Petrograd EP? Skupiłeś się wyłącznie na pracy za pomocą DAWów, czy może jednak korzystałeś z jakichś maszyn czy instrumentów?

Jeśli chodzi o solowe kawałki, to zdecydowanie wszystko “in the box”, tylko mój laptop, dobrze dobrane i zaaranżowane tak, by nie konkurowały ze sobą w paśmie częstotliwości sample, no i wirtualne syntezatory (VST). Z moim światem idealnie współgrają synthy od Arturii – kocham ten klimat i brzmienie rodem z lat 80. Natomiast obiecałem sobie nie być jedną z tych osób, która wyrzyga tysiące złotych w sprzęt, z którego potem będzie korzystać raz na ruski rok. Dopóki nie zacznę być bardziej systematyczny w kwestii kończenia utworów – żadnego hardware’u!

Cryosphere z moich solowych powstał jako pierwszy. Z tego, co pamiętam, zacząłem od groove’u i dźwięków bębnów, perkusjonaliów – musiał zainspirować mnie jakiś ciekawy loop z którejś z paczek sampli, a potem już poszło. Dobieranie kolejnych elementów tak, żeby gadały ze sobą nawzajem. Najtrudniejsze było chyba dobranie melodii i harmonii – z tym zawsze mam największy problem – ale koniec końców się udało. To zdecydowanie jest taki slow burner (slow freezer?) – rozwija się bardzo leniwie i nagradza cierpliwego słuchacza.

Z tytułowym trackiem było podobnie, bo chyba zaczynałem od groove’u, uderzeń perki, glitchy i innych takich takich, a potem kolejne warstwy nadały ostatecznie kierunek temu, co się wydarzyło. Pozdrawiam z tego miejsca Toma Encore’a (znanego pewnie szerszej publiczności obecnie jako Skarby), któremu jestem niezmiernie wdzięczny za pomoc z ostatnim szlifem miksu tych tracków. Miło było usłyszeć, że zbyt wiele korekty mój własny miks już nie potrzebował, ale ja sam chciałem się upewnić, że te tracki zabrzmią tak dobrze, jak tylko się da, a nie miałem już wystarczająco dystansu, żeby to ocenić. Tomek wyciągnął z nich to ekstra dziesięć procent “mięsa”, którego potrzebowałem, żeby być pewnym, że do masteringu idzie coś konkretnego.

Z kolei The Flood rozpoczęło się od szkieletu beatu, który Voitek Noir zaczął przy użyciu OP1 od Teenage Engineering. Przynajmniej wspominam, że część dźwięków jest właśnie z tego maciupkiego, ale jakże potężnego urządzonka. Tu zdecydowanie też musi pójść shout-out dla miejsca, w którym zaczynaliśmy pracę nad tym oraz większością naszych collabów (a przynajmniej tych najlepszych), czyli strych na działce rodziców Wojtka w Kamińsku. Niesamowite miejsce. W każdym razie dokańczaliśmy temat przy okazji kolejnych moich wizyt u niego, a ostatnie szlify zrobiliśmy jakoś w zeszłym roku przez Zooma. Tak naprawdę całość powstała w ciągu dwóch bardziej kreatywnych sesji, a kolejne były szlifami aranżu i pierwszych wersji miksu. Z ciekawostek – pojawia się tam synth, który brzmi nieco jak gitara elektryczna, a który grałem z jakiegoś małego kontrolerka z arsenału Wojtka (za cholerę nie przypomnę sobie jak to się nazywało, ale pozwoliło mi wlać tam trochę mojej ekspresji i dało ogromny fun z grania!). Wreszcie gitara z outro powstała z najbardziej niekonwencjonalnej opcji, z jaką ja do tej pory spotkałem się w studio. Czarny odpalił jakąś appkę na iPadzie i obaj zagraliśmy na nim parę wersji tych akordów. Ktoś ostatnio mnie pytał, jak ta aplikacja się nazywa, ale trzeba by o to zapytać Wojtasa!

Co do remiksu Cryosphere, który zrobił dla mnie Eusebeia – sam nie wiem czy korzystał z jakiegokolwiek hardware’u. Głupio przyznać, ale nie kojarzę, z jakiego setupu on korzysta, ale brzmi jakby mogły to być prawdziwe syntezatory. Co ciekawe, nie brzmi jakby wziął jakiekolwiek elementy z oryginału i początkowo Akuratyde (szef Modern Conveniences) nieco na to narzekał, ale ja osobiście jaram się niesamowicie tym, że coś napisanego przeze mnie zainspirowało Eusebeia do napisania czegoś takiego! To jest styl remiksowania, który osobiście cenię u artystów najbardziej, jakiś kosmiczny poziom kreatywności (skoro nie da się prawie wyłapać dźwięków z oryginału!) i w ogóle progresja tracka jest niesztampowa i nieprzewidywalna. Powiedziałem zresztą, że dla mnie pierwsza wersja tego, co otrzymaliśmy, była już tak zajebista, że nie ma co zmieniać (i dobrze, bo sam Eusebeia też nie był skłonny robić tu już jakichkolwiek zmian!).

