Redvibes
Rocznik ’86. Gusta muzyczne eR wyrobił sobie jeszcze za bajtla kiedy to z jednej strony starszy brat zapewniał kasetową edukację z zakresu metalu, a z drugiej strony siostra zapoznawała z wszystkim, co było alternatywne temu co niealternatywne. Dzięki temu eR nie potrafił jeszcze wyznaczać pierwiastków równania, ale wiedział już co to Motórhed, Metalika i inne wyrazy na M, a także miał możliwość bawić się np. klockami LEGO przy dźwiękach Toola czy też Nine Inch Nails. Te zabiegi odcisnęły widoczne do dziś piętno na eR. Na własną rękę już eR zgłębiał pokłady muzycznej elektroniki i różnych dziwnych gatunków, a dzięki temu że lotoł po placu, trafił do niego również hip i hop. Potem gdzieś tam pojawił się drum’n’bass, funk i inne warte uwagi gałęzie dźwięku. Takieżto korzenie sprawiły, że w życiu eR zawsze istniał jakiś soundtrack. Zawsze. W okresie życia zwanym młodzieńczym uznał eR, że sam chciałby wpłynąć na swój OST i spróbować sił w komponowaniu. Tak oto nie powstał Chocapic, ale powstał pomysł aby skubnąć softu do muzykowania. I rozpoczęła się mozolna i nierówna walka, aby własne wytwory dało się rozróżnić od dźwięków hamowania pociągu. Trwało to i trwało, w międzyczasie pojawił się mikrofon i eR zaczął do niego mówić. Potem jego ścieżka skrzyżowała się z ekipą z Chorzowa i Świętochłowic, i tak przez jakiś czas eR działał jako wokal w zespole Tu-100. Uznał jednak, że to chyba nie dla niego, i powrócił do własnych produkcji wspomagając jednak koleżków swoim, jakże dużym doświadczeniem przy nagrywaniu pieśni. Czas płynął i w końcu eR znalazł normalną (hmm…) pracę. Zaczął inwestować w sprzęt i w końcu pojawiło się coś co ogólnie nazwać można „brzmieniem”. Dalsza historia zapisuje się w tej chwili kiedy to eR wypuszcza swój pierwszy album i równocześnie rozpoczyna ofensywę perkusyjną…