30 lat ,,Protection” Massive Attack
30 lat temu, po znakomicie przyjętym debiucie, Massive Attack odłożyli na bok brudny trip-hop. Na drugim krążku brytyjskiej formacji znaleźliśmy soulową subtelność, ubraną w elegancką elektronikę. Czy dziś, trzy dekady później, brzmienie Protection broni się równie dobrze co Blue Lines i Mezzanine? A może lepiej?
Ta płyta to pozycja nieoczywista, która z jednej strony ma bardzo wyraziste punkty, a z drugiej trudny do określenia charakter. Jej autorzy jedną nogą byli wciąż w opuszczonych lotniczych hangarach Bristolu, gdzie przy wielkich, budowanych przez jamajskich imigrantów soundsystemach uformowała się grupa The Wild Bunch. Drugą zaś zwracali się już ku eleganckiej, salonowej elektronice w stylu Portishead, Air czy Zero 7. Coraz mniej brudu i zadziorności, coraz więcej spokoju i elegancji. Czy to dobrze, czy źle? Nie, tak po prostu miało być, o czym niech świadczą słowa twórców, a konkretnej 3D:
Chcieliśmy nagrać soulowy album, ale w nasz własny sposób.
Tylko tyle i aż tyle. Massive Attack nigdy nie lubili przesady, a drugi, świętujący dziś 30 lat od premiery album jest tego doskonałym przykładem.
Płyta uznawana za drugą część „klasycznej trylogii”, obok debiutanckiego Blue Lines (1991) oraz Mezzanine (1998), została przyjęta przez krytyków bardzo dobrze, o czym mówi choćby recenzja Paula Evansa dla Rolling Stone:
Zmysłowe brzmienia, które płynnie łączą dub, klubowe rytmy i soul, osadzając swoją elegancję na samplowanych bitach.
Z kolei tak o albumie pisał Randy Silver:
Niezbyt ostentacyjny album z bogatą paletą dźwięków; ujawnia więcej ze swojej treści przy kolejnych odsłuchach, stając się coraz lepszym — i głębszym — za każdym razem.
Massive Attack – Protection
Massive Attack. Protection – nienachalny klasyk
Problem z Protection polega na tym, że… nie stwarza problemów, nie zgrzyta, nie próbuje namieszać jak debiut z 1991 roku. Otwierająca album tytułowa oniryczna, 8-minutowa suita, otulona satynowym głosem Tracey Thorn, jest niczym kojący balsam, który chwilę później rozlewa się na brudny klubowy parkiet za sprawą fenomenalnego, pulsującego jamajskimi wpływami singla Karmacoma. Wokale muzyków, a zwłaszcza Tricky’ego, będącego jeszcze wówczas regularnym członkiem składu, błyszczą na tle dusznych, zadymionych i kleistych bitów. Te dwa kawałki, perfekcyjnie różniące się od siebie i doskonale wybrane na single, rozpalają ekscytację do maksimum. To, co dzieje się później, nie miało być gwałtownym zgaszeniem ognia. Miało być powolnym dopalaniem się płomienia, który do samego końca ma ogrzewać słuchacza czułym, lecz nienachalnym brzmieniem.
Massive Attack – Karmacoma
Massive Attack. Protection – z Jamajki do Bristolu
Pojawiająca się w kolejnych utworach szkocka wokalistka Nicolette Suwoton znakomicie zastąpiła Sharę Nelson spuszczając nieco powietrze po wspaniałym, lecz pełnym patosu Unfinished Sympathy. Zamiast, jak nazwał to sam 3D, „kolejnej divy”, słuchacze otrzymali wokal, który dodał płycie soulowej intymności. Głos Szkotki opływa minimalistyczne kompozycje dodając im uduchowionego charakteru. Odpowiedzialni za brzmienie Robert „3D” Del Naja, Grant „Daddy G” Marshall oraz Andrew „Mushroom” Vowles, wspierani przez wspomnianego Tricky’ego oraz producenta Nellee Hoopera, tonowali trip-hopowe naleciałości z Blue Lines. Zamiast nich, w pozostałych, niesinglowych pozycjach z Protection przemycali inspiracje downtempo i leftfield music, co doskonale komponowało się z mocniej wyeksponowanymi niż na debiucie wpływami jamajskimi. Elementy dubu i reggae są obecne niemal w każdym z utworów na płycie, dodając im charakterystycznej głębi i harmonii.
Massive Attack – EuroChild
O trip-hopowym DNA przypominają przybrudzone Euro Child i Sly, zaś Heat Miser brzmi jak numer, który Brytyjczycy mogli podkraść od Röyksopp, gdyby ci… w ogóle istnieli (norweski duet zacznie działalność w 1998 roku, cztery lata po premierze Protection). Konsternację wzbudza jedynie cover Light My Fire The Doors, umieszczony na końcu albumu. Koncertową wersję, w której partię wokalną wykonuje Horace Andy, należy potraktować w kategorii ciekawostki lub bonusu.
Massive Attack. Protection – soulowa subtelność
Wpływy Protection, albumu znacznie rzadziej wymienianego w stosunku do Blue Lines i Mezzanine, gdy chodzi o kształtowanie się wczesnego stylu Massive Attack, są o wiele bardziej obecne w późniejszych latach kariery Brytyjczyków. Mowa nie tylko o albumach 100th Window i Heligoland. Nowsze, znakomicie przyjęte EP-ki Massive Attack – Ritual Spirit i The Spoils (obie 2016) – pełne są nawiązań do Protection, płyty niesamowicie stonowanej, która jednak ani na moment nie zbliża się do generycznego banału spod znaku elevator music. To właśnie soulowa intymność i subtelne porcjowanie środków stały się największymi atutami albumu, a następnie stylu Massive Attack od Heligoland wzwyż – to właśnie odłożenie na bok mocno osadzonego w latach 90. trip-hopowego sznytu, pozwoliło zespołowi bez trudu odnaleźć się w kolejnych dekadach XXI wieku i niezmiennie ekscytować słuchaczy.