Alegria & Voitek Noir – The Flood

Alegria. O źródłach stylistyki

Przyznam, że mocno zaskoczyło mnie brzmienie Twojego debiutanckiego materiału. W jaki sposób doszedłeś do wniosku, że chcesz by właśnie tak brzmiał materiał? Czy pojawił się jakiś impuls lub może odkrycie w postaci płyty bądź artysty, który pchnął Cię właśnie do nagrania takiej muzyki?

U źródła leży coś, co z perspektywy czasu nazwałbym wręcz nowym ruchem na scenie – Autonomic. Jakoś w okolicach 2008 roku Instra:mental (czyli Kid Drama i Boddika) w swojej twórczości postanowili wrócić do hardware’owych syntezatorów, maszyn perkusyjnych. Zainspirowali do tego samego dBridge’a po jednej z jego wizyt w legendarnym The Zoo (studio Boddiki) i cała trójka swoją muzyką rozpoczęła coś, co zmieniło scenę drum & bassową na zawsze. Kompletnie na przekór mentalności i technologicznego wyścigu zbrojeń pt. “kto mocniej, kto szybciej”, która charakteryzowała sporą część drum & bassu z początku nowego millenium (a którą można przypisać wpływowi m.in. Bad Company, do którego – żeby było zabawniej – należał również dBridge), ta trójka postawiła na przestrzeń, groove, czy oszczędność w środkach wyrazu (co wiele osób mylnie zaczęło określać jako “minimal dnb”). Ich seria podcastów nazwana właśnie Autonomic, a także cykl imprez m.in. w londyńskim Fabric, czy wreszcie wytwórnia o tej nazwie – to podwaliny tego ruchu. Okazało się że wielu artystów takich jak ASC, Synkro, Consequence, ale także osób spoza sceny (jak Pearson Sound, Scuba, czy James Blake) słało im utwory w takim tempie i klimacie. Myślę, że to szczególnie podcast Autonomic zainspirował scenę – nigdy wcześniej nie pamiętam, żeby ktokolwiek na scenie drum & bassowej w tak otwarty sposób dzielił się swoimi inspiracjami (jak np. Autechre czy Boards Of Canada). Podcasty zaczynały i kończyły się sekcjami “influences”, a w środku był właściwy set DJski, głównie w tempie 85/170 bpm, ale zdarzały się też odcinki z wolniejszym tempem. Myślę, że większość artystów, którzy obecnie tworzą drum & bass z tego swoistego pogranicza na styku gatunków, zawdzięcza wszystko właśnie tej serii. To Plus Ultra (tak panowie chcieli nazwać wstępnie swoje trio, ale chyba pomysł upadł) otworzyli ludziom głowy, a także przyciągnęli do drum & bassu zainteresowanie ludzi dubstepu, techno, electro i wielu innych gatunków.

Kończąc tę dość ważną z perspektywy najnowszej historii naszej muzyki dygresję, pamiętam też gdy na nieodżałowanym forum internetowym dnb.pl wiara typu Chaser, Mortem, Maurus czy Erkiu (wtedy pod nickiem krq) wrzucała sety z właśnie takim drum & bassem. To tylko część osób, którym zawdzięczam ewolucję mojego gustu właśnie w kierunku głębszych odmian tego tempa. Ogromnie otworzyła mi też oczy dziesiąta rocznica cyklu Dark Roller w toruńskim NRD, na którym headlinerami byli Loxy (kolejna kluczowa, a często niedoceniana postać w rozwoju drum & bassu!) oraz właśnie Karol Mortem. Widząc jak wiara bawi się podczas jego bardzo głębokiego z mojej ówczesnej perspektywy warmupu, uświadomiłem sobie jaki potencjał niesie w sobie ten styl, jeśli tylko publika będzie na niego gotowa. Poznań wymagał wielu lat pracy mojej wraz z kolektywem DrumObsession, żeby do takich klimatów mógł bawić się pełen parkiet, ale gdy już to osiągnęliśmy (szczególnie przy wizytach dBridge’a czy Dramy, a potem obu tych panów w ich drugim na świecie wspólnym występie jako Heart Drive, który pozostaje jednym z najważniejszych momentów na mojej ścieżce promotora i organizatora!), to chyba nigdzie indziej do tej pory w naszym kraju nie spotkałem się z bardziej otwartą muzycznie publiką.

Odkąd tylko znaleźli się w moim życiu tak zajebiście ludzie jak Voitek Noir, którzy zechcieli ze mną współpracować w studio, z reguły punktem wspólnym przy collabach był właśnie Autonomic. Jaram się tym stylem także dlatego, że mniej jest tu spuszczania się nad klinicznym brzmieniem mixdownu, a więcej przestrzeni na zabawę mniej typowymi pomysłami, groovem i eksperymenty z przenoszeniem inspiracji z innych gatunków (a w tej dziedzinie drum & bass wśród gatunków elektroniki od zawsze był pionierem i chyba na zawsze nim pozostanie). No i potencjał do łączenia sił ludzi z różnych gatunków jest tu chyba największy, a ja najbardziej lubię pracować z innymi ludźmi. Produkcja solo przez lata oznaczała dla mnie frustrację, gdy czegoś nie potrafię zrobić tak, jak słyszę to w głowie. W przeciwieństwie do DJingu, tu nie potrafiłem po prostu zacisnąć zębów i szlifować skilla samemu. Większość wiedzy i doświadczenia przyszła mi dzięki collabom, bo praktycznie z każdego takiego doświadczenia byłem w stanie coś wyciągnąć.

Alegria – Cryosphere

Alegria. O brzmieniu Petrograd EP

Kontynuując wątek tego, jak brzmi Petrograd EP – znamy się od dawna i zauważam od kilku lat, że konsekwentnie poszerzasz gatunkowe spektrum muzyki granej w setach didżejskich. Nie chcę powiedzieć, że odchodzisz tym samym od swoich korzeni. Najnowsza EPka jest tego najlepszym przykładem – miesza się w niej wiele stylistyk, od delikatnie zaakcentowanego d’n’b, przez halfstep, aż po muśniętą ambientem eksperymentalną elektronikę.

Czy kształt materiału był efektem celowych działań, by brzmiał on właśnie tak, a nie inaczej, czy może jednak jest w tym trochę przypadku, spontaniczności, improwizacji, wpływu najświeższych inspiracji?

To prawda, od korzeni nie odejdę nigdy! 😀 Akurat nie jestem pewien, czy brzmienie EPki jest wynikiem tego, że zacząłem poszerzać spektrum mojej selekcji DJskiej, bo to jednak cały czas jest drum & bass (którego “halfstep” czy “half-tempo” też jest częścią, a przynajmniej z niego się wywodzi). Owszem, słychać bardzo wyraźnie wpływy innych gatunków elektroniki, natomiast rozgraniczyć chyba nieco należy tematy DJskie od producenckich. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym świecie jest to prawie niemożliwe, bo producenci biorą się za DJing, żeby w ogóle być w stanie zarobić cokolwiek na muzyce (a jak wiemy, od dawna m.in. za sprawą wszechobecnego piractwa, ale także głębokich strukturalnych przemian w świecie technologii wydawniczej, nie da się z tego raczej utrzymać). Z kolei didżeje próbują swoich sił w produkcji, żeby móc dopisać sobie do bio “producent” (znam także takie jednostki, które swoją pracą nad produkcją postanowiły się w ten sposób chwalić na długo przed jakimkolwiek upublicznieniem jej owoców, co osobiście uważam za dość tani zabieg) i móc w jakikolwiek sposób konkurować w oczach publiki z osobami, które aktywnie tworzą i wydają swoje tracki, a także liczyć na większą gażę za seta. No, ale znowu idę w dygresję…

W moim przypadku zdecydowanie jest to celowy zabieg, bo to właśnie ta część drum & bassowego spektrum inspiruje mnie najbardziej i trwa to od lat. Oczywiście staram się nie ograniczać co do tempa i tworzę (zarówno sam, jak i w collabach) też rzeczy o tempach zgoła odmiennych od mojego macierzystego, ale akurat odkąd tylko za produkcję zabrałem się nieco poważniej, jedna rzecz stała się pewna. Jeśli chcę tworzyć rzeczy ciekawe, albo w jakimkolwiek stopniu oryginalne, to nie mogę zamykać się na inne gatunki, a wręcz czerpać z nich na tyle, na ile pozwalają mi w danej chwili skill i doświadczenie.

Alegria – Petrograd

Alegria. O zmianach

Ostatnie lata to dla Ciebie szereg istotnych zmian, głównie w życiu prywatnym. Jedną z najważniejszych jest zamiana Poznania na Łódź. Przez wiele osób z całej Polski byłeś uważany za ambasadora poznańskiej sceny klubowej. W jaki sposób te zmiany wpłynęły to na Ciebie jako twórcę? Czy uwolniły coś w Tobie?

Z tym ambasadorem to może trochę za dużo powiedziane, ale tak, starałem się od zawsze i nadal staram się budować tę naszą lokalną scenę, bo jest moim skromnym zdaniem najciekawszą w Polsce (a już na pewno jedną z najbardziej przyjaznych, bo takiej współpracy między kolektywami czy promotorami nie widziałem chyba nigdzie).

Przede wszystkim najważniejszy jest powód, dla którego znalazłem się w Łodzi, czyli moja partnerka Ola, którą część sceny zapewne kojarzy z jej pseudonimu – Bambi Uzi. Gdy tylko zaczęły krążyć plotki o pierwszym lockdownie, spakowałem nieco ciuchów, kompa i pognałem do Łodzi, będąc przygotowanym na to, że potrwa to może z dwa, trzy tygodnie… no i tak zostałem!

Powiedzieć “nie narzekam”, to byłby niezły eufemizm. Po raz pierwszy od długiego czasu znowu jestem po prostu szczęśliwy, zakochany (może jest lekko cheesy wspominać takie rzeczy w wywiadach, ale niespecjalnie się tym przejmuję!) i spełniam się jako partner. Do tego bycie z kimś, kto tak bardzo dzieli ze mną pasję – to jest dla mnie lekkie novum i nadal próbuję odnaleźć się we wszystkich niuansach, które za tym idą, ale nie wyobrażam sobie lepszej sytuacji! Swoją drogą jeśli nie słyszeliście Bambi Uzi w akcji, to koniecznie naprawcie ten błąd i posłuchajcie jej setów na Soundcloudzie, streamach czy wreszcie na imprezach (bo te zdają się nieśmiało wracać latem) – warto ją obserwować, bo ma do tego sporo serca i szczególnie podczas grania – zaraża emanującą zajawką!

To wszystko w połączeniu z tym, że mam szczęście być stabilnie zatrudniony w sferze zupełnie niezwiązanej z muzyką; mam zdrowie, więc podstawy piramidy potrzeb są zaspokojone – można więcej czasu i energii poświęcić muzyce. Muszę przyznać, że sporo było podczas pandemii toksycznych głosów typu “jeśli nie wykorzystujesz tego czasu w sposób produktywny, to go marnujesz, bo taka okazja nie powtórzy się nigdy”, ale wiara pisząca w ten sposób chyba nie zdaje sobie sprawy z kolektywnego stresu (czy wręcz traumy), w jakim znaleźliśmy się jako ludzkość. Nie potrafiłem wykrzesać z siebie zapału do produkcji tak naprawdę aż do lata 2020, gdy obostrzenia nieco zostały poluźnione, a słońce i temperatura powodowały, że znowu chce się żyć. Chyba nie jestem typem, który potrafi (przynajmniej na razie) przeciwności losu lub trudne sytuacje w życiu przekuwać na muzykę.

Wracając do pytania, nie zacząłem robić tzw. “łódzkiego techstepu”, ani nie potrafię zauważyć w jakiś specjalny sposób odciśniętych wpływów tego miasta na to, co robię. Pobyt tutaj pomógł mi za to odnowić niektóre kontakty ze znajomymi, które dawniej z racji odległości były trudniejsze do utrzymania. Wreszcie chcę spropsować legendarny sklep winylowy Skylark, do którego wbijam raz na jakiś czas i udało mi się wydiggować parę perełek (choć przy okazji wizyt w Poznaniu też obowiązkowo zahaczam o Vinylgate, gdy tylko czas mi pozwoli).

Alegria & k.o. - fot. Aleksandra Buca

Alegria & k.o. – fot. Aleksandra Buca

Alegria. O wydawcy

W jaki sposób znalazłeś się w katalogu Modern Conveniences, labelu z Los Angeles? W sumie to dość nowa nazwa na rynku wydawców. Czy nie myślałeś o tym, by wydać materiał w innym labelu, być może polskim? Wszak Twoje kontakty są ogromne i to w skali światowej – jestem niemal pewny, że ktoś z Twoich znajomych byłby zainteresowany umieszczeniem Petrograd EP w katalogu swojej wytwórni.

Wszystko to za sprawą mojego podcastu nagranego dla serii Come Meditate (pozdro Entire i CrissNSA z ekipy Dungeon Beats, którzy stoją za tym niezwykle poważanym zagranicą kanałem!). Gdy zaktualizowałem wreszcie tracklistę do tegoż na legendarnym forum Dogs On Acid, wiara propsowała mój collab z Istotą, który tam zagrałem. Tam też odezwał się do mnie z prywatną wiadomością pod koniec zeszłego roku Akuratyde, czyli szef ModCons i zapytał o moje produkcje. Podesłałem mu parę collabów, a ten odezwał się ponownie i wyraził chęć wydania jednego z nich, pod warunkiem że dostarczyłbym mu drugą, bardziej melodyjną stronę. Żeby było zabawnie, utwór od którego zaczęło się zainteresowanie Akuratyde’a, nie znalazł się na EPce, ale weszło The Flood, które wówczas niezidentyfikowane grałem prawie pod koniec seta dla Come Meditate. Jakoś w styczniu podesłałem mu Cryosphere – zajarał się bardzo, a ja byłem zdziwiony, że cokolwiek z moich solowych tjunów może wzbudzić taką reakcję (tym bardziej, że jest to bodaj dopiero czwarty kawałek jaki udało mi się doprowadzić do końca w kwestii aranżu). Zupełnie bez przekonania podesłałem też Petrograd, bo co do niego byłem najmniej pewny siebie, a ten stwierdził, że to najlepszy track i potem też bardzo chciał zrobić z niego utwór tytułowy na EPce. Ja dość długo kminiłem, czy nie uda mi się wybrać jakiegoś lepszego tytułu, który nie byłby jednak powiązany z żadnym z tracków, a który miałby dla mnie i dla EPki jako całości jakieś większe czy głębsze znaczenie. Koniec końców żaden z tytułów, które wymyśliłem, nie siadły Akuratyde’owi i zostaliśmy przy “Petrograd”.

Co do samego labelu, to jest on akurat jedną z moich ulubionych nowych wytwórni i odczuwam w stosunku do niej podobny poziom ekscytacji, co do Narratives Music (wytwórnia Blocksa i Eschera), gdy zaczynali. Jest tak samo świeżo i ciekawie. Co z tego, że jest nową nazwą, jeśli za parę lat może okazać się powszechnie szanowaną wytwórnią! Jeśli Akuratyde utrzyma tę kontrolę jakości i vibe, to w tej części drum & bassowego spektrum ModCons będzie nie do zatrzymania. Z polskich wytwórni – popraw mnie, jeśli się mylę – chyba żadna poza ewentualnie Black Crane nie zainteresowałaby się tego typu twórczością. Może jeszcze U Know Me, ale oni z kolei mają tak szeroki przekrój styli i klimatów, że nie wiem czy jestem dla nich wystarczająco oryginalny. Czas pokaże 😉

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać komuś, kto obserwuje świat wydawniczy z zewnątrz – nawet najlepsze kontakty na scenie (a na te faktycznie nie mogę narzekać) nie spowodują, że coś, co nie podejdzie muzycznie szefowi danego labelu, zostanie nagle wydane ze względu na relacje.

Oczywiście, marzy mi się wydawanie muzyki w wielu innych labelach, ale jestem świadomy ile jeszcze przede mną, zarówno z perspektywy samej muzyki, jak i skilla produkcyjnego. Staram się też nie słać wszystkiego wszystkim labelom, bo to też jest prosta droga do bycia ignorowanym. Dotychczasowe doświadczenia w tym zakresie (zarówno moje, jak i innych producentów, z którymi rozmawiam, lub których obserwuję) bardzo wiele mnie nauczyły i chcę robić to mądrze.

Come Meditate Mix #42 – Alegria

Alegria. O bliskich ludziach

Do współpracy przy EPce zaprosiłeś dobrego kumpla, Voitka Noira. Czy będą kolejne wspólne projekty i nagrania? A może masz w planach zaproszenie do współpracy kogoś jeszcze?

Uwielbiam współpracę z innymi ludźmi, bo od każdej osoby mogę się bardzo wiele nauczyć. Zdarzało się także, że te osoby podłapują przy collabie ze mną coś, czego wcześniej nie wiedziały, więc na szczęście korzyść jest obopólna! Ponadto wychodzę z założenia, że z takiego połączenia sił prawie zawsze powstanie coś, czego solo te osoby raczej by nie stworzyły, więc już sam ten fakt stanowi wartość dodaną w świecie muzyki. Współpraca jest dla mnie takim motorem napędowym sceny – tak wykuwają się najciekawsze pomysły i projekty! Grono osób, z którymi już działam twórczo jest spore i miałem okazję tu i ówdzie puścić parę z gęby odnośnie tego, kim są, ale dopóki nie zostaną one wydane, to pewne projekty pozwolę sobie jeszcze utrzymać w tajemnicy. Zresztą osoby, które znają mnie bliżej już o większości tych tematów wiedzą, ale są to tacy ludzie jak: Bluntin Jarantino, Cosmaya, EVF, Hitman, Istota, Lux Familiar, Panton, Radicall, Silence Groove czy Tom Encore. Oczywiście jeśli czyta to ktoś, z kim obecnie działam i nie widzi tu swojej ksywy – uspokajam: pamiętam o Was, kochani. Po prostu nie chcę odkrywać jeszcze wszystkich kart (w tym tematów z wiarą z zagranicy), a jedynie dać mały przedsmak tego, nad czym od lat pracujemy.

Co do Wojtasa, to powiedzieć o nim per “dobry kumpel” to nic nie powiedzieć! Ja pozwoliłbym sobie użyć słowa: mentor. Voitek Noir był pierwszą osobą, która wzięła mnie pod skrzydło w studio i zawdzięczam mu naprawdę sporo. Do tej pory też jest jedną z osób, z którą pracuje mi się najlepiej, choć coraz rzadziej mamy okazję na spotkania. Tym bardziej nie wyobrażam sobie sytuacji, w której na moim debiucie nie byłoby przynajmniej jednego naszego collabu! Mamy ukończonych parę wspólnych projektów.

Voitek Noir & Alegria

Voitek Noir & Alegria

Zresztą wspomniałem już o tym, który rozdawałem na płytkach podczas Sun & Bassu w 2015, a dopiero w 2018 dostałem wiadomość od jednego z właścicieli wytwórni, że nie dość, że zagrał tracka w jednym z podcastów, to jeszcze chce go wydać! To akurat temat na inną historię, którą chętnie opowiem, gdy temat wreszcie się ukaże. 😉 Natomiast pięknie ukazało mi to znowu od kuchni realia wydawnicze, z którymi trzeba się zmierzyć chcąc coś wydać.

SUNANDBASS Podcast #107 – Alegria

Alegria. O Utopia Music

Właśnie, wspomniałeś o realiach wydawniczych, a te przyszło Ci poznać od kuchni za sprawą współpracy z Mako i jego bristolską wytwórnią Utopia Music, gdzie działasz od zeszłego roku jako manager. Po pierwsze chciałem Ci serdecznie pogratulować tego sukcesu, ale chciałbym też dowiedzieć się jak do tego doszło i jak do tej pory oceniasz całe to doświadczenie?

Dzięki serdeczne! Ze Stephenem Mako znamy się od 2013 roku, kiedy to podbił do mnie z prywatną wiadomością na Soundcloud oferując możliwość przyjazdu do Polski i zagrania na DrumObsession. Ogółem rzecz biorąc strasznie nie lubię, gdy ludzie próbują wbijać się w ten sposób na DO, bo sami jako ekipa robimy własne rozpoznanie wśród artystów, których chcielibyśmy zaprosić i mamy na to wszystko własną wizję. W tym przypadku jednak było inaczej, może to kwestia osobowości Mako, ale nie dość, że plan doszedł do skutku i zagrali w kwietniu 2013 roku w Cafe Mięsna razem z Submorphicsem z USA, to od tamtego czasu zaprzyjaźniliśmy się. Parę lat później Steve wrzucił posta na social media o tym, że poszukuje “interna” (wolontariusza?) do pomocy przy labelu, a ja miałem już parę lat takich doświadczeń z pomocą Paulowi SG i jego austriacką wytwórnią Jazzsticks Recordings (przy której pracowałem od jej powstania w 2009 aż do 2014 roku) i postanowiłem się zgłosić. Okazało się, że świetnie nam się razem działało. Gdzieś w drugiej połowie 2019 roku Mako odezwał się do mnie z propozycją uczynienia mnie managerem Utopii, co zbiło mnie nieco z pantałyku, bo nie wiedziałem czy się do tego nadaję. Po paru rozmowach podjąłem decyzję i wszedłem w to.

Masz rację, tutaj już poznałem “bebechy” całej tej działalności, od trudności jakie mogą wystąpić w kontakcie z dystrybucją, grafikami czy artystami, po ogromniaste kolejki w tłoczniach, przez które tak długo czeka się na wyprodukowanie wydawnictwa winylowego, aż do rozkmin związanych z promocją i sprzedażą muzyki. Chyba jednak mimo braku doświadczenia w tej dziedzinie udało się wystartować całkiem nieźle. EPka Coded autorstwa nieżyjącego już Andy’ego Skopesa wraz z Madcapem – pierwsza, przy której miałem zaszczyt pracować, wyprzedała się na wosku! Obecnie po wielu zawirowaniach z dystrybucją jesteśmy w trakcie wydawania kolejnego wosku od duetu Hydro & War, a którą wsparły takie legendy jak Doc Scott czy Kid Drama. Jest co robić, bywa to przytłaczające, ale też jest to źródłem ogromnej satysfakcji. Sam Mako mówi, że nie wie co by beze mnie zrobił, bo pomogłem mu zorganizować całe to przedsięwzięcie w dużym stopniu w stosunku do tego, gdy działał sam. W przygotowaniu są już kolejne wydawnictwa od Quartza, Wara, a także kompilacja pt. Brotherhood złożona z collabów Mako z innymi artystami. Zdecydowanie jest na co czekać 😉

Alegria

Alegria – Fot. Aleksandra Buca

Alegria. O graniu na żywo

Czy masz już wizję tego, jak chcesz, by Twój autorski materiał wybrzmiał na żywo? Bardziej DJ sety, czy może jednak live act?

Oj, do live’a nie mam ani sprzętu, ani – na ten moment – skilla! Nie chciałbym robić czegoś w stylu przyjścia z laptopem i kontrolerem, odpalać klipy z Abletona i bawić się nań efektami. Nie czuję czegoś takiego i uważam, że o wiele więcej jestem w stanie zrobić na ten moment z tą muzyką w secie DJskim. Jeśli jest jakakolwiek część mojej muzycznej działalności, w której przez lata nabrałem pewności siebie, to jest mój skill DJski i selekcja. Jaram się też graniem b2b, szczególnie z osobami, z którymi jeszcze nie grałem, bo to dodaje sytuacji niezłego dreszczyku ekscytacji i trzymam kciuki, że jeszcze z paroma świetnymi osobami przyjdzie mi skrzyżować pendrive’a 😀

Co do wybrzmiewania na żywo, to już od lat wiele kawałków, w których maczałem palce, przemycam do swoich setów. W zasadzie gdy tylko doprowadzę (czy w przypadku collaba – doprowadzimy) rzecz do stanu grywalnego, to leci na playlistę i staram się to wpleść do selekcji. To jest chyba obecnie moja największa motywacja do tworzenia – mieć coś, czego nie ma nikt inny i móc takimi smaczkami zaskoczyć podczas setów. W ten sposób też odblokowałem się nieco w zeszłym roku produkcyjnie, robiąc chociażby dubstepowego tracka na nasz b2b z Hitmanem podczas moich sierpniowych urodzin – jedynej w tamto lato imprezie na głównej scenie Projekt LAB (za co jestem bardzo wdzięczny Quendiemu i Zariushowi!).

Alegria – Cryosphere (Eusebeia Remix)

Alegria. O dream teamie do b2b

Twoje urodziny to też nie lada gratka dla fanów setów w formule b2b. Tym, którzy nigdy nie mieli okazji tam być – ujawnię, że Piotr najpierw grał b2b ze wszystkimi, na głównej scenie LABu, a przy kolejnych edycjach zagrał ze wszystkimi zarówno na mainie, jak i barze. Skąd bierzesz siłę na takie maratony? Powiedz też z kim jeszcze z osób, z którym nie miałeś okazji zagrać, chciałbyś wystąpić w takim back2backu?

To prawda, te urodziny to jest istny maraton, ale kocham takie wyzwania i to miłość do muzyki daje mi tę siłę! Przy okazji pierwszych takich urodzin w klubie, ktoś się na wpół złośliwie zaśmiał, że powinienem poza mainem zagrać też b2b z ludźmi na barowej. No to już przy kolejnych uro pokazałem im, że się da! 😀 Teraz cwaniakują, że w takim razie powinienem otworzyć też Mordor (czyli scenę w piwnicy LABu, dla tych co nie wiedzą) i tam też zagrać z wiarą b2b. Nie mówię, że to się nigdy nie wydarzy, ale potrzebowałbym do tego chyba tak legendarnych skillów organizacji w excelu, jakie ma Hitman, żeby to ogarnąć i uporządkować. No i pewnie dużo napojów na bazie yerba mate na barze!

Co do marzeń b2b? Chętnie zagrałbym z:
Dtekkiem (chyba nikt tak nie kuma electro w naszym kraju, jak szef Up To Date, ale tak naprawdę ciekawe co wyszłoby z takiego combo),
Feelazem (choć zdarzyło mi się dograć parę kawałków z nim na barze w LABie, chyba podczas DrumObsession, ale marzę o pełnym b2b, szczególnie po tym jak rozwalił mi mózg swoim all night long w Tamie!),
Marginem (aka Wojtkiem Dominikiem, nieco niesłusznie zapomnianym przez naszą scenę diggerze i selektorze o wiedzy, która zawstydziłaby wielu wyjadaczy)
Monster (najlepszą polską DJką obecnie, która mimo braku docenienia Munoludem konsekwentnie rozpierdala system – mieliśmy okazję już grywać z doskoku na moich urodzinach oraz na jej urodzinach i nawet na którymś DrumObsession, gdy poleciałem b2b z całym ówczesnym Low Kollektiv, ale znowu – marzę o pełnym b2b, gdzie ktoś zabookuje nas ze względu na to, co przyniosłoby takie połączenie sił!)
Rezą (coby tego utalentowanego luja pasiastego nieco w kierunku opuszczonej ostatnio przezeń macierzy drum & bassowej przywrócić; już raz mieliśmy grać razem bodajże na zamknięciu pierwszej miejscówki Tamy przy dworcu Poznań Garbary – swoją drogą w ogóle zagrałbym drum & bassowego seta w Tamie, ale chyba na ten moment się na to nie zapowiada, ze względu na ich percepcję znanego im wycinka tej muzyki, a istnieją przecież klimaty dnb – np. Autonomic – które pięknie podeszłyby fanom house’u czy techno)
Silence Groovem (chociaż ten odgraża się wyprowadzką jeszcze dalej, niż jego obecne słowackie lokum, więc może stać się to coraz trudniejsze)

Przede wszystkim jednak chciałbym mieć więcej okazji zagrać kolejne sety b2b z osobami, z którymi grało mi się do tej pory najlepiej, czyli Artiztix, CrissNSA, k.o czy Lux Familiar. Świetnie byłoby znów mieć okazję polecieć b2b z Bambi Uzi czy Heather Helix! Lista jest ogromna, na bank o kimś zapomniałem, więc z góry przepraszam, gdyby ktoś poczuł się pokrzywdzony.

Alegria i Artiztix - fot. Kamlot

Alegria i Artiztix – fot. Kamlot

Alegria. O łatkach

Zdobyłeś Munoluda dla najlepszego DJ w kategorii muzyki basowej. Czy nie czujesz jednak, że jako twórca rozwijasz się już w innym kierunku?

Czy to mocne utożsamianie Ciebie z określoną stylistyką, jest pewnym ograniczeniem? A może wręcz przeciwnie – jest atutem, bo już funkcjonujesz w świadomości ludzi w określony sposób?

Skądże znowu, jaki inny kierunek? Wciąż jest tyle do zrobienia w świecie drum & bassu, że ja absolutnie nie zamierzam przestawać nad tym pracować, szlifować dalej skilla i wzbogacać selekcję. Chciałbym natomiast mieć więcej okazji do grania innych gatunków. To, że jestem utożsamiany z tempem drum & bassu, być może jest ograniczeniem z punktu widzenia bookingów, bo management klubów, bookerzy i promotorzy nie znają żadnego innego mojego oblicza (a tych jest wbrew pozorom bardzo wiele), a granie setów w innych tempach i gatunkach przynosi mi też sporą frajdę i świetnie byłoby móc robić to częściej, nie ograniczając się tylko do imprez ze świata okołobasowego.

Może to moja wina, może powinienem wypuszczać więcej setów, promo miksów, które by w jakiś sposób ogłaszały to miastu i światu, ale w kwestii nagrywanych setów jestem strasznym pedantem. Nie lubię publikować setów zbyt często, a do każdego z nich staram się przyłożyć tak bardzo, jak potrafię, żeby dało się ich słuchać miesiącami (czy nawet latami!) i się nie znudzić. Może gdy wreszcie przesłucham w całości nagrania mojego zeszłorocznego multi-tempo all night long seta ze Schronu (który był swego rodzaju przedłużeniem mojego świętowania 11 lat na scenie), wrzucę tego kolosa na Mixcloud. Na Soundcloudzie już większość miejsca zajął mi mój ostatni, cztero i półgodzinny studio mix – Voices In My Head.

Alegria - Fot. Michał Sawina

Alegria – Fot. Michał Sawina

Alegria. O najdłuższym studio mixie

Podobno pracowałeś nad nim przez kilka lat. Mógłbyś opowiedzieć o tym secie coś więcej?

W sumie rozpisałem się bardzo na ten temat w postach na social mediach przy okazji publikacji seta, jak i w samym opisie tegoż na Soundcloudzie (polecam przeczytać, gdyby kogoś to interesowało!). Odpowiem jednak pokrótce, bo już rozpisałem się na poprzednie pytania tak obszernie, że związany z tym running joke na mój temat w redakcji Muno z pewnością wróci do życia!

Jakoś od 2014 po głowie chodził mi pomysł na kolejny studio miks, a te wypuszczałem gdzieś raz na rok lub raz na dwa lata. Nie chciałem być jak wiele osób spamujących swoimi setami co miesiąc lub jeszcze częściej, bo już wtedy myślałem, że “kto miałby czas za tym wszystkim nadążąć?”. Także po to, żeby móc się do nich bardziej przyłożyć pod kątem rozplanowania tracklisty i przejść, których będzie można słuchać częściej niż raz i usunąć z playera (w tamtych czasach mam wrażenie, że rzadziej streamowało się sety, a częściej ściągało je na własne mp3 playery). Chodził nawet mi po głowie pomysł, żeby nagrać seta w cięższym klimacie, co pewnie przełożyłoby się na więcej bookingów w świecie polskiego drum & bassu.

Jednak serce pokierowało mnie w kompletnie przeciwnym kierunku. Zacząłem szkicować tracklistę bardziej w klimacie Autonomic, głębokiego dnb, ale zamarzyło mi się nagranie coś o poziom lepszego od moich dotychczasowych studio mixów. I tak rozpisywałem sobie kolejne szkice tracklisty, które po odleżeniu paru tygodni czy miesięcy nie broniły się wystarczająco po testowym zagraniu tych tracków. Im dłużej trwał proces, tym bardziej zaczynałem wątpić w siebie i w to, czy uda mi się nagrać seta tak dobrego, jak go sobie wyobrażałem. Wreszcie powiedziałem sobie “dość tego pierdolenia się w tańcu” i zacząłem układać to, co stało się w końcu finałową wersją tracklisty. Trochę się przy tym zagalopowałem, bo wybrałem 131 tracków (lub 137, jeśli liczymy też te tease’owane, ale niedograne) i z wstępnych obliczeń wyszło mi, że potrzebowałbym pięciu godzin, żeby to w ogóle zmieścić! Z pomocą przyszedł mi CrissNSA z jego setupem na trzy CD playery (sam nigdy wcześniej takim nie dysponowałem) i to właśnie u niego w domu za drugim razem udało mi się nagrać całość na tzw. setkę. Zresztą tak też nagrywam wszystkie moje miksy. Nie obyło się bez paru wpadek, ale chyba udało się wybrnąć z nich z twarzą.

Od nagrywki do publikacji minął mi jednak rok, gdy co jakiś czas słuchałem go i zastanawiałem się, czy aby na pewno powinienem go wrzucić. Po pierwsze – kto odsłucha coś tak długiego? Po drugie – czy na pewno jest tak dobry, jak go sobie wyobrażałem? Gdy na pierwsze pytanie odpowiedziałem sobie, że nagrałem tego seta przede wszystkim dla siebie samego, a na drugie – że jednak jest, to wreszcie przyszedł czas podzielenia się nim ze światem. Do tej pory było to chyba największe wyzwanie, jakie sobie postawiłem w kwestii nagrywania własnych setów i chyba uważam to za mój najważniejszy set na dotychczasowej ścieżce DJskiej. Nie wspominając już o tym, że gdy pracowałem nad nim, to nie byłem w stanie się skupić, ani poświęcić czasu na żaden inny z setów, które obiecałem ludziom jako miksy gościnne czy podcasty i dopiero od niedawna odgrzebuję się mozolnie z tej kolejki zobowiązań.

Dobra, miało być “pokrótce”, a wyszło jak zwykle, przepraszam! 😀

Alegria – Voices In My Head (studio mix)

Alegria. O przyszłości

Czy masz kolejne plany wydawnicze? Wspomniałem o tym, że dotychczas na scenie klubowej pełniłeś rolę DJa, bookera, promotora i kuratora. Czy wobec premiery debiutanckiej EPki, można spodziewać się, że ten stan się zmieni i od teraz położysz większy nacisk na własną twórczość?

Na ten moment cholera wie, co stanie się z imprezami (przynajmniej w tradycyjnej klubowej formie, którą my uskutecznialiśmy), więc ta część mojej działalności stoi obecnie pod znakiem zapytania. Mam nadzieję, że opcja didżejska nadal będzie możliwa do realizacji. Nie wiem jak rozumieć “większy nacisk na własną twórczość”, staram się robić ją we własnym tempie i na własnych warunkach. Może przydałoby się nieco więcej systematyczności, ale to chyba tyle w kwestii nacisku.

Debiut nakłada na mnie potencjalnie jakąś presję ewentualnych oczekiwań ludzi, co do kolejnych wydawnictw. Ja bardzo nie chciałbym dać takiej potencjalnej presji wygrać z moją własną psychiką. Wszystko obecnie toczy się w takim tempie, w jakim ma się toczyć. Na ten moment poza wspomnianym collabem z Voitkiem Noir (o czym nie chcę za bardzo więcej mówić, dopóki wydawnictwo się nie “zmaterializuje”) teoretycznie nic innego nie zostało podpisane, ale dosłownie dziś odezwał się do mnie przedstawiciel innej małej wytwórni, która również wydaje style około-Autonomic. Czy coś z tego wyniknie? Prędzej czy później pewnie tak. Na razie jednak pora zakasać rękawy i pracować dalej nad tym, co faktycznie liczy się najbardziej w tej całej układance – czyli nad muzyką.



Polecamy również


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →